Strona 1 z 1

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: pt lip 11, 2025 1:41 pm
autor: Tyla Andrulyte
2.
Po cholerę ona się na to zgodziła?
Tyla raz za razem przeklinała zarówno swojego kuzyna, jak i samą siebie za fakt, że zgodziła się na tak idiotyczny plan jakim była wycieczka rowerowa po Toronto. Zwłaszcza, że ona roweru nie widziała chyba jeszcze od czasu, gdy mieszkała jeszcze w Wilnie. I miała znajomych. Czyli mówiąc skrótem - baaaardzo dawno temu. Aż dziwne, że tutaj udało jej się dorwać jakiś używany rower miejski za niedużą kwotę praktycznie dzień przed wycieczką. A już chciała uwierzyć w fakt, że miała gotową wymówkę na wymiganie się od całego przedsięwzięcia.

Jej matka jednak też stała na posterunku, chcąc wypchnąć córkę w końcu z domu. Każdy na siłę wyciągał ją z miejsca, które było dla niej jedynym znośnym i komfortowym zakątkiem. Jaka była w tym filozofia? Było jej dobrze w czterech ścianach, więc co to innym przeszkadzało? Przecież nawet nie żaliła się na głos, że nie ma znajomych ani właściwie niczego poza komputerem i domem. I studiami, ale one to już były w takim pół-eterze. Niby są, ale ich nie ma. Taka perspektywa najlepiej jej leżała - gdyby jej nie posiadała, pewnie znowu miałaby problem z uczęszczaniem na zajęcia.
Ale, tak wracając do rowerowania - początek nie był zły. Gorzej było po pewnym dystansie, no i gdy zaczęły się górki. Tyla w ogóle nie miała kondycji, więc męczyła się bez przerwy, raz za razem przystając na kilka minut. Pewnie była z tym niemiłosiernie denerwująca, czym absolutnie się nie przejmowała. Zapas wody również uszczuplał się w zastraszającym tempie. Oczywiście, wolałaby napój gazowany lub colę, ale te wypiła już na starcie. I trochę żałowała.
Teraz pedałowali znowu, a Tyli znowu strasznie to wszystko się dłużyło. Dodatkowo, paliły ją mięśnie nóg, przez co praktycznie że ledwo nimi powłóczyła. Rzęziła też pewnie niczym jakiś stary gruchot, co skutecznie zagłuszał szum delikatnego wiatru. Ale już miała dość.
Eric, przerwa! — wydarła się ochryple, niemalże wypluwając przy tym swoje płuca. Nie czekała na jego reakcję, tylko zwolniła, finalnie zatrzymując się przy jakiejś ławeczce na obrzeżach miasta. Na siedzenie padła niczym bezwładna lalka, wydając z siebie dźwięki podobne do balona, z którego spuszcza się powietrze. Pewnie wyglądało to komicznie, ale w jej głowie panował dramat spowodowany zmęczeniem, pragnieniem i zgrzaniem się.


Eric Stones

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: pt lip 11, 2025 10:49 pm
autor: Eric Stones
#2

