A little party never killed nobody
: wt gru 02, 2025 9:44 am
— No nie wiem…
— Dawaj, Zoe! Obiecałaś! — rzucił Marvin, który w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, był podekscytowany faktem, że ta zgodziła się w końcu iść z nim na domówkę. Chłopak z jakiegoś powodu uważał, że to podniesie jego wartość na szkolnych korytarzach. Że jak zacznie się udzielać społecznie i ludzie go zauważą, to dadzą mu też spokój. Nie będzie tak nękany i w końcu, ten ostatni rok w liceum, stanie się znośny. I może nawet przyjemny.
Zoe nie miała takich ambicji.
Obiecała jednak Marvinowi, że do niego dołączy. Obiecała też samej sobie, że spróbuje czegoś nowego, jeśli opuści tamten las. I to miało być spełnienie tej obietnicy. Kto wie, może faktycznie nie będzie tak źle i nawet jej się spodoba? A jak będzie trzoda, to przynajmniej dostanie potwierdzenie wszystkich swoich domysłów i wyniesionych plotek.
Wtedy nikt nie będzie mógł jej powiedzieć, że na żadnej imprezie nie była.
— Jak będzie słabo to wyjdziemy — powiedział, kierując się ścieżką do drzwi wejściowych.
Taki był plan. Ciekawe jak wyjdzie w praniu.
Marvin odjebał się jak na roraty. Chciał w końcu zrobić wrażenie. Zoe wzięła uwagi swojego dawnego kolegi z drzewa do siebie, i ubrała coś, co miało nadawać się na wyjścia. Nawet się pomalowała bardziej, niż normalnie. Może gdyby chodziła tak codziennie wystylizowana do szkoły, to zwróciłaby na siebie większą uwagę. Ale ona w przeciwieństwie do cheerleaderek jej nie potrzebowała i lubiła być z boku.
Muzykę zdawało się słychać już z ulicy. Gdy otworzyły się drzwi, ta wydawała się być ogłuszająca. W przejściu przywitał ich gospodarz. Już trochę podpity i nieco gubiący słowa, ale zaprosił ich zachęcającym gestem do środka, chyba nawet nie wiedząc kogo zaprasza. Ale pochwalił koszulę Marvina, uznając ją za „odjazdową”. Przyjaciel uznał to za komplement, ale Zoe miała wrażenie, że wyczuwała tam prześmiewcze tony.
A może była już trochę przewrażliwiona.
W powietrzu było czuć alkohol. Masę procentów, które wydychali goście. Był tłok. Jedni tańczyli w salonie, inni plotkowali w kuchni, polewając kolejne drinki i doprawiając kolorowy poncz dodatkowymi butelkami alkoholu. Po prawej się obmacywali, a po lewej już ktoś płakał. Dziewczyna. Możliwe, że złamali jej serce, albo po prostu po alkoholu wszystko było smutne.
Czuła się nieco… przytłoczona. Tłumem ludzi, wszystkim co się dookoła działo, decybelami.
— Jest super! — wykrzyczał chłopak, starając się przebić przez muzykę. — Przyniosę ci drinka! — dodał z szerokim uśmiechem, aby zaraz zostawić przyjaciółkę pośrodku przypadkowych ludzi, którzy w większości, na szczęście, nie zwracali na nią uwagi.
Przynajmniej Marvin to miał świetny humor i nastawienie.
Zoe uśmiechnęła krótko i odprowadziła chłopaka spojrzeniem przez tłum, gdy kierował się w stronę zdradzieckiego ponczu z którego wszyscy czerpali energię. Wszyscy się zdawali świetnie bawić, a ona miała wrażenie, że po prostu tu nie pasuje. Ale może to kwestia czasu. Kwestia przyzwyczajenia i wkręcenia się w towarzystwo? I kwestia wypitego alkoholu.
Evander Kross
— Dawaj, Zoe! Obiecałaś! — rzucił Marvin, który w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, był podekscytowany faktem, że ta zgodziła się w końcu iść z nim na domówkę. Chłopak z jakiegoś powodu uważał, że to podniesie jego wartość na szkolnych korytarzach. Że jak zacznie się udzielać społecznie i ludzie go zauważą, to dadzą mu też spokój. Nie będzie tak nękany i w końcu, ten ostatni rok w liceum, stanie się znośny. I może nawet przyjemny.
Zoe nie miała takich ambicji.
Obiecała jednak Marvinowi, że do niego dołączy. Obiecała też samej sobie, że spróbuje czegoś nowego, jeśli opuści tamten las. I to miało być spełnienie tej obietnicy. Kto wie, może faktycznie nie będzie tak źle i nawet jej się spodoba? A jak będzie trzoda, to przynajmniej dostanie potwierdzenie wszystkich swoich domysłów i wyniesionych plotek.
Wtedy nikt nie będzie mógł jej powiedzieć, że na żadnej imprezie nie była.
— Jak będzie słabo to wyjdziemy — powiedział, kierując się ścieżką do drzwi wejściowych.
Taki był plan. Ciekawe jak wyjdzie w praniu.
Marvin odjebał się jak na roraty. Chciał w końcu zrobić wrażenie. Zoe wzięła uwagi swojego dawnego kolegi z drzewa do siebie, i ubrała coś, co miało nadawać się na wyjścia. Nawet się pomalowała bardziej, niż normalnie. Może gdyby chodziła tak codziennie wystylizowana do szkoły, to zwróciłaby na siebie większą uwagę. Ale ona w przeciwieństwie do cheerleaderek jej nie potrzebowała i lubiła być z boku.
Muzykę zdawało się słychać już z ulicy. Gdy otworzyły się drzwi, ta wydawała się być ogłuszająca. W przejściu przywitał ich gospodarz. Już trochę podpity i nieco gubiący słowa, ale zaprosił ich zachęcającym gestem do środka, chyba nawet nie wiedząc kogo zaprasza. Ale pochwalił koszulę Marvina, uznając ją za „odjazdową”. Przyjaciel uznał to za komplement, ale Zoe miała wrażenie, że wyczuwała tam prześmiewcze tony.
A może była już trochę przewrażliwiona.
W powietrzu było czuć alkohol. Masę procentów, które wydychali goście. Był tłok. Jedni tańczyli w salonie, inni plotkowali w kuchni, polewając kolejne drinki i doprawiając kolorowy poncz dodatkowymi butelkami alkoholu. Po prawej się obmacywali, a po lewej już ktoś płakał. Dziewczyna. Możliwe, że złamali jej serce, albo po prostu po alkoholu wszystko było smutne.
Czuła się nieco… przytłoczona. Tłumem ludzi, wszystkim co się dookoła działo, decybelami.
— Jest super! — wykrzyczał chłopak, starając się przebić przez muzykę. — Przyniosę ci drinka! — dodał z szerokim uśmiechem, aby zaraz zostawić przyjaciółkę pośrodku przypadkowych ludzi, którzy w większości, na szczęście, nie zwracali na nią uwagi.
Przynajmniej Marvin to miał świetny humor i nastawienie.
Zoe uśmiechnęła krótko i odprowadziła chłopaka spojrzeniem przez tłum, gdy kierował się w stronę zdradzieckiego ponczu z którego wszyscy czerpali energię. Wszyscy się zdawali świetnie bawić, a ona miała wrażenie, że po prostu tu nie pasuje. Ale może to kwestia czasu. Kwestia przyzwyczajenia i wkręcenia się w towarzystwo? I kwestia wypitego alkoholu.
Evander Kross