Sin sometimes tastes good
: śr lip 09, 2025 11:41 pm
Po końcowym gwizdku nikt z drużyny nie miał wątpliwości, gdzie tego wieczoru wyląduje Price. Xavier znów dał popis umiejętności, zdobył ostatnie zwycięskie punkty, więc mógł się nieco rozluźnić i zabawić. Gdy schodził z boiska nadal był cały w emocjach, ale z uniesioną głową i szerokim uśmiechem na twarzy już wiedział, gdzie spędzi noc. W barze, który od lat był ulubionym miejscem lokalnych sportowców i kibiców. To był jego czas.
Nie spieszył się, bo nie miał po takiej potrzeby. Pewnym krokiem wciąż w klubowej kurtce maszerował przez miasto. Zachowywał się tak jakby ulice należały do niego. Ludzie mijający go na chodniku nie mogli nie zauważyć jego energii. Był cały promienny, jakby nosił w sobie nadmiar entuzjazmu. Z każdym krokiem czuł jak jego pewność wzrasta, a on miał ochotę wejść do klubu, sprawić by wzrok jakiejś kobiety utkwiła w jego źrenicach. Oczami wyobraźni widział jak wraca do domu o poranku, a ewentualny partner jego jednorazowej nocnej przygody zamartwia się w domu. Taki już był, nie potrafił się zmienić.
Wchodząc do baru, Xavier został przywitany głośnymi okrzykami i uderzeniami dłoni o plecy. Towarzystwo już tam było, ale to jemu należało się centrum uwagi. Zawsze tak było. Nie lubił, gdy ktoś go ignorował, musiał być w centrum uwagi. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, był szczery, beztroski, jakby cały świat właśnie zaczął grać według jego zasad. I rzeczywiście, przez kilka następnych godzin wszystko zdawało się iść dokładnie tak jak tego chciał. Bo przecież był w czepku urodzony, prawda?
Z drinkiem w dłoni z tym swoim nonszalanckim luzem poruszał się po lokalu, zaczepiając każdą kobietę, która zwróciła na niego choćby najmniejsze spojrzenie. Czasem wystarczył uśmiech, czasem lekki komentarz o meczu, jeszcze częściej jego obecność mówiła sama za siebie. Był w swoim żywiole, a bar stał się jego odpowiednim miejscem na ziemi.
Podrywał bez wstydu i bez zobowiązań. Z urokiem, który trudno było odrzucić choć nie każda była skłonna do flirtu co z początku wcale mu się nie podobało, ale potem nie zwracał na to szczególnej uwagi. Dla Xaviera liczyła się gra, sama interakcja, błysk w oku, uśmiech odwzajemniony choć przez chwilę. Jakby chciał udowodnić sobie, że wszystko dziś jest możliwe. I wyglądało na to, że rzeczywiście było.
Zabawne było to jak bardzo żywił się tą uwagą. Każde skinienie głowy, ukradkowe spojrzenie, każda krótka rozmowa dodawała mu pewności. Był jak król w swoim królestwie. Pełen wdzięku, ale i niebezpiecznie pewny siebie. I choć wielu mogło uznać jego zachowanie za lekkomyślne, a nawet próżne, w tej chwili Xavier po prostu czuł, że żyje. Przecież nie miał żadnych wyższych uczuć, nie przejmował się tym co będzie jutro. Po prostu był sobą..
Dopiero pod koniec wieczoru, gdy gwar nieco ucichł, a rytm muzyki stał się mniej intensywny, a on był już nieco zmęczony jego wzrok zatrzymał się na jednej postaci. Siedziała nieco z boku, prawdopodobnie z kieliszkiem czerwonego wina. Lekko pochylona do przodu, zamyślona, jakby nieobecna wpatrywała się w jakiś punkt przed siebie. Starsza od większości kobiet w lokalu, z dojrzałością, której się nie udaje. Emanowała spokojem i siłą, które kontrastowały z młodzieńczą energią Xaviera, ale właśnie to go uderzyło. Stał przez chwilę oparty o ścianę, ręce trzymał w kieszeni, a w ustach nieodalonego papierosa. Kąciki ust drgnęły w górę.
Nie była jedną z wielu. Nie spojrzała na niego jak inne. Ani z zachwytem, ani z podziwem. Jej spojrzenie było przenikliwe, badawcze, ale wolne od jakiejkolwiek gry. I to właśnie go zaintrygowało. Po raz pierwszy tego wieczoru Xavier się zawahał. Bo jakby patrzyła, ale w ogóle nie na niego. A to go zirytowało. Bo przecież zawsze dostawał to co chciał, a teraz przegrywał z dziwnym punktem w ścianie. Odsunął się od murku i podszedł wolnym krokiem w jej kierunku. Usiadł obok, jakby przypadkowo, a potem wpatrzony w nieznajomą zamówił dwa drinki.
