Strona 1 z 1

Last Friday Night

: sob lip 12, 2025 4:56 pm
autor: Galen L. Wyatt
cztery


Piątkowa Noc.
Miasto pachniało perfumami, spaloną gumą i przesadzonymi decyzjami. To nie mógł być spokojny wieczór, bo przecież to domena piątku, wtedy zaczyna się weekend, czyli to co tygryski (Galen) lubią najbardziej.

Lśniący czarny Porsche 911 Turbo S wykręcał z impetem z bocznej uliczki, przodem zahaczając o coś, co z pewnością nie było krawężnikiem. Nie było też hydrantem. Ani niczym, co dałoby się zignorować. Cholera. A dopiero co wrócił z auto detailingu, rura wydechowa błyszczała jak pierścionek z diamentem za milion dolarów, a w masce można było się przeglądać, jak w lustrze złej królowej, knując jak posadzić na przednim siedzeniu jakąś królewnę śnieżkę.

Jednak to o co zahaczył Galen to był samochód. Nie taki zwykły samochód. Raczej z górnej półki.
Piękny. Lśniący. Z pewnością droższy niż to, co miał dziś na sobie Galen. A Galen miał na sobie garnitur, który mógłby spłacić czyjś kredyt studencki.

Zgrzyt.
Zahamował. Spojrzał w lusterko.
No świetnie. — mruknął pod nosem. — A przecież mi mówiła: "Nie prowadź po whisky, Wyatt". I jeszcze dodała "nawet jeśli to tylko jedno". Ale kto by jej słuchał, nie?

Wysiadł powoli, poprawił mankiet, przeczesał palcami włosy, spojrzał na zderzak swojego auta. Niemal nietknięty. Oczywiście. Czysty, błyszczący i wciąż pachnący nowością, bez ani jednej ryski, a jednak te folie ochronne, woski i inne specyfiki robiły robotę. Zresztą to przecież Porsche.

Ale auto, które potrącił? Uff...
Na szczęście nie było dużego dramatu. Szybko oszacował koszty.
Trochę lakieru, jedna spora rysa, małe wgniecenie? Trochę jego dumy, bo właśnie minęła ich jakaś panienka, która mogła mu robić za królewnę śnieżkę. Ale przede wszystkim: jej mina.

Stała tam.
Modelka z okładki.
Piękna jak grzech, i tak samo nieprzewidywalna. To musiał być jej samochód. Nie było inne opcji.

Asterin Rose.
Imię, które kojarzył. Twarz – też.
Pojawiała się w kampaniach luksusowych marek, na billboardach, w klipach, w jego przeglądarce... przypadkiem oczywiście. No dobrze, nie do końca przypadkiem.

I teraz stała tu. Przed nim. Wkurzona. Nie pozostało mu nic innego, jak przywołać na twarz uśmiech numer osiem i zagadać. Tylko błagam Wyatt, rozegraj to jakoś z klasą...

Dzień dobry, Toronto. Jest godzina 23:47, a ja, Galen Wyatt, wjechałem w samochód kobiety, którą próbowałem zaprosić na drinka jakieś dwa lata temu na evencie Versace. I która wtedy zignorowała moje istnienie z gracją baletnicy.

Podszedł bliżej, nonszalancko, z rękoma uniesionymi w geście kapitulacji.
Uśmiechnął się. Taki lekko bezczelny uśmiech, który mógłby być reklamą szamponu albo problemów.

Technicznie rzecz biorąc, to był kontakt minimalny. W fizyce nazwalibyśmy to ledwie tarciem. A ja — jestem gotów naprawić nie tylko zderzak, ale i twoje wrażenie o mężczyznach w garniturach. Co ty na to?

Zerknął na auto.
Zerknął na nią.
Zerknął na swoje życie, które właśnie zjeżdżało z ronda rozsądku. Brawo, jak zwykle pełna klasa, albo dostaniesz zaraz w łeb, albo zaproszenie na drinka. Lubisz to Galen prawda?

Albo zróbmy tak: pozwól mi odkupić swoją winę… kolacją. Winem. Czekoladowym fondantem. Czymkolwiek, co sprawi, że zapomnisz, że jestem tym idiotą, który właśnie wjechał w twoje auto, bo szukał stacji jazzowej w radiu.

Nie spuszczał z niej wzroku.
Znał ten typ kobiet – takich, które wiedzą, że świat się za nimi ogląda.
Ale rzadko która miała taki błysk w oku.

I rzadko która miała teraz powód, żeby mu przywalić torebką.

