Strona 1 z 1

ain't my fault

: wt gru 09, 2025 2:27 pm
autor: audrey harrison
001.
Nic nie wskazywało na to, że Audrey Harrison zakończy marvelowski konwent pizdą pod okiem i zdartymi knykciami. Chciałoby się powiedzieć, że to była prawdziwa walka na śmierć i życie, ale w rzeczywistości została wciągnięta w jakąś żałosną bójkę i to nawet nie z własnej winy! Dlatego, kiedy jakaś dziewczyna zaczęła ją szarpać za opaskę Wandy Maximoff, a potem przywalił jej łokciem prosto w twarz, niewiele myśląc, odwinęła się i poczęstowała ją pięścią. Wprawdzie nigdy nie reagowała w podobny sposób i stroniła od rozwiązywania spraw w taki sposób, ale przecież musiała się bronić, do czego wykorzystała tajemne sztuki, jakie przekazali jej starsi bracia. Bo co innego miała zrobić? Dać się tak szarpać i pozwolić, żeby zniszczono jej strój, nad którym tak ciężko pracowała, do ostatniej chwili dopracowując wszystkie detale? No chyba nie!
Nic nie powiem, dopóki nie przyjdzie moja siostra — powiedziała w pokoju przesłuchań, bo tak się złożyło, że w pewnym momencie na wydarzeniu tematycznym zjawiła się policja. I zamiast rozgonić towarzystwo, zaczęli łapać niewinne dzieciak i zaganiać ich na pakę radiowozu. To samo stało się z Addie, mimo że ta nawet nie zaczęła uciekać. A może powinna, bo akurat tej siksie z kucykami Harley Quinn na pewno się upiekło!
A twoja siostra to... — krępy funkcjonariusz znów zajrzał w notatki. — Harrington? Harris?
Harrison — poprawiła go natychmiast. Szczerze zaczynała wątpić, czy pracują tu jacyś kompetentni ludzie. Chyba June powinna się przebranżowić. — Mówiłam już. I mówiłam, że nie mam nic wspólnego z tym, co się stało — zastrzegła, napierając plecami na metalowe oparcie krzesła i krzyżując ręce na piersiach. Opaska Wandy przekrzywiła się na głowie Audrey, co ani trochę nie dodawało jej powagi. Właściwie to wyglądała teraz jak obrażona małolata. Brakowało jedynie podartych podkolanówek i zawziętego milczenia. Tylko Harrison nie zamierzała siedzieć cicho, skoro była całkiem niewinna! Co innego, gdyby faktycznie nawaliła, bo zaczęła kogoś zaczepiać, a to pociągnęłoby za sobą lawinę zdarzeń. Ale sęk w tym, że ona naprawdę nic nie zrobiła i jedyną osobą, która mogła jej uwierzyć, była właśnie June.
Harrison — funkcjonariusz cmoknął głośno i spojrzał na swojego kolegę. — Kojarzysz kogoś takiego, Frank?
Harrison, Harrison... — Frank zaczął myśleć na głos. — Taka zgrabna blondyneczka? Śledcza chyba? Nie wiem, czy jest w jakimś konkretnym wydziale, ale poprosiłem Ruby z dyspozytorni, żeby ją tutaj ściągnęła.
Fuj — odezwała się Audrey, która przysłuchiwała się całej rozmowie. — Zgrabna blondyneczka? Serio? Faceci nigdy nie przestaną seksualizować kobiet, prawda? — przewróciła oczami, bo myślała, że ma do czynienia z kimś cywilizowanym, ale otaczali ją sami barbarzyńcy. — Na mnie też macie jakieś epitety? Tylko przypominam, że jestem nieletnia — wymądrzała się w najlepsze, w oczekiwaniu na przybycie siostry.


