Strona 1 z 1

Please Save My Dog

: sob gru 06, 2025 7:38 pm
autor: Hunter Jang
Kurwa, kurwa, kurwa.
Dawno nie biegł nigdzie tak szybko.
Pędził przed siebie ile sił w nogach, mijając wgapiających się w niego przechodniów. Na rękach niósł kilkudziesięciokilogramowego psa. Mało responsywnego, ale żywego. Przelewającego mu się prawie przez ręce. Psa, który był z nim od lat. Który był jego rodziną. Za którego dałby się pochlastać bez mrugnięcia okiem.
Ten sam pies tracił siły z każdą kolejną minutą.
Nie miał pojęcia gdzie jest najbliższy weterynarz, a powinien. W końcu już jakiś czas tu mieszkał. Szkoda, że w tym momencie zapewne i tak nie myślałby logicznie. Nogi prowadziły go więc do miejsca, które kojarzył, bo mijał je na spacerach z Hatim. Nie wiedział czy znajdzie tam wsparcie i pomoc, ale skoro organizacja zajmowała się przybłędami i miała na stanie setki porzuconych zwierząt, to musieli mieć kogoś kompetentnego na miejscu, prawda? Nie wiedział jak działają schroniska od środka, więc mógł mieć tylko nadzieję.
A jeśli nie znajdzie tam lekarza, to na pewno kogoś, kto ma auto oraz lepszą wiedzę o mieście.
Wjebał się przez furtkę, a potem skierował do budynku głównego. Z buta potraktował drzwi, traktując to jako pukanie. Nie mógł sam otworzyć wejścia, bo miał w rękach psa, którego nie chciał za nic w świecie puszczać.
— Nie trze-
Macie weta?
— My-
Kurwa, weta kretynie, pies mi umiera — warknął na biednego pracownika schroniska, który dopiero po dłuższej chwili zrozumiał powagę sytuacji. Spojrzał na Huntera, a potem przeniósł wzrok na słabego owczarka belgijskiego, który ciężko oddychał w ramionach swojego opiekuna.
Machnął ręką na chłopaka i czym prędzej zaprowadził go na tyły budynku.
Hunter w duchu modlił się, aby pies przeżył. Mówił do niego, że ma, kurwa, walczyć. Nie wiedział co ze sobą zrobi, jeśli Hati tego nie przetrwa, ale wolał o tym nie myśleć. Nawet jeśli nie miał pieniędzy, to zrobiłby wszystko, aby jakieś zdobyć, jeśli będzie taka potrzeba.
Nawet sprzeda duszę Giovanniemu.
Mijał klatki ze szczekającymi, porzuconymi zwierzętami. Odgłosy zwierząt docierały do niego przytłumione, bo w uszach szumiała mu jego własna krew pompowana przez adrenalinę. Każdy krok wydawał się dłużyć, a sekunda trwać wieczność.
W końcu został poprowadzony do osobnego budynku. Pracownik przekroczył drzwi i już otwierał usta, aby opowiedzieć sytuację pracownicy, ale Hunter go wyprzedził.
Jesteś wetem? — rzucił naprędce, wymijając chłopaka, a swoje spojrzenie skupiając na kobiecie, która miała być jego ostatnią nadzieją. — Pomóż mu. — I chociaż brzmiało to jak nerwowy rozkaz, w jego głosie dało się usłyszeć ten proszący, błagalny wręcz ton. Nie używał go. Praktycznie nigdy. Chyba, że był bardzo zdesperowany.
Zupełnie jak teraz.