A jeśli cię nie przekonam, zawsze możesz wezwać policję.

Rozejrzał się dookoła.
Światła miasta. Klubowy hałas. Drobny dym. I para, która właśnie zbiera się z ulicy po wypadku tanecznym w szpilkach.

Idealna sceneria dla katastrofy drogowej.

Albo... nowego początku?

Asterin Rose

Last Friday Night

: ndz lip 13, 2025 11:33 pm
autor: Asterin Rose
outfit

Od rana nic mi się nie układało, przez co ja sama miałam coraz gorszy humor. Miałam wrażenie, że to piątek trzynastego i nic nie szło po mojej myśli. Kiedy tylko się wybudziłam, nawiedziła mnie potworna migrena i to tak ogromna, że nawet proszki mi nie pomagały. Miałam nawet ochotę odwołać wszystko i zostać w domu w piżamie i tak dalej, ale nie mogłam, bo miałam psa i miałam pracę, a przez to wiele ważnych sesji, w tym ta na okładkę Vogue. Anna Wintour nie mogła czekać. Wzięłam się w garść. Czekała mnie co prawda długa podróż w tę i z powrotem, ale nie miałam wyjścia. Na całe szczęście mogłam sobie pozwolić na lot prywatnym samolotem. Tatko zawsze pozwalał mi z niego korzystać. Wystarczył jeden telefon i córeczka tatusia, dostawała zawsze, czego chciała. Oczywiście nie odbyło się bez marudzenia mojej matki. Jakoś udało jej się przepchnąć do słuchawki. Zresztą to moja matka, ona potrafi wszystko.
Kiedy tylko dodarłam na miejsce sesji, tam też nie obyło się bez wpadek. A to sukienka nie taka, a to obcasy się złamały. A to fotograf okazał się chamem. Wreszcie zdjęcia zostały zrobione, a ja mogłam wrócić do Toronto i żeby poprawić sobie humor, postanowiłam odwiedzić pierwszy lepszy bar nocny. Mocna dawka alkoholu była mi niezbędna.
Będąc już przed klubem, usłyszałam wydobywający się z niego dudnienie muzyki i to tak głośne, że czułam jej wibracje w całym swoim ciele. Nawet mój samochód dostał dziwnych wibracji. Wysiadłam. Ledwo weszłam na chodnik i powoli oddawałam kluczyki parkingowemu i już szłam do środka i wtem usłyszałam rumor. Skierowałam swój wzrok, w kierunku hałasu i co się okazało? Jakiś gostek śmiał uderzyć w moje maleństwo. Podeszłam bliżej. Zderzak był całkowicie strzaskany. Skierowałam swój wzrok w kierunku winowajcy. Coś mówił, ale mało mnie to obchodziło, bo już się we mnie gotowało.
- Po pierwsze nie obchodzi mnie, co robiłeś w tym swoim gracie - wycedziłam. - Moje auto jest rozjebane i taki jest fakt. Po drugie, myślisz, że byle kolacja mi to wynagrodzi? - co za typ.
Bardzo przystojny typ, nie powiem. Jego wygląd trochę zbił mnie z pantałyku. Lubię takich. Ładnych i bogatych, pasujących do mnie. Ale wróć. Bądź w tej chwili poważna Asterin, zganiłam siebie w myślach. Nie mogłam sobie pozwolić na pokazanie, że zrobił na mnie wrażenie i to te dobre. Samym sobą.
Wyprostowałam się. Spojrzałam wprost w jego oczy. Bardzo ładne oczy swoją drogą. Było to trudne, zważywszy na jego wzrost. Całe szczęście miałam obcasy, ale nawet i one nie pomagały.
- Mam lepszy pomysł. Zapłać. Za całą naprawę. Za zderzak i mechanika. I za wszystkie moje drinki, które zamówię w tym klubie. Co do grosza - miał możliwości. Widać to było po nim. Widać było to po jego porsche. Miał pieniądze i mógł sobie na to pozwolić. A ja chciałam go wykorzystać.

Galen L. Wyatt

Last Friday Night

: wt lip 15, 2025 12:02 pm
autor: Galen L. Wyatt
Wysiadł z samochodu i przez moment tylko patrzył na nią, jakby próbował ustalić, czy właśnie się zakochał, czy dostał po głowie słownym tasakiem i jeszcze za to zapłaci. W tej sukience robiła piorunujące wrażenie, a Galen, no cóż, on po prostu bardzo łatwo ulegał kobiecym wdziękom, taki typ, albo trzeba go za to kochać, albo nienawidzić.

