-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Gwen Reed
Smith rzadko zapuszczała się w przestrzenie, których nie znała. Ciemność nocy dodawała tylko odrobiny tajemniczości do spotkania. Pierwszy raz nie znała klienta. To powodowało u niej dyskomfort. Po ostatnim poturbowaniu zaczęła nosić ze sobą paralizator z gazem pieprzowym. Trudno było powiedzieć o tym głośno, ale obawiała się o własne życie. Ulica nigdy nie była dobrym wyznacznikiem życia. Ona spędziła na niej całe swoje życie. Nigdy nie znalazła miejsca, które mogłaby nazwać domem. To najbardziej kuło ją w serce. Nie przyzna tego nawet przed samą sobą, ale bała się zapomnienia.
To spotkanie mimo wszystko nie miało odbiegać od innych. Szybka sprawa. Zobaczyła z daleka faceta w czarnej bluzie z naciągniętym kapturem. Jedyne czego się spodziewała to kilka słów, wymiana towaru na forsę. Nic różniącego się od norm, do których była przyzwyczajona. Kręciła się po ciemnej uliczce parku, praktycznie nieoświetlonej. Nawet w najbardziej tłocznym mieście Kanady zdarzają się miejsca totalnego pustkowia. Widząc mężczyznę, czuła, że coś jest nie tak. W głębi umysłu odliczała sekundy. Szybki chód, ręce w kieszeniach, a w powietrzu zapach tanich papierosów. Nawet ona paliła droższe.
Nie zdążyła zrobić kroku w tył, ani zorientować się, kiedy napastnik złapał ją za ramię i popchnął na mur z tyłu. Przez moment zabrakło jej tchu w gardle. Zaczęła się szarpać, dociskać paznokcie na jego ciele, a on tylko krótko się uśmiechnął. Drugą ręką przyłożył do jej szyi nóż. Wtedy Smith się poddała. Długi, a śmierć wydawały się marną wyborem, ale któryś musiała podjąć. Przesunął nim po jej szyi, sprawdzając, ile jest w stanie wytrzymać. Serce waliło jej niemiłosiernie. Zdążył warknąć coś na temat narkotyków. Oto chodziło. Musiała go znać.
— Pomocy! — tyle dała rady z siebie krzyknąć. Nie liczyła na ratunek. Nikogo o dwudziestej drugiej się tutaj nie spodziewała. Mógł się jedynie spłoszyć.
Smith rzadko zapuszczała się w przestrzenie, których nie znała. Ciemność nocy dodawała tylko odrobiny tajemniczości do spotkania. Pierwszy raz nie znała klienta. To powodowało u niej dyskomfort. Po ostatnim poturbowaniu zaczęła nosić ze sobą paralizator z gazem pieprzowym. Trudno było powiedzieć o tym głośno, ale obawiała się o własne życie. Ulica nigdy nie była dobrym wyznacznikiem życia. Ona spędziła na niej całe swoje życie. Nigdy nie znalazła miejsca, które mogłaby nazwać domem. To najbardziej kuło ją w serce. Nie przyzna tego nawet przed samą sobą, ale bała się zapomnienia.
To spotkanie mimo wszystko nie miało odbiegać od innych. Szybka sprawa. Zobaczyła z daleka faceta w czarnej bluzie z naciągniętym kapturem. Jedyne czego się spodziewała to kilka słów, wymiana towaru na forsę. Nic różniącego się od norm, do których była przyzwyczajona. Kręciła się po ciemnej uliczce parku, praktycznie nieoświetlonej. Nawet w najbardziej tłocznym mieście Kanady zdarzają się miejsca totalnego pustkowia. Widząc mężczyznę, czuła, że coś jest nie tak. W głębi umysłu odliczała sekundy. Szybki chód, ręce w kieszeniach, a w powietrzu zapach tanich papierosów. Nawet ona paliła droższe.
Nie zdążyła zrobić kroku w tył, ani zorientować się, kiedy napastnik złapał ją za ramię i popchnął na mur z tyłu. Przez moment zabrakło jej tchu w gardle. Zaczęła się szarpać, dociskać paznokcie na jego ciele, a on tylko krótko się uśmiechnął. Drugą ręką przyłożył do jej szyi nóż. Wtedy Smith się poddała. Długi, a śmierć wydawały się marną wyborem, ale któryś musiała podjąć. Przesunął nim po jej szyi, sprawdzając, ile jest w stanie wytrzymać. Serce waliło jej niemiłosiernie. Zdążył warknąć coś na temat narkotyków. Oto chodziło. Musiała go znać.
— Pomocy! — tyle dała rady z siebie krzyknąć. Nie liczyła na ratunek. Nikogo o dwudziestej drugiej się tutaj nie spodziewała. Mógł się jedynie spłoszyć.
-
Pracuje w kwiaciarni i zaczęła przygodę z muzyką w grupie grającej pirate metal; sympatyczna, uśmiechnięta, towarzyskanieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Nie lubiła chodzić po nocy, bo zawsze się bała, że coś się wydarzy złego. Nie przyciągała pecha, ale wolała nie zgrywać takiej odważnej, bo kiepsko mogła na tym wyjść. Mimo to jeśli było trzeba, potrafiła stanąć w obronie innych. Może to przeznaczenie sprowadziło ją akurat do tego miejsca, o tym właśnie czasie? Rozmyślała o tym, co przyniesie kolejny dzień i czym zajmie się w pracy. Miała trochę pomysłów, ale musiała się skonsultować z właścicielką. Jeszcze czekały ją jakieś próby z zespołem. Szkoda, że nie było ich z nią o tej porze, bo trochę się obawiała tego spokoju. Taka cisza nie wróżyła nic dobrego, psychopatów było wszędzie pełno. Nagle usłyszała krzyk. Ktoś wołał o pomoc. Gwen zatrzymała się i zaczęła bić się z myślami. Odejść czy zobaczyć, co się dzieje? Nie chciała oberwać w żaden sposób, ale należała do osób, które nie odwracają się od innych plecami i udają, że nic się nie dzieje. Poszła w kierunku, z którego usłyszała krzyk. Zobaczyła tam jakiegoś kolesia, grożącego dziewczynie nożem. No pięknie, toś się wpakowała – mruknęła do siebie w myślach.
- Ej, zostaw ją! – krzyknęła, wiedząc, że to nie zakończy się szczęśliwie. – Głuchy jesteś? Odpieprz się od niej! – przypływ adrenaliny ją ośmielił, ale cóż, ona też miała przy sobie nóż. Tak, pracowała w kwiaciarni i był jej potrzebny. Zawsze miała go ze sobą, gdy szła nocą sama.
