Strona 1 z 1

Baby you bring out the devil inside me

: czw lip 10, 2025 1:49 pm
autor: Chantal Coldfield
jeden
Chantal Coldfield kochała wszystkie spotkania towarzyskie. Wszelkiej maści bale, kolacje, gale, brunche, aukcje charytatywne, przyjęcia mniejsze i większe, będące dla większości osób koszmarem w czystej postaci. Dla Chantal Coldfield stanowiły one nie tylko podstawowy element życia, ale również czystą przyjemność. Bez trudu mogła przyznać, że na większości takich wydarzeń szampan pozostawiał wiele do życzenia, katering nie dorastał do pięt restauracjom, w których jadała na co dzień, a towarzyskie pogawędki nie miały w sobie ani krzty polotu, a jednak to właśnie w tych warunkach, świeciła najmocniej. I nie była to kwestia wyłącznie szarawego, mało interesującego tła, na które składali się ci wszyscy nudni, przykrzy ludzie, a efekt wrodzonego talentu idącego w parze z wieloletnią rutyną.
Istniały bowiem dwa rodzaje sytuacji, w których Lacey wiedziała, że żyje: pierwszym był sport — nieważne jaki, byle dążyć do wygranej, przeć do przodu i czuć tę nieodpartą chęć zwycięstwa — drugim natomiast społeczna ekspozycja. Wystarczyło znaleźć się w centrum uwagi, przyciągnąć wystarczającą ilość znaczących oczu, a Chantal czuła, że żyje, wiedząc, że jest na odpowiednim miejscu.
Warknęła. Warknęła pod nosem, od dobrych kilku minut próbując zapiąć brylantową bransoletkę, ale jak na złość jedna z jej końcówek raz za razem spadała jej z wystawionego nadgarstka. Na co dzień nie miała z tym problemu, biżuterię zapinając z zamkniętymi oczyma, niezależnie czy chodziło o kolczyki z nawet najbardziej uciążliwymi zapięciami, kolie i łańcuszki, czy właśnie bransoletki, które codziennie starannie dobierała do swoich strojów. A teraz, jak na złość, szamotała się z połyskującym, brylantowym sznurkiem, mając ochotę rzucić nim przez całą długość sypialni. Powstrzymała ją przed tym wyłącznie świadomość, że następnie musiałaby wołać którąś z pracownic, aby ją znalazła, podczas gdy ostatnim, na co miała ochotę to panoszenie się obcych po piętrze. Aktualnie wszystkie ręce skupione były wokół organizacji kolacji, co gwarantowało nie tylko perfekcyjne przygotowanie, ale również odrobinę prywatności w domu, którym Coldfieldowie tak naprawdę nigdy nie byli sami.
Wstała dynamicznie, a później równie zdecydowanie ruszyła do dużej garderoby, aby zatrzymać się tuż przy Callumie, pochylonym nad gablotą z zegarkami. Wystawiła w jego stronę nadgarstek, z którego zwisała przewieszona na nim bransoletka.
Zapnij. — Rzuciła w sposób chłodny i nieznoszący sprzeciwu, jakby nie zwracała się do swojego męża, a do lokaja, którym przynajmniej pogardzała. Mężem wcale nie gardziła. Mogła momentami go nienawidzić, denerwować się na niego, irytować się jego zagrywkami. Mogła zżerać ją zazdrość, doprowadzać do imentu jego niezrozumiała dla niej tęsknota za matką, czy budzić jej złość sposób, w jaki zdarzało mu się do niej zwracać. Nigdy jednak nim nie gardziła, bo tak samo mocno, jak czasem go nie znosiła, również go podziwiała.
Teraz jednak daleka była od tego podziwu. Teraz była wściekła. Płonęła żywą wściekłością i to wcale nie na niego. Była wściekła, ponieważ znowu im się nie udało. Bolące piersi, irytacja, wilczy głód i ćmiące podbrzusze były comiesięcznymi objawami zbliżającego się okresu, który jednoznacznie miał orzec, że choć nie mieli sobie równych, w tym jednym przeganiali ich nawet biedacy z Parkdale.
Bez sensu jest ta dzisiejsza kolacja. — Fuknęła, choć kolacja, na którą zapraszali najbliższych przyjaciół, była niejaką tradycją. Mniej więcej raz w miesiącu zapraszali przyjaciół — czyli tych ludzi, z którymi należało być blisko — korzystając z okazji do zaprezentowania, jak perfekcyjnym małżeństwem byli i jak perfekcyjne życie wiedli. Sęk w tym, że Chantal Coldfield w tym momencie nie miała najmniejszej ochoty uśmiechać się szeroko i błyszczeć humorem, ponieważ jedyne czego pragnęła to przegryźć aortę pierwszej osobie, która znalazłaby się w jej zasięgu. Znalazł się Callum. A raczej ona go znalazła. Jak zawsze, jak zawsze, gdy miała ochotę coś lub kogoś rozszarpać. — Tylko spróbujesz grać te swoje rzewne melodie, to obiecuję, wbiję widelec w pierwszą dłoń, która znajdzie mi się pod ręką.