No dobra. Zdecydowanie to drugie. Ale i tak był zachwycony. Temperament to było coś, co działało na niego jeszcze bardziej niż wdzięki, no bo wiadomo, jak kobieta ma charakter, to nigdy nie jest nudno, a Wyatt nie lubił nudy. Zdecydowanie.

Asterin, Rose jak róża, kolce jak brzytwa — mruknął pod nosem, z uśmiechem, który ledwo maskował rozbawienie.

Schował ręce do kieszeni, jakby próbował zachować resztki godności i nie powiedzieć nic, co zabrzmiałoby jak: „zrujnuj mi życie jeszcze bardziej, proszę”. Bo Galen miał jakiś magiczny dar, zaczynało się od kłopotów, gdzie w tle była jakaś ślicznotka, a kończyło katastrofą. Jego super moc przyciąganie problemów, pięknych kobiet i patowych sytuacji, jako super bohater nazywał by się jakiś Trouble Casanova, czy coś w tym stylu.

Wiesz… to ciekawe. Takie słowa z tak pięknych usta brzmią diabelsko. Jeszcze do tego najpierw parkujesz w niedozwolonym miejscu, a potem wymagasz. I to jakie wymagania... — zacmokał kręcąc głową — mam zapłacić za zderzak, mechanika i wszystkie twoje drinki? — spojrzał na nią z przekąsem, unosząc brew. — Brzmi jak umowa z piekła rodem. Ale, cholera, jak się domyślam, nawet Diabeł nie wygląda tak dobrze w tej szmince — zrobił krok bliżej. Tylko jeden. Taki, który jeszcze nie kwalifikował się jako flirt, ale już był jak teatr cieni między nimi. Pierwsze łamanie granic, typowe dla Wyatta, to był facet dla którego granice chyba nie istniały, no chyba, że on je stawiał.

Wiadomo było go na to stać, na naprawę jej auta, zresztą jakiś taki takt i dobre wychowanie ukryte głęboko pod tymi niebieskimi oczami i dobrze skrojonym garniturem nie pozwoliłyby postąpić inaczej. A drinki z nią, to nawet lepsze niż kolacja. Win-win Panie Wyatt.

Umowa stoi. Ale mam jeden warunek — pochylił się lekko, konspiracyjnie, tak jakby właśnie zdradzał tajemnicę Pentagonu. — Jeśli za trzy drinki nadal będziesz uważać mnie za skończonego idiotę... to wtedy dorzucę jeszcze napiwek dla barmana i przeproszę twoje auto kwiatami — dorzucił, jak zawsze skandalicznie pewny siebie. Wyprostował się. Nonszalancki. Gotowy na egzekucję.

A teraz... może sprawdźmy, czy twoja lista drinków jest tak imponująca jak twoja zdolność negocjacyjna — wskazał dłonią na wejście do klubu — Ladies first. Ale uprzedzam — jeśli weźmiesz coś z palemką, będę się śmiać. Do końca życia.