Facet zwrócił się w jej stronę, zaciekawiony, kto miał śmiałość się tam przyplątać.
Wyciągnęła ostrze i przygotowała się, by kopnąć faceta z glana, bo zwykła chodzić w takich butach nawet w ciepłych miesiącach. Gość się uśmiechnął, miał teraz dwie ofiary. Czegoś jednak chciał od tamtej, bo wrócił do niej. Brunetka podeszła bliżej i po prostu kopnęła dziada w nogę z całej siły.
- A to suka! – syknął i odwrócił się, by ją uderzyć w twarz. Florystkę aż odrzuciło do tyłu, a tamten po chwili znów się zbliżył do tamtej. Gwen nie zamierzała się poddawać. Kiedy tylko zaatakował ponownie, tym razem chyba naprawdę wyrządzając krzywdę dziewczynie, ta postanowiła wskoczyć mu na plecy i go odciągnąć, ale chyba ją przejrzał i znowu uderzył mocno, aż się zachwiała i upadła.
- Jebany szczur! Odwal się od niej! – warknęła. Nie znała może kobiety, ale kierowała nią babska solidarność. Może we dwie coś zrobią, bo chyba nikt ich nie słyszał, a Gwen także krzyknęła, kiedy tylko miała siłę. Z dwoma naraz sobie ten kolo nie poradzi tak łatwo. Taką przynajmniej miała nadzieję.
Sięgnęła po swój nóż i postanowiła go jakoś wykorzystać. Może teraz jej się uda?
Mia Smith
- Ej, zostaw ją! – krzyknęła, wiedząc, że to nie zakończy się szczęśliwie. – Głuchy jesteś? Odpieprz się od niej! – przypływ adrenaliny ją ośmielił, ale cóż, ona też miała przy sobie nóż. Tak, pracowała w kwiaciarni i był jej potrzebny. Zawsze miała go ze sobą, gdy szła nocą sama.
Facet zwrócił się w jej stronę, zaciekawiony, kto miał śmiałość się tam przyplątać.
Wyciągnęła ostrze i przygotowała się, by kopnąć faceta z glana, bo zwykła chodzić w takich butach nawet w ciepłych miesiącach. Gość się uśmiechnął, miał teraz dwie ofiary. Czegoś jednak chciał od tamtej, bo wrócił do niej. Brunetka podeszła bliżej i po prostu kopnęła dziada w nogę z całej siły.
- A to suka! – syknął i odwrócił się, by ją uderzyć w twarz. Florystkę aż odrzuciło do tyłu, a tamten po chwili znów się zbliżył do tamtej. Gwen nie zamierzała się poddawać. Kiedy tylko zaatakował ponownie, tym razem chyba naprawdę wyrządzając krzywdę dziewczynie, ta postanowiła wskoczyć mu na plecy i go odciągnąć, ale chyba ją przejrzał i znowu uderzył mocno, aż się zachwiała i upadła.
- Jebany szczur! Odwal się od niej! – warknęła. Nie znała może kobiety, ale kierowała nią babska solidarność. Może we dwie coś zrobią, bo chyba nikt ich nie słyszał, a Gwen także krzyknęła, kiedy tylko miała siłę. Z dwoma naraz sobie ten kolo nie poradzi tak łatwo. Taką przynajmniej miała nadzieję.
Sięgnęła po swój nóż i postanowiła go jakoś wykorzystać. Może teraz jej się uda?
Mia Smith
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Gwen Reed
— Ja pierdolę — zdążyła mruknąć z bólu. Nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie w stanie realnie ją skrzywdzić. Tak, żyła na ulicy. Życie nigdy jej nie pieściło. Żyła w kołchozie, który sama sobie stworzyła. Od dostawy do dostawy. Z marnymi skutkami jeśli chodziło o jakiekolwiek perspektywy. Jednak przepływ adrenaliny w tym momencie sprawił, że siedziała jak sparaliżowana. Realnie bała się o swoje życie, mimo to nie wyciągnęła towaru z kieszeni, a tym bardziej pieniędzy, które udało się jej zebrać. Może przyszła juz pora na jej nieuchronną śmierć? Przełknęła gorzko ślinę, licząc się z końcem.
Dopiero wtedy usłyszała głos. Patrz, tak to on... Chciałoby się zaśpiewać. Jednak w tamtym momencie nie była to romantyczna piosenka, a walka o życie. Serce przyśpieszało jej z każdą sekundą. Może uda się się jej wyswobodzić z tej sytuacji? Nie jadła od wczorajszego dnia, niezbyt miała siłę, by móc walczyć. Za to adrenalina zrobiła swoje. Potrzebna była jej ta jedna chwila, by móc chwycić gaz pieprzowy. W międzyczasie z kieszeni bluzy upuściła na ziemię woreczek z białym proszkiem. Nerwowo spojrzała na nowo zamieszaną osobę w tej całej sytuacji. Kobieta. Nie znała jej, ba nawet nie kojarzyła. Widocznie jej pośladki musiały być ratowane częściej niż paragraf na to pozwalał.
W pierwszym momencie nie miała zielonego, co się stało. Widziała kobietę na plecach napastnika. Przełknęła z trudem ślinę. Musiała coś zrobić. Prawdopodobnie uratowała jej życie, a ona debilka nie potrafiła w kieszeniach odnaleźć paralizatora. Za to w rękach trzymała gaz pieprzowy.
— Zasłon twarz! — krzyknęła na tyle, ile było to możliwe i popsikała mężczyznę prawie prosto w twarz. Dostał zabójczy cios do ataku. Aż się przewrócił, zaczynając smęcić coś pod nosem. Jak to nie miałby być koniec tej bitwy, to co innego.
Glan?
— Ja pierdolę — zdążyła mruknąć z bólu. Nie spodziewała się, że ktokolwiek będzie w stanie realnie ją skrzywdzić. Tak, żyła na ulicy. Życie nigdy jej nie pieściło. Żyła w kołchozie, który sama sobie stworzyła. Od dostawy do dostawy. Z marnymi skutkami jeśli chodziło o jakiekolwiek perspektywy. Jednak przepływ adrenaliny w tym momencie sprawił, że siedziała jak sparaliżowana. Realnie bała się o swoje życie, mimo to nie wyciągnęła towaru z kieszeni, a tym bardziej pieniędzy, które udało się jej zebrać. Może przyszła juz pora na jej nieuchronną śmierć? Przełknęła gorzko ślinę, licząc się z końcem.