Callum Coldfield

Baby you bring out the devil inside me

: czw lip 10, 2025 8:55 pm
autor: Callum Coldfield
01.
Czasami naprawdę nie wiedział, jak jego żona to robiła. Planowanie, organizacja i zarządzanie nie były mu oczywiście obce, ale wolał tworzyć strategie zarządzania firmą, niż planować, kto usiądzie gdzie, podczas licznych kolacji, gal, i wszelkiej maści spotkań towarzyskich, które organizowali. Znacznie bardziej wolał już tą część, gdy wszystko zostało zapięte na ostatni guzik, a on mógł prowadzić błyskotliwe rozmowy i spełniać się, jako lew salonowy, zazdrośnie strzegący atencji i roztaczający piorunujące wrażenie męża idealnego. Jako, że od dziecka uczestniczył w tego typu wydarzeniach, nie raz dostrzegał organizatorskie niedociągnięcia. Chantal nie zdarzyło się to nigdy.
Miał takie momenty, że czasami chciałby zrezygnować z uczestnictwa w takim, czy innym wydarzeniu. Kiedy był bardziej znudzony niż zmęczony, po dniu wypełnionym spotkaniami, kiedy nad jego czołem zaczęły się zbierać czarne chmury kiepskiego humoru, które obwieszczała pojedyncza zmarszczka. Potem jednak pojawiali się goście i Callum jak gdyby nigdy nic był doskonałym gospodarzem, sypiącym żartami i emanującym energią.
Tak było i tym razem, czuł, że jest w humorze zdradzającym znudzenie, i że nie ma szczególnej ochoty na uczestnictwo w kolacji, która była w pewnym sensie tradycją. Mimo to przygotował się na bitwę. Jego głównym zadaniem podczas organizacji spotkań socjety, było przygotowanie barku, przekazanie listy alkoholi, które należało zamówić i upewnienie się, że nikt niczego nie pomieszał. Potem mógł już założyć zbroję w postaci szarego garnituru, jasnoniebieskiej koszuli oraz krawata w subtelne prążki i w tej chwili pochylał się nad gablotą, w której znajdowała się kolekcja luksusowych zegarków, kiedy do pomieszczenia weszła burzowa chmura w eleganckim anturażu. Przepraszam, to znaczy: jego żona.
Niczym burzowa chmura tuż przed pierwszym piorunem, zassała powietrze z całego pokoju. Callum powstrzymał się przed westchnięciem, domyślając się, że Chantal jest w kiepskim nastroju (delikatnie mówiąc), zanim nawet się odezwała. Bardzo szybko skonstatował, jaki jest możliwy powód tego nastroju. Odwrócił się do niej, kiedy podsunęła mu swój nadgarstek.
- Oczywiście, kochanie - odpowiedział, ignorując ton jej głosu, a jednocześnie jego własny bynajmniej nie zdradzał czułości, natomiast jego brew powędrowała delikatnie do góry. Z gracją ujął diamentową bransoletkę i bez problemów poradził sobie z podstępnym zapięciem. Następnie wyjął z gabloty jeden z zegarków, co wydawało się losowym wyborem, ale tak naprawdę już dawno zdecydował się na zegarek o wyróżniającej się kobaltowej tarczy w srebrnym obramowaniu.
-Jeżeli jest tak bez sensu, możemy ją przecież odwołać. Zwłaszcza jeśli masz częstować gości mordem w oczach, zamiast popisowych krewetek naszej kucharki. - odpowiedział, niby z rozbawieniem. Dobrze wiedział, że Chantal może się wkurzać, ale nie odwoła zaplanowanej kolacji. Po pierwsze wzbudziłoby to plotki, na które nie mogli sobie pozwolić, po drugie jego żona włożyła w to zbyt wiele wysiłku.
Na co dzień uczynili swoją misją, udawanie małżeństwa idealnego, doskonałych gospodarzy, ludzi pobłogosławionych przez szczęście niemal ponad miarę. Za tą fasady ścierały się ich charaktery i zazdrość o uwagę otoczenia. Callum na wskroś znał kalejdoskop gwałtownych humorów jego żony, a ona znała równie dobrze jego zagrania, upartość i brak skrupułów.
- Och, Lace. - odpowiedział tonem pobłażliwym, wiedząc, że działa to jego żonie na nerwy. - To nie rzewne melodie, tylko klasyka. Ponadczasowa. Ponad huśtawkami nastroju. Natomiast jeśli chcesz, żebym zamiast tego grał na nerwach tobie i wszystkim innym, to nie ma sprawy, wiesz, że to potrafię. - dodał, udając, że bardzo zajmuje go poprawianie zapięcia zegarka, aby podnieść wzrok na żonę, obdarzając ją już nie tyle spojrzeniem pobłażliwym, co prawie pojednawczym.

Chantal Coldfield