Zagryzła lekko wargę, wpatrując się w mężczyznę po drugiej stronie stolika. Mogła pomóc opowiadając… zaśmiała się pod nosem, kręcąc lekko głową. Bo czy to nie najprostsze rozwiązanie? Po prostu powiedzieć, co wiedziała i wrócić do swojego życia. Szukał Daniela, nie jej. Jednak doświadczenie życiowe nauczyło ją czegoś innego. Najlepiej było trzymać język za zębami. Wtedy zawsze mniej bolało…
zawsze.
Tylko, czy mężczyzna przed nią w ogóle planował zadać cios? Był dla niej zagadką. Jego obecność była zagadką. Ale także nieobecność…
- Oboje dobrze wiemy, że z takich opowieści nigdy nie wychodzi nic dobrego. Im mniej wiesz, tym lepiej sypiasz. – kącik ust drgnął jej w lekkim uśmiechu. Przyłożyła usta do krawędzi szerokiego kieliszka do martini. Upiła jego niewielki łyk i odstawiła go na stolik, a sama znowu się wyprostowała –
A ja już bardzo dawno nie spałam dobrze. – dodała ciszej, jakby bardziej do siebie. Jakby na ułamek sekundy wychodząc z roli, którą odgrywała od lat. W której żyła od lat… była tą postacią, a ta postać była nią.
Prawdziwa Darcy zniknęła lata temu.
- Mój mąż nie żyje. Od roku. To zaskakujące, że ta informacja do ciebie nie dotarła… byłam pewna, że takie informacje rozchodzą się szybciej niż choroby weneryczne wśród naszych polityków. – miała wrażenie, że półświatek kochał plotki tak samo mocno jak elity prostytutki, uznała to porównanie za wyjątkowo trafne. Tym bardziej, że miała okazję widywać w klubie przedstawicieli chyba wszystkich grup społecznych, wszystkich ugrupowań politycznych i doskonale wiedziała, że seks się sprzedaje. A na świecie chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. Tutaj również…
Znowu im przerwano. Jeden z klubowych ochroniarzy podszedł do Darcy i szepnął jej coś do ucha. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, żeby zauważyć, że dziewczyna się wyraźnie spięła. Naturalnie spoważniała, ale jednocześnie w jej oczach pojawiło się coś, co spokojnie można byłoby nazwać strachem. Gdyby tylko wystarczająco dobrze ją znał.
- Myślę, że powinieneś już iść. – zwróciła się do Patricka, chłodno i starając się nie okazywać żadnych emocji. Nie zdążył jednak nawet drgnąć, gdy dołączyli do nich goście. Mało przyjemni goście. Jeden z przedstawicieli lokalnego półświatka ze swoim przydupasem.
–
No proszę… widzę, że wizyta nie w czas? – nawet jeśli to i tak chyba nieszczególnie się tym przejmował. Sam usiadł obok Darcy, a jego pomagier obok Patsa. Obaj usiedli zdecydowanie
zbyt blisko, a naturalnym odruchem Bowman było przesunięcie się w stronę kogoś, kto jej nie odrzucał i w tym przypadku był to Voclain –
Chciałem tylko wpaść zapytać, czy rozważyłaś moją propozycję, Kotku… a widzę, że kręcisz interesy na boku. Nieładnie. Kopę lat, co? – zarechotał, spoglądając na Patricka, jakby oczekiwał, że ten zaraz mu wyśpiewa, co tutaj robi. I to po takim czasie.
Darcy też na niego spojrzała. A jej spojrzenie było bardziej niż wymowne.
A mówiłam, żebyś się zbierał.
Patrick Voclain