Strona 1 z 1

Neighbourly favour

: pn lip 14, 2025 10:28 pm
autor: Nicholas Falcone
1.

Gniew otulał umysł zasłoną narkotycznej przyjemności w poczuciu odreagowania napięcia, które narastało po ciężkim dniu i nieciekawej sytuacji w pracy, był przytłumiony, gdy wychodził z windy, kiedy jego dłonie zaciskały się na koszuli tego mężczyzny, od którego cuchnęło alkoholem, jego błędne spojrzenie i grymas twarzy w momencie, gdy go wyrzucał z budynku przez drzwi frontowe zdradzały przerażenie – wcale mu się nie dziwił. Wiedział, jak nieprzyjemny potrafił bywać, a chociaż hamował się i nie pozwalał unieść fali prowokacji, to i tak odnosił wrażenie, że to, czego nie zrobił nadrabiał miną, spojrzeniem, gestami.
Miał ochotę na więcej; zabawić się losem człowieka, którego nie znał, który wręcz był mu obojętny, bo wystarczyło, że uruchomiony mechanizm poszedł w ruch, ten schemat przemocy skierowany w stronę jego sąsiadki, nawet jeśli wyłącznie werbalny, tak jednak uderzył w niego personalnie. A skrywane podskórnie pokłady, może nie tyle, co empatii, jak płaszczyka ochronnego – protektoratu, nad mieszkańcami, tego miejsca, z jakimi tworzył wspólnotę, to może niewiele znaczyło i było pozbawione głębszego sensu – w jego odczuciu; w tamtym momencie, jednak urastało do wagi na tyle istotnej, że interweniował. W momencie, jak mu się wydawało, a całkiem nieźle czytał grę agresji wyniesioną z ulicznych zakamarków, był to ostatni akt przed wykorzystaniem gorszych argumentów, o jakich Nick wolał nawet nie myśleć.
June w jednej chwili, więc stała się dla niego kimś, kogo miał bronić za wszelką cenę, ale nie porwał się tej przyjemności w pełni, wbrew pozorom potrafił panować nad swoim gniewem, nawet jeśli z boku wyglądało to, nieco inaczej.

(...)

Po wyrzuceniu śmiecia zaproponował jej herbatę, chciał, by ochłonęła, to było naturalne, prawda? Nawet jeśli tydzień temu wystawiła mu mandat za złe parkowanie, nawet jeżeli cztery dni wcześniej odpłacił jej ripostą w windzie, po jakiej jej policzki miały odcień głębokiej czerwieni, a opuszczając windę, posłała w jego stronę mordercze spojrzenie… nawet jeśli…
Westchnął, lekko i przywołał na zmęczoną twarz uśmiech. Wieczór był tego dnia piękny; ciepły, a jednocześnie rześki w pewnym momencie nawet zaproponował sąsiadce by wyszli na balkon. To była jedna z zalet tego mieszkania, chociaż wykorzystywana wyłącznie od maja do września, tak miał tam nawet kilka kwiatów i ziół posadzonych, a przyjemne meble ogrodowe i klimatyczne lampki solarne o ciepłym świetle nadawały temu miejscu magicznego wyrazu, jaki bardzo sobie cenił, gdy wieczorami wychodził z kubkiem gorącej herbaty i leżał, a czasem zasypiał na miękkich poduszkach ławeczki, dopełnieniem tego wszystkiego była huśtawka wisząca swobodnie obok kompletu meblowego.

To nie był dobry facet — skrzywił się, wyraźnie unosząc kubek z ciepłą herbatą do ust. Patrzył na ciastka na stole i zastanawiał się, czy wypada mu powiedzieć, że sam je piekł, czy też sąsiadka uzna to za popisowe przechwałki i uzna, że ją próbuje podrywać?
Do tego dnia żyli przecież jak pies z… kotem? Cóż więcej docinek w windzie miał chyba wyłącznie ze starym woźnym, który mieszkał pod nim i narzekał na hałasy dobiegające z jego mieszkania w środku nocy. To też ona była na podium jeśli chodziło o osoby, jakie go tolerowały ze smutnej, zdaje się konieczności, a teraz siedzą tu w nocy i piją herbatę, a ona okrywa się kocykiem, który jej dał.
Dziwne to życie.
Mam nadzieję, że nie będzie stwarzał ci problemów — mruknął, bo zważywszy na pracę kobiety, mógł sięgnąć po takie zagrywki, o ile był na tyle bezczelny, aby to zrobić. Wprawdzie niczego jej nie udowodnił, ale rycerski sąsiad, mógłby oberwać po łapach. Dlatego uniósł na nią spojrzenie piwnych niewinnych oczu, tak odmiennych od tych, jakie widziała podczas zajścia na parterze.



