Shit Happens...
: pt wrz 26, 2025 9:27 pm
				
				Bo się przez moment zamyślił nad tymi jej słowami, bo z jednej strony to może racja, studio to studio, a jednak...
- Myślę, że studio w Tajlandii, w Maroko, czy na zapyziałych przedmieściach miałyby jednak inny klimat - skoro w takich miejscach tak drastycznie może się różnić chociażby... Ulica, albo... łazienka, to studio na pewno też się różniło.
- Ja lubię to w centrum - dodał i uśmiechnął się, bo jednak to zapyziałe mogło nie spełniać wymagań, a co jeśli w trakcie pojawiliby się jacyś nieproszeni goście w postaci karaluchów? Może wtedy Bo zrobiłby dobre zdjęcia, ale klimat mógłby później być niezbyt przyjemny.
- Też lubię Tajlandię - piękny kraj, mili ludzie. W zasadzie pewnie gdyby Lilah powiedziała Bo, że jednak chciałaby pozować w Chiang Mai, to powiedziałby dobrze, tylko spakuję sprzęt, czyli aparat fotograficzny. Akurat Larue nie miał problemu z tym, żeby w jednej chwili wyruszyć w podróż życia, pewnie później musiałby dopinać sprawy galerii za pośrednictwem telefonów i maili, ale mógł to tak robić, za to kochał dzisiejszą technikę i spotkania online, portfolia w necie i takie tam. Wiadomo, że wolał być na miejscu, widzieć, czuć klimat, ale na taki wyjazd mógłby to nawet poświęcić.
Kiedy Lilah zaczęła mówić, to Bo się uśmiechnął, dobre towarzystwo, dobry alkohol i skręty, jego trzy ulubione rzeczy, jakby dołożyć do tego dobrą muzykę, to on już byłby w niebie.
- Yhm… Zdjęcia... dużo o tym mówią - rzucił, chociaż czy oni teraz rozmawiali wciąż o fotografii? Trochę tak, bo jednak zdjęcia to emocje. A pociąg... do czegoś tam, też nią jest.
Kiedy dała mu tę serwetkę z numerem telefonu, to Bo oczywiście ją schował do kieszeni, na pewno się do niej odezwie, jeśli nie zapomni, albo nie wypadnie mu dwieście innych rzeczy.
- Do zobaczenia Lilah - pożegnał ją krótko. Czy patrzył za nią, kiedy wychodziła z galerii? Tak, do samego końca, aż jej sylwetka zniknęła za drzwiami.
koniec 
Lilah Alexandre
			- Myślę, że studio w Tajlandii, w Maroko, czy na zapyziałych przedmieściach miałyby jednak inny klimat - skoro w takich miejscach tak drastycznie może się różnić chociażby... Ulica, albo... łazienka, to studio na pewno też się różniło.
- Ja lubię to w centrum - dodał i uśmiechnął się, bo jednak to zapyziałe mogło nie spełniać wymagań, a co jeśli w trakcie pojawiliby się jacyś nieproszeni goście w postaci karaluchów? Może wtedy Bo zrobiłby dobre zdjęcia, ale klimat mógłby później być niezbyt przyjemny.
- Też lubię Tajlandię - piękny kraj, mili ludzie. W zasadzie pewnie gdyby Lilah powiedziała Bo, że jednak chciałaby pozować w Chiang Mai, to powiedziałby dobrze, tylko spakuję sprzęt, czyli aparat fotograficzny. Akurat Larue nie miał problemu z tym, żeby w jednej chwili wyruszyć w podróż życia, pewnie później musiałby dopinać sprawy galerii za pośrednictwem telefonów i maili, ale mógł to tak robić, za to kochał dzisiejszą technikę i spotkania online, portfolia w necie i takie tam. Wiadomo, że wolał być na miejscu, widzieć, czuć klimat, ale na taki wyjazd mógłby to nawet poświęcić.
Kiedy Lilah zaczęła mówić, to Bo się uśmiechnął, dobre towarzystwo, dobry alkohol i skręty, jego trzy ulubione rzeczy, jakby dołożyć do tego dobrą muzykę, to on już byłby w niebie.
- Yhm… Zdjęcia... dużo o tym mówią - rzucił, chociaż czy oni teraz rozmawiali wciąż o fotografii? Trochę tak, bo jednak zdjęcia to emocje. A pociąg... do czegoś tam, też nią jest.
Kiedy dała mu tę serwetkę z numerem telefonu, to Bo oczywiście ją schował do kieszeni, na pewno się do niej odezwie, jeśli nie zapomni, albo nie wypadnie mu dwieście innych rzeczy.
- Do zobaczenia Lilah - pożegnał ją krótko. Czy patrzył za nią, kiedy wychodziła z galerii? Tak, do samego końca, aż jej sylwetka zniknęła za drzwiami.
Lilah Alexandre