Erza B. Fernandes

Please Save My Dog

: sob gru 06, 2025 9:46 pm
autor: Erza B. Fernandes
Hunter Jang

Sterty papierów, wprowadzanie odpowiednich liczb do tabelek w excelu oraz masa niepotrzebnej dokumentacji. Nie w ten sposób wyobrażała sobie pracę w schronisku. Erza odkąd pamiętała, była człowiekiem z misją. Jako wolontariuszka doszukiwała się prawdziwego dobra w działaniu schroniska, a spotkała się z prawdziwą ścianą. Biurokracja ją przeciążała. Z każdego przypadku musiała się tłumaczyć. Koszty schroniska stale się powiększały, a ona trwała w przedziwnym marazmie między pomocą a bezsilnością.
Lekko przeciążona z wyraźnymi worami pod oczyma, piła piątą kawę tego dnia. Każdy włos skierowany był w inną stronę, a sam zapach po zmianie w schronisku... pozostawiał wiele do życzenia. Jej obecny stan dało się ocenić jako denny, może nawet niżej. Chwyciła za kubek, by upić z niego ostatni łyk kawy, by dodać sobie odrobiny skupienia.
Miałeś mi — zaczęła z pretensjami, przerywając, kiedy tylko uniosła głowę. Kofeina już nie była jej potrzebna. W ciągu sekundy popłynęła w jej ciele spora dawka adrenaliny, powodując całkowitą jasność umysłu. Niemalże od razu wstała z krzesła, podchodząc do właściciela z psem, by móc na pierwszy rzut oka ocenić całą sytuację. Oddychał. Był przytomny. To wystarczyło na tyle, by mogła przejść do zrobienia szybkiego wywiadu.
Rasa, wiek, choroby przewlekłe — wyrzuciła z siebie na samym wstępnie, by móc wiedzieć cokolwiek o jej nowym, czworonożnym pacjencie — przynieś go proszę na stół do gabinetu — dodała niemalże od razu i głową kiwnęła na drzwi do drugiego pokoju. Tam posiadała większość potrzebnych rzeczy, by móc dojść z psem do ładu. Mimo płynącej adrenaliny zachowała trzeźwość umysłu, tylko ona mogła jej pomóc w trakcie takiego przypadku — Co się stało? Od kiedy są te objawy? Co się stało, gdy zaczął być osłabiony? Co wtedy robiliście? — kolejna seria pytań, ale zdołali już wejść do gabinetu. Zaświeciła światło nad stołem, na którym badała pacjentów. Wzięła ze sobą stetoskop i spojrzała na właściciela z ciepłym uśmiechem.
Pomogę — jej głos był spokojny, a oczy błyszczały. Była gotowa do działania, aby zdiagnozować, pomóc. W razie gorszych problemów wysłać do kolejnych specjalistów.

Please Save My Dog

: ndz gru 07, 2025 12:35 am
autor: Hunter Jang
Stresował się. W chuj.
A kiedy był zestresowany, potrafił być niemiły, zwłaszcza jak ktoś zadawał debilne pytania - dokładnie jak pan pracownik, który wydłużał niepotrzebnie czas w dotarciu do lekarza weterynarii. Może kiedyś go przeprosi, ale to raczej się nie stanie, bo Hunter nie znał takich słów. A jeśli znał, to bardzo rzadko kiedy ich używał. A już na pewno nie do obcych, przypadkowych ludzi.
Na szczęście pani lekarz weterynarii nie zamierzała się pierdolić w tańcu, tylko od razu przeszła do konkretów. Chyba by go pokurwiło, gdyby okazało się, że też zamierzała go pouczać, kiedy teraz liczyła się każda sekunda. Jeśli będą chcieli zrobić mu wykład, albo dać rachunek za leczenie, to mogli to zrobić po wszystkim. Jak już jego pies będzie w stanie normalnie funkcjonować.
Owczarek belgijski, sześć lat, nie choruje — odpowiedział jak na automacie, przechodząc za kobietą do wskazanego przez nią pomieszczenia. Jako jego jedyny właściciel, wiedział absolutnie wszystko. Spędzał z tym psem prawie całe dnie, a swego czasu to nie rozstawał się z nim nawet na godzinę, bo nawet na miasto wychodzili we dwójkę. Hati był jego nieodłącznym elementem. Każdy go kojarzył. Był jak maskotka jebanego Seulu nocą.
A teraz miał walczyć o życie przez jakiś durny kawałek kiełbasy?
Pytania. Więcej pytań. Hunter, skup się jak raz.
Spacer. Na spacerze byliśmy i kurwa zeżarł coś idiota, ale myślałem, że to jakiś śmieć. Tylko, że jak go przywołałem to zaczął się dziwnie zachowywać — mówił, kierując się do stołu, aby położyć tam osłabionego zwierzaka. — Potem zaczął się zataczać, wymiotować i kurwa było coraz gorzej — dodał, odsuwając się nieco w bok, aby zrobić dziewczynie więcej miejsca na oględziny. Daleko jednak nie odchodził, bo cały czas miał dłoń położoną na grzbiecie psa.
Jeśli nie uda się go odratować mimo szybkiej interwencji, to… będzie źle.
Opiekun zawsze wie, kiedy coś jest nie tak. Widzi najmniejsze odchylenia w zachowaniu zwierzaka, a on je zauważył ledwo spojrzał na owczarka. Tylko pewnie poczekałby z tym dłużej gdyby nie to, że cokolwiek zatruło mu psa, zaczęło działać zaskakująco szybko.
Nie wiem to było jakieś dwadzieścia minut temu może — stwierdził, starając się ogarnąć ile czasu mogło minąć od pierwszych objawów. Nie miał zegarka, nie patrzył na czas, a każda minuta w tej chwili wydawała się trwać wieczność, ale jako zestresowany właściciel, chciał w tym momencie podać jak najlepsze odpowiedzi. Jak raz musiał się wspiąć na wyżyny własnej odpowiedzialności i dojrzałości. — Nie wiem co zeżarł, trutkę czy inne gówno. — Nie do końca to widział, bo jak się odwrócił, to pies coś jadł z ziemi. Może jakieś truchło, a może rozrzuconą kiełbasę z niebieskim proszkiem, którą najchętniej wsadziłby do gardła osobie, która ją podłożyła.
Brzmiało jak plan na przyszłość.