June Harrison

Neighbourly favour

: śr lip 16, 2025 11:45 pm
autor: June Harrison
1
Mogła mieć pretensję tylko do siebie.
Przecież już w barze poczuła, że coś było z nim nie tak. Tyler, bo tak właśnie delikwent miał na imię, pił zdecydowanie za dużo i zbyt szybko. Z każdym kolejnym drinkiem robił się coraz głośniejszy, coraz bardziej nachalny i nie do zniesienia. June chciała jak najszybciej zakończyć to spotkanie, a wraz z nim swoje męki. Nie robiła sobie wielkich nadziei. Nie łudziła się, że wyjdzie z tego coś poważnego, bo była to dopiero ich druga randka, ale mimo to czuła jakieś dziwne ukłucie zawodu i totalnego zrezygnowania.
Chciała dać temu szansę. Ostatnio była całkowicie skupiona na pracy, a jej życie towarzyskie praktycznie nie istniało. Mężczyznę, z którym się umówiła poznała przez znajomą z pracy. Mówiła o nim w samych superlatywach, miał być inteligentny, spokojny i… „zupełnie niegroźny”. Zbyt łatwo dała się namówić, ale chyba powoli zaczęła doskwierać jej samotność.
Słuchaj, skoro mieszkasz niedaleko to może przeniesiemy się już do ciebie? Sądzę, że tam będzie można w spokoju porozmawiać — zasugerował, na co od razu wzdrygnęła się lekko. Doskonale wiedziała co kryło się za propozycją „rozmowy w spokoju” i wcale nie musiała w tym momencie na niego patrzeć i widzieć jak porusza sugestywnie brwiami, wypowiadając to ostatnie słowo. Walczyła ze sobą, by nie skrzywić się, zdegustowana tą sytuacją. Na szczęście na jej twarzy pojawił się delikatny, doskonale wyćwiczony, fałszywy uśmiech, po czym pokręciła powoli głową.
Dzięki, ale… może innym razem. Zaraz i tak miałam się zbierać, jutro muszę wstać o świcie — kłamstwo, ale za to jakie skuteczne. A przynajmniej taką miała nadzieję. Nie chcąc tego przeciągać, stwierdziła, że to dobry moment, by się ulotnić. Chwyciła za torebkę i podniosła się z miejsca, a on zaraz za nią - zbyt szybko i nieuważnie, prawie strącając szklankę ze stolika. Nie chciała robić scen. Ludzie i tak już zerkali w ich kierunku.
Hej, nie wygłupiaj się, zaczekaj. Odprowadzę cię.


Zgodziła się, by towarzyszył jej w drodze powrotnej tylko po to, by jak najszybciej zakończyć ich wspólny, mało udany jej zdaniem, wieczór i by w końcu się go pozbyć. Wiedziała, że gdyby się nie zgodziła, pewnie tak łatwo by nie odpuścił i nie dałby jej spokoju.
Odetchnęła niemalże z ulgą, gdy w końcu skręcili w uliczkę prowadzącą bezpośrednio już do miejsca jej zamieszkania. Tyler jednak nie dawał za wygraną. Nadal się narzucał, co raz podrzucał kolejny argument za tym, że powinna zaprosić go do siebie. Wszedł za nią do budynku, a potem do windy, mimo tego, że uparcie mówiła mu „n i e”. Niestety nie dotarło. Nalegał że odprowadzi ją pod same drzwi mieszkania.
Daj spokój! Czemu jesteś taka sztywna? Noc jeszcze młoda, możemy się zabawić. Nie masz ochoty na więcej? No przyznaj — złapał ją mocno za nadgarstek, gdy już znaleźli się na jej piętrze i nachylił się bardzo blisko, jakby chciał ją pocałować. Całe jej ciało zesztywniało. Zawahała się na ułamek sekundy – nie dlatego, że nie wiedziała, co zrobić, czy się bała, ale dlatego, że nie chciała używać przemocy. Nie, jeśli dało się tego uniknąć. A jednocześnie była już tak zmęczona tym natrętnym zachowaniem, że miała coraz większą ochotę na to, by skopać mu tyłek.
Puść mnie — powiedziała tylko. Nie próbowała się wyrywać, a jej głos był spokojny. Miała nadzieję, że załatwią to po dobroci, że Tyler ostudzi nieco swoje zapędy i grzecznie sobie pójdzie.
Ej, co jest? Jesteś mi coś winna — warknął niezadowolony, zwiększając ucisk na jej ręce, aż syknęła z bólu.
Tego już za wiele.
Nie zdążyła jednak zrobić już nic więcej, bo nagle odsunął się od niej, a raczej ktoś to zrobił za niego. Sąsiad. Nick. Rozmasowując nadgarstek, oglądała tylko całe zajście, niczym scenę w filmie akcji. Zanim drzwi windy zamknęły się za mężczyznami, usłyszała jeszcze ledwo wyraźny bełkot Tylera - kilka niezbyt miłych epitetów kierowanych w stronę Nicholasa oraz to, że „ta szmata jeszcze tego pożałuje”.


Po jakimś czasie siedziała już wygodnie na balkonie swojego wybawcy i otulona kocem, powoli popijała herbatę. Nie przypuszczała, że ten wieczór zakończy się dla niej w ten sposób. Na słowa Falcone, uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Nie wiedziała co powiedzieć. Że była naiwna i głupia? Że była sama sobie winna, przyprowadzając Tyler’a tutaj, pomimo tego, że nie miała przecież najmniejszego zamiaru wpuścić go do mieszkania, a tym bardziej iść z nim do łóżka.
Dziękuję za pomoc — odezwała się w końcu i uciekła wzrokiem, rozglądając się po balkonie, na którym panowała wręcz romantyczna atmosfera — Nie wiem co się ze mną stało. Ja… totalnie mnie zmroziło, gdy… — przyznała i nagle ucięła swoją wypowiedź, napotykając znów jego spojrzenie — Nie chcę nawet myśleć o tym co by się stało, gdyby nie ty. Dziękuję.


nicholas falcone