Dopiero wtedy usłyszała głos. Patrz, tak to on... Chciałoby się zaśpiewać. Jednak w tamtym momencie nie była to romantyczna piosenka, a walka o życie. Serce przyśpieszało jej z każdą sekundą. Może uda się się jej wyswobodzić z tej sytuacji? Nie jadła od wczorajszego dnia, niezbyt miała siłę, by móc walczyć. Za to adrenalina zrobiła swoje. Potrzebna była jej ta jedna chwila, by móc chwycić gaz pieprzowy. W międzyczasie z kieszeni bluzy upuściła na ziemię woreczek z białym proszkiem. Nerwowo spojrzała na nowo zamieszaną osobę w tej całej sytuacji. Kobieta. Nie znała jej, ba nawet nie kojarzyła. Widocznie jej pośladki musiały być ratowane częściej niż paragraf na to pozwalał.
W pierwszym momencie nie miała zielonego, co się stało. Widziała kobietę na plecach napastnika. Przełknęła z trudem ślinę. Musiała coś zrobić. Prawdopodobnie uratowała jej życie, a ona debilka nie potrafiła w kieszeniach odnaleźć paralizatora. Za to w rękach trzymała gaz pieprzowy.
— Zasłon twarz! — krzyknęła na tyle, ile było to możliwe i popsikała mężczyznę prawie prosto w twarz. Dostał zabójczy cios do ataku. Aż się przewrócił, zaczynając smęcić coś pod nosem. Jak to nie miałby być koniec tej bitwy, to co innego.
Glan?
-
Pracuje w kwiaciarni i zaczęła przygodę z muzyką w grupie grającej pirate metal; sympatyczna, uśmiechnięta, towarzyskanieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Prawdę mówiąc Gwen nie zwracała uwagi na nic innego, jak na odpędzenie napastnika. Nie spodziewał się, że znajdzie się ktoś, kto się nie będzie bał stawić mu czoła. Może i brunetka się nie nadawała na wojowniczkę, ale była wysoka, miała nóż i buty, z których kopała porządnie. Może to niewiele, ale dawało nadzieję na powodzenie.
Odciąganie faceta od tamtej dziewczyny było kluczowe. Tamta ogarnęła się szybko i kazała zasłonić twarz, co też szybko zrobiła panna Reed. Zanim jeszcze raz przywaliła facetami z buta, nieznajoma po prostu potraktowała dziada gazem pieprzowym, co bardzo jej pomogło. Facet wył, a Gwen zrobiła to, co mogła najlepiej.
- Cała jesteś? Chodź, może uda nam się zwiać zanim się pozbiera – wyciągnęła rękę ku dziewczynie. Mało ją obchodziło kim była, co robiła i dlaczego tam właśnie się znajdowała. Człowiek to człowiek, a babska solidarność była bardzo dla niej ważna. Poza tym Gwen była osobą serdeczną i nie skreślała nikogo na starcie, tym bardziej, że nie wszyscy ją akceptowali. Była skromna, ledwo wiązała koniec z końcem, ale przynajmniej była człowiekiem i miała ludzkie odruchy.
- Musimy się dostać gdzieś indziej, tam gdzie są ludzie – może nie była w stanie? Wolała się upewnić, ale ona nie miała zamiaru zostawać tam na dłużej. Pieprzyć to, że powinna wrócić do domu i że siostra będzie się o nią martwić, gdy nie przyjdzie o czasie.
Nagle usłyszała, że tamten facet już chyba miał się lepiej, obejrzała się w jego kierunku.
- Albo zwiejemy, albo będzie gorzej – podsumowała, zwracając się do dziewczyny. – Damy radę? – wyciągnęła nóż i zamachała nim walecznie.
Była gotowa pomóc dziewczynie, bo ta wydawała się być bardzo słaba, ale mimo to Gwen wierzyła, że wspólnie osiągną więcej.
- Nie poddamy się tak łatwo - powiedziała to bardziej do siebie, niż do nieznajomej. Może mówiła za siebie? A czy to ważne? Istotne było to, że miały szansę i musiały z niej skorzystać.
Mia Smith
Odciąganie faceta od tamtej dziewczyny było kluczowe. Tamta ogarnęła się szybko i kazała zasłonić twarz, co też szybko zrobiła panna Reed. Zanim jeszcze raz przywaliła facetami z buta, nieznajoma po prostu potraktowała dziada gazem pieprzowym, co bardzo jej pomogło. Facet wył, a Gwen zrobiła to, co mogła najlepiej.
- Cała jesteś? Chodź, może uda nam się zwiać zanim się pozbiera – wyciągnęła rękę ku dziewczynie. Mało ją obchodziło kim była, co robiła i dlaczego tam właśnie się znajdowała. Człowiek to człowiek, a babska solidarność była bardzo dla niej ważna. Poza tym Gwen była osobą serdeczną i nie skreślała nikogo na starcie, tym bardziej, że nie wszyscy ją akceptowali. Była skromna, ledwo wiązała koniec z końcem, ale przynajmniej była człowiekiem i miała ludzkie odruchy.
- Musimy się dostać gdzieś indziej, tam gdzie są ludzie – może nie była w stanie? Wolała się upewnić, ale ona nie miała zamiaru zostawać tam na dłużej. Pieprzyć to, że powinna wrócić do domu i że siostra będzie się o nią martwić, gdy nie przyjdzie o czasie.
Nagle usłyszała, że tamten facet już chyba miał się lepiej, obejrzała się w jego kierunku.
- Albo zwiejemy, albo będzie gorzej – podsumowała, zwracając się do dziewczyny. – Damy radę? – wyciągnęła nóż i zamachała nim walecznie.
Była gotowa pomóc dziewczynie, bo ta wydawała się być bardzo słaba, ale mimo to Gwen wierzyła, że wspólnie osiągną więcej.
- Nie poddamy się tak łatwo - powiedziała to bardziej do siebie, niż do nieznajomej. Może mówiła za siebie? A czy to ważne? Istotne było to, że miały szansę i musiały z niej skorzystać.
Mia Smith
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Gwen Reed
Przynajmniej jedna z nich nadawała się na wojowniczkę. Mia umiała szybko biegać. Tego się nauczyła dawno temu. Dawała też radę w walce wręcz. Widocznie miała nikłe przygotowanie, kiedy ktoś wyciągał w jej stronę nóż. Dała łatwo się zaskoczyć. Głodna, brudna, niewyspana, była łatwym kąskiem dla każdego ulicznego świra.
— Chyba tak, spierdalajmy stąd — krzyknęła Smith, chwytając kobietę za dłoń. Teraz jedyne co im zostało do biegnięcia do utraty tchu. Mia nie wiedziała, kim był mężczyzna, czego dokładnie od niej chciała, ale w myślach błagała o zakończenie tego tygodnia. Żołądek podszedł jej w górę. Serce jeszcze biło jej szalone. Jakby miało zaraz uciec z jej klatki piersiowej. Próbowała złapać dech, ale nie była w stanie. Oprócz walki będą musiały uciec.
