Strona 2 z 2

Another Order, Another Fight

: wt lip 22, 2025 1:55 am
autor: John Fogarty
John nie do końca wiedział, co właśnie się wydarzyło. Nawet jeśli nie rozumiał każdej pretensji, każdej łzy, wiedział, że to nie czas na jakieś większe analizy. Prawda była taka, że nie dało pracować się dobrze w takiej atmosferze. Ani on sobie z tym nie radził, ani ona. Nadal wszystko sprowadzało się do ostatnich wydarzeń związanych z Joe. Może podświadomie sami też przestali sobie ufać. John nie brał do siebie tak emocjonalnie, bo o części rzeczach wiedział. Wiedział też, że Joe planuje ucieczkę, ale nie chciał się w to mieszać. Nie była to jego sprawa. Teraz jednak widział skutki tej decyzji i choć odradzał ucieczkę swojemu przyjacielowi już wcześniej z powodu zwykłej empatii do jego żony i córki, teraz bardziej go to uderzało. Nie musiał mówić, że mu przykro. Wiedział, że i tak by mu nie uwierzyła.
John nie ruszał się. Może nie chciał tego przerywać. Albo, co bardziej prawdopodobne, sam nie wiedział, jak się zachować. Nigdy nie byli, aż w takich bliskich stosunkach, aby zanadto spowiadać się z problemów lub pocieszać na wzajem. Co najwyżej rozumieli, że to drugie ma gorszy okres i nie komentowali. To też był jakiś rodzaj wsparcia. Niezgrabny, surowy, ale jedyny,
którego umiał użyć John.
Odpowiedź o byciu albo raczej nie byciu idiotą oraz kremie szparagowym usłyszał. Oczywiście, że usłyszał. Mimo że wymamrotała to gdzieś w materiał jego fartucha. Nie odpowiedział od razu. Miał wrażenie, że lepiej pasuje tutaj cisza. Nie był to jednak oczywiście rodzaj cieszy niezręcznej albo niekomfortowej. Powoli czuł, jak jej oddech się wyrównuje, jak drżenie rąk powoli ustępuje. Mięśnie, które jeszcze przed chwilą były napięte jak struny, zaczynały się rozluźniać. Żarty z jej strony też wydawały się dla niego dobrym sygnałem. Wiedział, że próbuje zebrać się do kupy i wolał trochę dłużej pomilczeć niż rzucić czymś, czym nie powinien.
- Ruby to mądre dziecko. Na pewno nie po ojcu - uśmiechnął mówiąc to z ironią w głosie. Chociaż nie wiedział czy powinien znowu bezpośrednio wspominać Joe w taki sposób - Ciekawskie też. Jak każde dziecko chyba. Pewnie musi być czymś po prostu zajęta. Za trochę pewnie się przyzwyczai - odpowiedział na jej wyznanie. Nie znał się na dzieciach. Córki Joe nie widział od feralnego dnia, gdy ten oficjalnie postanowił zniknąć na lotnisku. Nie wiedział, jak radzi sobie Ruby, nie znał jej reakcji, jej sposobu na tę dziwną nową rzeczywistość. Wiedział tylko, że dorośli komplikują życie dzieciom — czasem nawet bardziej niż sami dorośli chcą przyznać. I choć nie był blisko, miał wrażenie, że dziewczynka mus poczuć się bezpieczna i otoczona innymi bliskimi. John sam nie miał najlepszych relacji z ojcem. Sprawy między nimi pogorszyły się do tego stopnia, że musiał się wyprowadzić. Jako dziecko wkraczające w nastoletność został przez własnego ojca zignorowany i najbardziej czego wtedy potrzebował to rozmowy z kimś kto powie, że jest tu dla niego. To doświadczenie zostawiło w nim pustkę, której nie potrafił łatwo zapełnić. Teraz, choć nie umiał tego dobrze wyrazić, chciał być kimś innym — kimś, kto nie odwraca wzroku i potrafi zaoferować choć trochę bezpieczeństwa. Do tej pory jednak nie wychodziło mu to najlepiej. Najlepszym przykładem była jego żona.
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien coś jeszcze powiedzieć, ale słowa wydały mu się zbędne. Kiedy poczuł, że chce się wycofać z uścisku, nie stawiał oporu. Zamiast tego ustąpił, dając jej przestrzeń, której potrzebowała. Nie miał nadziei, że ta bariera między nimi, która znikła choć na chwilę, już się nie pojawi, ale mogli chociaż przez chwilę spojrzeć na siebie i porozmawiać jak ludzie.
John skinął głową na wzmiankę o praniu i remoncie. Nie oczekiwał od niej niczego, ale mimo to poczuł coś ciepłego — było mu z tym dobrze, choć nie potrafił tego otwarcie przyznać.
- Dobra, musimy brać się do pracy. Załatwię te zakupy przed otwarciem - westchnął - A ty idź się baw dalej w księgową - dodał lekko rozbawionym tonem. Patrzył jak Stevie znika po chwili za drzwiami. Spojrzał ostatni raz na kartony, które doprowadziły do tego wszystkiego. Wziął je w ręce, aby przy wyjściu tylnymi drzwiami wyrzucić do śmietników, a sam ruszył samochdem, żeby znaleźć warzywa, które będą nadawać się dla klientów.

eot Stevie Hargrove