#2 you make me high
: śr lip 09, 2025 7:31 pm
Laurentin Fontaine
Ostatnie dni pamiętała niczym przez mgłę. Zaszyła się w jakimś zaprzyjaźnionym barze, gdzie mogła przespać kilka godzin. Następnie wstała, kupiła paczkę szlugów i kawę w jakiejś kanadyjskiej wersji żabki. Musiała stanąć na nogi. Popatrzyła w swój telefon, czekając na jakąkolwiek wiadomość od swoich najbardziej wiernych klientów. Potrzebowała normalnej nocki i łóżka. Mogła im nie ufać w pełni, ale bywały osoby uzależnione od niej. Jednym z przykładów był Laurentin. Była dosyć cichym dealerem, któremu można było zaufać w stu procentach. W życiu by go nie wydała, a to powodowało, że mogła korzystać z jego zasobów. Był bogaty, zapewniał jej kąt, kiedy potrzebowała, a co najważniejsze całkiem dobrze ruchał. W życiu nie oddałaby mu ręki oraz własnej wolności, nawet za dolara. Za to był miłym urozmaiceniem czasu.
Tak trafiła pod jego drzwi. Trzy godziny wcześniej zdążyła szarpać się z jakimś durnym klientem, którego nawet zbyt dobrze nie znała. Gdyby nie gaz pieprzowy, mogłaby zostać gorzej potraktowana niż kilka siniaków. Tylko takie było życie na ulicy. Niebezpieczne, brudne, straszne, ale za to jej. To znała w stu procentach. Nie potrzebowała żadnych większych wygód, czy innych udogodnień. W ten sposób była w stanie zapewnić sobie byt. Cały czas wędrowała, bo nie potrafiła do nikogo w żaden sposób się przekonać. To przynajmniej będzie miała chwilę zapomnienia ze szklanką whiskey, skrętem i Fontainem obok niej.
— Jezu, co tak długo ziomek? — burknęła, wpatrując się z zażenowaniem w mężczyznę. Była brudna, ubrania powinna wyrzucić, a co gorsza żołądek skręcał się jej z głodu — mam dosyć. Ostatni klient próbował mnie pobić, mam chyba wszędzie siniaki. Mam dla Ciebie towar, ale daj mi wziąć prysznic i jakąś czystą koszulkę. Błagam —odparła, wchodząc i niemalże od razu ściągając z siebie ubrania — w tylnej kieszeni, jest twoje zamówienie — mruknęła, stojąc już w samym staniku i majtkach. Czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Laurentina.
Ostatnie dni pamiętała niczym przez mgłę. Zaszyła się w jakimś zaprzyjaźnionym barze, gdzie mogła przespać kilka godzin. Następnie wstała, kupiła paczkę szlugów i kawę w jakiejś kanadyjskiej wersji żabki. Musiała stanąć na nogi. Popatrzyła w swój telefon, czekając na jakąkolwiek wiadomość od swoich najbardziej wiernych klientów. Potrzebowała normalnej nocki i łóżka. Mogła im nie ufać w pełni, ale bywały osoby uzależnione od niej. Jednym z przykładów był Laurentin. Była dosyć cichym dealerem, któremu można było zaufać w stu procentach. W życiu by go nie wydała, a to powodowało, że mogła korzystać z jego zasobów. Był bogaty, zapewniał jej kąt, kiedy potrzebowała, a co najważniejsze całkiem dobrze ruchał. W życiu nie oddałaby mu ręki oraz własnej wolności, nawet za dolara. Za to był miłym urozmaiceniem czasu.
Tak trafiła pod jego drzwi. Trzy godziny wcześniej zdążyła szarpać się z jakimś durnym klientem, którego nawet zbyt dobrze nie znała. Gdyby nie gaz pieprzowy, mogłaby zostać gorzej potraktowana niż kilka siniaków. Tylko takie było życie na ulicy. Niebezpieczne, brudne, straszne, ale za to jej. To znała w stu procentach. Nie potrzebowała żadnych większych wygód, czy innych udogodnień. W ten sposób była w stanie zapewnić sobie byt. Cały czas wędrowała, bo nie potrafiła do nikogo w żaden sposób się przekonać. To przynajmniej będzie miała chwilę zapomnienia ze szklanką whiskey, skrętem i Fontainem obok niej.
— Jezu, co tak długo ziomek? — burknęła, wpatrując się z zażenowaniem w mężczyznę. Była brudna, ubrania powinna wyrzucić, a co gorsza żołądek skręcał się jej z głodu — mam dosyć. Ostatni klient próbował mnie pobić, mam chyba wszędzie siniaki. Mam dla Ciebie towar, ale daj mi wziąć prysznic i jakąś czystą koszulkę. Błagam —odparła, wchodząc i niemalże od razu ściągając z siebie ubrania — w tylnej kieszeni, jest twoje zamówienie — mruknęła, stojąc już w samym staniku i majtkach. Czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Laurentina.