Erza B. Fernandes

Please Save My Dog

: ndz gru 07, 2025 10:07 am
autor: Erza B. Fernandes
Hunter Jang

Obserwowała młodego mężczyznę, czekając na odpowiedzi. Musiała je poznać, zanim przejdzie do procedur medycznych. W każdym przypadku wywiad brzmiał banalnie. Większość psich właścicieli nie jest w stanie świadomie obserwować własnych czworonogów. Wpychają ich w sytuacje, powodujące stres, zmuszają do nienaturalnych zachowań, a najgorszy typ to ten znęcający się. Po Hunterze się tego nie spodziewała. Nie znała go. Nie mogłaby być w stanie uznać go za dobrego człowieka. Za to Erza miała jedną zasadę. Człowieka można ocenić po tym, jak traktuje własnego psa.
Dobrze — krótko skwitowała jego słowa, kiwając głową. Sześcioletni, dorosły pies. Musiała być to mocna neurotoksyna, skoro rozprzestrzeniła się tak szybko po ciele.
Rozumiem — powiedziała krótko, unosząc wzrok na mężczyznę — najpierw go zbadam — odchyliła psu wargę, by sprawdzić jego błony śluzowe. Nic nie mówiła. Wolała skupić się na przetwarzaniu informacji, które właśnie krążyły po jej głowie, by zdiagnozować Hati. Następnie szybkim ruchem założyła stetoskop i zaczęła osłuchiwać. Skupiła się na słabszym rytmie serca, płytkich, za to szybkich oddechach. Musiała się skupić w stu procentach, w tym momencie chodziło o życie. Odłożyła narzędzie medyczne z boku, a zamiast niego chwyciła termometr, który w moment wylądował w psim odbycie. Stan podgorączkowy, jeszcze nie gorączką. Później zaczęła uciskać brzuch pacjenta.
Nabrała powietrza do ust, próbując sobie wszystko uporządkować. Miała wstępną diagnozę, co mógł zjeść Hati, ale jeszcze się powstrzymała od wypowiedzenia jej głośno.
Josh, ogól mu łapę. — chłopak z recepcji znów został przywołany. Erza zirytowała się jego długą reakcją. Chodziło o minuty, zanim będzie mogła podać leki, które uśmierzą ból. Wszystko toczyło się bardzo szybko. Pies po chwili miał wygolone miejsce. Erza podstawiała już mu dwie probówki, z których leciała krew — morfologia i biochemia krwi — odpowiedziała, wciskając recepcjoniście probówki z krwią. W schronisku tak wyglądało życie. Każdy człowiek był od wszystkiego. Ona sprzątała gówno, a biedny pracownik był w stanie włożyć próbki do badania.
Zrobię USG, a później kroplówka — powiedziała spokojnym tonem, unosząc wzrok na właściciela. Uniosła kąciki ust. Nie mogła spędzić z nim dużej ilości czasu, badania się same nie zrobią, a sprzęt do USG sam się nie przyniesie. Po parunastu sekundach spoglądała z powrotem na Janga — mogę marzyć, że zebrał pan jego wymiociny, prawda? — spytała poważnym głosem. To wiele by jej rozjaśniło. Byłaby w stanie znaleźć przyczynę niemalże od razu.

