Static, smoke & something like fate
: czw paź 23, 2025 11:51 am
				
				   Adaptera? Zmarszczył brwi, zastygając z tej trochę niewygodnej pozycji z miną wyrażającą niezrozumienie, ale i głębie zamyślenie, chociaż właściwie trudno było orzec czy chłopak myśli, czy próbuje myśleć. Mówili już o adapterze wcześniej, chyba tak się to nazywało. A może jednak chodziło o coś innego. Dalej nie mógł sobie przypomnieć słowa, o które mu chodziło i to było strasznie frustrujące. 
一 Uhm… 一 wymruczał w odpowiedzi i westchnął, chociaż zaraz znowu przyjrzał mu się wnikliwie, analizując sytuację i szacując czy nadal ma ten dziwny atak, czy jednak już przeszedł. No i ta odpowiedź o kartonach. Znowu postanowił być ostrożny, bo może ten atak wywoływał zaniki pamięci. Albo odwrotnie. Zaniki pamięci go wywoływały. Co on tu w ogóle robił? Może powinien przestać spotykać się z randomowymi ludźmi z internetu. Albo spotykać się częściej, bo w sumie to całkiem fajna, nawet jeżeli dziwna, przygoda.
一 No. Ty. Nie ja 一 przypomniał mu i zasugerował, że wcześniej chyba się pomylił mówiąc mu, że sam ma nigdzie nie wpadać. Jedyne miejsce, gdzie wpadł, to tu, do tego warsztatu i to w ostatniej chwili przed zamknięciem, akurat żeby przeżyć to, cokolwiek to było. Pewnie dojdzie do jakichś wniosków po godzinach analiz, jarając zielsko i słuchając winyli ze starym rockiem. Może nawet podzieli się nimi z Milo, kto wie.
Narazie starał się nie popaść w jeszcze większe zdezorientowanie, niż do tej pory, co wcale nie było takie łatwe. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy sam by potrafił tak drastycznie przejść z jednego stanu w drugi i jeszcze nawet tego nie zauważyć.
A może on to robił specjalnie?
Uklęknął na ziemi po czym opadł pośladkami na swoje pięty i mrugając ze zdziwienie, odprowadził chłopaka wzrokiem, kiedy ruszył w stronę jakiejś półki po coś, co było nie wiadomo czym. Bowie w pewnym momencie przesunął się jeszcze dalej i opadł na ziemię, wyciągając przed siebie nogi, żeby zaraz spleść je i usiąść po turecku, opierając dłonie na kolanach. Zaśmiał się, jakby nagle po czasie zrozumiał wypowiedziany wcześniej żart i pociągnął krótko nosem, przechylając się w bok i podpierając o ziemię dłonią.
一 Wiesz co? Jesteś całkiem zabawny 一 powiedział rozbawiony, ale jego oczy zaczęły uciekać do przedmiotów, które były teraz w jego zasięgu wzroku, bo z tej perspektywy widział zupełnie inne rzeczy, niż z góry. Było tu zdecydowanie więcej kurzu, ale to mu narazie nie przeszkadzało. Przesunął się trochę, bliżej niższych półek i otworzył szerzej oczy, kiedy jego wzrok natknął się na kilka błyszczących części od czegoś, czego nigdy wcześniej nie widział.
一 Nie, nie 一 odparł na pytanie, które dotarło do jego uszu. Cokolwiek było na tej karcie pamięci zrobił to jego ojciec, a Bowie wolał pozostać w bezpiecznej niewiedzy, niż narazić się na odkrycie czegoś, czego już nigdy nie mógłby wymazać z pamięci, na przykład jego matka na golasa albo jakiś inny obraz, od którego mógłby oślepnąć.
Wyciągnął dłoń do tej plakietki, z której wystawały różnokolorowe kabelki i inne miękkie oraz twarde części i tęczowe klawisze, które najbardziej przyciągnęły jego uwagę. Coś ostrego wbiło mu się w palec, ale tylko syknął, wsunął nakłuty koniuszek do ust, a potem i tak wziął przedmiot, tylko drugą dłonią, uważając, żeby nic już sobie nie zrobić. Zaraz zainteresowało go coś innego i to też wyciągnął, a potem znalazł kauczukową piłeczkę, czerwoną w białe gwiazdki, i przetarł ją z kurzu, a potem odbił od podłogi i złapał jeszcze zanim spadła. Właściwie mógłby tu spędzić kolejne kilka godzin na odkopywaniu zapomnianych skarbów, z czego większość to pewnie śmieci (według niego).
一 A to co 一 szepnął pod nosem, przesuwając się jeszcze trochę w lewo i sięgając po fioletową skrzynkę zamkniętą na ozdobną kłódkę. Nagle poczuł nieodpartą chęć, żeby otworzyć ją i zajrzeć do środka. Potrząsnął pudełkiem i zmarszczył brwi, po czym rozejrzał się za kluczykiem, którego oczywiście nigdzie nie było i to nagle okazało się jego największym problemem. Przechylił głowę, żeby wyjrzeć zza półki i odnaleźć wzrokiem Milo, który właśnie grzebał przy tym jego aparacie fotograficznym. Zerknął jeszcze krótko na skrzynkę, a potem znowu na chłopaka.
一 Masz może kluczyk do tej kłódki? Muszę ją otworzyć.
Nie chcę, nie potrzebuję. MUSZĘ.
