Strona 2 z 2

Campfire Jam

: sob sie 30, 2025 6:15 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

Wywróciła oczyma. W mocno przerysowany i teatralny sposób. Nie kazała pozbywać mu się odpowiedzialności, a wyznaczenia pewnych granic. W końcu Natalie nie będzie mogła spędzać u niego całego dnia. W końcu będzie musiała wyjść, zacząć pracować. Nie chodziło jej też o nieobecność brata, jeśli to dziecko nie okazałoby się jego. Chciała jedynie poczucia, w którym wie do czego dąży, zna granicę, które nie powinny być przekraczane. Powinni porozmawiać o tym zawczasu, jak pojawi się dziecko już go nie będzie.
— Wiem, że nigdy nie będziesz, ale masz mieć dziecko. Może pora dojrzeć? — mógłby ją teraz złapać, na tym że zaakceptowała posiadanie przez niego dziecka. Teraz czekała jedynie, aż odrobinę wydorośleje. Stanie się dorosłym, poważnym człowiekiem. Takim, jakim jej brat jeszcze nie był. Dlatego tak bardzo obawiała się każdej zmiany.
— Tak? Oczywiście, że mega ważne! — stwierdziła, zaciskając swoją pięść dosyć mocno. Wzięła głęboki oddech, próbując zastanowić się, co właściwie powinna mu powiedzieć — skoro wasza relacja jest jedną wielką niewiadomą, to czym ona tak właściwie jest? — dla niej kwestie nazewnictwa wydawała się być ważne. Zawsze potrzebowała jakiejś etykietki, by móc uporządkować swoje życie. W ten sposób Larue działała na co dzień. Nigdy nie zastanawiała się, co będzie dalej. Gdy coś zostało jej jasno przedstawione, przestawała analizować na co dzień to w myślach. Ułatwiało jej to funkcjonowanie.
Ominęła temat związany z uzależnieniami. Nie wydawał się jej w tym momencie na tyle istotny. Kiedyś jeszcze go poruszy. U najmłodszej Larue było zasadnicze pytanie: od czego nie była uzależniona.
— No jest całkiem ładne — stwierdziła Sabrina, ale jej w cale to nie obchodziło. Zaczęła zastanawiać się na temat odwyku, używek, narkotyków i tego w jaki sposób mogłaby je zgarnąć od Bo. Była przebiegła w swoich działaniach. Nie zastanawiała się dwa razy, zanim ponownie zaczęła je wykonywać. Kiwnęła głową na temat ich rozmowy. Wypadałoby zrobić ten test. Nawet dla świętego spokoju.
— A cieszyłbyś się, jakbym przyszła z Garrettem i powiedziała, że jestem z nim w ciąży? — dla przypomnienia, typ który ją wyruchał i później zostawił. Niespełniony sporowiec — jakoś wątpię — bez zastanowienia wypiła połowę piwa. W takich sytuacjach nie było dobrej, ani poprawnej odpowiedzi. Wszystko zależało od kontekstu, a Bo powinien zdawać sobie z tego sprawę.
— Mówię Ci, że chciałam popełnić samobójstwo i zaczynasz mnie wyzywać? Wow Bo, z Ciebie to jednak super brat. Weź ty możesz zastanów się, dlaczego — odwróciła się do niego plecami, zaciągając się mocno papierosem. Oczywiście, na każdym kroku musiała spełniać czyjeś oczekiwania. Może faktycznie powinna wtedy skoczyć? Miałaby przynajmniej święty spokój.