June Harrison

ain't my fault

: śr gru 17, 2025 12:15 am
autor: June Harrison
To miał być spokojny dzień. Dzień wolny od pracy i jakichkolwiek zmartwień. June nie miała najmniejszego zamiaru wychodzić nawet z domu. Planowała spędzić go oddając się wyłącznie przyjemnym, relaksującym czynnościom. Od czasu awansu pracowała bardzo dużo i choć obiecała sobie, że nie będzie zabierać tego wszystkiego ze sobą do domu, to jednak jakoś jej to niespecjalnie wychodziło. Miała nagle na głowie dużo więcej niż zwykle, a przy tym coraz mniej czasu dla siebie, dla rodziny, znajomych, no i oczywiście dla Nicholasa, z którym w końcu zaczęła się spotykać - już nie jako kumpela-sąsiadka, ale jako potencjalny materiał na coś więcej.
Nie narzekała jednak, bo szczerze uwielbiała to co robiła, a przeniesienie na nowe stanowisko i przydzielenie (w końcu!) do jakiejś poważnej sprawy tchnęło w nią nową energię. Zresztą sama tego chciała i przez tyle lat wyczekiwała.
Tak jednak każdy kiedyś potrzebuje resetu i właśnie dziś był ten dzień. Albo miał być.
Jeden telefon i wszystko diabli wzięli. Jeden telefon wystarczył, by rzuciła wszystko - mówiąc “wszystko” mam na myśli głównie wizję długiej kąpieli z bąbelkami (zarówno z tymi w wannie, jak i w kieliszku) - i ruszyła na komisariat. Miała nadzieję, że to tylko jakieś zwykłe nieporozumienie, bo Audrey nie była typem nastolatki, którą podejrzewałaby o wdawanie się w bójki i właściwie do tej pory nie sprawiała ani rodzicom, ani jej, żadnych problemów.
Według dyspozytorki, z którą rozmawiała, młoda miała czekać w jednym z pokojów przesłuchań, gdzie June udała się zaraz po przybyciu na miejsce. Gdy weszła do środka, jej wzrok od razu spoczął na siostrze, jakby próbowała się upewnić, czy wszystko w porządku - pomijając oczywiście widoczne ślady w postaci podbitego oka (nie mogła się powstrzymać, by nie syknąć z bólu, tak jakby to ona sama zaliczyła bliskie spotkanie z pięścią jakiejś nastki), licznych zadrapań oraz poszarpanego stroju.
Co tu się dzieje? Możecie mi do cholery powiedzieć na jakiej podstawie ją tu w ogóle trzymacie? — warknęła do dwójki funkcjonariuszy siedzących naprzeciwko młodszej Harrison. Stanęła po środku, tuż przy stoliku i oparła się o niego dłońmi, pochylając się nad niezbyt szczegółową notatką ze zdarzenia. Jeden z mężczyzn natychmiast się oburzył i zabrał papiery. June w międzyczasie posłała Audrey porozumiewawcze spojrzenie, mówiące: “tylko ani słowa”.
No chyba mam prawo wiedzieć? — ponagliła, już nieco podniesionym głosem, na co mądrala kitrający ten pożal się boże raport wywrócił oczami i burknął coś pod nosem.
Harrison, tak? Po co te nerwy? Zaraz się wszystko wyjaśni — zaczął zaraz ten drugi, na co June odepchnęła się od zimnej, metalowej powierzchni i podeszła bliżej siostry. Krzyżując ręce na piersiach, wbiła zniecierpliwiony wzrok w policjantów.


audrey harrison

ain't my fault

: śr gru 17, 2025 3:35 pm
autor: audrey harrison
Czas dłużył się niemiłosiernie. Audrey zdążyła policzyć wszystkie drobne pęknięcia w obrzydliwej tapecie, która pokrywały ściany pokoju przesłuchań (było ich dokładnie osiemdziesiąt jeden) oraz odrysować w myślach wszystkie zmarszczki dyżurującego policjanta. Ale nie Franka, tylko tego drugiego, którego imienia nie poznała, bo Frank zwracał się do niego bezosobowo.
Na widok starszej siostry prawie poderwała się z miejsca, ale obaj funkcjonariusze zgromili ją spojrzeniem, więc Audrey jedynie skrzyżowała ramiona i łypnęła na nich spode łba.
To twoja siostra? — upewnił się Frank, spoglądając podejrzliwe na starszą Harrison.
A nie widać? — wtrąciła pospiesznie ta młodsza, mimo że miała być cicho. — Raczej nie wzywałabym obcej baby, żeby mnie stąd zabrała — przekręciła oczami, mocno poirytowana sytuacją. Już nawet nie chodziło o to, że siniak pod okiem pulsował nieprzyjemnie, a dlatego, że została niesłusznie zatrzymana i przywieziona na komisariat! Bo gdzie w tym momencie była siksa z kucykami Harley Quinn? Pewnie w domu, bo miejscowa policja nie potrafiła nawet schwytać prawdziwych winowajców!
Moment, już wszystko tłumaczę — odezwał się nie-Frank, czyli ten drugi, czyli trochę milszy i niepatrzący na jej siostrę jak na obiekt pożądania. Poprawił się na krześle i zaczął coś skrupulatnie notować w swoim kajeciku.
Audrey zdmuchnęła włosy z twarzy i odchyliła się w taki sposób, aby móc spojrzeć na siostrę. Próbowała wyczuć, czy już miała przejebane, czy dopiero, jak wrócą do domu. A poza tym chciała dać jej oczami do zrozumienia, że niczego nie zrobiła i że znalazła się w tym pokoju niesłusznie!
W centrum kultury odbywał się konwent tych takich śmiesznych, komiksowych ludzików — zaczął Franck, jeszcze zanim jego kolega skończył zapiski. — No i doszło tam do zamieszek — dodał poważnym tonem, na co Addie wybałuszyła na niego oczy. Zamieszek? Serio? Zabrzmiało to tak, jakby chodziło o zamach terrorystyczny, a nie szarpaninę dwóch nastolatek. Ale Frank nie przestawał wygadywać bzdur. — Organizatorzy wezwali policję, bo nie mogli zapanować nad chaosem, więc wezwali nas. No i złapaliśmy tą oto młodocianą kryminalistkę.
Wcale tak nie było! — wyrwało się młodszej Harrison z nieukrywanym wyrzutem. Cholerny Frank wszystko przeinaczył! — Jakaś dziewczyna zaczęła mnie szarpać, chciała zerwać mi z głowy opaskę, a potem trąciła łokciem w twarz. Celowo! No to jej oddałam, jak zaczęła tak wymachiwać tymi łapami. Co miała zrobić, June? Stać i czekać aż mnie stłuką na kwaśne jabłko? — rozłożyła bezradnie ręce, bo przecież działała w samoobronie. I miała nadzieję, że siostra to zrozumie. Zresztą, przecież znała ją nie od dziś i wiedziała, że Audrey nie przejawia żadnej agresji i daleko było jej do wdawania się w bójki.

June Harrison