Erica bardzo cieszyło, że tego dnia, miała być ładna pogoda i ponad 20 stopni, bo to oznaczało wręcz idealną pogodę na jakąś aktywność fizyczną poza domem. Od jakiegoś czasu chodziła za nim przejażdżka rowerem, a przy okazji jakoś tak wyszło, że zaproponował (i zmusił) do wspólnej wycieczki kuzynkę. Stones przybył na miejsce ze swoim rowerem górskim, przy którym leżał sobie bidon z wodą. Oczywiście, poza wodą, miał też inne rzeczy typu musy, batony i ciastka - choć oczywiście zawsze istniała też opcja wyskoczenia na istant ramen do 7-Eleven.
No ale tak czy inaczej, gdy tylko Ty usadowiła swój zadek na siodełku miejskiego roweru, Eric zaczął jechać przed siebie. Dzień wcześniej sporządził plan wycieczki, chcąc zahaczyć o punkt widokowy, gdzie będą mogli odpocząć.
Możliwe, że czasami przesadzał z prędkością, dlatego zwalniał od czasu do czasu - bo jednak nie chciałby, żeby kuzynka nagle dostała jakiegoś zawału lub złapała skurcz. Bawiły go wszelkie okrzyki wydawane przez Tylę, dlatego nie raz zdarzyło mu się parsknąć śmiechem, ale zaraz potem dodawał kuzynce nieco otuchy (niczym nieco łagodniejszy trener personalny).
- Co?! - krzyknął, bo nie usłyszał, co Tyla mówiła. Wcisnął tylny hamulec, odwrócił głowę i widząc, a jednocześnie rozumiejąc już wypowiedziane chwilę wcześniej przez kuzynkę słowa, podszedł do niej z rowerem, a gdy już był blisko, oparł go o nóżkę.
- Wszystko okej? Jak coś, mogę Ci dać batona, ciastko albo mus. Mam też zapasową butelkę wody. - powiedział, wyciągając po jednej rzeczy, niczym handlarz, który na siłę próbuje wcisnąć byle shit swojemu potencjalnemu klientowi - z tą różnicą, że Eric nie chciał żadnej zapłaty. Wszystko, co oferował, oferował całkowicie ZA DARMO oraz potrząsając butelką, jakby chciał potwierdzić, że w środku naprawdę coś jest.
- Już niedaleko. Tam, gdzie jedziemy, też będzie można usiąść i odpocząć. - odparł o ile nikt tych ławek nie postanowił zdemontować i zabrać... a przecież taki scenariusz, również był możliwy.
Korzystając z okazji, sięgnął ręką po bidon i zaczął z niego pić. Nawet nie przypuszczał, że był aż tak spragniony. Gdy skończył, zamknął górną pokrywę i odłożył bidon tam, skąd go wziął.
- Trzeba było mówić, to bym Ci zaproponował przejażdżkę na bagażniku. - dodał, klepiąc bagażnik od swojego roweru. Choć nie sądził, aby Ty chciała na nim jechać, gdyż prędzej czy później, byłoby jej niezbyt wygodnie. A każdy dół byłby dość mocno odczuwalny.

Tyla Andrulyte

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: sob lip 12, 2025 7:43 pm
autor: Tyla Andrulyte
“Ładna” pogoda była dla Tyli niczym klątwa, która aktywowała wszystko dookoła. Każdy jej wciskał, że jest tak ładnie, to powinna wyjść ze swojej jaskini. Po co? By bez sensu marnować czas na coś, co nie dawało jej satysfakcji? Być może była już uzależniona od komputera i czy internetu, ale przynajmniej łączyła przyjemne z pożytecznym. Dlatego też wolała ponurą pogodę, a najlepiej deszcz, bo wtedy nikt jej na siłę za sobą nie ciągnął na zewnątrz.
Plan? Kto potrzebował planu na wycieczkę rowerową? No w sumie… Tyla potrzebowała. Chociaż dla niej te “przystanki” nie były żadnym elementem planu, a potrzebą. Jej brak aktywności nie był wiedzą tajemną. Taką był powód, dla którego finalnie zgodziła się na taki wypad. Był tak tajemniczy, że nawet ona sama nie miała bladego pojęcia, co się za tym kryło. Może po prostu chodziło o wyrwanie się z tego stanu żałości, w którym bezustannie przebywała? Ale gdyby wiedziała, że w pakiecie dostanie gigantyczny wysiłek ponad jej możliwości (zakwasy gratis) oraz motywatora, wymyśliłaby cokolwiek, byleby nie ruszyć się nawet z samego łóżka.
Z wielkim trudem przewróciła tylko oczami, zwalniając tak czy siak. Najwyżej pojechałby bez niej, a ona mogłaby zadzwonić po taksówkę albo jednym kliknięciem wyszukać jakieś dobre połączenia komunikacji miejskiej. Ale nie, musiał zawrócić. Sama nie wiedziała, co było gorsze… Albo lepsze? Wszystko jedno.
Była tak zdyszana, że gdy Eric rozgadał się z propozycjami, tylko zamknęła oczy i pomachała rozpaczliwie ręką w sposób, który miał świadczyć o odpowiedzi przeczącej. O jedzeniu nawet nie myślała - jedynie woda byłaby dla niej ratunkiem, ale też nie od razu.

Chyba… żartujesz… — wysapała w końcu, nie siląc się jednak na osobliwe spojrzenie w kierunku kuzyna. Miała wrażenie, że nawet jak poruszy szyją, to odezwie się cała reszta jej ciała. A tego wolała nie prowokować. — To gdzie… jest nasz cel… główny? — finalnie zadała to pytanie, choć szczerze obawiała się odpowiedzi. Z pewnością nie była w stanie do niego dojechać, nie po takim kawałku drogi.
W końcu ostrożnie poprawiła się na siedzeniu, a gdy organizm nie zrobił jej nagłego alarmu, sięgnęła do swojego plecaka. Miała jeszcze swoją wodę - no właśnie, czas przeszły. Całość poszła po krótkim momencie. Andrulyte była wręcz w szoku, że była w stanie tyle wypić w ciągu dnia, przez co z nieco nieobecną miną wpatrywała się potem w pustą butelkę.