Przytaknęła głową, lekko sparaliżowana na słowa kobiety. Nie musiały robić czegokolwiek wzniosłego. Uciec do miejsca, gdzie będzie więcej ludzi. Widocznie Mia będzie musiała zainwestować w nowe buty i nóż. Toronto stawało się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem. Może czas się przeprowadzić? Pod mostem dla każdego znalazłby się kawałek ziemi, na którym mogłaby spać.
— Biegnijmy już — rzuciła finalnie, ciągnąc Gwen w stronę bardziej oświetlonego miejsca, pełnego kamer. Nie sprzedawała tutaj pierwszy raz. Doskonale znała każdy zakamarek, a walka z mężczyzną z nożem i dodatkowo zdeterminowanym do walki nie miała żadnego sensu. Wystarczyło, że wbiegną w bardziej gwarna uliczkę. To powinno, choć na moment zapewnić im bezpieczeństwo. Przynajmniej na to liczyła.
Biegły, ile miały siły w nogach, aż nie dobiegły do ulicy.
— Nikt za nami nie biegnie? — spytała, próbując złapać jakkolwiek oddech. Patrząc dookoła, gdzieś ludzie zaczynali chodzić, auta przejeżdżać. Mogły przez moment odetchnąć.
Przynajmniej jedna z nich nadawała się na wojowniczkę. Mia umiała szybko biegać. Tego się nauczyła dawno temu. Dawała też radę w walce wręcz. Widocznie miała nikłe przygotowanie, kiedy ktoś wyciągał w jej stronę nóż. Dała łatwo się zaskoczyć. Głodna, brudna, niewyspana, była łatwym kąskiem dla każdego ulicznego świra.
— Chyba tak, spierdalajmy stąd — krzyknęła Smith, chwytając kobietę za dłoń. Teraz jedyne co im zostało do biegnięcia do utraty tchu. Mia nie wiedziała, kim był mężczyzna, czego dokładnie od niej chciała, ale w myślach błagała o zakończenie tego tygodnia. Żołądek podszedł jej w górę. Serce jeszcze biło jej szalone. Jakby miało zaraz uciec z jej klatki piersiowej. Próbowała złapać dech, ale nie była w stanie. Oprócz walki będą musiały uciec.
Przytaknęła głową, lekko sparaliżowana na słowa kobiety. Nie musiały robić czegokolwiek wzniosłego. Uciec do miejsca, gdzie będzie więcej ludzi. Widocznie Mia będzie musiała zainwestować w nowe buty i nóż. Toronto stawało się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem. Może czas się przeprowadzić? Pod mostem dla każdego znalazłby się kawałek ziemi, na którym mogłaby spać.
— Biegnijmy już — rzuciła finalnie, ciągnąc Gwen w stronę bardziej oświetlonego miejsca, pełnego kamer. Nie sprzedawała tutaj pierwszy raz. Doskonale znała każdy zakamarek, a walka z mężczyzną z nożem i dodatkowo zdeterminowanym do walki nie miała żadnego sensu. Wystarczyło, że wbiegną w bardziej gwarna uliczkę. To powinno, choć na moment zapewnić im bezpieczeństwo. Przynajmniej na to liczyła.
Biegły, ile miały siły w nogach, aż nie dobiegły do ulicy.
— Nikt za nami nie biegnie? — spytała, próbując złapać jakkolwiek oddech. Patrząc dookoła, gdzieś ludzie zaczynali chodzić, auta przejeżdżać. Mogły przez moment odetchnąć.
-
Pracuje w kwiaciarni i zaczęła przygodę z muzyką w grupie grającej pirate metal; sympatyczna, uśmiechnięta, towarzyskanieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Jak pomyślały i powiedziały, tak też zrobiły. Puściły się biegiem, byle tylko uciec od napastnika, no i przy okazji dostać się gdzie indziej, tam gdzie byłyby bezpieczne.
Gdy się zatrzymały, by odpocząć, Gwen zerknęła w stronę, z której przybiegły.
- Wychodzi na to, że jesteśmy bezpieczne. Przynajmniej na jakiś czas – oparła się o jakiś budynek i oddychała głęboko. Kondycję miała niezłą, bo jednak występowała na scenie, musiała mieć w sobie trochę energii, ale i tak dawno nie biegała, jeszcze tak szybko. Kiedy wisi nad tobą kat, to naprawdę jesteś w stanie zrobić więcej – pomyślała.
- Nic ci nie zrobił ten debil? – zapytała, patrząc na dziewczynę uważnie. – Wydawało mi się, że ma coś do ciebie. Nie moja sprawa, nie? Ale mogło być chyba gorzej – sama oberwała w twarz, z jej wargi płynęła krew i dotąd nie miała okazji się jej pozbyć. Teraz otarła dłonią ranę, a na ręce pojawiła się posoka.
- Ech, ja to bym chętnie gdzieś weszła, by ewentualnie móc się przyczaić i przeczekać gdzieś. Bo jakby ten facet jednak nas zobaczył, mógłby się przyczepić. Niby tu jest bezpieczniej, ale wolałabym zajrzeć do jakiegoś lokalu. Zadzwonię do kumpli i któryś na pewno przyjdzie i pomoże. Odprowadziliby i ciebie, bo tak bym cię nie zostawiła – powiedziała z przekonaniem. Gwen nie była taka, jeśli się w coś angażowała, to całą sobą. I nieważne, że nie znała nawet imienia dziewczyny, babska solidarność to dla niej świętość i nieważne, kogo dotyczyła. Osoba w potrzebie, jest właśnie osobą w potrzebie – czasem warto się było zainteresować, poza tym Gwen naprawdę wierzyła, że okazane dobro wraca.
- Mam nadzieję, że to koniec przygód na dzisiaj. Może i moje obuwie nie sprawdza się w biegach, ale przynajmniej jak się kopnie, to zaboli - uśmiechnęła się, mimo wszystko i pewnego strachu, który ciągle w niej został.
Mia Smith
Gdy się zatrzymały, by odpocząć, Gwen zerknęła w stronę, z której przybiegły.
- Wychodzi na to, że jesteśmy bezpieczne. Przynajmniej na jakiś czas – oparła się o jakiś budynek i oddychała głęboko. Kondycję miała niezłą, bo jednak występowała na scenie, musiała mieć w sobie trochę energii, ale i tak dawno nie biegała, jeszcze tak szybko. Kiedy wisi nad tobą kat, to naprawdę jesteś w stanie zrobić więcej – pomyślała.
