Vancouver
: sob lip 12, 2025 1:24 pm
Lato, upał, słońce powoli chylące się ku zachodowi… a do tego tłum ludzi, głośna muzyka i wolność, tak charakterystyczna dla festiwali muzycznych. Te zawsze miały swój specyficzny klimat, który tak trudno było podrobić. Nigdzie też tak łatwo nie zdobywało się nowych znajomości. Krótkich, dłuższych, zaledwie przelotnych…
Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Liczyło się tu i teraz. A teraz? Teraz Lily bawiła się doskonale. Miała kilka dni wolnego i zamierzała je wykorzystać najlepiej jak potrafiła. Nie znała dobrze Vancouver, ale odezwała się do miejscowej znajomej i gdy ta powiedziała jej o wolnych biletach na festiwal – nawet dwóch sekund się nie zastanawiała. Biorę. Jak mogłaby przepuścić taką okazję? Nie byłaby sobą.
Bez najmniejszego skrępowania i chociażby odrobiny zawahania ominęła całą kolejkę do jednego ze stoisk alkoholowych, rzucając szeroki uśmiech do barmana zamówiła dwie kolejki szotów, całkowicie ignorując głosy sprzeciwu z oddali. Miała widocznie w sobie na tyle dużo uroku osobistego, ładnego uśmiechu albo wystarczająco dużego dekoltu, że mężczyzna po zawahaniu, które trwało zaledwie ułamek sekundy – skinął. A Lily po chwili równie tanecznym krokiem razem z tacką pełną kieliszków mogła wrócić do swojego towarzystwa.
- Mówiłam, że zrobię to szybciej. Ma się to coś… – zażartowała swobodnie, siadając na trawie naprzeciwko mężczyzny, na którego wpadła zaledwie parę chwil wcześniej. Nie znała go. Nie miała pojęcia kim był i z kim był. Nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia, bo jeśli chciał jej dotrzymywać towarzystwa? Nic więcej nie miało znaczenia. Zmierzyła go spojrzeniem, uśmiechnęła się pod nosem, lekko zagryzła przy tym wargę, gdy ich spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały i złapała za jeden z plastikowych kieliszków wypełnionych tequilą – Wypijmy za… ten zachód słońca! Kto wie? Może to ostatni taki zachód słońca w naszym życiu? – ewentualnie ostatni wspólny zachód słońca, ale tego już nie dodała. Poczekała aż chłopak złapie za swój kieliszek, dołączy do niej i razem je przechylą. Alkohol rozlał jej się po gardle, skrzywiła się lekko od tego jaki był mocny, zagryzła go cytryną, a w kolejnej chwili zrobiła coś, czego pewnie robić nie powinna, ale… ale dlaczego? Pochyliła się i pocałowała go. Krótko. Zaczepnie skubnęła jego wargi i zaśmiała się. Smakował tequilą. – Nie patrz tak na mnie… w tych stronach podobno tak się robi. – znowu się wyprostowała i uniosła dłonie w obronnym geście, bo co złego to nie ona – To nie moje zasady.
Koda Lennox
Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Liczyło się tu i teraz. A teraz? Teraz Lily bawiła się doskonale. Miała kilka dni wolnego i zamierzała je wykorzystać najlepiej jak potrafiła. Nie znała dobrze Vancouver, ale odezwała się do miejscowej znajomej i gdy ta powiedziała jej o wolnych biletach na festiwal – nawet dwóch sekund się nie zastanawiała. Biorę. Jak mogłaby przepuścić taką okazję? Nie byłaby sobą.
Bez najmniejszego skrępowania i chociażby odrobiny zawahania ominęła całą kolejkę do jednego ze stoisk alkoholowych, rzucając szeroki uśmiech do barmana zamówiła dwie kolejki szotów, całkowicie ignorując głosy sprzeciwu z oddali. Miała widocznie w sobie na tyle dużo uroku osobistego, ładnego uśmiechu albo wystarczająco dużego dekoltu, że mężczyzna po zawahaniu, które trwało zaledwie ułamek sekundy – skinął. A Lily po chwili równie tanecznym krokiem razem z tacką pełną kieliszków mogła wrócić do swojego towarzystwa.
- Mówiłam, że zrobię to szybciej. Ma się to coś… – zażartowała swobodnie, siadając na trawie naprzeciwko mężczyzny, na którego wpadła zaledwie parę chwil wcześniej. Nie znała go. Nie miała pojęcia kim był i z kim był. Nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia, bo jeśli chciał jej dotrzymywać towarzystwa? Nic więcej nie miało znaczenia. Zmierzyła go spojrzeniem, uśmiechnęła się pod nosem, lekko zagryzła przy tym wargę, gdy ich spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały i złapała za jeden z plastikowych kieliszków wypełnionych tequilą – Wypijmy za… ten zachód słońca! Kto wie? Może to ostatni taki zachód słońca w naszym życiu? – ewentualnie ostatni wspólny zachód słońca, ale tego już nie dodała. Poczekała aż chłopak złapie za swój kieliszek, dołączy do niej i razem je przechylą. Alkohol rozlał jej się po gardle, skrzywiła się lekko od tego jaki był mocny, zagryzła go cytryną, a w kolejnej chwili zrobiła coś, czego pewnie robić nie powinna, ale… ale dlaczego? Pochyliła się i pocałowała go. Krótko. Zaczepnie skubnęła jego wargi i zaśmiała się. Smakował tequilą. – Nie patrz tak na mnie… w tych stronach podobno tak się robi. – znowu się wyprostowała i uniosła dłonie w obronnym geście, bo co złego to nie ona – To nie moje zasady.
Koda Lennox