Asterin Rose

Last Friday Night

: sob lip 19, 2025 12:43 am
autor: Asterin Rose
Przechyliłam lekko głowę i zmrużyłam lekko oczy. Byłam wściekła. Krew się we burzyła, ale nie chciałam pokazywać tej swojej osobowości. Wolałam postawić na chłód i wyrachowanie. Nie lubiłam tych cech u siebie, wolałabym być słodką i uśmiechniętą dziewczyną, ale miałam wrażenie, że przed tym gościem, to się nie sprawdzi. Zresztą po co? Po co miałam mu pokazywać swoją dobrą stronę? Przecież to tylko random, który nic dla mnie nie znaczył.
- Przeszkadza ci, że używa ich taka piękność, jak ja? - tak skromność proszę państwa, to podstawa. Ale jakby nie patrzeć, byłam nią. Byłam pięknością i widziałam w jego oczach, że mu się podobam, co mi schlebiało. - A może uważasz, że moja płeć? - czyżbym trafiła jeszcze na jakiegoś mizogina, który uważa, że kobiecie nie wypada? Że kobieta ma tylko ładnie wyglądać i nic więcej? Wcale bym się zdziwiła. Wielu takich gości, ma kobiety za nic. Za zabawki, które porzuca, kiedy im się znudzą. Jak takie porcelanowe laleczki. I nie daj Boże, ta laleczka, będzie miała jakąś skazę.
Poprawiłam torebkę, która lekko zleciała mi z ramienia. Obserwowałam go. Uważnie. Był ciekawym człowiekiem, ale bardzo dużo gadał. Jak na faceta za dużo. Za dużo komplementów i zbędnych słów, które i tak niczego by nie zmieniły.
- Masz problemy ze słuchem, czy może starość już cię dopada? Jak powiedziałam, za wszystko - i nie obchodziło mnie, że może i nie powinnam tu parkować. Zderzak wyglądał, jakby go piorun trzasnął albo jaka inna pajęcza sieć, a on ten stojący przede mną mężczyzna nie wyglądał na biednego. Było go stać.
Kiedy tylko zaakceptował wszystkie moje warunki, moje nogi same ruszyły w kierunku klubu. Za mną szedł i on. Słyszałam jego kroki za sobą. W środku po przejściu po schodkach podeszłam od razu do baru. Usiadłam na jednym ze stołków. Muzyka dudniła.
- Whisky z lodem poproszę, do pełna - i gdy tylko barman podał mi szklaneczkę, wychynęłam całą zawartość. Tego było mi trzeba. Chciałam też udowodnić mojemu kompanowi, na co mnie stać. Jeśli myślał, że miał do czynienia z panienką typu barbie, to się grubo mylił. Jestem Asterin Rose. Tych Rose. Ojciec nauczył mnie jak pić. Na mojej twarzy zagościł prowokacyjny uśmiech. - Nalej jeszcze - skierowałam swe słowa do barmana, nie spuszczając przy tym wzroku z mego towarzysza.
- Znasz mnie - to nie było pytanie. I pewnie nic w tym dziwnego, skoro widział mnie na billboardach. Ale to nie o to chodziło. Przez cały ten czas miałam wrażenie, że to nie nasze pierwsze spotkanie. - Skąd? - byłam zaintrygowana. - Bo ja nie mam pojęcia, kim jesteś ty - to też nie było pytanie i miało nim nie być. Chciałam tylko wiedzieć, skąd od niego taka poufałość wobec mnie.

Galen L. Wyatt

Last Friday Night

: wt lip 22, 2025 7:57 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen i brzydkie słowa to jak limonka i tequila, pasowały do siebie, chociaż może sam Wyatt rzadko ich używał, musiał być naprawdę wzburzony, ale lubił je prowokować, więc chyba i tym razem się udało. Patrzył na dziewczynę z tym swoim uśmiechem numer pięć, czyli tym który zwiastował coś jeszcze, niż tylko rozbawienie.
- A może pytanie powinno brzmieć, czy uważasz, że takie słowa ujmują urody? Wtedy odpowiedź brzmi, nie, zupełnie, a nawet śmiem twierdzić, że dodają pikanterii, możesz powiedzieć to po japońsku? Wydaje mi się, że będzie brzmiało jeszcze lepiej - kiedyś sobie nagrabisz takimi tekstami Galen, ale może jeszcze nie dzisiaj? - no i jeśli rzeczywiście pytasz mnie o zdanie, przekleństwa z kobiecych ust brzmią o niebo lepiej, niż z męskich, wyobrażasz sobie, że wysiadam właśnie z mojego Porsche i mówię, że moje auto jest rozjebane? Jakie bym na Tobie zrobił wrażenie? - przechylił na bok głowę przyglądając się jej, na pewno nie takie jak ona na nim. Uniósł jedną brew i teatralnie potarła dłonią po uchu.
- Słucham? Ach tak starcze problemy za słuchem - wywrócił tymi niebieskimi oczami. Piękna buzia, ale troszeczkę za bardzo niewyparzona jak na jego gust, oszałamiająca sukienka, i na tym chyba się kończyło. Powoli tracił zainteresowanie. Ale poszedł za nią, przecież się teraz nie wycofa, mógł dać jej jeszcze jedną szansę, a w najgorszym wypadku to on wezwie policję i będzie prosił, żeby go za to skuli i wywieźli na posterunek.
Usiedli przy barze, a Wyatt od razu wyjął telefon, podał go dziewczynie.
- Zapiszesz mi swój numer, jutro wyślę do Ciebie kogoś, kto zajmie się samochodem, ty mnie zapisz jako Galen Wyatt, żebyś się nie bała, że ucieknę bez płacenia za szkody - wyjaśnił jej, a później kiwnął na barmana. Kiedy zamówiła whisky z lodem, to zainteresowanie troszeczkę wrócił, lepsze to niż drinki z parasoleczką, ale pełna szklanka? Przecież whisky się trzeba rozkoszować, a nie walić na hejnał jak tanie wino. Zacmokał.
- Chyba dostałaś jakiegoś sikacza... - pokręcił głową, a później zwrócił się do barmana - możesz Pani polać dobrej whisky, podwójna Oban 14 YO, dla mnie bez lodu - czy mu tym zaimponowała? Tym, że zamówiła szkocką tak, tym, że wypiła ją jednym haustem, odrobinę, ale chyba tylko dlatego... że miała pojemne gardło.
- I znowu pytanie powinno brzmieć, a kto tutaj Ciebie nie zna? Podejrzewam, że znalazłaby się może z jedna osoba, która żyje pod kamieniem - roześmiał się. No przecież była fotomodelką, a Galen Wyatt lubił fotomodelki, kiedy schodziły z bilbordów i wsiadały do jego Porsche.
- Galen Wyatt, poznaliśmy się kiedyś na CAFA, ale bardzo przelotnie, ja byłem już umówiony z Coco Rochą, a Ty byłaś zajęta ścianką - wzruszył ramionami. Galen Wyatt może i nie był jakąś gwiazdą, ale pisali o nim tak często, że mógłby się nazywać influencerem, a jego pikantne fotki kosztowały może nawet więcej niż Asterin Rose. Toronto chyba kochało skandale z nim w roli głównej.
- Kanpai! - podniósł szklankę na znak toastu - tylko pij powoli, to poczujesz nutę owoców i morskiej soli... - sam wypił mały łyczek, a przyjemne ciepło rozlało mu się po gardle.

