im afraid somebody else might take my place
: śr lip 09, 2025 12:01 am
Nathaniel kochał swoją pracę. Zdecydowanie nie nadawałby się do miejsca, w którym codziennie działoby się to samo, nie był typem korposzczura. Praca w policji, szczególnie w wydziale narkotykówki pozwalała mu na różnorodność; codziennie dostawali tyle spraw, na tyle zróżnicowanych, że czasami nawet mógł wybierać czym akurat chciałby się zająć (o ile nie dostał przydzielenia do czegoś konkretnego). I tak było tym razem - pierwsze co usłyszał na wejściu do budynku, zanim jeszcze dobrze wytarł buty o wycieraczkę, i odbiciu się w systemie, to to, że na biurku czekają na niego dokumenty, a za godzinę przyjdzie jego nowa partnerka.
Głośno westchnął, posłał błagalne spojrzenie koledze, który przyszedł mu te wieści przekazać i gdy to nie zadziałało (może myślał, że to zły sen albo cholernie słaby żart) z opuszczoną głową powędrował na górę. Gdzieś po drodze, na drugim piętrze, złapał kawę z automatu, która do najlepszych nie należała, ale nie chciał kręcić się po kuchni z samego rana. Wolał poczekać aż wszyscy skończą przerwy śniadaniowe, bo w ich trakcie kręciło się tam milion osób z każdego wydziału. A on też nie przepadał za wszystkimi, nie lubił nieszczerych uśmiechów i wymuszonych miłych słów.
Usiadł przy biurku, wziął łyka i ze skrzywioną miną podniósł wielki skoroszyt opatrzony na okładce numerem sprawy. Przewertował kilka pierwszych stron, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, po co on akurat był im potrzebny. Nie pałał miłością do spraw z zakresu przestępstw seksualnych, nie interesowało go sutenerstwo ani gwałty. Co prawda bardzo często się to pojawiało w jego sprawach, ale gdy tylko mógł to omijał te fragmenty.
Nie lubił sobie psuć dnia.
Kilka następnych kartek również nie przyniosło odpowiedzi na jego słowa, więc mądrze zdecydował, że zamiast dać się pochłonąć lekturze prędko przeskoczy na sam koniec. Skoro sprawa trwała to może dopiero teraz odkryli jakieś gangi narkotykowe? Niestety, po dwudziestu minutach analizowania różnych notatek, które tam się znajdowały, nic ciekawego nie odkrył, więc postanowił, że zwyczajnie poczeka na swoją nową koleżankę. Nie chciał się trudzić z czytaniem ponad dwustu stron, kiedy ona miała być skarbnicą wiedzy.
Mazarine Winters
Głośno westchnął, posłał błagalne spojrzenie koledze, który przyszedł mu te wieści przekazać i gdy to nie zadziałało (może myślał, że to zły sen albo cholernie słaby żart) z opuszczoną głową powędrował na górę. Gdzieś po drodze, na drugim piętrze, złapał kawę z automatu, która do najlepszych nie należała, ale nie chciał kręcić się po kuchni z samego rana. Wolał poczekać aż wszyscy skończą przerwy śniadaniowe, bo w ich trakcie kręciło się tam milion osób z każdego wydziału. A on też nie przepadał za wszystkimi, nie lubił nieszczerych uśmiechów i wymuszonych miłych słów.
Usiadł przy biurku, wziął łyka i ze skrzywioną miną podniósł wielki skoroszyt opatrzony na okładce numerem sprawy. Przewertował kilka pierwszych stron, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, po co on akurat był im potrzebny. Nie pałał miłością do spraw z zakresu przestępstw seksualnych, nie interesowało go sutenerstwo ani gwałty. Co prawda bardzo często się to pojawiało w jego sprawach, ale gdy tylko mógł to omijał te fragmenty.
Nie lubił sobie psuć dnia.
Kilka następnych kartek również nie przyniosło odpowiedzi na jego słowa, więc mądrze zdecydował, że zamiast dać się pochłonąć lekturze prędko przeskoczy na sam koniec. Skoro sprawa trwała to może dopiero teraz odkryli jakieś gangi narkotykowe? Niestety, po dwudziestu minutach analizowania różnych notatek, które tam się znajdowały, nic ciekawego nie odkrył, więc postanowił, że zwyczajnie poczeka na swoją nową koleżankę. Nie chciał się trudzić z czytaniem ponad dwustu stron, kiedy ona miała być skarbnicą wiedzy.
Mazarine Winters