Please Save My Dog

: ndz gru 07, 2025 2:18 pm
autor: Hunter Jang
Nie był zbyt dobrym człowiekiem na co dzień. Miał wiele za uszami, często robił durne, nieprzemyślane rzeczy, które krzywdziły innych. Nie myślał za bardzo o przypadkowych ludziach, ani tym czy ich ranił słowami czy swoimi działaniami. Jeśli jednak chodziło o jego psa, to miał zupełnie inne podejście. Hati był dla niego członkiem rodziny, który siedział z nim odkąd tylko opuścił przytułek dla dzieciaków bez domu. I jeśli teraz miałby go stracić, bo jakiś śmieć rozrzucił trutkę, to poruszy niebo i ziemię, aby tego kogoś znaleźć.
Nie dopuszczał jednak do siebie myśli, że Hati mógł dzisiaj umrzeć. Może za dziesięć lat, ale na pewno nie teraz.
Nie wpierdalał się. Jak raz trzymał ręce przy sobie, nie kłócił się i zachowywał jak dobry obywatel, licząc w serduchu, że kobieta jest kompetentna i wie co robić w takich przypadkach. W końcu była lekarzem weterynarii, nie? Miała za sobą szkołę i praktykę, na pewno też jakieś szkolenia. Musiała wiedzieć więcej do niego, bo on jako opiekun liczył, że się zna. Musiał jej teraz zaufać i powierzyć jej życie własnego przyjaciela.
Zaciskał mocniej zęby, gdy obserwował jak kobieta bada zwierzaka. Jak jej kolega goli owczarkowi łapę, a potem wbijają się w nią z wenflonem by zacząć podawać odpowiednie leki oraz kroplówki. Hati zwykle nie chorował. Był okazem zdrowia. Wiecznie żywy, ruchliwy i nawet jadł lepiej niż Hunter. Nie mówiąc o tym, że przebadany też był, bo jak Jang miał wydawać już na coś pieniądze, to zwykle był to jego podopieczny.
Teraz, jak widział go w takim stanie, to serce mu się krajało.
Rób wszystko co trzeba — powiedział, zgadzając się na każdy zabieg o którym mówiła. Nie znał się, więc jeśli mówiła, że tak trzeba, to w to wierzył. Nie pytał o pieniądze, bo uważał, że później będzie się tym martwić.
Może odpracuje w schronisku. Albo sprzeda nerkę. Niekoniecznie swoją.
Nie myślałem wtedy o tym, aby cykać fotkę rzygów, a co dopiero aby je zbierać — rzucił, wciąż uspokajająco gładząc psa po grzbiecie, jakby to w jakikolwiek sposób miało mu pomóc. Możliwe, że tym gestem samego siebie starał się uspokoić. — Ale to musiała być jakaś trutka, nie? Rzygał trochę żółcią, jakąś pianą i chyba było trochę krwi, ale kurwa teraz już nie wiem. Zabrałem go na ręce jak zaczął się chwiać i mieć duszności — wyjaśnił, starając się w dalszym ciągu myśleć na tyle trzeźwo, na ile mógł.
I tak dobrze, że na nikogo nie krzyczał i nie wyzywał. Może jednak dorastał i dojrzewał dzięki zmianie środowiska na mniej… toksyczne.
Wyjdzie z tego? — spytał, podnosząc wzrok na dziewczynę. Może już miała takie przypadki i nie było to nic takiego strasznego. Zareagował najszybciej jak tylko mógł. Więcej już nic nie mógł dla niego zrobić. Teraz cała nadzieja leżała w rudej lekarz weterynarii.