Eric Stones

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: sob lip 12, 2025 10:12 pm
autor: Eric Stones
Eric pokręcił głową, co było równoznaczne z odpowiedzią, iż ani trochę nie żartował.
- Cóż... chciałbym żartować... ale musisz mi uwierzyć, że gdy wybierałem miejsce docelowe, to wydawało się całkiem blisko... - jednak nie wziął pod uwagę kondycji kuzynki i tego, że jest ona na innym poziomie niż jego. Szkoda mu się jej zrobiło, dlatego w ramach pocieszenia, poklepał Ty po plecach, choć nie był pewien, czy to w ogóle było jakimkolwiek pocieszeniem. No ale starał się, okej? Słysząc pytanie o miejsce docelowe, Eric posłał kuzynce ciepły uśmiech, unosząc lekko kąciki ust, a następnie dla upewnienia się, wyciągnął telefon i wszedł w aplikację map. Odwrócił się plecami do kuzynki, a następnie szybko wpisał nazwę miejsca docelowego. Mając pewność, iż dobrze zapamiętał trasę, usatysfakcjonowany schował telefon do plecaka (jasne, mógł go mieć wewnątrz kieszeni, lecz wolał go nie potłuc w trakcie jazdy, a bądź co bądź, zawsze istniało prawdopodobieństwo wypadnięcia z niej).
- Następnym razem wybiorę coś o wiele bliżej, bo ehm.... zostało nam coś koło trzech, albo i czterech kilometrów. - wyjaśnił, nie chcąc wygadać, gdzie dokładnie jechali, ponieważ zależało mu na niespodziance. Chociaż, jeśli już tam była, to przecież to żadna niespodzianka. W sumie mogłem zapytać, czy ma jakieś ulubione miejsce. cóż, może następnym razem zapamięta o rozeznaniu.
Ogólnie Eric lubił robić niespodzianki, bo lubił widzieć reakcje osób, które obdarowywał. Gorzej, kiedy ktoś za nimi nie przepadał... oczywiście starał się wtedy nic nie mówić, dopóki nie dostrzegał prawdziwej irytacji i wkurwienia u takiej osoby.
Bez żadnego pytania, do wystawionych wcześniej produktów, na opakowaniu ciastek, postawił wspomnianą wcześniej, zapasową butelkę wody. Korzystając z postoju, wstał, by rozprostować nogi (bo jeszcze zdąży posiedzieć) i rozejrzał się dookoła. Nie poganiał kuzynki, tylko grzecznie czekał, aż ta o własnych siłach wsiądzie z powrotem na rower.
- Dobrze Ci idzie Ty, serio. Zatrzymaj sobie tę zapasową wodę jeśli chcesz i daj znać, gdy będziesz gotowa, chyba że... naprawdę czujesz, że nie masz siły, to zostaniemy tutaj. - odparł, bo bądź co bądź, nie wykonał żadnej rezerwacji, więc jeśliby nie dojechali tam, gdzie Eric chciał, by dojechali, to przecież świat się nie zawali. Zdrowie było ważne. W sumie właśnie przypomniał sobie, czego nie spakował. - mianowicie chodziło o plasterki. Chyba, gdyby miała zdartą piętę, to by dała znać.

Tyla Andrulyte

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: ndz lip 13, 2025 12:39 pm
autor: Tyla Andrulyte
Tyla obrzuciła kuzyna spojrzeniem pełnym niedowierzania. Jak on mógł, zdawały się mówić jej oczy. Nie no, nie było aż tak źle. Z pewnością jednak nie wyglądała na zadowoloną z takiego stanu rzeczy.
Blisko… Wiesz, że przejechaliśmy już praktycznie dystans całego miasta? — zauważyła, krzywiąc się niemiłosiernie. Taka była Andrulyte - nie kryła się z psioczeniem czy narzekaniem. A skoro większość rzeczy jej się nie podobała, narzekała praktycznie bez przerwy. Trzeba było jej to wybaczyć.
Nie sądziła, że poklepanie po ramieniu doda jej w pewnym sensie otuchy, ale tak się stało. Przynajmniej minęła jej złość, która wstępnie rozlała się po jej wnętrzu. Dalej była poirytowana, ale bardziej swoją kondycją aniżeli decyzją Erica. Przynajmniej w głównej mierze. Ale żeby nie było - ona pewnie nic nie zrobi w kierunku polepszenia swoich możliwości. Uważała, że sport był jej do niczego niepotrzebny.
Zaraz jednak wybałuszyła oczy.

