No Way Back
: czw lip 31, 2025 10:05 pm
Gwen Reed
— No całkiem mądre myślenie — rzuciła Mia, ale w myślach grzmiało jej: ale popierdolona typiara. Nie potrafiła zrozumieć miłych ludzi, takich pomocnych z krwi i kości. W jej myśleniu oni nie istnieli. Gdyby przeżyli tyle, co ona mieliby więcej mózgu niż wody w głowie. Smith była przekonana, że z kobietą coś musiało być nie tak. Jednocześnie była jej wdzięczna, bez niej nie miałaby szans na dalsze przeżycie. Bardziej trwała jak swego rodzaju szczur, któremu nie uda się pomóc.
— SŁUCHAM — spytała przerażona, odsuwając się od Gwen na dobre kilka metrów. Był rodzaj ludzi, których unikała. Organizacje przestępcze. Cokolwiek by nie zrobiła, unikała ich jak racjonalnie myślący człowiek miejsc radioaktywnych. Wyglądała na prawdziwe przerażoną, dla niej nie był to żart. Kilka ludzi już próbowało ją rekrutować. — to co ty mi takie kocopoły sprzedajesz? — spytała z wyraźną ulgą Smith, kręcąc głową. Pewnie rzuciła kilka przekleństw pod nosem na rozładowanie stresu — rozumiem. Wojownicza kwiaciarka — przytaknęła głową. Co prawda bardziej kupowała ją mafijna wersja tej historii, ale jakoś będzie musiała z tym przeżyć. Westchnęła cicho, nabierając powietrza do płuc.
— Na pewno? Ktoś powinien Cię obejrzeć. Byłaś szczepiona na tężec? — sama Mia chyba była. Nie wiedziała. Ludzie którzy się nią opiekowali, robili wszystko, by spełnić kryteria opieki społecznej. Tylko wtedy mogli dostać za nią pieniądze, gdy była młodsza. Nie była w stanie im zaufać, nie po tym jak jeden z jej tatuśków molestował ją, gdy była młodsza. Do dzisiejszego dnia miała ciarki, kiedy tylko o tym myślała.
— Brzmisz, jakbyś nałykała się różowych okularów — mruknęła Mia, patrząc na kobietę z pewną dozą niezrozumienia. Dobro? Ono nie istniało, każdy robił tyle, ile mógł, by mieć dobrze. Zrządzeniem losu był fakt, że nosiła kwiaciarka nosiła nóż. Tylko w ten sposób mogła ją obronić. Smith miała w sobie pełno sprzeczności. Jednocześnie próbowała być miła, a z drugiej strony denerwowało jej podejście Gwen — on mógł Ciebie i mnie zabić. Co nie zmienia faktu, że jestem wdzięczna — powiedziała suchym tonem, spuszczając wzrok. Dobro, dobrem. Jak wytłumaczyć bliskim, że wstawiło się za bezbronną kobietą? To nie miało racji bytu w normalnym świecie.
— Jasne — kiwnęła krótko głową i ruszyła za kobietą. Gdziekolwiek miałyby się udać, ważne że były we dwie. Dziwne uczucie, gdy przy kimś można było zacząć czuć się bezpiecznie. Mia tego nie znała, a kobieta budziła w niej dziwne uczucie komfortu.
— Dziękuję — wydukała z siebie, zabierając się za kanapkę. Dawno nie miała czegoś w buzi. Wyglądała jak pies, dobierający się do miski pełnej smakołyków. Po dwóch minutach wszystko zniknęło z jej talerza — dużo nie zrobiłam, wyjęłam gaz pieprzowy od znajomego. Gdzieś miałam jeszcze paralizator, ale z nerwów nie mogłam go znaleźć — brak kontroli nad sytuacją był dla niej najbardziej żałosny. Zawsze potrafiła sobie poradzić. Nieważne, w jakiej sytuacji została postawiona — dupków i dupki. Ludzie to najgorszy gatunek, jaki istnieje — parsknęła krótko pod nosem — powiedźmy, że nigdy nie miałam łatwo. Jak było z Tobą? — spytała, próbując poznać kobietę. Wbiła w nią swój wzrok, poszukując odpowiedzi. Skoro obie miały nie mieć łatwo, to jaka była jej historia? Pewnie miała rodzinę, mieszkanie, bliskich, a Mia? Miała siebie.