Campfire Jam

: śr wrz 03, 2025 4:27 pm
autor: Bo W. Larue
Zamyślił się kiedy Sabrina powiedziała to - może pora dojrzeć, bo łatwo się to mówi, ale to nie jest wcale taki prosty proces, zwłaszcza dla kogoś takiego jak Bo. Niby był dorosły, praca, samochód, mieszkanie, odpowiedzialność jeśli chodzi o jego Galerię, ale właśnie... Ta odpowiedzialność kończyła się zanim wchodził w progi swojego mieszkania, albo zanim jechał gdzieś w dziką podróż. W jego świecie były rzeczy, które za bardzo nie nadawały się dla dzieci, które po prostu jasno dyskryminowały go ze statusu - dojrzałego.
- To nie jest takie proste Brina... - rzucił marszcząc nos - do tego się chyba nie dochodzi w dwa dni... Ja nawet nie wiem czy my do tego dojdziemy w dziewięć miesięcy, ale może kiedyś tak - westchnął. Bo Natalie może była trochę bardziej ogarnięta od niego, ale też nie nazwałby jej idealnym materiałem na matkę. Ale czy wszyscy ludzie, którzy mieli dzieci od razu byli w tej dziedzinie mistrzami? Chyba ważne było, żeby się po prostu postarać.
- Jeszcze nie wiem. Ty to byś wszystko chciała wiedzieć od razu. Na razie po prostu chcemy spróbować, okej? - dla Bo to nie było takie proste, że wszystko się od razu dało nazwać, a zresztą... Ile obrazów ma po kilka nazw, bo są różne interpretacje, i ten jego związek, nie związek, próba z Nat, też jeszcze były nie do końca przeanalizowane. Na razie to było pró-bo-wa-nie, co w ogóle z tego będzie.
- Jak się określimy, to będziesz pierwsza, która się dowie - podsumował, bo jednak znał Sabrinę, ona lubiła etykietki, nazywać rzeczy po imieniu, a nie zastanawiać się czy to będzie Uporczywość Pamięci, czy Miękkie Zegary, jak u Dalego.
Jeszcze chwilę popatrzył w niebo, akurat napił się piwka, ale wtedy Brina wypaliła z tym Garretem, a Bo aż parsknął i się zakrztusił, uderzył się pięścią w splot słoneczny.
- Jezu Brina, dlaczego mówisz o tym dupku? Odzywał się do Ciebie? - zerknął na nią podejrzliwie, opowiadała o nim, więc wiedział o co chodzi. Bo był pacyfistą, ale gdyby spotkał go na mieście, to mógłby mu obić gębę, Budda by mu przyklasnął.
- Jakie w ogóle samobójstwo? Oszalałaś? Nie mów mi takich rzeczy! - znowu zmarszczył brwi i wyglądał dość srogo, a potem stanął nad Sabriną, a te prawie dwa metry to była naprawdę duża różnica między nimi - jeśli sobie nie radzisz, to trzeba było przyjść do mnie, albo do Courtney, do babci, albo do swojego lekarza... - rzucił i pokręcił głową, bo on czasami nie wiedział jak jej pomóc. Chciał najbardziej na świecie, tylko jak to zrobić, kiedy Sabrina była jak chodzący dynamit. Wybuchała nagle, a on nie mógł być cały czas obok, a teraz jak pojawi się dziecko, to może z tym być jeszcze gorzej.
Oparł jej rękę na ramieniu.
- Nie jesteś sama, masz nas. Jak znowu będziesz mieć TAKIE GŁUPIE myśli, to zawsze możesz przyjść do mnie - zacisnął palce mocniej na jej ramieniu, żeby się do niego odwróciła. Znowu pokręcił głową, bo jemu się to w niej po prostu nie mieściło. Samobójstwo - ludzie tak bardzo chcą żyć, a nie czasami nie mogą, a ktoś na własne życzenie chciałby to skończyć? Surrealizm - poziom Frida Khalo.
- No a co mam cię za to głaskać po główce? Autodestrukcja to najgorsza rzecz jaką możesz sobie robić Brina, jeśli nie umiesz sobie z tym poradzić, to musisz to z kimś przepracować - dodał jeszcze poważnym tonem. Bo nie umiał jej podejść psychologicznie, on hołdował życie, całym sobą. A to co powiedziała go wkurzyło, może poczuł się trochę winny? A przede wszystkim to poczuł, że jakby się jej udało, to serce by mu chyba pękło na pół.