Asterin Rose

Last Friday Night

: czw lip 31, 2025 10:46 pm
autor: Asterin Rose
Jeśli myślał, że jego uśmiech na mnie zadziała to... dobrze kombinował. Próbowałam zrobić wszystko, aby się tak nie stało, ale nie umiem przejść obojętnie. Bo która by umiała? Pewnie żadna. Pewnie, jak tylko błysnął tym swoim urokiem, to każda panna była jego.
- A już myślałam, że jesteś z tych panów, co to uważają, że kobiecie nie wolno być wulgarnej, choć odrobinę - miał u mnie plusa. Może się trochę myliłam co do niego? Może wcale nie jest takim złamasem, jak mi się wydawało.
Chciałam nawet tak myśleć. Przyjemnie jest przebywać wśród tak pięknego mężczyzny. Dawno nie miałam okazji, by móc popatrzeć na męskie bicepsy napinające koszulę.
- Kto wie. Może by mnie podnieciło? - prowokacyjnie uniosłam swoje brwi. Też tak umiałam. - Jednakże nie użyłeś, więc się nigdy nie dowiemy - wzruszyłam ramionami.
Cóż za strata. Z chęcią usłyszałabym z jego ust kilka przekleństw. Lubiłam ostrych facetów. Pewnych siebie i konkretnych. Nie przejmujących się oceną innych. Też taka byłam. Choć z tym drugim bywało różnie. A to dlatego, że moja matka uczyła mnie bycia damą. A damy nie przeklinają, ładnie siadają, ładnie jedzą, mają nienaganne maniery. I tylko po to, aby sąsiad nie patrzył na ciebie krzywo. W dodatku w show-biznesie nietrudno o skandale. Na to musiałam uważać.
Rozsiadłam się wygodnie. Ułożyłam jedną nogę na drugą. Poprawiłam sukienkę, by nie wystawało z niej za dużo. Upiłam łyk alkoholu. Przełożyłam włosy na lewą stronę.
- Galen Wyatt - spróbowałam poczuć jego imię i nazwisko na języku. Galen. Galen. Coś mi zaczynało świtać. - Ach... Faktycznie... - olśniło mnie. Był taki jeden. Chyba nawet zaprosił mnie na drinka, ale go zbyłam.
- Jak na faceta w podeszłym wieku, masz niezłą pamięć. Zaimponowałeś mi, przyznaję - za to moja była fatalna. Ale na swoją obroną mam to, że ta impreza odbywała się wiele lat temu, a ja wtedy nie zwracałam zbytnio uwagi na obce osoby.
- Byłam zajęta ścianką, bo mi kazali. Jeszcze przed doszło do małego skandalu z moim udziałem i miałam wręcz zakaz spoufalania się z płcią przeciwną - nie wiem, czemu się tłumaczyłam, ale z jakiegoś powodu nie chciałam, aby miał mnie za płytką i myślącą tylko o sobie panienkę. Gdzieś podświadomie pragnęłam, aby myślał o mnie pozytywnie. - A już myślałam, że to moja matka mnie umówiła na randkę w ciemno - i wcale by mnie to nie zdziwiło.
Przyglądałam się wyrazom jego twarzy. Nie mogłam odgadnąć, o czym myśli. Pewnie nawet nie chciałabym wiedzieć. A może chciałabym? Intrygował mnie.
- No dobrze. Galenie. Być może jestem nudna, jak flaki z olejem albo może uznasz mnie za nic nie wart osobę, ale czy ślubujesz tej kobiecie dotrzymać towarzystwa dzisiejszego wieczoru? - żeby go bardziej przekonać, uśmiechnęłam się słodko i niewinnie. - I że nie opuścisz jej, aż do progu jej mieszkania?