- Nic ci nie zrobił ten debil? – zapytała, patrząc na dziewczynę uważnie. – Wydawało mi się, że ma coś do ciebie. Nie moja sprawa, nie? Ale mogło być chyba gorzej – sama oberwała w twarz, z jej wargi płynęła krew i dotąd nie miała okazji się jej pozbyć. Teraz otarła dłonią ranę, a na ręce pojawiła się posoka.
- Ech, ja to bym chętnie gdzieś weszła, by ewentualnie móc się przyczaić i przeczekać gdzieś. Bo jakby ten facet jednak nas zobaczył, mógłby się przyczepić. Niby tu jest bezpieczniej, ale wolałabym zajrzeć do jakiegoś lokalu. Zadzwonię do kumpli i któryś na pewno przyjdzie i pomoże. Odprowadziliby i ciebie, bo tak bym cię nie zostawiła – powiedziała z przekonaniem. Gwen nie była taka, jeśli się w coś angażowała, to całą sobą. I nieważne, że nie znała nawet imienia dziewczyny, babska solidarność to dla niej świętość i nieważne, kogo dotyczyła. Osoba w potrzebie, jest właśnie osobą w potrzebie – czasem warto się było zainteresować, poza tym Gwen naprawdę wierzyła, że okazane dobro wraca.
- Mam nadzieję, że to koniec przygód na dzisiaj. Może i moje obuwie nie sprawdza się w biegach, ale przynajmniej jak się kopnie, to zaboli - uśmiechnęła się, mimo wszystko i pewnego strachu, który ciągle w niej został.
Mia Smith
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Gwen Reed
Wspomnienia tego dnia szybko nie zostaną zapomniane. Serce Smith jeszcze szybko biło, oddech powoli się uspokajał. Nikt za nimi nie szedł. Otoczka większej ilości ludzi musiała przepłoszyć atakującego. Brakowało jej tchu, ale najważniejszy czynnik został spełniony. Były bezpieczne bez dwóch zdań. Ktokolwiek ją zaatakował, póki co zniknął. Mogłaby już nie żyć, gdyby nie ta ciemnowłosa kobieta.
— Dziękuję... — mruknęła pod nosem. Nigdy nie była uczona większej wdzięczności i okazywania uczuć. Dalej układ współczulny wypatrywał zagrożenia. Nie było miejsca na zbytnie rozczulanie się. Zresztą to była jedna z tych rzeczy, z którymi Mia miała problem. Nigdy nie była w stanie bezpośrednio mówić o własnych uczuciach, wolała opatulić się dozą nieprzystępności — nie wiem, co by się stało, gdybyś nie wkroczyła. Pewnie byłabym martwa — wydyszała finalnie, spoglądając spod ukosa na Gwen. Nie wiedziała, czy mogła jej zaufać. Teraz nie miało to żadnego znaczenia. Pomogła jej. To czy będzie mogła jej zaufać przyjdzie w późniejszym terminie. O ile spotkają się jeszcze kiedykolwiek.
— Tylko tę ranę, nie masz ze sobą podpaski co? — zagadnęła, spoglądając na kobietę. Skoro nosiła ze sobą nóż, to może artykuły pierwszej potrzeby kobiety też. Mogłaby, choć na moment zatamować wyciekającą krew. Jej ubrania nie były nowe, ale świeżo co wyprane w pralni. Lubiła tę bluzę, wolałaby nie prześmierdła zapachem krwi — chciałabym sama wiedzieć, co do mnie miał — mruknęła Mia, spuszczając wzrok. Mogła być dealerką, ale nigdy nikomu nie wchodziła w drogę. Unikała innych ludzi, jak tylko mogła. Zwłaszcza wszelkie organizacje zorganizowane. Takie bieganiny nie były kompletnie dla niej.
— Dobrze — kiwnęła głową i zaczęła iść w stronę budynków — ale odprowadzenie mnie byłoby trudne — rzuciła tajemniczo. Co miała powiedzieć? Jestem bezdomna? Żyję po znajomych? Nie było tutaj żadnej dobrej odpowiedzi — nie ma to znaczenia. Wystarczy, że będę gdzieś w centrum miasta. Zaszyję się i zniknę na jakiś czas — miała własne kąty, pełne ludzi. Bary, sklepy, biblioteki, u których znalazła odpowiednie wejścia, by móc się tam przespać, zregenerować. Musiała być bardziej przygotowana, jeśli miała z kimkolwiek toczyć walkę.
— Ważą więcej, niż wszystko co mam na sobie, co? — zagadnęła pierwszy raz, unosząc kąciki ust do góry — Mów do mnie Smith — dodała po dłuższej chwili, spoglądając na kobietę. Była ciekawa imienia własnej wybawczyni.
Wspomnienia tego dnia szybko nie zostaną zapomniane. Serce Smith jeszcze szybko biło, oddech powoli się uspokajał. Nikt za nimi nie szedł. Otoczka większej ilości ludzi musiała przepłoszyć atakującego. Brakowało jej tchu, ale najważniejszy czynnik został spełniony. Były bezpieczne bez dwóch zdań. Ktokolwiek ją zaatakował, póki co zniknął. Mogłaby już nie żyć, gdyby nie ta ciemnowłosa kobieta.
— Dziękuję... — mruknęła pod nosem. Nigdy nie była uczona większej wdzięczności i okazywania uczuć. Dalej układ współczulny wypatrywał zagrożenia. Nie było miejsca na zbytnie rozczulanie się. Zresztą to była jedna z tych rzeczy, z którymi Mia miała problem. Nigdy nie była w stanie bezpośrednio mówić o własnych uczuciach, wolała opatulić się dozą nieprzystępności — nie wiem, co by się stało, gdybyś nie wkroczyła. Pewnie byłabym martwa — wydyszała finalnie, spoglądając spod ukosa na Gwen. Nie wiedziała, czy mogła jej zaufać. Teraz nie miało to żadnego znaczenia. Pomogła jej. To czy będzie mogła jej zaufać przyjdzie w późniejszym terminie. O ile spotkają się jeszcze kiedykolwiek.
— Tylko tę ranę, nie masz ze sobą podpaski co? — zagadnęła, spoglądając na kobietę. Skoro nosiła ze sobą nóż, to może artykuły pierwszej potrzeby kobiety też. Mogłaby, choć na moment zatamować wyciekającą krew. Jej ubrania nie były nowe, ale świeżo co wyprane w pralni. Lubiła tę bluzę, wolałaby nie prześmierdła zapachem krwi — chciałabym sama wiedzieć, co do mnie miał — mruknęła Mia, spuszczając wzrok. Mogła być dealerką, ale nigdy nikomu nie wchodziła w drogę. Unikała innych ludzi, jak tylko mogła. Zwłaszcza wszelkie organizacje zorganizowane. Takie bieganiny nie były kompletnie dla niej.