Sabrina B. Larue

Campfire Jam

: pt wrz 05, 2025 11:11 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

Masz na to dziewięć miesięcy brat, chociaż teraz już pewnie trochę mniej — skwitowała krótko Sabrina, lustrując brata wzrokiem. Dlaczego on cały czas jej nie doceniał? Dlaczego nie widział jej troski? Mogła zadawać trudne pytania, ale zanurzone były one w coś, co nazywało się troską. Trudno ukrytą, a jednak widoczną gołym okiem.
Ale to chcecie spróbować jako para, jako rodzice, jako kumple, czy jako przyjaciele? — dopytywała dalej Sabrina, a jej buzia wydawała się nie zamykać nawet na krótki moment. Tak mało czasu, a tak wiele pytań, na które trzeba było poznać odpowiedzi. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad tym, co właściwie powinna powiedzieć. Tyle że nie wiedziała. Trudno było jasno stwierdzić, co dokładnie jej doskwierało. Troska o brata była wymieszana z obawą przed jakimikolwiek zmianami. Tego nie dało się już ukryć.
Na kolejne stwierdzenie Bo jedynie kiwnęła głową. Oczywiście, że będzie pierwsza. Była w końcu jego ulubioną siostrą i to bez dwóch zdań!
Wjechałam przez PRZYPADEK, ale naprawdę to był przypadek, w dupę moim autem i strzeliłam z liścia —dlatego o nim mówiła. Całkiem niedawno wpadła na niego i musiała skorzystać z okazji. Nawrzucała mu, a on za to jej. Można było powiedzieć, że wyszli w tym wszystkim na zero. Choć Sabrinie ciężko było się do tego przyznać. Dalej gdzieś daleko jej nastoletnie serce biło w jego stronę. Nawet jeśli wykorzystał ją dla seksu, a gdy się pozbierał zostawił jak niezbyt wygodna zabawkę.
Gdyby nie Aiden to bym skoczyła, po naszym ostatnim spotkaniu — w jej oczach dało się zobaczyć prawdę. Była skłonna do tego skoku, gdyby nie ten słodki autysta, który postanowił ją od tego odciągnąć. Dla niej sprawa wydawała się prosta jak słońce. Bo zniszczył jej życie. Na żadną zmianę nie była przygotowana, a teraz jeszcze wmawiał, że wszyscy byliby zdruzgotani. Gówno prawda. Pozbyliby się swojego największego problemu — w tamtym momencie nie chciałam widzieć żadnego z Was. Skoro tak się zmieniasz, to zaraz nie będzie dla mnie miejsca w twoim życiu — wycedziła Sabrina, patrząc na brata ponownie wściekłym wzrokiem. Była jak dzikie zwierzę w tym momencie. Jeden krótki zły ruch, a ucieknie, nie zastanawiając się nawet, czy się nie zgubi.
Nie przyjdę do Ciebie, jak tam będzie ta nędzna typiara — wycedziła Sabrina, niejako przyznając się do tego, że spotkała się już z Natalie. Nie cierpiała ją każdą komórka swojego ciała. To ona zabrała jej ukochanego brata — na pewno lepiej krzyczeć. Nawet tępy dziadzie nie spytałeś, dlaczego... — głos mimowolnie się jej załamał. Nie rozumiała, dlaczego to zawsze wina leżała po jej stronie.