Erza B. Fernandes

Please Save My Dog

: pn gru 08, 2025 5:05 pm
autor: Erza B. Fernandes
Hunter Jang

Niewiele miała zasad, którymi kierowała się w życiu. Wobec ludzi potrafiła być oschła, paskudna. Potrafiła wchodzić w bezsensowne kłótnie, byle tylko pokazać własną rację. Mało kiedy zmieniała swoje zdanie, a gdy to robiła, musiała mieć ku temu dobry powód. Inaczej sprawy się miały, kiedy chodziło o zwierzęta. Była w stanie rozstąpić morza oraz oceany, byle tylko dopiąć wszystkie kwestie do końca. W ten sposób mogła zmienić czyjeś życie. Dlatego zdecydowała się na ten zawód. Największą przyjemnością jest oglądanie merdających ogonków ze szczęścia.
I tak bym to zrobiła bez twojej zgody — skwitowała krótko, wbijając na parę sekund chłodny wzrok w Huntera. Potrząsnęła głową, a po chwili dodała — tu chodzi o życie — nie chodziło o kwestię bycia, czy nie-bycia właścicielem psa. Wszystko rozbijało się o jej własną przysięgę Sokratesa, złożoną przed samą sobą. Momentami uchylała reguły schroniska, by mieć pewność, że dane zwierzę będzie miało godne życie. Nie chodziło tylko o jego przedłużanie, ale o uśmierzenie bólu. Nawet gdy teraz wpatrywała się w Hatiego, czuła wewnętrzne spięcie, które towarzyszyło jej przy każdej medycznej procedurze. Przypadki nagłe były najgorsze, bo wymagały precyzyjnych decyzji przy presji, powodującej pojawienie się kropli potu na czole.
Następnym razem zbierz — odpowiedziała oschłym tonem, przystawiając głowicę USG do brzucha psa. Wpatrywała się w monitor w ciszy, próbując zobaczyć pierwsze oznaki urazów, które mogły tam zajść. Widziała śluzówki psa. Tyle jej wystarczyło, by przejść do kolejnego kroku. Odstawiła narzędzie do badania, a sama szybkim ruchem otworzyła jedną z szafek. Z niej wyjęła kroplówkę, zawierającą elektrolity, ale też odtrutkę. Słyszała wcześniej słuchy o podobnych przypadkach. Mógł to być szczęśliwy traf, za to nic lepszego nie wymyśli, póki nie dostanie we własne ręce wyników krwi — może pozbył się trutki, gdy wymiotował — dodała finalnie, kończąc twój wykład po paru minutach. Teraz pozostało jedynie czekać, by dowiedzieć się, w jaki sposób pies zareaguje na jej leczenie. Już nie wymiotował, za to dalej był słaby.
Powinien— stwierdziła, znowu zawieszając oczy na twarzy właściciela — wypłuczemy toksynę, zanim trafi do komórek — podanie kroplówki były konieczne. Dzięki temu w krwiobiegu zaczynała krążyć antytoksyna, neutralizująca działanie toksycznych związków chemicznych, metabolizowanych przez ciało Hatiego — zareagowałeś odpowiedzialnie, przynosząc go tutaj — uniosła kąciki ust, otwierając śmietniczek, by wyrzucić do niego jednorazowe rękawiczki. Na ten moment została jej obserwacja pacjenta. W końcu też mogła zadać pytanie, które cały czas krążyło po głowie.
Ale... dlaczego schronisko? — spytała w końcu z delikatnym zawahaniem w głosie. Widziała mężczyznę pierwszy raz, nie miał nic wspólnego z tym miejscem. Inaczej by go znała.

Please Save My Dog

: czw gru 11, 2025 11:29 am
autor: Hunter Jang
Miał szczerą nadzieję, że pani weterynarz zrobi wszystko co w jej mocy, aby uratować psa. Święta się kurwa zbliżały, a on nie mógł stracić nagle dwóch osób na których mu zajebiście zależało. Jedna przez jego głupotę, a druga przez głupotę jakiegoś kretyna, który straci ręce jeśli owczarek dzisiaj umrze. Ten rok to było jakieś pieprzone pasmo niepowodzeń, ale nie chciał, aby zakończył się w tak tragiczny sposób.
Musiał więc zaufać drugiej osobie. Nieznanej osobie, że wie co robi.
To było w tym wszystkim najgorsze. Ta bezsilność. To, że jedyne co mógł teraz robić, to siedzenie w jednym miejscu i trzymanie kciuków.
Nie odpowiedział jej, ale musiał przyznać, że jak na panią weterynarz, to chyba nie była zbyt miła i wyrozumiała, ale co on się tam znał, nie? Sam nie był najmilszym człowiekiem, a w największym stresie to już w ogóle nie ogarniał emocji za dobrze. Nie żeby w ogóle był mistrzem kiedy o nie chodziło, jak było widać przez jego ostatnie akcje oraz decyzje.
Liczę, że nie będzie następnego razu — rzucił krótko, wciąż gładząc psa po grzbiecie. Dopóki oddychał, a jego ciężki oddech odbijał się od ścian pomieszczenia, to miał nadzieję, że skończy się po jego myśli. Że pies będzie słaby, ale te wszystkie leki i inne płyny wypłuczą syf, który krążył teraz w jego organizmie.
A może faktycznie pies zwymiotował to, co zjadł i teraz jedynie część trucizny go zatruwa. To byłaby bardzo dobra opcja, tylko, że patrząc na stan psa, musiało być to naprawdę mocne dziadostwo, że tak zdrowego, dużego i silnego psa poskładało w ile? Kilkadziesiąt minut.
Obserwował wszystkie działania kobiety z boku, przeklinając samego siebie, że w ogóle do tego dopuścił. Hati nie był psem, który żarł śmieci, więc cokolwiek to było, musiało być zajebiście kuszące i przeznaczone specjalnie dla psów.
Ta, oby to podziałało — mruknął niespecjalnie przekonany. Zachował się odpowiedzialnie, ale czy to miało wystarczyć? Teraz wątpił w każdą swoją decyzję. Możliwe, że z tego też wyciągnie odpowiednie wnioski i Hati zacznie chodzić w kagańcu, ale z drugiej strony, czasem wystarczyło jedno liźnięcie.
I weź tu bądź mądrym opiekunem, kiedy inni są zjebami.
Ale… dlaczego schronisko?
Bo było najbliżej — odpowiedział krótko, podnosząc wzrok na kobietę. — Poszedłbym do kliniki jakbym ją miał po drodze — dodał. Nie była to jego pierwsza opcja, ale najlepsza jaką miał. Gdyby wbił do spożywczego, to raczej nie otrzymałby pomocy. Ewentualnie znalazłby kogoś, kto by go zawiózł do kliniki, ale równie dobrze mogło tak być też tu. Może miał więcej szczęścia niż rozumu, ale najwyraźniej ryzyko się opłaciło.
A przynajmniej miał nadzieję, że się opłaci.
Masz wszystko tutaj? Czy i tak będzie musiał być przeniesiony? — Bo jakby nie było, to dalej tylko schronisko. Mogła nie mieć wszystkich leków, sprzętu, czegokolwiek. Nie znał się, nie chciał wbijać się w jej kompetencje. Po prostu nie chciał stać bezczynnie.