— Dobrze — kiwnęła głową i zaczęła iść w stronę budynków — ale odprowadzenie mnie byłoby trudne — rzuciła tajemniczo. Co miała powiedzieć? Jestem bezdomna? Żyję po znajomych? Nie było tutaj żadnej dobrej odpowiedzi — nie ma to znaczenia. Wystarczy, że będę gdzieś w centrum miasta. Zaszyję się i zniknę na jakiś czas — miała własne kąty, pełne ludzi. Bary, sklepy, biblioteki, u których znalazła odpowiednie wejścia, by móc się tam przespać, zregenerować. Musiała być bardziej przygotowana, jeśli miała z kimkolwiek toczyć walkę.
— Ważą więcej, niż wszystko co mam na sobie, co? — zagadnęła pierwszy raz, unosząc kąciki ust do góry — Mów do mnie Smith — dodała po dłuższej chwili, spoglądając na kobietę. Była ciekawa imienia własnej wybawczyni.
-
Pracuje w kwiaciarni i zaczęła przygodę z muzyką w grupie grającej pirate metal; sympatyczna, uśmiechnięta, towarzyskanieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Nie byłaby sobą, gdyby nie uśmiechnęła się i powiedziała coś miłego. Gwen z natury była życzliwą osobą, nieważne czy kogoś znała, czy nie. Jeśli było to na miejscu, potrafiła podnieść na duchu.
- Nie ma sprawy – odpowiedziała zupełnie poważnie. – Mam serce po właściwej stronie, nie mogłam zareagować inaczej, chociaż bałam się jak diabli – przyznała. – Chodzę uzbrojona z racji swojej pracy, ale dorastałam w dość niemiłej okolicy i po prostu wiem, jak kobiecie bywa ciężko – Gwen nie wstydziła się tego, z jakiego środowiska pochodziła. To ją nauczyło twardości i charakteru. Potrafiła wszędzie znaleźć coś dobrego, bo mimo tego, że życie dało jej popalić i ledwo wiązała koniec z końcem, to jednak wierzyła, że dobro przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
- Przynajmniej spuścił z tonu, chciałam odwrócić jego uwagę – powiedziała powoli uspakajając swój oddech. – Zawsze to jakaś akcja. Nie jestem żadną bohaterką, ale nie lubię jak się ktoś stawia na słabszą osobę. To jest okropne – aż się wzdrygnęła biedna.
- Wiesz co.. – zaskoczyła ją z pytaniem, ale zaczęła przekopywać swoją torbę i znalazła, co chciała – Trzymaj – podała jej zawiniątko.
Nie miała pojęcia, co mogło chodzić po głowie faceta, ale czuła, że coś paskudnego, tylko dlaczego?
- Chyba nie dowiemy się tego, oby – powiedziała, nie mając ochoty zapuszczać się już w tamtą okolicę.
Reed była już spokojniejsza, chociaż i tak rozglądała się tu i tam.
- Może to koniec przygód na dzisiaj, mam taką nadzieję – ruszyła z miejsca, ale znowu czuła się trochę nieswojo. Nie przez towarzystwo, raczej przez to, takich typków mogło być więcej, a grupce już by rady nie dały tak łatwo.
- Jasne, nie będę namawiać – zgodziła się. Co miała powiedzieć? Nie nalegała, bo widziała, że coś jest nie tak. Wystukała wiadomość do kolegi, bo nie odbierał i na wszelki wypadek podała mu swoją lokalizację. Może się zjawi.
- Noszę je z przyzwyczajenia i w sumie lubię. Przydają się czasami – spojrzała na buty, które też wyglądały na znoszone. Prawdę mówiąc takie były, bo nie było jej stać na nowe.
- Uratowały mi tyłek kilka razy – przyznała Reed. Słysząc, że trochę odgoniła nieufność dziewczyny, uśmiechnęła się. – A do mnie mów jak wszyscy, Gwen – odparła.
- Chodź, pójdziemy dalej. I jeśli masz na coś ochotę, to powiedz. Zjadłabym coś, labo lepiej, napiła się piwa na uspokojenie nerwów. Człowiek wraca sobie spokojnie do domu i masz. Ale wiesz co, nie żałuję, że przyszłam ci z pomocą. Zrobiłabym to ponownie – i tak by było. Nie potrafiła się odwrócić od człowieka w potrzebie. Może dlatego, że sama czasem potrzebowała bezinteresownej pomocy?
Mia Smith
- Nie ma sprawy – odpowiedziała zupełnie poważnie. – Mam serce po właściwej stronie, nie mogłam zareagować inaczej, chociaż bałam się jak diabli – przyznała. – Chodzę uzbrojona z racji swojej pracy, ale dorastałam w dość niemiłej okolicy i po prostu wiem, jak kobiecie bywa ciężko – Gwen nie wstydziła się tego, z jakiego środowiska pochodziła. To ją nauczyło twardości i charakteru. Potrafiła wszędzie znaleźć coś dobrego, bo mimo tego, że życie dało jej popalić i ledwo wiązała koniec z końcem, to jednak wierzyła, że dobro przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
- Przynajmniej spuścił z tonu, chciałam odwrócić jego uwagę – powiedziała powoli uspakajając swój oddech. – Zawsze to jakaś akcja. Nie jestem żadną bohaterką, ale nie lubię jak się ktoś stawia na słabszą osobę. To jest okropne – aż się wzdrygnęła biedna.
- Wiesz co.. – zaskoczyła ją z pytaniem, ale zaczęła przekopywać swoją torbę i znalazła, co chciała – Trzymaj – podała jej zawiniątko.
Nie miała pojęcia, co mogło chodzić po głowie faceta, ale czuła, że coś paskudnego, tylko dlaczego?
- Chyba nie dowiemy się tego, oby – powiedziała, nie mając ochoty zapuszczać się już w tamtą okolicę.
Reed była już spokojniejsza, chociaż i tak rozglądała się tu i tam.
- Może to koniec przygód na dzisiaj, mam taką nadzieję – ruszyła z miejsca, ale znowu czuła się trochę nieswojo. Nie przez towarzystwo, raczej przez to, takich typków mogło być więcej, a grupce już by rady nie dały tak łatwo.
- Jasne, nie będę namawiać – zgodziła się. Co miała powiedzieć? Nie nalegała, bo widziała, że coś jest nie tak. Wystukała wiadomość do kolegi, bo nie odbierał i na wszelki wypadek podała mu swoją lokalizację. Może się zjawi.
