Baby you bring out the devil inside me
: czw lip 10, 2025 1:49 pm
jeden
Istniały bowiem dwa rodzaje sytuacji, w których Lacey wiedziała, że żyje: pierwszym był sport — nieważne jaki, byle dążyć do wygranej, przeć do przodu i czuć tę nieodpartą chęć zwycięstwa — drugim natomiast społeczna ekspozycja. Wystarczyło znaleźć się w centrum uwagi, przyciągnąć wystarczającą ilość znaczących oczu, a Chantal czuła, że żyje, wiedząc, że jest na odpowiednim miejscu.
Warknęła. Warknęła pod nosem, od dobrych kilku minut próbując zapiąć brylantową bransoletkę, ale jak na złość jedna z jej końcówek raz za razem spadała jej z wystawionego nadgarstka. Na co dzień nie miała z tym problemu, biżuterię zapinając z zamkniętymi oczyma, niezależnie czy chodziło o kolczyki z nawet najbardziej uciążliwymi zapięciami, kolie i łańcuszki, czy właśnie bransoletki, które codziennie starannie dobierała do swoich strojów. A teraz, jak na złość, szamotała się z połyskującym, brylantowym sznurkiem, mając ochotę rzucić nim przez całą długość sypialni. Powstrzymała ją przed tym wyłącznie świadomość, że następnie musiałaby wołać którąś z pracownic, aby ją znalazła, podczas gdy ostatnim, na co miała ochotę to panoszenie się obcych po piętrze. Aktualnie wszystkie ręce skupione były wokół organizacji kolacji, co gwarantowało nie tylko perfekcyjne przygotowanie, ale również odrobinę prywatności w domu, którym Coldfieldowie tak naprawdę nigdy nie byli sami.
Wstała dynamicznie, a później równie zdecydowanie ruszyła do dużej garderoby, aby zatrzymać się tuż przy Callumie, pochylonym nad gablotą z zegarkami. Wystawiła w jego stronę nadgarstek, z którego zwisała przewieszona na nim bransoletka.
— Zapnij. — Rzuciła w sposób chłodny i nieznoszący sprzeciwu, jakby nie zwracała się do swojego męża, a do lokaja, którym przynajmniej pogardzała. Mężem wcale nie gardziła. Mogła momentami go nienawidzić, denerwować się na niego, irytować się jego zagrywkami. Mogła zżerać ją zazdrość, doprowadzać do imentu jego niezrozumiała dla niej tęsknota za matką, czy budzić jej złość sposób, w jaki zdarzało mu się do niej zwracać. Nigdy jednak nim nie gardziła, bo tak samo mocno, jak czasem go nie znosiła, również go podziwiała.
Teraz jednak daleka była od tego podziwu. Teraz była wściekła. Płonęła żywą wściekłością i to wcale nie na niego. Była wściekła, ponieważ znowu im się nie udało. Bolące piersi, irytacja, wilczy głód i ćmiące podbrzusze były comiesięcznymi objawami zbliżającego się okresu, który jednoznacznie miał orzec, że choć nie mieli sobie równych, w tym jednym przeganiali ich nawet biedacy z Parkdale.
— Bez sensu jest ta dzisiejsza kolacja. — Fuknęła, choć kolacja, na którą zapraszali najbliższych przyjaciół, była niejaką tradycją. Mniej więcej raz w miesiącu zapraszali przyjaciół — czyli tych ludzi, z którymi należało być blisko — korzystając z okazji do zaprezentowania, jak perfekcyjnym małżeństwem byli i jak perfekcyjne życie wiedli. Sęk w tym, że Chantal Coldfield w tym momencie nie miała najmniejszej ochoty uśmiechać się szeroko i błyszczeć humorem, ponieważ jedyne czego pragnęła to przegryźć aortę pierwszej osobie, która znalazłaby się w jej zasięgu. Znalazł się Callum. A raczej ona go znalazła. Jak zawsze, jak zawsze, gdy miała ochotę coś lub kogoś rozszarpać. — Tylko spróbujesz grać te swoje rzewne melodie, to obiecuję, wbiję widelec w pierwszą dłoń, która znajdzie mi się pod ręką.
Callum Coldfield