Erza B. Fernandes

Please Save My Dog

: sob gru 13, 2025 8:19 pm
autor: Erza B. Fernandes
Hunter Jang

Zmierzyła jeszcze raz mężczyznę wzrokiem. Każdy marzył o tym, by nie było kolejnej dramatycznej sytuacji. Prawda bywała niezbyt przyjemna. Ludzie potrafili być najgorszymi sadystami. Podsuwać trutki dla zwierząt domowych, a później inni wsuwali gwoździe do kiełbas. Nigdy nie wiadomo, co zwierzakowi przyjdzie do głowy.
Nigdy nie wiadomo. Lepiej dmuchać na zimne — wzruszyła delikatnie ramionami. Niektóre informacje warto zapisać we własnej głowie i się w ramach nich poruszać. Zwłaszcza kiedy ma się sprawdzone źródło. Jest biegunka? Bez kupy do weta nie przychodź, chyba że całą podłogę masz w gównie — pies może zjeść coś w domu, zatruć się. Takie rzeczy jak wymioty, czy kupa czasem warto zbierać — wytłumaczyła, unosząc oba kąciki ust ku górze. Prawda była taka, że czasem wystarczyła chwila nieuwagi. Można było zwalać winę na nieodpowiedzialnych opiekunów, ale nikt nie jest w stanie mieć oczu dookoła głowy. Czasem wystarczył przypadek, by stała się tragedia przez zostawioną czekoladę na stole.
Lepiej uwierz w magię świąt — odparła, słysząc oby podziałało. Niedowiarek się znalazł. Wzięła głęboki oddech, próbując nie wylać własnych frustracji na obcego. Po całej akcji zaczęła na nowo czuć zmęczenie i frustrację smakiem dnia codziennego, a teraz... spojrzała jeszcze raz na Huntera. Może zabrzmi jak duch świąt z Opowieści wigilijnej, ale coś kazało jej to powiedzieć — jak nie zaczniesz żałować za swoje grzechy, to będziesz musiał znaleźć nową dziewczynę — sama nie wiedziała, co kazało jej to powiedzieć. Może ten biedny asystent, który został zrugany od samego wejścia, albo natchnienie duszy. Musiała to z siebie wylać.
Rozumiem — kiwnęła delikatnie głową. Niezbyt oczywiste rozwiązanie, ale najważniejszy był fakt, że pomoc dotarła — polecić Ci jakąś klinikę, żebyś wiedział, gdzie jechać? — spytała już z grzeczności. Pies nie będzie mógł być leczony u niej w nieskończoność. Schroniska nie było na to stać, a ona przecież... nie prowadziła prywatnego gabinetu weterynaryjnego — następnym razem może mnie tu nie być — dodała ciepłym tonem. Nie wiedziała, czy pies ma szczepienia, jak mężczyzna sobie z nim radzi oraz dlaczego nie wiedział, gdzie jest najbliższa klinika. Takie rzeczy to obowiązek każdego psiego opiekuna. Tylko nie jej oceniać, nie w takim momencie gdy czekali na osąd, czy... kroplówka będzie w stanie zadziałać.
Jak się skończy kroplówka, możecie jechać do domu... — powiedziała finalnie Fernandes, spoglądając na Hatiego ze spokojem. Teraz jedyne co było im w stanie pomóc to czas... oraz odpowiednio dobrane leki — mogę dać Ci mój numer, jeśli będzie się działo cokolwiek poważnego, musicie trafić do weterynarza — zaproponowała ruda. Choć nie rozdawała numeru na prawo i lewo, to czasem takie kontakty się przydawały. Ona miała własną misję, niesienia pomocy zwierzętom, niezależnie od tego co się stanie dalej — a jutro na drugą kroplówkę — to musiało paść. Leczenie nie zakończy się tego wieczoru. Chociaż Hunter zareagował szybko, toksyna zadziałała, powodując pierwsze szkody w organizmie. Je trzeba będzie na bieżąco kontrolować.
Chcesz coś do picia? — zagadnęła nieśmiało, bo nie będą tak siedzieli w niezręcznej ciszy. Tak mogliby w przyjemny sposób zająć się ustami — to trochę... potrwa — wytłumaczyła własną propozycję, czuła przedziwną potrzebę. Erza należała do tych osób, które nienawidziły niezręcznej ciszy.

