"Zaopiekuj się mną... nawet gdy nie bedę chciał"
: czw gru 11, 2025 2:11 am
Gdy zaczynał, nie myślał nawet o tym, że kiedykolwiek dojdzie do momentu w którym zostanie zesłany na miejsce zmasakrowania młodej kobiety. A to dlatego, że nie chciała dobrowolnie zrzec się prawa do domu, który od pokoleń należał do jej rodziny. Jako prawnik obiecał przecież strzec prawa i sądzić tych, którzy dopuszczają się złych uczynków. A on - jako osoba bardzo dobrze znająca się na prawie; nie tylko chronił ludzi mających krew na rękach, ale też sam uciszał tych, którzy domagali się sprawiedliwości za wyrządzone im krzywdy.
Ale to było dla niego za wiele. Krzyk, płacz i prośby kobiety wywołały w nim nie tylko pierwsze od dawna objawy człowieczeństwa, ale też coś, co potocznie nazywał w y r z u t a m i. I nie wytrzymał. Momentalnie stanął w samym środku sporu, samemu dając się skatować na kilka minut przed przyjazdem policji, która natychmiast aresztowała osiłków, z którymi miał egzekwować ich należność.
Był skończony
Ale w tym momencie to był najmniejszy problem, jaki go obchodził. Krew rozlewająca się naraz z wielu miejsc na jego ciele, zmasakrowana twarz, być może zwichnięta ręka, oraz fragment żebra, który ewidentnie został parę razy dziabnięty czymś, co dla niego przypominało ogromny nóż, a może nawet i sztylet. Nie zgodził się na podwiezienie do szpitala. Wiedział, że to tylko spowoduje większy rozgłos, a ostatnią rzeczą, o której marzył, to wielogodzinny pobyt w klatce, nie tylko pod opieką lekarzy, ale i policji.
Zniszczą go…
Dlatego intuicyjnie, z ogromnym bólem przeszedł kawałek do miejsca, w którym zaparkował swoje świeżo zakupione auto, i nie patrząc na rozlewającą się wszędzie krew ruszył w stronę domu, który dzielił z ukochaną. Miał nadzieję, że nie zastanie tam Lacey. Bo choć ostatnio nie było im dane wspólnie czerpać przyjemności ze swojego uczucia, tak sam Devon darzył ją ogromną swoją miłością - nie potrafiącej jej tego ukazać.
Gdy dotarł na miejsce, zaparkował ubrudzone auto w swoim ulubionym, przeznaczonym tylko dla niego miejscu. By następnie powolnym krokiem skierować się w stronę mieszkania, tamując czarną koszulą krew, masowo rozlewającej się w okolicy zranionych żeber.
- Lacey, jesteś? - zapytał dość głośno, wciąż mając nadzieję że jej nie zastanie Nie chciał jej martwić. Nie chciał, żeby zadawała masę pytań. NIE CHCIAŁ, by zaczęła interesować się tą tajemnicą brudnych interesów, które tak mocno przed nią ukrywał.
002
Lacey Tadwell
Ale to było dla niego za wiele. Krzyk, płacz i prośby kobiety wywołały w nim nie tylko pierwsze od dawna objawy człowieczeństwa, ale też coś, co potocznie nazywał w y r z u t a m i. I nie wytrzymał. Momentalnie stanął w samym środku sporu, samemu dając się skatować na kilka minut przed przyjazdem policji, która natychmiast aresztowała osiłków, z którymi miał egzekwować ich należność.
Był skończony
Ale w tym momencie to był najmniejszy problem, jaki go obchodził. Krew rozlewająca się naraz z wielu miejsc na jego ciele, zmasakrowana twarz, być może zwichnięta ręka, oraz fragment żebra, który ewidentnie został parę razy dziabnięty czymś, co dla niego przypominało ogromny nóż, a może nawet i sztylet. Nie zgodził się na podwiezienie do szpitala. Wiedział, że to tylko spowoduje większy rozgłos, a ostatnią rzeczą, o której marzył, to wielogodzinny pobyt w klatce, nie tylko pod opieką lekarzy, ale i policji.
Zniszczą go…
Dlatego intuicyjnie, z ogromnym bólem przeszedł kawałek do miejsca, w którym zaparkował swoje świeżo zakupione auto, i nie patrząc na rozlewającą się wszędzie krew ruszył w stronę domu, który dzielił z ukochaną. Miał nadzieję, że nie zastanie tam Lacey. Bo choć ostatnio nie było im dane wspólnie czerpać przyjemności ze swojego uczucia, tak sam Devon darzył ją ogromną swoją miłością - nie potrafiącej jej tego ukazać.
Gdy dotarł na miejsce, zaparkował ubrudzone auto w swoim ulubionym, przeznaczonym tylko dla niego miejscu. By następnie powolnym krokiem skierować się w stronę mieszkania, tamując czarną koszulą krew, masowo rozlewającej się w okolicy zranionych żeber.
- Lacey, jesteś? - zapytał dość głośno, wciąż mając nadzieję że jej nie zastanie Nie chciał jej martwić. Nie chciał, żeby zadawała masę pytań. NIE CHCIAŁ, by zaczęła interesować się tą tajemnicą brudnych interesów, które tak mocno przed nią ukrywał.
002
Lacey Tadwell