Spotkanie po latach
: sob gru 06, 2025 4:11 pm
outfit
Elise miewała lepsze i gorsze dni; momentami czuła się niczym piękna i pewna siebie dwudziestolatka, wtedy to stroiła się i wychodziła na miasto, nie nastawiając się przesadnie na cokolwiek, ale mając głowę otwartą na nowe znajomości. Inne dni były z kolei pełne melancholii, kiedy nie miała ochoty na żadne interakcje społeczne i nawet podczas rozmów z klientami ograniczała mocno swoje wypowiedzi, mówiąc tylko tyle, ile było konieczne. Wtedy najchętniej nie wychodziłaby z domu, ale jeśli miała akurat dyżur w przychodni, to chcąc nie chcąc musiała wyściubić nos spod kocyka i przynajmniej spróbować być na tyle zsocjalizowana, żeby przywitać się ze współpracownikami, powiedzieć parę słów do klientów, a potem skupić się na tym, co chyba jako jedna z niewielu rzeczy sprawiała jej przyjemność - zwłaszcza w takich kiepskich dniach - na diagnozowaniu i leczeniu swoich czworonożnych przyjaciół.
Jaki był jej humor tego konkretnego dnia? Chyba lawirował gdzieś pomiędzy "ok" a "do dupy". Z pracy wyszła wyjątkowo o czasie, nie przyjmując żadnego dodatkowego pacjenta poza tymi zapisanymi do niej wcześniej, wróciła do domu, przekąsiła coś i wzięła dłuższą kąpiel, a następnie ubrała się w coś ładnego i wyszła z domu. Nie miała koncepcji gdzie chciałaby pójść, ale w końcu złapała taksówkę i kazała się zawieźć do jakiegoś fajnego baru, zdając się całkowicie na znajomość miasta przez taksówkarza.
Lokal do którego jakiś czas później weszła wydawał jej się całkiem przytulny. Najpierw udała się do baru, gdzie zamówiła jakiegoś drinka z arbuzem, po czym rozejrzała się po sali w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłaby przysiąść. W pewnym momencie rzuciła jej się w oczy postać siedząca w pewnej odległości, przy jakimś niewielkim stoliczku, na widok której zmrużyła lekko brwi. Po chwili zawahania ruszyła w kierunku wysokiego mężczyzny, dobrze zbudowanego, w którego profilu widziała chłopaka, z którym kiedyś łączył ją... hm, wakacyjny romans? Chyba można to mniej więcej tak określić, mimo że wtedy oboje byli młodymi ludźmi, a ona była tuż przed wyjazdem do szkoły z internatem.
- Karrion...? - zapytała niepewnie, podchodząc do stolika przy którym siedział mężczyzna, w dłoni trzymając szklankę z drinkiem, którego jeszcze nie zdążyła nawet ruszyć.
Karrion Mercer
Elise miewała lepsze i gorsze dni; momentami czuła się niczym piękna i pewna siebie dwudziestolatka, wtedy to stroiła się i wychodziła na miasto, nie nastawiając się przesadnie na cokolwiek, ale mając głowę otwartą na nowe znajomości. Inne dni były z kolei pełne melancholii, kiedy nie miała ochoty na żadne interakcje społeczne i nawet podczas rozmów z klientami ograniczała mocno swoje wypowiedzi, mówiąc tylko tyle, ile było konieczne. Wtedy najchętniej nie wychodziłaby z domu, ale jeśli miała akurat dyżur w przychodni, to chcąc nie chcąc musiała wyściubić nos spod kocyka i przynajmniej spróbować być na tyle zsocjalizowana, żeby przywitać się ze współpracownikami, powiedzieć parę słów do klientów, a potem skupić się na tym, co chyba jako jedna z niewielu rzeczy sprawiała jej przyjemność - zwłaszcza w takich kiepskich dniach - na diagnozowaniu i leczeniu swoich czworonożnych przyjaciół.
Jaki był jej humor tego konkretnego dnia? Chyba lawirował gdzieś pomiędzy "ok" a "do dupy". Z pracy wyszła wyjątkowo o czasie, nie przyjmując żadnego dodatkowego pacjenta poza tymi zapisanymi do niej wcześniej, wróciła do domu, przekąsiła coś i wzięła dłuższą kąpiel, a następnie ubrała się w coś ładnego i wyszła z domu. Nie miała koncepcji gdzie chciałaby pójść, ale w końcu złapała taksówkę i kazała się zawieźć do jakiegoś fajnego baru, zdając się całkowicie na znajomość miasta przez taksówkarza.
Lokal do którego jakiś czas później weszła wydawał jej się całkiem przytulny. Najpierw udała się do baru, gdzie zamówiła jakiegoś drinka z arbuzem, po czym rozejrzała się po sali w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłaby przysiąść. W pewnym momencie rzuciła jej się w oczy postać siedząca w pewnej odległości, przy jakimś niewielkim stoliczku, na widok której zmrużyła lekko brwi. Po chwili zawahania ruszyła w kierunku wysokiego mężczyzny, dobrze zbudowanego, w którego profilu widziała chłopaka, z którym kiedyś łączył ją... hm, wakacyjny romans? Chyba można to mniej więcej tak określić, mimo że wtedy oboje byli młodymi ludźmi, a ona była tuż przed wyjazdem do szkoły z internatem.
- Karrion...? - zapytała niepewnie, podchodząc do stolika przy którym siedział mężczyzna, w dłoni trzymając szklankę z drinkiem, którego jeszcze nie zdążyła nawet ruszyć.
Karrion Mercer