Galen L. Wyatt

Last Friday Night

: pt sie 01, 2025 7:10 pm
autor: Galen L. Wyatt
- Moja babka mawiała, że wulgarność to przyprawa, nie każdy umie jej używać, ale kobieta, która wie, kiedy nią sypnąć, potrafi przypalić niejedną sypialnię - tylko ciekawe czy jego babka rzeczywiście tak mówiła, czy Galen wymyślił to na poczekaniu, żeby znowu trochę podkręcić atmosferę. Chociaż... po kimś w końcu musiał mieć te teksty, a na pewno nie po matce, ani ojcu.
Uśmiechnął się tylko, kiedy powiedziała, że gdyby przeklął to może by ją to podnieciło, no niestety nie ten typ. Galen Wyatt przeklinał naprawdę rzadko, jednak wysiadł właśnie z Porsche, a nie wylazł z rynsztoka. Pewności siebie mu jednak nie brakowało, oceną innych też się nie przejmował, czego zresztą nie raz dał świadectwo w tym wszystkich plotkarskich magazynach, tylko te brzydkie słówka, damn... Może jednak powinien się przełamać?
- Cholera? - rzucił pytająco, też uniósł jedną brew, sprawdzał, czy jest już mokra, czy po prostu sobie żartował? Chyba to drugie, bo pokręcił głową z uśmiechem.
- Nie moja bajka, już chyba wolałbym robić to po włosku, hiszpańsku, albo francusku, brzmiałoby zdecydowanie lepiej, ale zaraz... miałaś powiedzieć coś brzydkiego po japońsku, akurat znam tylko kilka słówek, nic pikantnego - powiedział, kiedy już siedzieli przy stoliku. Spojrzał na jej nogi, gdy zarzuciła jedną na drugą, odruchowo na moment, jeszcze nie przeciągle, czy wulgarnie.
- W pewnym wieku faceci już po prostu zapamiętują dziewczyny, które dają im kosza, zwłaszcza jeśli zdarza się to wyjątkowo rzadko, nic na to nie poradzę - czy Galen uważał się za faceta w podeszłym wieku? Niekoniecznie. Czy miał świetną pamięć? Oczywiście. Czy rzadko dostawał kosza? Zdecydowanie tak.
- Yhym... To wszystko wyjaśnia - pokiwał ze zrozumieniem głową, ale tak naprawdę to go to mało obchodziło, bawił się wtedy świetnie, a że nie wypili wtedy razem drinka... teraz mogli to nadrobić - czyli z Ciebie taka mała skandalistka? - zapytał, bo to już ciekawiło go ciut bardziej. Galen Wyatt uwielbiał skandale, chociaż ostatnimi czasy starał się ich unikać, może rzeczywiście się starzał?
- Mama umawia Cię na randki w ciemno? Poczekaj, to ile masz lat? Bo nie chcę jutro w mojej skrzynce pocztowej żadnych pozwów - jak na jego oko mogła mieć dwadzieścia parę wiosen, a on rzadko się mylił, chociaż Azjatki i te ich słodkie, śliczne buzie... Mogłaby być niepełnoletnia, a Galen by się wcale nie kapnął. Sięgnął po szklankę z whisky, ale zanim mu nie odpowie, to postanowił nie wznosić kolejnego toastu.
Kąciki jego ust delikatnie uniosły się ku górze, gdy znowu się odezwała. Miała w sobie coś słodkiego, jak taka dziewczynka, która pragnie uwagi.
- Ty to powiedziałaś, a teraz przekonaj mnie, że jest inaczej. Ile jest warta Asterin Rose? - zapytał z jakimś takim przekąsem. Lubił takie gierki. Takie udowadnianie sobie czegoś.
- Mam obiecać na mały paluszek, czy zrobić jakąś przysięgę harcerską? Ale uprzedzam nie byłem harcerzem, a na Harvardzie ślubowaliśmy tylko wierność bractwu, no i co jeśli będziesz chciała, żebym przekroczył ten próg? - znowu się roześmiał, a na potwierdzenie swoich słów wyciągnął mały paluszek i pomachał nim jej przed oczami. Wydało mu się to słodkie i chyba najbardziej do niej pasowało.