Campfire Jam

: czw wrz 11, 2025 1:50 pm
autor: Bo W. Larue
Bo nie był pewny, czy to dziewięć miesięcy im wystarczy, to się tak wydawało, dość, długo, ale kiedy człowiek przez ponad trzydzieści lat życia jest nieodpowiedzialny, to dojście do tego może zająć trochę dłużej niż dziewięć miesięcy, no ale trudno, będzie się starał. Spojrzał na Sabrinę i westchnął ciężko, czuł, że ona robi to z troski, na swój pokręcony sposób, ale z drugiej strony czuł, że to było takie dokładanie mu jeszcze trosk. Wzruszył ramionami.
- Na razie jako rodzice? Przyszli rodzice... Nie wiem Sabrina, zobaczymy co tego wyjdzie - Bo tak podchodził do życia, zobaczymy co z tego wyjdzie, nie określał z góry zasad, reguł, a tym bardziej nazw, po prostu brał to co przyniesie los. Tym razem też zamierzał, a może kosmos sprawi, że zakochają się w sobie od nowa? Albo może oni się nadal kochają, a tylko musza to odkryć? A może dziecko sprawi, że się pokochają, albo znienawidzą? Mogło wydarzyć się wszystko, tyle różnych scenariuszy. Larue na nic się z góry nie nastawiał, po prostu gotowy przyjąć to co szykuje dla niego przeznaczenie.
Zmarszczył brwi słuchając o Garrecie, nie trawił tego gościa, a jeszcze do tego stłuczka.
- Skasowałaś znowu auto? - zapytał, bo już sobie wyobraził rachunek od mechanika, który będzie musiał pokryć, ale po chwili złagodniał - trzeba było jeszcze mu dać kopa w jaja - stwierdził w końcu i nawet uśmiechnął się delikatnie. Bo był pacyfistą, ale jednak jak ktoś mu zaszedł za skórę, to jego pacyfistyczne postawy się po prostu chowały.
- Musisz przyprowadzić kiedy do nas tego Aidena - powiedział spokojnie, na pewno o nim opowiadała, ale chyba go nie poznali. A może powinni mu podziękować, że ogarnia Sabrinę?
Na jej kolejne słowa wywrócił oczami.
- A czy kiedykolwiek było tak, że nie było dla Ciebie miejsca w moim życiu? Czy kiedyś w ogóle było coś ważniejszego od was? - zapytał, ale znał odpowiedź, bo nie było, bo Bo już jako dzieciak to opiekował się siostrami, kiedy ich babka miała te swoje zloty czarownic, albo kiedy poświęcała się sztuce. Później też, całe swoje życie im pomagał, jednej i drugiej. On naprawdę nie był ich bratem tylko z nazwiska, tylko kochał je obie.
- Nawet jej nie znasz - rzucił, bo on wcale nie miał pojęcia, że się spotkały - Nat jest dobra, na pewno byś ją polubiła - dodał, a później znowu utkwił spojrzenie w Sabrinie - to dlaczego? - zapytał i czekał, aż mu wszystko wyjaśni, bo on teraz to już nie rozumiał kompletnie nic. Sabrina była jak... jakby właśnie zjadł grzyby i one zaczynały się wczytywać w jakimś nieodpowiednim momencie, dużo chaosu, coś przyjemnego w tle i jakaś taka psychodela dookoła, że w pewnym momencie nie wiesz już nawet jak się nazywasz.

Sabrina B. Larue

Campfire Jam

: sob wrz 13, 2025 9:07 am
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

To jako przyszli rodzice nie musicie mieszkać razem — oh, ona to będzie upierała się przy tym do usranej śmierci. Skoro nie byli nawet partnerami, a ona tak mieszała mu w życiu, a właściwie w jego mieszkaniu bo przede wszystkim to widziała Sabrina. Zobaczyła też Natalie, która wcale nie zrobiła na niej dobrego wrażenia. Nie miała zamiaru przyznawać tego Bo na campingu. Później mu wypomni, że ta jego dziunia przekracza granicę, których nie powinno się przekraczać.
Od razu skasowałam — prychnęła, wywracając oczami — wgniotłam mu trochę zderzak, szczerze wolałabym je skasować — dodała z niewinnym uśmiechem na twarzy. Aureolka niemalże od razu zabłysnęła jej nad głową, jakby nie było nic lepszego na świecie. Jeśli chodziło o Garretta w jej rodzinie panowały jasne zasady, nie lubimy typa. Z tego była dumna, choć pewnie ostrzegali ją przed nim od samego początku, sama musiała się na nim dość dotkliwie przejechać — strzeliłam mu plaskacza — nie pamiętała za co, dlaczego i jak to się finalnie stało. Za to samej sobie przybiłaby w tym momencie piąteczkę. Tak o klaskając w obie dłonie.
Zmarszczyła brwi na wspomnienie Aidena. Kręcił się z nią od małego w galerii babki. Musieli się znać z jej rodzeństwem. On był zawsze tym bardziej odpowiedzialnym, za którym można było iść dalej.
Tak, skoro Natalie stwierdziła, że odbierze mnie z aresztu, nie mówiąc o tym Tobie. Nie mogła Cię przecież obudzić — prychnęła. Sabrina zawsze źle znosiła zmiany, ale ta była dla niej najbardziej dotkliwa. Pogryzłby się w tym aucie, gdyby nie pasy bezpieczeństwa. Larue nie była z tego dumna. Nie miała o czym mówić. Tylko to zabranie jej części połączenia z rodzeństwem dość mocno ją zabolało. — w tym waszym idealnie, sterylnym życiu nie ma dla mnie miejsca, skoro wyrzucasz wszystko co szkodliwe — w końcu powiedziała to głośno. Bała się tych słów. Jej zdaniem miały całkiem spore znaczenie, a... bała się atakować Bo.