- Samotna kobieta w takim szemranym lokalu? Czy to aby nie jest zbyt ryzykowne? - Spytał zagrażając delikatnie dolną wargę.
Eun Rosendale
Nie spieszył się, bo nie miał po takiej potrzeby. Pewnym krokiem wciąż w klubowej kurtce maszerował przez miasto. Zachowywał się tak jakby ulice należały do niego. Ludzie mijający go na chodniku nie mogli nie zauważyć jego energii. Był cały promienny, jakby nosił w sobie nadmiar entuzjazmu. Z każdym krokiem czuł jak jego pewność wzrasta, a on miał ochotę wejść do klubu, sprawić by wzrok jakiejś kobiety utkwiła w jego źrenicach. Oczami wyobraźni widział jak wraca do domu o poranku, a ewentualny partner jego jednorazowej nocnej przygody zamartwia się w domu. Taki już był, nie potrafił się zmienić.
Wchodząc do baru, Xavier został przywitany głośnymi okrzykami i uderzeniami dłoni o plecy. Towarzystwo już tam było, ale to jemu należało się centrum uwagi. Zawsze tak było. Nie lubił, gdy ktoś go ignorował, musiał być w centrum uwagi. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, był szczery, beztroski, jakby cały świat właśnie zaczął grać według jego zasad. I rzeczywiście, przez kilka następnych godzin wszystko zdawało się iść dokładnie tak jak tego chciał. Bo przecież był w czepku urodzony, prawda?
Z drinkiem w dłoni z tym swoim nonszalanckim luzem poruszał się po lokalu, zaczepiając każdą kobietę, która zwróciła na niego choćby najmniejsze spojrzenie. Czasem wystarczył uśmiech, czasem lekki komentarz o meczu, jeszcze częściej jego obecność mówiła sama za siebie. Był w swoim żywiole, a bar stał się jego odpowiednim miejscem na ziemi.
Podrywał bez wstydu i bez zobowiązań. Z urokiem, który trudno było odrzucić choć nie każda była skłonna do flirtu co z początku wcale mu się nie podobało, ale potem nie zwracał na to szczególnej uwagi. Dla Xaviera liczyła się gra, sama interakcja, błysk w oku, uśmiech odwzajemniony choć przez chwilę. Jakby chciał udowodnić sobie, że wszystko dziś jest możliwe. I wyglądało na to, że rzeczywiście było.
Zabawne było to jak bardzo żywił się tą uwagą. Każde skinienie głowy, ukradkowe spojrzenie, każda krótka rozmowa dodawała mu pewności. Był jak król w swoim królestwie. Pełen wdzięku, ale i niebezpiecznie pewny siebie. I choć wielu mogło uznać jego zachowanie za lekkomyślne, a nawet próżne, w tej chwili Xavier po prostu czuł, że żyje. Przecież nie miał żadnych wyższych uczuć, nie przejmował się tym co będzie jutro. Po prostu był sobą..
Dopiero pod koniec wieczoru, gdy gwar nieco ucichł, a rytm muzyki stał się mniej intensywny, a on był już nieco zmęczony jego wzrok zatrzymał się na jednej postaci. Siedziała nieco z boku, prawdopodobnie z kieliszkiem czerwonego wina. Lekko pochylona do przodu, zamyślona, jakby nieobecna wpatrywała się w jakiś punkt przed siebie. Starsza od większości kobiet w lokalu, z dojrzałością, której się nie udaje. Emanowała spokojem i siłą, które kontrastowały z młodzieńczą energią Xaviera, ale właśnie to go uderzyło. Stał przez chwilę oparty o ścianę, ręce trzymał w kieszeni, a w ustach nieodalonego papierosa. Kąciki ust drgnęły w górę.
Nie była jedną z wielu. Nie spojrzała na niego jak inne. Ani z zachwytem, ani z podziwem. Jej spojrzenie było przenikliwe, badawcze, ale wolne od jakiejkolwiek gry. I to właśnie go zaintrygowało. Po raz pierwszy tego wieczoru Xavier się zawahał. Bo jakby patrzyła, ale w ogóle nie na niego. A to go zirytowało. Bo przecież zawsze dostawał to co chciał, a teraz przegrywał z dziwnym punktem w ścianie. Odsunął się od murku i podszedł wolnym krokiem w jej kierunku. Usiadł obok, jakby przypadkowo, a potem wpatrzony w nieznajomą zamówił dwa drinki.
- Samotna kobieta w takim szemranym lokalu? Czy to aby nie jest zbyt ryzykowne? - Spytał zagrażając delikatnie dolną wargę.
Eun Rosendale