ILE? — aż zamrugała, próbując przełożyć to na fakty we własnej głowie. Jeśli mieli tyle przejechać, bez dodatkowych przerw, to RIP dla Tyli. Aż potrząsnęła głową z niedowierzania, ale słowem się nie odezwała. W myślach już chyba trochę pogodziła się z faktem, że Eric najpewniej będzie musiał ją zawieść na SOR po tym wszystkim. Bo, uwaga, mieli jeszcze wrócić! To już w ogóle zdawało się być nierealne do wykonania. Ale możliwe, że to będzie niespodzianka ze strony dziewczyny, tak jak jej kondycja.
Najwidoczniej oboje coś dla siebie zaserwowali. Tylko, że Tyla dość nieświadomie.

Świetnie mi idzie, tak. Bo jeszcze nie umarłam, ale już jestem blisko. — skomentowała, słysząc też, że uspokoił jej się nieco oddech. Dalej jednak nie była w stanie ruszyć dalej - ciało ciążyło jej niczym flak, a każde poruszenie mięśni wiązało się z nieprzyjemnym, ciągnącym uczuciem. Zwłaszcza w nogach. — Jeszcze chwilę. I spoko, możemy dojechać, ale będziemy robić milion przerw. Bo nie dam rady inaczej. — zdecydowała się go ostrzec, żeby nie było. — Plus jak ty chcesz wrócić? Bo ja nie przejadę takiego dystansu żywa, więc chyba lepiej trzeba byłoby zorganizować powrót metrem… — mówiąc te słowa, w duchu tylko modliła się, by kuzyn na to przystał. Bo o ile teraz nie miała zdartej pięty (ale płuca i mięśnie juz tak), to przy samym powrocie różnie może być. No i jeszcze jakiś dystans do celu im został, więc wszystko mogło się jeszcze wydarzyć!

Eric Stones

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: pn lip 14, 2025 10:39 pm
autor: Eric Stones
Eric zrobił wielkie oczy i zamrugał szybko kilka razy. Cóż, nie sądził, że faktycznie tyle przejechali, dlatego zaskoczyło go, kiedy Ty poinformowała o pokonanym dystansie.
- Ehm... dobrze wiedzieć. - stwierdził, posyłając kuzynce przepraszający uśmiech, nerwowo przeczesując dłonią włosy. Nagle też wpadł na pomysł tego, jak wykorzystać zapasową wodę - mianowicie, odkręcił butelkę i nalał sobie odrobinę na rękę, którą najpierw przyłożył do czoła, a potem do karku.
- Żałuję, że nie zabrałem ze sobą lodu. - odparł, bo dzięki niemu, woda byłaby zimna, a taka dodałaby orzeźwienia zarówno Ericowi, jak i (zapewne) Tyli. Z drugiej strony, zawsze można było zajechać do jakiegokolwiek sklepu typu convinient i tam kupić sobie kubek z lodem oraz uzupełnić zapasy wody.
- Oj ale to tylko brzmi strasznie. W rzeczywistości nie jest tak źle. - powiedział, bo te 3 km to było nic, porównując z tym, ile przejechali dotychczas. Miał ochotę zacząć śpiewać "Don't worry, be happy" ale chyba wolał nie prowokować kuzynki, bo jeszcze by się obraziła i w ramach buntu, zostałaby tu. Więc ostatecznie, zaśpiewał sobie tę pioseneczkę (tylko i wyłącznie w myślach).
- Proszę mi tu nie umierać. Za młoda jesteś. Jeszcze wiele przed Tobą. - odpowiedział, przypominając sobie, że niby miał tam zrobiony jakiś podstawowy kurs pierwszej pomocy, tylko czy faktycznie dałby radę zastosować wszystkie te czynności, gdy byłby zestresowany? Chyba wolał się nie przekonywać. Aczkolwiek istniało prawdopodobieństwo, że strach napędziłby adrenalinę, dzięki czemu poradziłby sobie ze wszystkim.
- Dobrze. Zrobimy tyle przerw, ile będziesz potrzebowała. Nigdzie się nie spieszę. - odparł. - Choć wolałbym abyśmy dotarli tam przed zachodem słońca. - chciał tak, żeby posiedzieć trochę na słońcu.
- Och… w takim razie są dwie opcje. Albo poproszę kogoś, żeby po nas przyjechał albo faktycznie wrócimy komunikacją. - odpowiedział, a podczas wymieniania dwóch opcji, po kolei zaczął pokazywać palce (oczywiście pokazał najpierw jeden, a potem drugi). Planem awaryjnym jeszcze była taksówka.
Tak czy inaczej, gdy Tyla była gotowa, ruszył przed siebie (rzecz jasna wcześniej zgarnął wszystko i wrzucił z powrotem do plecaka). Zatrzymał się ponownie wtedy, gdy słyszał lub widział zmęczoną Tylę, która schodziła z roweru.
- Oo! Już dojeżdżamy! - krzyknął, by zostać dobrze usłyszanym przez kuzynkę. Po dojechaniu na miejsce, zszedł z roweru i podbiegł do kuzynki, by ją asekurować - normalnie prawie jak eskorta.
- Popchnąć Cię? - zapytał. - Albo jak wolisz, to zejdź i idź na nogach. - Choć to raczej był słaby pomysł, biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie bolały ją nogi. westchnął cicho.
Kiedy Ty dotarła do miejsca docelowego, Eric zaczął jej głośno bić brawo. Mogłem jeszcze wziąć confetti, ech.