To było faktycznie coś pilnego, a przynajmniej tak uważał w tamtej chwili. A jeżeli nie było kluczyka? A co jeżeli był, ale się zgubił? Bowie rozejrzał się uważnie dokoła, ale z tej pozycji nie miał zbyt dużego wglądu na całą resztę poza przestrzenią między półkami, a regałem, w którą był wciśnięty. Chyba będzie musiał się podnieść, a to oznaczało, że najpierw powinien wyczołgać się z tej ślepej, zakurzonej alejki.
Milo Rivera
			一 Uhm… 一 wymruczał w odpowiedzi i westchnął, chociaż zaraz znowu przyjrzał mu się wnikliwie, analizując sytuację i szacując czy nadal ma ten dziwny atak, czy jednak już przeszedł. No i ta odpowiedź o kartonach. Znowu postanowił być ostrożny, bo może ten atak wywoływał zaniki pamięci. Albo odwrotnie. Zaniki pamięci go wywoływały. Co on tu w ogóle robił? Może powinien przestać spotykać się z randomowymi ludźmi z internetu. Albo spotykać się częściej, bo w sumie to całkiem fajna, nawet jeżeli dziwna, przygoda.
一 No. Ty. Nie ja 一 przypomniał mu i zasugerował, że wcześniej chyba się pomylił mówiąc mu, że sam ma nigdzie nie wpadać. Jedyne miejsce, gdzie wpadł, to tu, do tego warsztatu i to w ostatniej chwili przed zamknięciem, akurat żeby przeżyć to, cokolwiek to było. Pewnie dojdzie do jakichś wniosków po godzinach analiz, jarając zielsko i słuchając winyli ze starym rockiem. Może nawet podzieli się nimi z Milo, kto wie.
Narazie starał się nie popaść w jeszcze większe zdezorientowanie, niż do tej pory, co wcale nie było takie łatwe. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy sam by potrafił tak drastycznie przejść z jednego stanu w drugi i jeszcze nawet tego nie zauważyć.
A może on to robił specjalnie?
Uklęknął na ziemi po czym opadł pośladkami na swoje pięty i mrugając ze zdziwienie, odprowadził chłopaka wzrokiem, kiedy ruszył w stronę jakiejś półki po coś, co było nie wiadomo czym. Bowie w pewnym momencie przesunął się jeszcze dalej i opadł na ziemię, wyciągając przed siebie nogi, żeby zaraz spleść je i usiąść po turecku, opierając dłonie na kolanach. Zaśmiał się, jakby nagle po czasie zrozumiał wypowiedziany wcześniej żart i pociągnął krótko nosem, przechylając się w bok i podpierając o ziemię dłonią.
一 Wiesz co? Jesteś całkiem zabawny 一 powiedział rozbawiony, ale jego oczy zaczęły uciekać do przedmiotów, które były teraz w jego zasięgu wzroku, bo z tej perspektywy widział zupełnie inne rzeczy, niż z góry. Było tu zdecydowanie więcej kurzu, ale to mu narazie nie przeszkadzało. Przesunął się trochę, bliżej niższych półek i otworzył szerzej oczy, kiedy jego wzrok natknął się na kilka błyszczących części od czegoś, czego nigdy wcześniej nie widział.
一 Nie, nie 一 odparł na pytanie, które dotarło do jego uszu. Cokolwiek było na tej karcie pamięci zrobił to jego ojciec, a Bowie wolał pozostać w bezpiecznej niewiedzy, niż narazić się na odkrycie czegoś, czego już nigdy nie mógłby wymazać z pamięci, na przykład jego matka na golasa albo jakiś inny obraz, od którego mógłby oślepnąć.
Wyciągnął dłoń do tej plakietki, z której wystawały różnokolorowe kabelki i inne miękkie oraz twarde części i tęczowe klawisze, które najbardziej przyciągnęły jego uwagę. Coś ostrego wbiło mu się w palec, ale tylko syknął, wsunął nakłuty koniuszek do ust, a potem i tak wziął przedmiot, tylko drugą dłonią, uważając, żeby nic już sobie nie zrobić. Zaraz zainteresowało go coś innego i to też wyciągnął, a potem znalazł kauczukową piłeczkę, czerwoną w białe gwiazdki, i przetarł ją z kurzu, a potem odbił od podłogi i złapał jeszcze zanim spadła. Właściwie mógłby tu spędzić kolejne kilka godzin na odkopywaniu zapomnianych skarbów, z czego większość to pewnie śmieci (według niego).
一 A to co 一 szepnął pod nosem, przesuwając się jeszcze trochę w lewo i sięgając po fioletową skrzynkę zamkniętą na ozdobną kłódkę. Nagle poczuł nieodpartą chęć, żeby otworzyć ją i zajrzeć do środka. Potrząsnął pudełkiem i zmarszczył brwi, po czym rozejrzał się za kluczykiem, którego oczywiście nigdzie nie było i to nagle okazało się jego największym problemem. Przechylił głowę, żeby wyjrzeć zza półki i odnaleźć wzrokiem Milo, który właśnie grzebał przy tym jego aparacie fotograficznym. Zerknął jeszcze krótko na skrzynkę, a potem znowu na chłopaka.
一 Masz może kluczyk do tej kłódki? Muszę ją otworzyć.
Nie chcę, nie potrzebuję. MUSZĘ.
To było faktycznie coś pilnego, a przynajmniej tak uważał w tamtej chwili. A jeżeli nie było kluczyka? A co jeżeli był, ale się zgubił? Bowie rozejrzał się uważnie dokoła, ale z tej pozycji nie miał zbyt dużego wglądu na całą resztę poza przestrzenią między półkami, a regałem, w którą był wciśnięty. Chyba będzie musiał się podnieść, a to oznaczało, że najpierw powinien wyczołgać się z tej ślepej, zakurzonej alejki.
Milo Rivera