Please Save My Dog

: ndz gru 14, 2025 2:32 pm
autor: Hunter Jang
Nie miał siły się spinać ani odpowiadać zaczepnie, nawet jeśli część jej słów normalnie by go zirytowała. Zwykle reagował szybciej, ostrzej, z automatu, jakby świat był serią ataków, na które trzeba odpowiedzieć bez zastanowienia. Teraz siedział obok stołu, na którym leżał Hati, i jedyne, co naprawdę do niego docierało, to ten cholerny rytm kroplówki oraz fakt, że pies wciąż oddycha. Każdy wdech i uniesienie jego klatki był jak ulga oraz znak, żeby jeszcze nie panikować.
Dopiero kiedy napięcie zaczęło powoli schodzić z jego ramion, dotarło do niego, jak bardzo był wykończony. Ręce mu drżały, kark miał sztywny, a w głowie kręciło się od ciągłego „co jeśli”. Nienawidził tego stanu. Bezsilności. Oddania kontroli komuś innemu. A jednak nie miał wyboru. Wykształcenie miał zerowe, więc jak raz musiał polegać na kimś mądrzejszym od siebie.
Słuchał Erzy, kiedy mówiła o dmuchaniu na zimne, o zbieraniu próbek, o tym, że nigdy nie wiadomo. Przyjął to bez komentarza, bo wiedział, że ma rację. Wkurzała go sama myśl, że jeden moment nieuwagi mógł doprowadzić do czegoś takiego. Że przez lata pilnował psa jak oka w głowie, a wystarczyło kilka sekund i cudza głupota. Albo cudze okrucieństwo.
Kiedy rzuciła tekstem o magii świąt, tylko krótko parsknął nosem. Nie wierzył w takie rzeczy. Nie wierzył w święta, Mikołaja i całą tą cudowną, komercyjną atmosferę. Wierzył w reakcję, w szybkie decyzje i w ludzi, którzy wiedzą, co robią. Teraz musiało to wystarczyć.
Jej uwaga o dziewczynie trafiła go jednak mocniej, niż się spodziewał. Uniósł na nią wzrok, zmarszczył brwi, jakby przez moment nie był pewien, czy dobrze usłyszał. To nie był temat, którego się spodziewał, nie w tym miejscu i na pewno nie teraz. Przez głowę przemknęło mu kilka obrazów, których wolałby nie ruszać. Rzeczy, które ostatnio i tak go gryzły, nawet bez dodatkowych komentarzy z zewnątrz. Prychnął cicho, bardziej zmęczony niż rozbawiony. Jeśli miał jakieś grzechy, to nie była pora, żeby je rozliczać, a już na pewno nie przy stole weterynaryjnym.
Nie skomentował tego na głos. Nie miał siły ani ochoty tłumaczyć swojego życia obcej osobie.
Skupił się na tym, co było tu i teraz. Na tym, że kroplówka powoli się kończy, a Hati nie wymiotuje i nie trzęsie się już tak jak wcześniej. Kiedy zaproponowała numer, skinął głową bez wahania. Przyjąłby każdą pomoc, jeśli miała zwiększyć szanse psa. Klinika, druga kroplówka, obserwacja. Zapamiętał wszystko, bo nie mógł sobie pozwolić na błąd.
Daj wodę — odezwał się w końcu cicho, bardziej zmęczony niż zdenerwowany. — I numer też. Zapiszę. — Tak na wszelki wypadek, jakby kiedyś jeszcze musiał z niego skorzystać.
Przesunął dłoń po karku Hatiego, wolno i uważnie, jakby chciał upewnić się, że to wszystko naprawdę się dzieje. Że jeszcze nie przegrał. Na całe szczęście oddychał spokojnie, zupełnie inaczej niż w momencie, gdy go przyniósł na rękach do schroniska.
Pierwszy raz od kilku godzin pozwolił sobie pomyśleć, że może faktycznie się uda.
Dzięki czy coś — mruknął, podnosząc wzrok na dziewczynę. Może nie był zbyt ułożonym człowiekiem, ale na tyle w tym momencie było go stać. — Ma mieć jakieś leki? Mam go obserwować? Na coś konkretnego zwracać uwagę? — Bo i tak nockę pewnie będzie miał nieprzespaną, nie tylko przez własne sumienie, ale także poczucie obowiązku.


