gdzie jest nasza zguba?
: sob gru 20, 2025 10:08 pm
Dzień dobry? No to zależy już dla kogo. Dla innych może tak. Dla Stanleya? Nie bardzo. Ostatnie, co chciał dzisiaj robić, to uganiać się za rozwydrzonymi rezydentami, którzy nie potrafili się zachować i pilnować ustalonych grafików. Zapomniał wół, jak cielęciem był...
W końcu każdy, komu życie było chociaż trochę miłe, wiedział jedno - wszyscy musieli się słuchać Savannah, która de facto rządziła oddziałem. To ona była przełożoną pielęgniarek i pilnowała, aby wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. Prawdę mówiąc, to stanowiła fundament funkcjonowania tejże placówki.
Nikt - przynajmniej do tej pory - nie odważył się sprzeciwić jej woli, a na tej liście byli profesorowie czy lekarze z kilkunastoletnim doświadczeniem. Savannah była po prostu perfekcjonistką, która nie akceptowała sprzeciwu i niesubordynacji. Wszyscy musieli grać tak, jak zagrała, i trzymać się jej zasad.
Czy można było na tym wyjść źle? Tak, ale wtedy, kiedy nie brało się jej na poważnie, bo kiedy się ją respektowało, to kobieta stawała się najprzyjemniejszą osobistością z całego personelu szpitala.
Savannah była też, co równie ważne, odpowiedzialną za część rezydentów, których często traktowała jak własne dzieci - chciała dla nich jak najlepiej i kibicowała im jak mało kto. Była dla nich ostoją i pomagała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która mogła przytłaczać czy dobijać.
Knox przechadzał się korytarzami, poszukując ich zguby, która z jakiegoś powodu była bardzo potrzebna Savannah. Czego mogła od niej chcieć? Nie miał pojęcia. Nie miał też zamiaru pytać, a raczej odnaleźć Abigail, aby skrócić jej ewentualne cierpienie, bo nie chcieli mieć żadnej afery w szpitalu, prawda?
Tych zresztą było już za dużo, ale to historia na kiedy indziej.
Kilka korytarzy miał już za sobą, ale mimo wszystko Stanley był skłonny iść dalej. Minął kolejną odnogę i prawie wszedł do windy, która miała go zaprowadzić na kolejne piętro, ale dostrzegł kątem oka te blond włosy w jednej z odnóg. Wallace. To musiała być ona.
Jako że misja prawie zakończyła się sukcesem, odwrócił się czym prędzej na pięcie i wszedł w odnogę z ich „zgubą”.
- Abigail Wallace - odezwał się poddenerwowanym, odrobinę zmęczonym głosem, kiedy w końcu ją dostrzegł - Czy Tyś już postradała zmysły do końca? Savannah Cię szuka po całym szpitalu i nie może Cię znaleźć. Nie wiem, co jej zrobiłaś, ale nie widziałem jej tak zdenerwowanej od dobrych kilku miesięcy - tłumaczył, powoli pokonując dystans, który ich dzielił.
- Byłaś na spotkaniu rezydentów? Stosowałaś się do jej poleceń? - pytał, próbując podsunąć jej jakieś możliwe rozwiązania zagadki, która czyniła ją najbardziej poszukiwaną rezydentką w całej załodze szpitala Mount Sinai.
- Wypełniłaś całą dokumentację medyczną? - Stanley tego nie robił na bieżąco, więc może Abigail cierpiała na tę samą przypadłość i to było źródłem poddenerwowania tamtej kobiety.
- Bo ja już nie mam pojęcia, co może być przyczyną, ale nawet profesor Havrick poszedł Ciebie szukać, a on przecież ma większość spraw w głębokim poważaniu - podzielił się spostrzeżeniem. Każdy, kto pracował tutaj dłużej niż tydzień, wiedział, że profesor Havrick pojawiał się raz na ruski rok, bo wolał uczyć studenciaków, niż prowadzić operacje.
