#2
: wt sie 26, 2025 8:39 pm
Eric Stones
— Czyli racjonalny z Ciebie konsument — mruknęła już bardziej pod nosem, próbując zakończyć temat książki. Skoro sprawdzał opinię, czytał opisy z tyłu, to nie zdawał sobie sprawy, kogo wpuszcza do domu? Mogłaby wynieść stąd telewizor, albo komputer, albo cokolwiek cennego. Nie sprawdził jej. Co nie co zdążyła mu tego wieczoru zdradzić, a on jakby nic wpuszczał ją do swojego domu.
— To dam Ci bu-zia-ka — parsknęła, kręcąc głową. Co więcej mogłaby mu zaoferować? Pewnie ktoś mógłby zaśpiewać tak: hera, koka, hasz, lsd. Jednak Smith nie była na tyle chętna, by każdemu oferować narkotyki na prawo i lewo. Gdyby chciał je dostać, mógłby spokojnie pójść do Laurentina. Na pewno coś by u niego znalazł. Bez dwóch zdań znajdowało się tam coś, co było warte odkrycia. Poza tym lepiej by Fontaine tyle nie ćpał.
— Przestań — sprzedała mu kuksańca, spoglądając złowrogo. Gdyby miała lasery w oczach właśnie, by wystrzeliły, niszcząc doszczętnie Stonesa. Bawiło ją to. Dalej wspominał jej jeden, niezbyt udany wieczór. Gdyby nie przyszedł, nie grałaby w monopoly, a moczyłaby się w wannie pełnej bąbelków z kieliszkiem drogiego wina w ręku.
— Ja akurat widziałam, jak dochodziło do bójek przez pokera — wzruszyła przy tym ramionami. Gdy dochodziło do większej brutalności, zmywała się przed pojawieniem się policjantów. Nawet gdyby doszło do morderstwa, jej dawno nie byłoby w takim lokalu. Nigdy nie lubiła psów. Każdy z nich ją denerwował. Myśleli, że życie jest piękne, czarno-białe. Wcale tak nie było. — no tacy ludzie też istnieją, dlatego nie lubię grać — czy to planszówki, czy gry komputerowe. Chociaż o tych drugich za wiele nie wiedziała. Nie miała sprzętu, sposobności, by móc w nich rozkoszować się jakoś bardziej. — gra w życie? Wiesz, życie to kołchoz i takie tam sprawy — stwierdziła, wzruszając delikatnie ramionami. Nie grała w zbyt dużą ilość planszówek. Znała te wszystkie typowe, standardowe, które nie wydawały się być aż tak bardzo ciekawe. Za to noce na ulicy, bójki, sprzedawanie narkotyków już bardzo mocno potrafiło podnieść adrenalinę.
Przypatrzyła się stanowczo za długo, lustrując jego zarysowane mięśnie. Przyłapała się na oblizaniu ust. Ten Stones nie wydawał się wcale taki pizdowaty, za jakiego go brała. Nawet coś w sobie miał. Ciekawiło ją, co kryło się pod innymi warstwami ubioru. Wróciła z powrotem do gry. Miała zamiar wygrać to gówno. Uśmiechnęła się szerzej, gdy kolejny pionek wchodził do bazy.
I nagle przebieg gry odrobinę się zmienił. Zaczęła się zastanawiać, co teraz powinna zdjąć. Przypatrzyła się chwilę dłużej w Erica. Odrobinę badawczo. Wpierw wzięła swoją szklankę, wypijając z niej zawartość na raz. Następnie wstała, by zrzucić z siebie górną część dresu. Rzuciła go gdzieś w kąt. Jej piersi ukrywane przez czarny, lekko sprany stanik.
— Czyli racjonalny z Ciebie konsument — mruknęła już bardziej pod nosem, próbując zakończyć temat książki. Skoro sprawdzał opinię, czytał opisy z tyłu, to nie zdawał sobie sprawy, kogo wpuszcza do domu? Mogłaby wynieść stąd telewizor, albo komputer, albo cokolwiek cennego. Nie sprawdził jej. Co nie co zdążyła mu tego wieczoru zdradzić, a on jakby nic wpuszczał ją do swojego domu.
— To dam Ci bu-zia-ka — parsknęła, kręcąc głową. Co więcej mogłaby mu zaoferować? Pewnie ktoś mógłby zaśpiewać tak: hera, koka, hasz, lsd. Jednak Smith nie była na tyle chętna, by każdemu oferować narkotyki na prawo i lewo. Gdyby chciał je dostać, mógłby spokojnie pójść do Laurentina. Na pewno coś by u niego znalazł. Bez dwóch zdań znajdowało się tam coś, co było warte odkrycia. Poza tym lepiej by Fontaine tyle nie ćpał.
— Przestań — sprzedała mu kuksańca, spoglądając złowrogo. Gdyby miała lasery w oczach właśnie, by wystrzeliły, niszcząc doszczętnie Stonesa. Bawiło ją to. Dalej wspominał jej jeden, niezbyt udany wieczór. Gdyby nie przyszedł, nie grałaby w monopoly, a moczyłaby się w wannie pełnej bąbelków z kieliszkiem drogiego wina w ręku.
— Ja akurat widziałam, jak dochodziło do bójek przez pokera — wzruszyła przy tym ramionami. Gdy dochodziło do większej brutalności, zmywała się przed pojawieniem się policjantów. Nawet gdyby doszło do morderstwa, jej dawno nie byłoby w takim lokalu. Nigdy nie lubiła psów. Każdy z nich ją denerwował. Myśleli, że życie jest piękne, czarno-białe. Wcale tak nie było. — no tacy ludzie też istnieją, dlatego nie lubię grać — czy to planszówki, czy gry komputerowe. Chociaż o tych drugich za wiele nie wiedziała. Nie miała sprzętu, sposobności, by móc w nich rozkoszować się jakoś bardziej. — gra w życie? Wiesz, życie to kołchoz i takie tam sprawy — stwierdziła, wzruszając delikatnie ramionami. Nie grała w zbyt dużą ilość planszówek. Znała te wszystkie typowe, standardowe, które nie wydawały się być aż tak bardzo ciekawe. Za to noce na ulicy, bójki, sprzedawanie narkotyków już bardzo mocno potrafiło podnieść adrenalinę.
Przypatrzyła się stanowczo za długo, lustrując jego zarysowane mięśnie. Przyłapała się na oblizaniu ust. Ten Stones nie wydawał się wcale taki pizdowaty, za jakiego go brała. Nawet coś w sobie miał. Ciekawiło ją, co kryło się pod innymi warstwami ubioru. Wróciła z powrotem do gry. Miała zamiar wygrać to gówno. Uśmiechnęła się szerzej, gdy kolejny pionek wchodził do bazy.
I nagle przebieg gry odrobinę się zmienił. Zaczęła się zastanawiać, co teraz powinna zdjąć. Przypatrzyła się chwilę dłużej w Erica. Odrobinę badawczo. Wpierw wzięła swoją szklankę, wypijając z niej zawartość na raz. Następnie wstała, by zrzucić z siebie górną część dresu. Rzuciła go gdzieś w kąt. Jej piersi ukrywane przez czarny, lekko sprany stanik.