- Noszę je z przyzwyczajenia i w sumie lubię. Przydają się czasami – spojrzała na buty, które też wyglądały na znoszone. Prawdę mówiąc takie były, bo nie było jej stać na nowe.
- Uratowały mi tyłek kilka razy – przyznała Reed. Słysząc, że trochę odgoniła nieufność dziewczyny, uśmiechnęła się. – A do mnie mów jak wszyscy, Gwen – odparła.
- Chodź, pójdziemy dalej. I jeśli masz na coś ochotę, to powiedz. Zjadłabym coś, labo lepiej, napiła się piwa na uspokojenie nerwów. Człowiek wraca sobie spokojnie do domu i masz. Ale wiesz co, nie żałuję, że przyszłam ci z pomocą. Zrobiłabym to ponownie – i tak by było. Nie potrafiła się odwrócić od człowieka w potrzebie. Może dlatego, że sama czasem potrzebowała bezinteresownej pomocy?
Mia Smith
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Gwen Reed
— To trochę dziwne, ludzie nie pomagają obcym — odparła bez zastanowienia Mia, przypatrując się dziewczynie. Dopiero teraz zaczęły przychodzić jej paskudne myśli do głowy. Może chciała ją wykorzystać? Transakcja wiązana. Blondynka nigdy nie potrafiła zaufać w pełni ludziom. Była zbyt wiele razy odrzucana, a jej zaufanie szargane za każdym razem. Bezwarunkowa pomoc wydawała się jej obca — to kim jesteś? Płatnym zabójcą? Ochroniarzem? — spytała, unosząc jedną brew. W życiu by nie uwierzyła, że florystka chodzi z nożem. Brzmiało to jak wstęp do kiepskiego filmu. Zaczęła się zastanawiać, czy nie wpadła jak śliwka do kompotu.
— To Ci się udało — uniosła nerwowo kąciki ust. Razem we dwie miały siłę. Jednak sojusz macic miał w sobie coś magicznego. Tylko Mia nie była zbyt ufną osobą. Żyła na ulicy, z dnia na dzień. Takie miłe osoby, od których biło dobro, wydawały się rzadkością. Raczej gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Ludzie byli egoistami, a każdy dbał o własny kawałek podwórka.
— Dzięki, teraz mam podpaskowy naszyjnik — zaśmiała się, odpakowując środek higieniczny i przykładając go sobie do szyi. Niewielu zdawało sobie z magicznej mocy podpasek. Mogły nie być sterylnym opatrunkiem, ale przede wszystkim były tanie i skuteczne. Więcej od szczęścia Smith nie potrzebowała. Później zastanowi się, w jaki sposób to zdezynfekować. To był też jeden z tych momentów, w którym zastanawiała się, czy była szczepiona na tężec.
— Wrócisz do domu i o Tobie zapomną — odparła bez większego zastanowienia. Sama jeszcze do tego momentu nie wiedziała, kim kobieta była. Nie było w niej nic rzucającego się w oczy. Z kolei Mia bardziej przekonywała się do zmiany włosów. Zbyt łatwo jest wypatrzeć blondwłosą Azjatkę — prawda, pewnie kop w krocze jest jeszcze boleśniejszy — próbowała zażartować Smith, pociągając przy tym delikatnie nosem — miło poznać — chociaż okoliczności nie były dla obu zbyt korzystne, to Mia naprawdę się cieszyła. Pierwszy raz inny człowiek dał radę ją uratować. To było dla niej coś niesamowitego.
— Na pewno nie uderzył Cię w głowę? — spytała, spoglądając na kobietę. Mówiła o jakiś dziwnych, optymistycznych rzeczach. Życie nie było tak kolorowe, tylko popaprane. Zdawała sobie z tego sprawę, jak mało kto — jasne, możemy coś zjeść i czegoś się napić — kiwnęła głową, gdy zbliżały się do budynków. Ostatni posiłek miała rano. Zawsze coś wyskrobie z kieszeni.
— To trochę dziwne, ludzie nie pomagają obcym — odparła bez zastanowienia Mia, przypatrując się dziewczynie. Dopiero teraz zaczęły przychodzić jej paskudne myśli do głowy. Może chciała ją wykorzystać? Transakcja wiązana. Blondynka nigdy nie potrafiła zaufać w pełni ludziom. Była zbyt wiele razy odrzucana, a jej zaufanie szargane za każdym razem. Bezwarunkowa pomoc wydawała się jej obca — to kim jesteś? Płatnym zabójcą? Ochroniarzem? — spytała, unosząc jedną brew. W życiu by nie uwierzyła, że florystka chodzi z nożem. Brzmiało to jak wstęp do kiepskiego filmu. Zaczęła się zastanawiać, czy nie wpadła jak śliwka do kompotu.
— To Ci się udało — uniosła nerwowo kąciki ust. Razem we dwie miały siłę. Jednak sojusz macic miał w sobie coś magicznego. Tylko Mia nie była zbyt ufną osobą. Żyła na ulicy, z dnia na dzień. Takie miłe osoby, od których biło dobro, wydawały się rzadkością. Raczej gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Ludzie byli egoistami, a każdy dbał o własny kawałek podwórka.
— Dzięki, teraz mam podpaskowy naszyjnik — zaśmiała się, odpakowując środek higieniczny i przykładając go sobie do szyi. Niewielu zdawało sobie z magicznej mocy podpasek. Mogły nie być sterylnym opatrunkiem, ale przede wszystkim były tanie i skuteczne. Więcej od szczęścia Smith nie potrzebowała. Później zastanowi się, w jaki sposób to zdezynfekować. To był też jeden z tych momentów, w którym zastanawiała się, czy była szczepiona na tężec.
— Wrócisz do domu i o Tobie zapomną — odparła bez większego zastanowienia. Sama jeszcze do tego momentu nie wiedziała, kim kobieta była. Nie było w niej nic rzucającego się w oczy. Z kolei Mia bardziej przekonywała się do zmiany włosów. Zbyt łatwo jest wypatrzeć blondwłosą Azjatkę — prawda, pewnie kop w krocze jest jeszcze boleśniejszy — próbowała zażartować Smith, pociągając przy tym delikatnie nosem — miło poznać — chociaż okoliczności nie były dla obu zbyt korzystne, to Mia naprawdę się cieszyła. Pierwszy raz inny człowiek dał radę ją uratować. To było dla niej coś niesamowitego.
— Na pewno nie uderzył Cię w głowę? — spytała, spoglądając na kobietę. Mówiła o jakiś dziwnych, optymistycznych rzeczach. Życie nie było tak kolorowe, tylko popaprane. Zdawała sobie z tego sprawę, jak mało kto — jasne, możemy coś zjeść i czegoś się napić — kiwnęła głową, gdy zbliżały się do budynków. Ostatni posiłek miała rano. Zawsze coś wyskrobie z kieszeni.