Asterin Rose

Last Friday Night

: ndz sie 10, 2025 10:40 pm
autor: Asterin Rose
Parsknęłam śmiechem. Ten gość nie umiał przeklinać. Poważnie? Niby taki pan dorosły, a nie potrafił takiej prostej rzeczy? Może jestem młoda, ale i życie i branża, w której się obracam i sami moi krewni, wszystko to nauczyło mnie, jak odpyskować. Nawet matka mi powtarzała, jak mantrę, że nawet dama powinna umieć się bronić, choćby słownie. Oczywiście słowa wulgarne w moich kręgach różnie przyjmowano. Jedni karcili nawet spojrzeniem, inni mieli to gdzieś. A moi rodzice i ich wychowanie znajdowało się gdzieś pośrodku. Opieka społeczna, pewnie by się nie zgodziła.
Ale to w sumie urocze. Niby tu udaje samca alfa, niby wielki prezesik wielkiej korporacji, a jednak potrafi być grzecznym chłopczykiem, który nie kaleczy słownictwa. I w sumie nawet mi się to podobało. Macho, który potrafi zachować się kulturalnie i z klasą. Choć pewnie moje myśli są błędny. Na bank są. Ale tak bardzo nie potrafiłam rozgryźć Galena. Próbowałam, ale za każdym razem, kiedy otworzy usta, moje układanka się rozsypuje w drobny mak.
- Baka - próbowałam spełnić życzenie mojego towarzysza. - Język japoński akurat nie jest tak bogaty w wulgarne słownictwo. Jest kilka określeń, które są w stanie obrazić drugą osobą, ale nie są tak mięsiste, jak w innych. Ale skoro nalegasz? Kuso, kono otoko wa uttōshī - (w wolnym tłumaczeniu, cholera, ale ten gość jest wkurzający/wkurwiający) - Japończycy swój gniew nie wyrażają poprzez słowa, a czyny, mimikę, gestykulację, ciałem - pamiętam, jak wyjaśniał nam to nauczyciel. Japończyk. Lubiłam jego zajęcia. Bo oprócz gramatyki, uczył nas też zachowań mieszkańców, tego pięknego kraju.
Upiłam kolejnego łyka razem z kawałkiem lodu. Zaczęłam go rozgryzać. Taki mój nawyk. Gdybym była sama, to zjadłabym wszystkie kostki, zanim bym wypiła zawartość. Ale sama nie byłam, więc musiałam się zachować.
- Pewnie było ich nie wiele co? - stwierdziłam między kęsami. - Tych koszy... rzecz jasna - doprecyzowałam. Ciekawe ile ich było? I ile było zaproszeń. Czy praktycznie wszystkie się zgadzały? Czy tylko ja powiedziałam nie?
Zastanowiłam się, czy się przyznać, czy nie.
- Coś tam było... - zarumieniłam się. Nie chciałam wyjawiać szczegółów. Nie musiał ich znać prawda? A może podkręcić atmosferę? - Powiedzmy, że... alkohol i ładni panowie to... wybuchowe połączenie... - to żadne afery. Jak dla mnie. Ale agencja miała inne zdanie. A może chodzi o ilość? Albo, o jakiego ładnego pana chodziło? Maybe?
- Czy słyszałeś, że kobiet o wiek się nie pyta? - zażartowałam. Wcale a wcale nie wstydziłam się swojego wieku. - Ale jeśli chcesz wiedzieć, jestem 26-letnią kobietą i chciałabym powiedzieć, że nie, nie decyduje, ale sama wiem, że to wierutne kłamstwo. Staram się przeciwstawić, ale moja matka jest jak buldożer - skwitowałam z jękiem. Aż przypomniała mi się ostatnia z nią rozmowa, a raczej kłótnia. - Dlatego siedzę tu i piję i użalam się nad moim losem - na dowód wypiłam resztkę whisky i zjadłam resztkę lodu.
Dałam znak barmanowi, aby nalał jeszcze.
- Poza tym należę do chińskiej społeczności. Choć powoli niektóre zwyczaje się zmieniają, to aranżowane małżeństwa nadal są praktykowane. Zwłaszcza kiedy mamy wpływowe nazwiska, jak moje - wyjaśniłam. - Moi rodzice są tego przykładem. Im się udało, więc może to nie takie głupie? - oni byli ze sobą szczęśliwi. I do tej pory w sobie zakochani. Ojciec świata nie widział poza panią Rose. Czasami im tego zazdrościłam. Tej zażyłości i bliskości.
Uśmiechnęłam się najszczerzej, jak umiałam. Połączyłam swój paluszek, z jego. Absurdalny gest, tak niepasujący do naszej konwersacji.
- Galenie, mój drogi. Ja jestem bezcenna - jak on w ogóle śmiał mnie wyceniać. - A oczekujesz, że cię zaproszę? O to chodzi? Od tego zależy moja wartość? - czy takie miał podejście do kobiet? Do relacji z nimi? Wiedziałam, co miał na myśli. Nie byłam głupia.

