its a race against the clock
: czw lip 10, 2025 12:34 pm
Czy myślał o denerwującej obrończyni jeszcze przez ten tydzień? I tak, i nie. Pojawiała się w jego głowie równie często, co natrętne myśli o przypadkowym odebraniu sobie życia, ale nie przywoływał jej specjalnie. Nie myślał o niej też namiętnie przed snem, ale w ciągu dnia, za każdym razem gdy przechodził przez salon spoglądał na fortepian, krzywiąc się lekko. Od wielu lat instrument pełnił formę dekoracji, która nadzwyczaj dobrze przyciągała do siebie kurz. Raz nawet przemógł się i usiadł na ławie, ale nic więcej nie zrobił, jedynie głośno zakichał.
Wiedział, że teraz, po ich zapoznaniu na palarni, będą widzieć się coraz częściej. Miał niesamowitego pecha, skoro na ich pierwszej wspólnej rozprawie doszło do przesunięcia ze względu na bezstronność ławników. Mógł dać sobie rękę uciąć, że powtórzy się to co najmniej raz albo co gorsza, kluczowy świadek wyląduje w szpitalu. Miał tyle nieszczęścia, że jeżeli raz posiedzenie sądu zostało przełożone, to będą się widzieli co tydzień, aż do usranej śmierci. I znowu będzie go zadręczać rozmowami o słońcu, witaminach i tym, że powinien myśleć pozytywnie to wtedy będzie przyciągał do siebie same dobre rzeczy.
Tym razem zapalił papierosa w samochodzie, na parkingu przed sądem, choć nigdy wcześniej tego nie robił - nienawidził, gdy tapicerka przesiąkała dymem. Nie chciał znowu pchać się w paszczę tej lwicy idąc na palarnię (bo podejrzewał, że ona znowu tam będzie), a dzisiaj chciał mieć czystą głowę. Mógł przeboleć brzydki zapach z samochodu, w końcu i tak nikogo nigdy nigdzie nie woził. Przed kimś byłoby mu wstyd, że nie dba o auto.
Zobaczył ją dopiero gdy wszedł na salę, znów w tej swojej czarnej todze, którą już dawno powinien wymienić, bo sprana już nie miała tego głębokiego koloru. Zmierzył ją spojrzeniem z drugiego końca sali, odłożył torbę z laptopem na krzesło, dokumenty na biurko i jak ostatnio ruszył w jej kierunku z wyciągniętą dłonią.
— Pani Mecenas też dzisiaj w takim dobrym humorze jak ostatnio? — zapytał i po sekundzie, nie czekając na odpowiedź, dodał: — Przygotowana?
Charlotte Kovalski
Wiedział, że teraz, po ich zapoznaniu na palarni, będą widzieć się coraz częściej. Miał niesamowitego pecha, skoro na ich pierwszej wspólnej rozprawie doszło do przesunięcia ze względu na bezstronność ławników. Mógł dać sobie rękę uciąć, że powtórzy się to co najmniej raz albo co gorsza, kluczowy świadek wyląduje w szpitalu. Miał tyle nieszczęścia, że jeżeli raz posiedzenie sądu zostało przełożone, to będą się widzieli co tydzień, aż do usranej śmierci. I znowu będzie go zadręczać rozmowami o słońcu, witaminach i tym, że powinien myśleć pozytywnie to wtedy będzie przyciągał do siebie same dobre rzeczy.
Tym razem zapalił papierosa w samochodzie, na parkingu przed sądem, choć nigdy wcześniej tego nie robił - nienawidził, gdy tapicerka przesiąkała dymem. Nie chciał znowu pchać się w paszczę tej lwicy idąc na palarnię (bo podejrzewał, że ona znowu tam będzie), a dzisiaj chciał mieć czystą głowę. Mógł przeboleć brzydki zapach z samochodu, w końcu i tak nikogo nigdy nigdzie nie woził. Przed kimś byłoby mu wstyd, że nie dba o auto.
Zobaczył ją dopiero gdy wszedł na salę, znów w tej swojej czarnej todze, którą już dawno powinien wymienić, bo sprana już nie miała tego głębokiego koloru. Zmierzył ją spojrzeniem z drugiego końca sali, odłożył torbę z laptopem na krzesło, dokumenty na biurko i jak ostatnio ruszył w jej kierunku z wyciągniętą dłonią.
— Pani Mecenas też dzisiaj w takim dobrym humorze jak ostatnio? — zapytał i po sekundzie, nie czekając na odpowiedź, dodał: — Przygotowana?
Charlotte Kovalski