Campfire Jam

: czw wrz 18, 2025 1:51 pm
autor: Bo W. Larue
- W zasadzie nic nie musimy, ale możemy spróbować - rzucił, bo on w ogóle nie rozumiał Sabriny, co złego było w tym, że chciał z Nat spróbować bycia razem? Wspólnego mieszkania, skoro już i tak miała urodzić mu dziecko? Przecież taka próba nikomu nie zaszkodzi, najwyżej nie wypali i wtedy rzeczywiście zostanie weekendowym tatą. Nie chciał tego, bo takim ojcem był ich ojciec, a właściwie to nawet takim od święta… co trzy lata.
Wywrócił oczami, już widział ten trochę zgnieciony zderzak. Nie przejmował się samochodem Garreta, bardziej Sabriny, bo pewnie przyjdzie do niego rachunek od jej mechanika, a mógł wcale nie podawać tam swojego adresu.
- No i dobrze - powiedział na tego plaskacza, chociaż naprawdę myślał sobie, że jeszcze by mu się przydał ten kopniak w dupę - Bo, pacyfista tak sobie o nim myślał. A to wszystko dlatego, że Sabrina pewnie naopowiadała o nim jakieś niestworzone historie.
Dobra, może Bo nie skojarzył, że to jest ten Aiden? Bo tamten był grzeczny, odpowiedzialny i w ogóle... inny od Briny. A ten Aiden który umiał nad nią zapanować to musiał być naprawdę twardy i jakiś... szalony?
A przynajmniej tak to sobie wyobrażał Bo, ale się zdziwi, jak ona powie, no to jest Aiden, a on powie, co? Ten dzieciak? I wtedy jakieś styki w mózgu zaskoczą i wszystko do niego dotrze. Zdecydowanie musiała kiedyś przyjść z Aidenem na obiad.

- Co? - zapytał marszcząc brwi, bo nie wiedział wcale o tym, że Natalie odebrała Brinę z aresztu, jakoś się nie zgadali. A może powinien o tym wiedzieć? Sam nie wiedział. Z drugiej strony... może to było miłe, że nie chciała go obudzić? Ale z trzeciej to chodziło o Sabrinę, zwlókłby się dla niej nawet z grobu.
- No to czym się przejmujesz? Skończysz na stosie blantów, wódy i innych używek, a do tego jeszcze z tym starym tosterem, który czasem kopie jak dotkniesz za kabel - spojrzał na nią z ukosa, a potem parsknął śmiechem - wariatka, sama widzisz jak to się kończy. Nawet fajek nie umiem rzucić, a co dopiero Ciebie? Chyba, że mają takie plastry? Anytsabrinowe? - te antynikotynowe nie na wiele się zdały, ale można przecież próbować - weź już przestań o tym myśleć, nigdy się od was nie odsunę, dziecko tego nie zmieni - powiedział w końcu bardzo pewnym siebie tonem. No bo jednak zawsze byli we trójkę, przeciw całemu światu, czasem one we dwie przeciw Bo, ale z większym złem walczyli razem, we troje.