Galen L. Wyatt

Last Friday Night

: wt wrz 02, 2025 2:43 am
autor: Galen L. Wyatt
Galen wychodził z złożenia, że przekleństwa nie czynią go, ani nikogo innego zresztą też, dorosłym. A wręcz przeciwnie bardziej pasowały do szczeniaka z niewyparzoną gębą niż dorosłego, poważnego człowiek, a Galen Wyatt był poważny. W końcu był prezesem dużej firmy, a nie jakimś żulem z rynsztoka. No... nie tak go wychowali w domu. Matka zadbała o to, żeby nauczyć go manier, dobrego wychowania, nie było tam miejsca na przekleństwa, no chyba, że po francusku, te się nie liczyły.
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy Asterin odezwała się po japońsku, w zasadzie Galen już trochę podłapał z tego języka, w końcu otwierał oddział swojej firmy również w Tokio. Może niedługo się spotkają i będzie mówił po japońsku, albo poprosi ją o jakąś prywatną lekcję?
- Japończycy to ciekawy naród, właściwie teraz często goszczę ich w swojej firmie - stwierdził, bo rzeczywiście Japonia i jej mieszkańcy podobali mu się coraz bardziej.
Galen zmarszczył brwi, kiedy dziewczyna zaczęła gryźć kostki lodu, ten dźwięk który doszedł do jego uszu był... ciut drażniący.
- Uważaj żebyś sobie nie połamała zębów - rzucił i oparł się o ladę. Galen pił whisky bez lodu, nie lubił rozcieńczonego, no i nie lubił kiedy lód obijał mu się o zęby.
- W zasadzie bardzo mało - stwierdził, bo jednak Galen Wyatt rzadko dostawał kosza. Ciężko mu się po prostu było oprzeć, jak chciał, to potrafił być czarujący.
- Takie połączenia rzeczywiście bywają wybuchowe - uśmiechnął się znowu i upił ze swojej szklanki. Chociaż Galen przy ładnych kobietach nigdy nie przesadzał z alkoholem, gdyby się upił to nie umiał by potem o nie odpowiedni zadbać, więc lepiej było po prostu się pilnować.
- W pewnym wieku nie wypada, ale młodą można - powiedział, a kiedy dodała, że ma dwadzieścia sześć lat, to trochę odetchnął z ulgą, wyglądała młodo, mogła być młodsza. Ale w sumie między dziewczynami, z którymi umawiał się Galen Wyatt plasowała się gdzieś pośrodku.
- Chce cię wydać za mąż? - zapytał, bo w sumie go to ciekawiło, kwestia aranżowanych małżeństw wciąż funkcjonowała w niektórych społecznościach. Kiedy Asterin zjadła pozostałe w szklance kostki lodu, to Galen uniósł jedną brew.
- Może zamówić ci kubełek z lodem? - zapytał i spojrzał na barmana, ale przez chwilę się zawahał, bo może jej już wystarczyło? A może po prostu Galen był za stary i nie rozumiał już ówczesnej młodzieży?
Aha, czyli jednak te aranżowane małżeństwa wciąż tam funkcjonowały.
- Ale jesteś w Toronto Asterin, tutaj kobiety są bardziej... wyzwolone - powiedział poważnie, bo na pewno jakby której tutaj się przyznała, że jest przymuszana do małżeństwa to znalazłoby się pełno obrończyń kobiecych praw.
Skoro już przysiągł na mały paluszek, no to teraz musiał odprowadzić ją do domu, zerknął na swój bajecznie drogi zegarek, robiło się już dość późno.
- Nie... po prostu wywnioskowałem, że lubisz się zabawić Asterin - ten alkohol, ładni panowie, to, że piła whisky na raz i ten lód. Właściwie co Galen miał sobie o niej pomyśleć? Była dla niego zagadką.

Asterin Rose