-
Pracuje w kwiaciarni i zaczęła przygodę z muzyką w grupie grającej pirate metal; sympatyczna, uśmiechnięta, towarzyskanieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Gwen wzruszyła ramionami.
- Nie wiem jak innych, ale mnie nauczono, że trzeba pomagać ludziom w potrzebie, nawet obcym. Ja wierzę, że okazywane dobro wraca, więc może kiedyś to mnie ktoś nagle przyjdzie z pomocą? Tak, chyba tak właśnie jest – odpowiedziała. Reed lubiła pomagać i dlatego nie krępowała się.
- Pewnie, jestem z mafii – powiedziała poważnie, robiąc groźną minę. Chciała trochę rozładować atmosferę. Lepiej nie przyciągać pecha i próbować go odgonić.
- A na serio, to pracuję w kwiaciarni. Przeważnie noszę ze sobą nóż albo ostre nożyce, bo się przydają tam i poza pracą – wyjaśniła. – Do tego jestem kobietą samotną, więc uważam, że należy się chociaż tyle, jeśli chodzi o obronę. Zawsze to jakaś pomoc i forma obrony, ale dotąd nic takiego nie było mi potrzebnego – dodała jeszcze.
Kiedy atmosfera zrobiła się luźniejsza, pokiwała głową.
- Trochę oberwałam, ale nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz dostałam – przyznała. – Poza tym nie zamierzam z tym iść do szpitala, nic mi nie jest. Krew zaraz powinna przestać lecieć – musiała trochę straszyć swoim wyglądem, przypominającym jakąś głodną wampirzycę.
- Powiem ci tak, jestem realistką i wiem, jak to jest. A mój optymizm też żyje swoim życiem, chociaż nie miałam w nim łatwo. Czasem dobro nadchodzi z najmniej spodziewanej strony i dlatego uważam, że nigdy nikt nie jest na starcie przegrany, wiesz? Bo są ludzie i sytuacje, które potrafią zmieniać wszystko – odparła. – No właśnie szkoda, że nie miałam okazji go tam trafić, ale w piszczel też go zabolało, a niech ma, ha! – naraził się jej, więc otrzymał karę. – Przynajmniej go spowolniłyśmy – zauważyła.
- Lepiej stąd chodźmy, usiądziemy i pogadamy jeszcze – i pewnie poszły gdzieś, patrząc które miejsce było jeszcze o tej porze otwarte, ale na szczęście jakiś lokal znalazły. Pewnie kupiła dwie kanapki i coś do picia. Miała ochotę na piwo, ale może lepiej nie kusić losu i pozostawić sobie trzeźwy umysł, niezmącony żadnym alkoholem.
- Trzymaj – powiedziała dziarskim tonem Gwen, podając swojej nowej znajomej jedzenie. – Wyglądasz gorzej niż ja i należy ci się. Dzielnie walczyłaś – poza tym to nie kosztowało wiele. Bezcenny był za to dobry uczynek. I ani myślała słyszeć sprzeciwu.
- Nie wiem na jakich ludzi trafiasz, bo ja przeważnie na samolubnych dupków, ale osoba jedna na sto może być naprawdę w porządku. Wyglądasz mi na nieufną i skrytą osobę, słusznie. Ja za to gadam za dwóch, taka moja natura. No i jak mówiłam, wierzę w dobro, chociaż z nim bywa cienko – prędzej trafi się na ludzką znieczulicę.
Mia Smith
- Nie wiem jak innych, ale mnie nauczono, że trzeba pomagać ludziom w potrzebie, nawet obcym. Ja wierzę, że okazywane dobro wraca, więc może kiedyś to mnie ktoś nagle przyjdzie z pomocą? Tak, chyba tak właśnie jest – odpowiedziała. Reed lubiła pomagać i dlatego nie krępowała się.
- Pewnie, jestem z mafii – powiedziała poważnie, robiąc groźną minę. Chciała trochę rozładować atmosferę. Lepiej nie przyciągać pecha i próbować go odgonić.
- A na serio, to pracuję w kwiaciarni. Przeważnie noszę ze sobą nóż albo ostre nożyce, bo się przydają tam i poza pracą – wyjaśniła. – Do tego jestem kobietą samotną, więc uważam, że należy się chociaż tyle, jeśli chodzi o obronę. Zawsze to jakaś pomoc i forma obrony, ale dotąd nic takiego nie było mi potrzebnego – dodała jeszcze.
Kiedy atmosfera zrobiła się luźniejsza, pokiwała głową.
- Trochę oberwałam, ale nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz dostałam – przyznała. – Poza tym nie zamierzam z tym iść do szpitala, nic mi nie jest. Krew zaraz powinna przestać lecieć – musiała trochę straszyć swoim wyglądem, przypominającym jakąś głodną wampirzycę.
- Powiem ci tak, jestem realistką i wiem, jak to jest. A mój optymizm też żyje swoim życiem, chociaż nie miałam w nim łatwo. Czasem dobro nadchodzi z najmniej spodziewanej strony i dlatego uważam, że nigdy nikt nie jest na starcie przegrany, wiesz? Bo są ludzie i sytuacje, które potrafią zmieniać wszystko – odparła. – No właśnie szkoda, że nie miałam okazji go tam trafić, ale w piszczel też go zabolało, a niech ma, ha! – naraził się jej, więc otrzymał karę. – Przynajmniej go spowolniłyśmy – zauważyła.
- Lepiej stąd chodźmy, usiądziemy i pogadamy jeszcze – i pewnie poszły gdzieś, patrząc które miejsce było jeszcze o tej porze otwarte, ale na szczęście jakiś lokal znalazły. Pewnie kupiła dwie kanapki i coś do picia. Miała ochotę na piwo, ale może lepiej nie kusić losu i pozostawić sobie trzeźwy umysł, niezmącony żadnym alkoholem.
- Trzymaj – powiedziała dziarskim tonem Gwen, podając swojej nowej znajomej jedzenie. – Wyglądasz gorzej niż ja i należy ci się. Dzielnie walczyłaś – poza tym to nie kosztowało wiele. Bezcenny był za to dobry uczynek. I ani myślała słyszeć sprzeciwu.
- Nie wiem na jakich ludzi trafiasz, bo ja przeważnie na samolubnych dupków, ale osoba jedna na sto może być naprawdę w porządku. Wyglądasz mi na nieufną i skrytą osobę, słusznie. Ja za to gadam za dwóch, taka moja natura. No i jak mówiłam, wierzę w dobro, chociaż z nim bywa cienko – prędzej trafi się na ludzką znieczulicę.
Mia Smith