Strona 1 z 1

in my defense, i was left unsupervised

: śr lip 16, 2025 2:06 pm
autor: Izzy Zaleski
1# Izzy Zaleski & Connor Walker
Jeszcze kilka minut wcześniej miotałam się, jak szalona po swym mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca - szczerze nienawidziłam tamtego miejsca, było zbyt jasne, zbyt puste, a szara kanapa, która miała być najwygodniejszym, najbardziej cozy meblem, na jakim dane mi było siedzieć przyprawiała mnie o ból krzyża, gdy nawet na chwilę na nią popatrzyłam. Przez te kilka miesięcy, skutecznie ignorowałam stare, przeciekającą rurą pod zlewem czy zepsuty prysznic z ciągle odpadającą gałką. Na pierwszy rzut oka, miejsce było idealnie, jak czarnobiały, mokry sen milenialsa, ale brakowało mu duszy, brakowało w nim cząstki mnie.
To była nagła decyzja; zerwałam się w stronę drzwi, w włochatych ciapach, które lata swej świetności miały już dawno za sobą i zeszłam na dół, w stronę mieszkania zamieszkałego przez tego miłego chłopaka, Connora, który był jednym z pierwszych sąsiadów jakich poznałam. Nie byłam pewna czy zechce mi pomóc, bo oprócz kilku słów wymienionych na klatce schodowej czy przelotnych uśmiechów, jakie posyłałam w jego stronę, nie istniała pomiędzy nami większa relacja.
Pewnie zapukałam w drzwi w nadziei, że tam będzie, w końcu w przeciwieństwie do mnie był dorosłym człowiekiem z poważną pracą, chociaż dzieliła nas różnica kilku lat i to ja byłam tą starszą. Miałam wrażenie, że stoję tam zdecydowanie zbyt długo i już miałam odwrócić się na pięcie, by dalej oddawać rozpaczy, jaką prowokował głupi wystrój mieszkania, gdy drzwi się otworzyły. Bez słowa, złapałam go za rękę, ciągnąc po schodach na górę, w między czasie niezdarnie potykając o jeden z krzywych stopni, w ostatniej chwili utrzymując równowagę i nie wywracając pięknie prosto na twarz.
Dopiero na miejscu uświadomiłam sobie co zrobiłam; westchnęłam kilka razy, bo w tym całym zamieszaniu, jakby go porwałam??? I spojrzałam na niego przepraszająco, w nadziei, że nie będzie się za ten brak taktu gniewał.
- Słuchaj, mam sprawę - rzuciłam szybko, jednocześnie zaczęłam krążyć po mieszkaniu z lewej do prawej, próbując zebrać myśli w całość - pamiętasz, jak kilka miesięcy temu powiedziałeś, że gdy będę potrzebowała pomocy to mam do Ciebie przyjść. - uśmiechnęłam się nerwowo, jestem pewna, że w tamtej chwili wyglądałam, jak wariatka albo batman, bo czarny, wygodny szlafrok, jaki na sobie miałam z każdym krokiem powiewał za mną niczym peleryna, całkowicie odsłaniając stare wyprane spodenki od piżamy i poplamioną koszulkę Deftones. - No to, to jest ta chwila, - zatrzymałam się nagle, odwracając ciało w kierunku Connora i wycelowałam w jego stronę palec wskazujący, jakbym go oskarżała - Proszę, usiądź - mój ton był rozkazujący, może trochę zbyt ostry - Herbaty? - zakończyłam tę krótką tyradę, już delikatniej, pytającą w nadziei, że nie ucieknie z mieszkania, a ja nie wyląduje na dołku za ograniczenie wolności przypadkowej osoby.

Connor Walker

in my defense, i was left unsupervised

: czw lip 17, 2025 7:48 pm
autor: Connor Walker
#3

Connor na ten dzień zaplanował sobie, że załatwi parę spraw na mieście tzn. odwiedzi siłownię przed pracą, zrobi zakupy i (jeśli zdąży) wstąpi na cmentarz, by zapalić znicz na grobie najlepszego przyjaciela. Specjalnie więc nie przeciągał leżenia w łóżku (odpuścił sobie granie, a jedynie przejrzał informacje ze świata), a następnie rozpoczął swój poranny rytuał tj. przygotował śniadanie z kawą i po zjedzeniu zmienił ubrania na takie, w których mógł pójść na miasto. Po wszystkim wyszorował dokładnie zęby i wypłukał je miętowym płynem do płukania jamy ustnej.
Podczas chowania portfela do swojej nerki, usłyszał nagle pukanie do drzwi. Ktoś czegoś zapomniał, czy o co chodzi... powiedział w myślach do samego siebie. Nie spodziewał się gości, bo z tego co pamiętał, z nikim się na dzisiejszy dzień nie umawiał. Na wszelki wypadek, szybko sięgnął po telefon, by sprawdzić dwie rzeczy: kalendarz i wiadomości. Skończywszy sprawdzać to, czego potrzebował, próbował jeszcze pogrzebać wewnątrz swoich wspomnień, czy przypadkiem nie palnął nic o spotkaniu podczas rozmowy telefonicznej Nie no, nie kojarzę niczego takiego.
Oczywiście podszedł do drzwi, a następnie spojrzał przez wizjer. Po chwili można było usłyszeć charakterystyczny dla otwieranych drzwi dźwięk. Otwierał, ponieważ kojarzył osobę za drzwiami. Kilkukrotnie mijał ją na klatce i schodach, a nawet ze sobą rozmawiali - bo byli dobrymi sąsiadami.
- W czym mogę po... - nie dokończyć, ponieważ został złapany za rękę i prowadzony... gdzieś (oczywiście kopnął w drzwi wejściowe, by je zamknąć, gdyż wolał uniknąć ciekawskich nieznajomych, którzy mogli okazać się złodziejami).
- Sprawę? - powtórzył, będąc zaskoczonym tym całym porwaniem. Pamiętał doskonale, gdy mówił Izzy dokładnie to, co przed chwilą przytoczyła - zresztą, dla niego naprawdę nie stanowił żaden problem, aby jakkolwiek pomóc. Rzecz jasna uważnie wysłuchał słów sąsiadki, siadając na jednym z większych pudeł.
- Poproszę. Tylko nie dodawaj cukru. - uprzedził, ponieważ od dłuższego czasu, odpuścił słodzenie herbaty (tak, smakowała mu taka). Herbaty nie słodził, ale napoje gazowane pił i lubił każdy jej rodzaj - od zielonej po owocowe.
- To słucham, do czego jestem potrzebny? - zapytał, chcąc wiedzieć, jaką miała dla niego misję. Ciekawiło go to bardzo - naprawdę! Nawet wytężył słuch, a na sąsiadkę patrzył z zaciekawieniem.
- Szczerze? Myślałem, że pierwsze po co do mnie przyjdziesz, to po jakąś przyprawę... albo mleko. - odparł, bo naprawdę myślał, że gdy Izzy będzie chciała pożyczyć od niego sól albo pieprz ale jak się miało okazać, źle przypuszczał. Dobrze, że z nikim nie robiłem zakładów, bo bym przegrał.