Sabrina B. Larue

Campfire Jam

: czw wrz 18, 2025 8:41 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

Mam nadzieję, że ona faktycznie jest dobra osobą — rzuciła finalnie Sabrina, wywracając przy tym oczami. Niezbyt chciało się jej w to wierzyć. Nikt nie wprowadza się do drugiej osoby ot tak. Co prawda mógł być to tylko jej overthinking. Zdawała sobie z tego sprawę, co nie zmieniało faktu, że jej myśli biegły tylko w złym kierunku. Jakby nie miało być jutrzejszego dnia.
No powinnam dostać za to piąteczkę — odparła, unosząc rękę z wielkim uśmiechem — chociaż mój rachunek u mechanika nie jest aż tak zły — dodała z przepraszającą miną. Co mogłaby mu więcej powiedzieć? Naprawdę było jej przykro z tego powodu, ale była w stanie to jakoś przełknąć. Ważne, że brat był z niej dumny. Cage był typowym dupkiem, który ją wykorzystał. Ona go wspierała po tej jego wielkiej kontuzji, za to on finalnie dał jej kopa w dupę. Uważał za wariatkę i ćpunkę. Prawie, jakby należał do ich rodziny. Bo myślał tak samo, ale nie chciała mówić tego głośno. Już nie raz ludzie wyzywali ją za zachowanie niczym UFO. Tylko jej w pewnym momencie przestało to przeszkadzać. Miała przy sobie Aidena, na którego mogła liczyć. Bał się jej dotyku, zdawała sobie z tego sprawę, a jednocześnie cieszyła się, jak małe dziecko.
Twoja... — aż sie wstrzymała, próbując znaleźć słowa, które by jej nie obrażało — lokatorka odebrała mnie z aresztu. Czy to nie jest przekraczanie pewnych granic? — spytała, unosząc do góry jedną ze swoich brwi. To własnie było to słynne wchodzenie z buciorami tam, gdzie nie powinno się wchodzić. Sabrina lubiła przyzwyczajenia. Gdyby Bo ją odebrał, pojechaliby razem do maka na jakieś nuggetsy, by uczcić brak oskarżenia.
Faktycznie za-ba-wne — rzuciła oschłym tonem, mierząc jednocześnie przy tym brata — ale to się dzieje z twoim światem. Zobaczysz, zaczniesz rozmowę na mój temat, a zacznie mnie wyzywać od wariatek — rzuciła, zakładając rękę na rękę, jakby była to najbardziej normalna rzecz. Naprawdę chciała móc w to uwierzyć. — na pewno? — spytała, robiąc przy tym maślane oczy. Jakby naprawdę potrzebowała tego potwierdzenia.

Campfire Jam

: pt wrz 26, 2025 9:25 pm
autor: Bo W. Larue
- Jest... dobra - stwierdził Bo, bo on to jednak w każdym widział dobro, a w Natalie to już zwłaszcza, przecież była dla niego dobra, wtedy na tym festiwalu i teraz... Co prawda wprowadziła się do niego mówiąc mu, że będą mieć dziecko, tak z dnia na dzień, ale przecież co w tym złego?
Wywrócił oczami, bo co on był za starszym bratem, że najpierw jej proponuje narkotyki, a teraz przyklaskuje to, że kogoś pobiła, ale finalnie podniósł rękę i zbił z nią piątkę. Garettowi na pewno się należało.
- Mam nadzieję - powiedział na ten rachunek u mechanika. Bo przecież teraz miał wydatki, na przykład wózek dla dziecka, czy jakieś tam łóżeczko, ale Bo jednak nie narzekał na brak środków, zawsze znalazł się jakiś natchniony człowiek, który chciał się wystawić w jego galerii, można powiedzieć, że biznes sam się kręcił, chociaż to nie tak, że Bo nie musiał wszystkiego pilnować. Musiał, od rana do wieczora, ale już tak nie musiał sobie naganiać klientów jak na początku.
Uniósł obie brwi, bo wcale o tym nie wiedział, podrapał się po skroni.
- Nie powiedziała mi o tym... - trochę mu było głupio, bo jednak chyba o takich rzeczach się rozmawia? Nat była w ciąży i pojechała po Sabrinę do aresztu. No przecież by jej nie pozwolił, gdyby o tym wiedział. Sam by pojechał, jak zawsze, sam dał jej reprymendę, a tak to nawet nie wiedział za co ona wylądowała w areszcie tym razem.
- Co zrobiłaś? - zapytał, chociaż wiadomo, podejrzewał ją, że znowu coś "zmalowała". Na jej kolejne słowa to się uśmiechnął, bo jemu to wydało się zabawne, nawet to sobie wyobraził Brinę na takiej górze niebezpieczeństw. Dobre by to było na jakąś wystawę.
- No nie Sabrina, tylko ja Cię mogę wyzywać od wariatek - powiedział z dość poważną minę. Wiadomo, on mógł, może jeszcze Courtney, i babcia, ale inni nie.
- Na sto procent... Ja was nie zostawiłem w najgorszych momentach, to teraz ktoś musi mi pomagać z pieluchami, czy coś. Nie ma opcji, że nie, jesteście moimi siostrami, co by się nie wydarzyło - powiedział, bo taka była prawda, że może jak dziecko przyjdzie na świat to on wtedy będzie ich potrzebował najbardziej na świecie, nie wiadomo. A na kogo mógł liczyć, jak nie na siostry? A zwłaszcza na Brinę, która tak o niego walczyła cały czas.