Pojawiał się tylko wtedy, kiedy musiał coś załatwić lub trzeba było przeprowadzić operację na kimś sławnym. On to jednak uwielbiał - ten cały splendor i słowa uznania, które spływały na jego konto po tych wszystkich zabiegach, jakie wykonywał na najsłynniejszych Kanadyjczykach.
Abby Wallace
W końcu każdy, komu życie było chociaż trochę miłe, wiedział jedno - wszyscy musieli się słuchać Savannah, która de facto rządziła oddziałem. To ona była przełożoną pielęgniarek i pilnowała, aby wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. Prawdę mówiąc, to stanowiła fundament funkcjonowania tejże placówki.
Nikt - przynajmniej do tej pory - nie odważył się sprzeciwić jej woli, a na tej liście byli profesorowie czy lekarze z kilkunastoletnim doświadczeniem. Savannah była po prostu perfekcjonistką, która nie akceptowała sprzeciwu i niesubordynacji. Wszyscy musieli grać tak, jak zagrała, i trzymać się jej zasad.
Czy można było na tym wyjść źle? Tak, ale wtedy, kiedy nie brało się jej na poważnie, bo kiedy się ją respektowało, to kobieta stawała się najprzyjemniejszą osobistością z całego personelu szpitala.
Savannah była też, co równie ważne, odpowiedzialną za część rezydentów, których często traktowała jak własne dzieci - chciała dla nich jak najlepiej i kibicowała im jak mało kto. Była dla nich ostoją i pomagała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która mogła przytłaczać czy dobijać.
Knox przechadzał się korytarzami, poszukując ich zguby, która z jakiegoś powodu była bardzo potrzebna Savannah. Czego mogła od niej chcieć? Nie miał pojęcia. Nie miał też zamiaru pytać, a raczej odnaleźć Abigail, aby skrócić jej ewentualne cierpienie, bo nie chcieli mieć żadnej afery w szpitalu, prawda?
Tych zresztą było już za dużo, ale to historia na kiedy indziej.
Kilka korytarzy miał już za sobą, ale mimo wszystko Stanley był skłonny iść dalej. Minął kolejną odnogę i prawie wszedł do windy, która miała go zaprowadzić na kolejne piętro, ale dostrzegł kątem oka te blond włosy w jednej z odnóg. Wallace. To musiała być ona.
Jako że misja prawie zakończyła się sukcesem, odwrócił się czym prędzej na pięcie i wszedł w odnogę z ich „zgubą”.
- Abigail Wallace - odezwał się poddenerwowanym, odrobinę zmęczonym głosem, kiedy w końcu ją dostrzegł - Czy Tyś już postradała zmysły do końca? Savannah Cię szuka po całym szpitalu i nie może Cię znaleźć. Nie wiem, co jej zrobiłaś, ale nie widziałem jej tak zdenerwowanej od dobrych kilku miesięcy - tłumaczył, powoli pokonując dystans, który ich dzielił.
- Byłaś na spotkaniu rezydentów? Stosowałaś się do jej poleceń? - pytał, próbując podsunąć jej jakieś możliwe rozwiązania zagadki, która czyniła ją najbardziej poszukiwaną rezydentką w całej załodze szpitala Mount Sinai.
- Wypełniłaś całą dokumentację medyczną? - Stanley tego nie robił na bieżąco, więc może Abigail cierpiała na tę samą przypadłość i to było źródłem poddenerwowania tamtej kobiety.
- Bo ja już nie mam pojęcia, co może być przyczyną, ale nawet profesor Havrick poszedł Ciebie szukać, a on przecież ma większość spraw w głębokim poważaniu - podzielił się spostrzeżeniem. Każdy, kto pracował tutaj dłużej niż tydzień, wiedział, że profesor Havrick pojawiał się raz na ruski rok, bo wolał uczyć studenciaków, niż prowadzić operacje.
Pojawiał się tylko wtedy, kiedy musiał coś załatwić lub trzeba było przeprowadzić operację na kimś sławnym. On to jednak uwielbiał - ten cały splendor i słowa uznania, które spływały na jego konto po tych wszystkich zabiegach, jakie wykonywał na najsłynniejszych Kanadyjczykach.
Abby Wallace