Tyla Andrulyte

We pedal not to escape life, but to let it catch up.

: śr lip 16, 2025 9:06 am
autor: Tyla Andrulyte
Nie miała już siły, by powiedzieć coś więcej na ten temat, więc jedynie pozostała przy wpatrywaniu się w kuzyna niczym w głupka, mrugając nieco szybciej niż się to powinno robić. W końcu wróciła do normalnej reakcji pod tym względem i jedynie przyglądała się, co Eric w danym momencie wyprawia. Próbowała odpocząć, ale była już tak zmęczona, że nie zdawało się to mieć wielkiego efektu.
W jakimś sklepie pewnie mają te kubki z lodem do napojów, jak chcesz to możemy podejść w ramach przystanku. — tu bardziej miała na myśli to, żeby kuzyn sam sobie poszedł, a ona wykorzysta sobie ten czas na ławeczce. Ale chyba mieli dwie odrębne wizje - nie pierwszy raz zresztą dzisiaj.
Mów za siebie. Ja nie jeżdżę na rowerze codziennie. — mruknęła i założyła ręce na piersi, delikatnie też strosząc brwi. Tyla była dość otwartą pesymistką i nie lubiła wciskania jej na siłę czegoś pozytywnego, gdy miała o tym zupełnie inne zdanie. Także dobrze wyszło, że finalnie nie usłyszała tej piosenki.
Ta. Wiele cierpień. — kolejne słowa, które świadczyły o jej życiowej postawie. I nie mówiła tutaj już tylko o wycieczce rowerowej, a ogólnie o swoim życiu. Dla większości ona nie istniała albo zlewała się z tłem. Jeśli istniało też jakieś bóstwo, dla niego też była niewidoczna. Bo jej jedyną pozytywną rzeczą w życiu była ucieczka z Litwy od ojca i komputer.
Nic poza tym.

Miała ochotę odpowiedzieć, że jej się śpieszyło zaś do domu by usiąść na tyłku, ale w porę ugryzła się w język. Westchnęła tylko, wzruszając finalnie ramionami. Tak czy siak, wolała też niczego gwarantować. Różnie mogło być.
Na propozycje powrotu skinęła jedynie głową - tak czy siak, pewnie zdecyduje się sama na powrót jakimś metrem, bo była już do tego przyzwyczajona. I miała kartę. Nie stać jej było na samochód, zresztą za kółko by nie wsiadła. Nie miała zaufania do tego, czy faktycznie byłaby dobrym kierowcą.
Gdy już musiała wrócić na siodełko, od nowa zaczęła czuć mięśnie w nogach i biodrach, w dodatku tak, jakby ktoś naładował tam stos kamieni. Jechała przez to bardzo wolno, oczywiście zatrzymując się od czasu do czasu. Odetchnęła jednak z ulgą, gdy dotarli już do celu.
Ani mi się waż. — nie brzmiała na turbo zmęczoną jak poprzednio, ale można było wyłapać jej zadyszkę. Zaraz parsknęła. — Tak, jeszcze lepiej. — rozwiązaniem byłoby latanie, ale takie jeszcze nie było możliwe. Wykorzystała zatem resztki sił, by dojechać do celu, po czym niezgrabnie zeszła z roweru. Tylko po to, by przeciągnąć nogi (dosłownie) w kierunku najbliższej ławki i na niej niemalże się położyć. “Dopingu” nie skomentowała, ale to nawet i lepiej, bo gdyby miała więcej sił, to by nie kryła się z rosnącą irytacją.
Ale przynajmniej miała spokój.


Eric Stones