Sabrina B. Larue

Campfire Jam

: sob wrz 27, 2025 8:36 pm
autor: Sabrina B. Larue
Bo W. Larue

Zrobiłaby prawdziwą dramę życia, jeśli Bo nie zbiłby z nią tej piąteczki. Całym swoim serduszkiem nienawidziła Garretta z głębin jej serca. Ten wypadek uznała, że jeden z największych jej osiągnięć. Nawet nie udawałaby, że wygląda to inaczej. Naprawdę uważała, że powinien spłonąć w najdalszych kręgach piekielnych. Był mężczyzną, który nie patrzył na innych, nie przejmował się uczuciami. A ona? Sabrina wspierała go w najtrudniejszych chwilach jego życia. Może właśnie z tego powodu znienawidziła go do cna, zwyczajnie ją wykorzystał.
Daj spokój Bo — rzuciła, wywracając teatralnie swoimi oczyma. Popchnęła delikatnie go ręką — powinni mi płacić za niszczenie aut dupków — zaśmiała się, unosząc oba kąciki ust. Nawet policjanci jakoś byli w stanie jej wszystko wybaczyć. Trudno było jej przechodzić obojętnie wobec mniej ważnych spraw. Jedną z nich wydawało się być środowisko klimatyczne. Powinna psuć auta wielkich prezesów firm.
Jakieś piękne porsche na przykład.
Może zyskała w ten sposób nowe wyzwania? Odblokowała właściwy poziom?
Widocznie nie jest taka dobra, chociaż dałam jej to do zrozumienia, że nie powinna tego robić — stwierdziła finalnie badać brata wzrokiem. To była ich wspólna świętość, pewien rytuał, którego nikt nie powinien im zabierać. Tylko trzy osoby mogły ją odbierać. Babcia, Courtney, no i właśnie Bo. Kiedy zobaczyła obcą kobietę, czuła się tak, jakby ktoś właśnie wypruł jej wnętrzności.
Malowałam mural dla wielorybów. Nie rozumiem, czemu nikomu policjantom się nie spodobał — pewnie dlatego, że było na nim mnóstwo krwi. Jakaś trenerka została zaatakowana przez orkę, którą trenowała. Nikt nie widział krzywdy zwierzęcia, a same fake newsy latały po sieci. Tak piękne zwierzęta nie powinny znajdować się w niewoli.
No to musisz jej to powiedzieć, jak zacznie mnie wyzywać — stwierdziła, marszcząc przy tym delikatnie swoje brwi — Bo... ale ja nie dotknę nawet pieluchy, prędzej się zrzygam, jak poczuję gówno — powiedziała poważnym tonem. Brina miła bardzo drażliwy nos. Wystarczył jeden nieodpowiedni zapach, jak na przykład kupa chomika i już zaczynała wymiotować.