Erza B. Fernandes

Please Save My Dog

: wt gru 16, 2025 9:21 pm
autor: Erza B. Fernandes
Hunter Jang

Nie tylko Hunter czuł bezsilność. Erza mogła mieć wykształcenie, zaplecze weterynaryjne, a i tak zdarzało się jej tracić pacjentów. To zawsze delikatnie dotykało jej serca. Przyzwyczaiła się do widma śmierci, które wisiało nad nią. Niektóre psy umierały ze starości. Zasypiały, przechodząc do krainy wiecznego snu. Innych choroba została niezauważona aż do zbyt późnego etapu. Najgorsze byli Ci psi pacjenci, umierający przez czystą ludzką głupotę. Bolało ją to prosto w serce. Każde istnienie przeżywała z takim samym bólem. Mogła być zgryźliwa, ale tacy ludzie jak Jang dawali jej wiarę w ludzką rasę. Mieli uczucia warte pielęgnowania. Człowieka można oceniać przez to, w jaki sposób traktuje przyjaciela, psijaciela. Te istoty są zależne od ludzi i to w nich pokrywają największą część uczuć.
Zniknęła na moment w kantorku. Nalała wodę dla szklanki. Chwyciła szkło i jeszcze swój kubek z kawą. Westchnęła cicho pod nosem. Najgorsze za nimi. Zostało skończenie kroplówki, a później powrót do nikomu niepotrzebnej dokumentacji.
Proszę — uniosła ku górze kąciki ust. Nie znała mężczyzny. Nie miała pojęcia, czego mógł teraz potrzebować, ale w kryzysowych sytuacjach sama chciałaby mieć przy sobie przyjazną duszę. Taką która pozwoliłaby jej na odzyskanie wiatru w skrzydłach, nadanie życiu spokoju — jak się czujesz? — zajmowała się zwierzętami, nie ludźmi. Choć praca weterynarza bardzo często polegała na pracy z ludźmi. Tego nie dało się ukryć. Właściciele potrafili być różni. Od tych bardzo opiekuńczych, po tych którzy kazali uśpić czworonoga. Dlatego ceniła pracę w schronisku.
Nie ma za co, to moja praca — odparła spokojnym tonem, zawieszając wzrok na mężczyźnie. Wiele miała zaleceń, nie chciała nimi zarzucać Huntera — kroplówki, póki nie stanie na siłę, węgiel aktywny i probiotyki, by móc go podciągnąć ku lepszemu — najprostsze zalecenia, które mogły wybrzmieć. Usiadła przy biurku i zaczęła spisywać mu wszystko na kartkę, byle wszystko miał zapisane w jednym miejscu. Mógł spojrzeć w każdej chwili, upewnić się i dobrze zając się Hatim — dobrą karmą go karmisz? — dopytała, unosząc jedną brew. Ona się na nich nie znała. Te schroniskowe przypominały jakościowo pedigree.
A dasz radę zrobić to całą noc? — dopytała, upijając łyka kawy — jakby poczuł się gorzej, to po prostu napisz. Samopoczucie właściciela to samopoczucie psa — były zwierzęta, które zaczynały kuleć, by pocieszyć właściciela. Pięknymi oczami obserwowały nas, chłonąc najważniejsze informacje z naszych ciał — Erza jestem, a ty? — rozluźnienie atmosfery powinno pomóc. Chociaż w takiej sytuacji jej samej by nic pomogło poza wyzdrowieniem pupila.