— No całkiem mądre myślenie — rzuciła Mia, ale w myślach grzmiało jej: ale popierdolona typiara. Nie potrafiła zrozumieć miłych ludzi, takich pomocnych z krwi i kości. W jej myśleniu oni nie istnieli. Gdyby przeżyli tyle, co ona mieliby więcej mózgu niż wody w głowie. Smith była przekonana, że z kobietą coś musiało być nie tak. Jednocześnie była jej wdzięczna, bez niej nie miałaby szans na dalsze przeżycie. Bardziej trwała jak swego rodzaju szczur, któremu nie uda się pomóc.
— SŁUCHAM — spytała przerażona, odsuwając się od Gwen na dobre kilka metrów. Był rodzaj ludzi, których unikała. Organizacje przestępcze. Cokolwiek by nie zrobiła, unikała ich jak racjonalnie myślący człowiek miejsc radioaktywnych. Wyglądała na prawdziwe przerażoną, dla niej nie był to żart. Kilka ludzi już próbowało ją rekrutować. — to co ty mi takie kocopoły sprzedajesz? — spytała z wyraźną ulgą Smith, kręcąc głową. Pewnie rzuciła kilka przekleństw pod nosem na rozładowanie stresu — rozumiem. Wojownicza kwiaciarka — przytaknęła głową. Co prawda bardziej kupowała ją mafijna wersja tej historii, ale jakoś będzie musiała z tym przeżyć. Westchnęła cicho, nabierając powietrza do płuc.
— Na pewno? Ktoś powinien Cię obejrzeć. Byłaś szczepiona na tężec? — sama Mia chyba była. Nie wiedziała. Ludzie którzy się nią opiekowali, robili wszystko, by spełnić kryteria opieki społecznej. Tylko wtedy mogli dostać za nią pieniądze, gdy była młodsza. Nie była w stanie im zaufać, nie po tym jak jeden z jej tatuśków molestował ją, gdy była młodsza. Do dzisiejszego dnia miała ciarki, kiedy tylko o tym myślała.
— Brzmisz, jakbyś nałykała się różowych okularów — mruknęła Mia, patrząc na kobietę z pewną dozą niezrozumienia. Dobro? Ono nie istniało, każdy robił tyle, ile mógł, by mieć dobrze. Zrządzeniem losu był fakt, że nosiła kwiaciarka nosiła nóż. Tylko w ten sposób mogła ją obronić. Smith miała w sobie pełno sprzeczności. Jednocześnie próbowała być miła, a z drugiej strony denerwowało jej podejście Gwen — on mógł Ciebie i mnie zabić. Co nie zmienia faktu, że jestem wdzięczna — powiedziała suchym tonem, spuszczając wzrok. Dobro, dobrem. Jak wytłumaczyć bliskim, że wstawiło się za bezbronną kobietą? To nie miało racji bytu w normalnym świecie.
— Jasne — kiwnęła krótko głową i ruszyła za kobietą. Gdziekolwiek miałyby się udać, ważne że były we dwie. Dziwne uczucie, gdy przy kimś można było zacząć czuć się bezpiecznie. Mia tego nie znała, a kobieta budziła w niej dziwne uczucie komfortu.
— Dziękuję — wydukała z siebie, zabierając się za kanapkę. Dawno nie miała czegoś w buzi. Wyglądała jak pies, dobierający się do miski pełnej smakołyków. Po dwóch minutach wszystko zniknęło z jej talerza — dużo nie zrobiłam, wyjęłam gaz pieprzowy od znajomego. Gdzieś miałam jeszcze paralizator, ale z nerwów nie mogłam go znaleźć — brak kontroli nad sytuacją był dla niej najbardziej żałosny. Zawsze potrafiła sobie poradzić. Nieważne, w jakiej sytuacji została postawiona — dupków i dupki. Ludzie to najgorszy gatunek, jaki istnieje — parsknęła krótko pod nosem — powiedźmy, że nigdy nie miałam łatwo. Jak było z Tobą? — spytała, próbując poznać kobietę. Wbiła w nią swój wzrok, poszukując odpowiedzi. Skoro obie miały nie mieć łatwo, to jaka była jej historia? Pewnie miała rodzinę, mieszkanie, bliskich, a Mia? Miała siebie.