the girl who named tomorrow
: wt wrz 02, 2025 11:43 am
Wiedział, ale... jakby nie wiedział, bo tak jakby to go nigdy nie dotyczyło. Ludzie uprawiali ze sobą seks i z tego powstawały dzieci, ale przecież to nie tak, że każdy numerek to jest od razu dziecko. Bo chyba dzieci to nie były takie proste sprawy, według Bo. To w ogóle było tak irracjonalne jak spacery Dalego z mrówkojadem, że Larue miałby kiedyś... iść na spacer z wózkiem. Że nagle jego świat miałby się wywrócić do góry nogami, bo pojawia się dziecko. Dziecko w ogóle w jego głowie urosło już do rozmiarów jakiegoś wielkiego Buddy, który sobie siedzi i klepie się po tym swoim okrągłym brzuchu. Takie dziecko, to nawet jest podobne do Buddy.
Jego myśli płynęły już po takich torach, że trudno było je usystematyzować, wyciągnąć z nich coś więcej, niż same czerwone flagi. Bo nie mógł mieć dzieci, nie chciał mieć dzieci, on nawet nigdy nie chciał mieć kota, bo wiedział, że nie umiałby się nim odpowiednio zająć, a co dopiero dziecko, przecież jego nawet nie można karmić puszkami i nie załatwia się do żwiru, Skrzywił się na samo to wyobrażenie.
- Bo... bo nie wiem - rzucił w odpowiedzi na jej słowa. Wiedział, ale nie wiedział. No właśnie.
Teraz przez moment sobie pomyślał, że skoro to nie żart, to może sen, ale we śnie pewnie Natalie nie miałaby takiej miny, jakby chciała go zabić. To może jest na kwasie i to jakieś halucynacje? Rozejrzał się po kuchni, ale lodówka nie tańczyła kankana, a kubki wiszące nad zlewem nie śpiewały mu All you needs is love, więc chyba nie...
Kiedy już stał koło niej, kiedy jego dłoń spoczywała lekko na jej ramieniu, to dotarło do niego, że chyba już wiedział.
Wiedział jedno, że nie może jej w tej chwili zostawić, a jej słowa go tylko w tym upewniły. On też zawsze był sam. Miał dookoła siostry, miał babcię, ale kiedy potrzebował jakiegoś wsparcia, to i tak finalnie kończył sam. One potrafiły się zebrać wszystkie razem, tylko po to, żeby zrobić mu burę, a on, jak to on, miał to gdzieś i zostawał z niektórymi rzeczami sam jak palec.
Znał ten stan aż za doskonale.
- Z tym nie będziesz... Obiecuję Ci - powiedział i głos już wcale mu się nie łamał. No nie zostawi jej z czymś takim, tak jak nigdy nie zostawiłby Sabriny nawet jeśli szła na kolejny odwyk, tak jak nie zostawiłby Courtney z jej szalonymi pomysłami. Bo umiał od siebie tylko dawać, rzadko kiedy brać, taki charakter.
Modlił się w duchu o to, żeby nie zapytała go co zrobią, bo w tej chwili jeszcze tego nie wiedział. Jego myśli wciąż oscylowały wokół jednego - pozbycia się problemu. Ale czy to naprawdę był problem? Byli dorośli. Bo miał stałą, satysfakcjonującą posadę, miał swoje mieszkanie, miał samochód, pomógł już tyle, co mógł siostrą, w zasadzie... przecież, w jakimś alternatywnym świecie, gdzie był tylko ciut odpowiedzialniejszym człowiekiem, mógłby mieć już dziecko.
Ale dzieci były przerażające, jak ten srogi Budda, nie ten poczciwy z uśmiechem, którego głaszcze się po łysinie na szczęście.
Skinął głową na jej pytanie, uśmiechnął się dość blado, bo jednak wciąż czuł, jakby za jego plecami stał jakiś niewidzialny chochlik, który dźgał go palcem prosto w szczepionkę z takim - będziesz miał dziecko debilu, i co z tym teraz zrobisz?
- Może właściwie... uda się zrobić tak, że pójdziemy tam tylko na chwilę - w głowie miał cały plan tej wystawy, każdą jedną instalację, chociaż teraz to te nagie obrazy Venus mieszały się z wizją dziecka wielkości Buddy. Miał w głowie sieczkę.
- Pokażę Ci coś - złapał Natalie za rękę, już bez jakiegoś wahania, bo może jak zajmą myśli czymś innym, to zrobi się odrobinę lepiej? Pociągnął ją do salonu, gdzie miał wszędzie porozkładane te zdjęcia z wystawy. Schylił się, żeby podnieść jakieś i dać je Nat, zdjęcia były dziwne, bo same te obrazy były dziwne, jak człowiek na nie patrzył to sam nie wiedział, czy mu się podobają, czy czuje obrzydzenie. Dlatego spodobały się Bo, wywoływały skrajnie różne emocje.
- Co myślisz? - zapytał, bo to go zawsze ciekawiło najbardziej, jak odbiera to ktoś inny, czy tak jak on, czy zupełnie inaczej - niektóre mnie gorszą, ale niektóre fascynują - powiedział patrząc na profil Natalie. Jakby nie to, co powiedziała, to naprawdę by się cieszył, że ją widzi. Natalie była piękna, a kiedy stała w tym jego kolorowym salonie, to podobała mu się szczególnie.
Natalie van Laar
Jego myśli płynęły już po takich torach, że trudno było je usystematyzować, wyciągnąć z nich coś więcej, niż same czerwone flagi. Bo nie mógł mieć dzieci, nie chciał mieć dzieci, on nawet nigdy nie chciał mieć kota, bo wiedział, że nie umiałby się nim odpowiednio zająć, a co dopiero dziecko, przecież jego nawet nie można karmić puszkami i nie załatwia się do żwiru, Skrzywił się na samo to wyobrażenie.
- Bo... bo nie wiem - rzucił w odpowiedzi na jej słowa. Wiedział, ale nie wiedział. No właśnie.
Teraz przez moment sobie pomyślał, że skoro to nie żart, to może sen, ale we śnie pewnie Natalie nie miałaby takiej miny, jakby chciała go zabić. To może jest na kwasie i to jakieś halucynacje? Rozejrzał się po kuchni, ale lodówka nie tańczyła kankana, a kubki wiszące nad zlewem nie śpiewały mu All you needs is love, więc chyba nie...
Kiedy już stał koło niej, kiedy jego dłoń spoczywała lekko na jej ramieniu, to dotarło do niego, że chyba już wiedział.
Wiedział jedno, że nie może jej w tej chwili zostawić, a jej słowa go tylko w tym upewniły. On też zawsze był sam. Miał dookoła siostry, miał babcię, ale kiedy potrzebował jakiegoś wsparcia, to i tak finalnie kończył sam. One potrafiły się zebrać wszystkie razem, tylko po to, żeby zrobić mu burę, a on, jak to on, miał to gdzieś i zostawał z niektórymi rzeczami sam jak palec.
Znał ten stan aż za doskonale.
- Z tym nie będziesz... Obiecuję Ci - powiedział i głos już wcale mu się nie łamał. No nie zostawi jej z czymś takim, tak jak nigdy nie zostawiłby Sabriny nawet jeśli szła na kolejny odwyk, tak jak nie zostawiłby Courtney z jej szalonymi pomysłami. Bo umiał od siebie tylko dawać, rzadko kiedy brać, taki charakter.
Modlił się w duchu o to, żeby nie zapytała go co zrobią, bo w tej chwili jeszcze tego nie wiedział. Jego myśli wciąż oscylowały wokół jednego - pozbycia się problemu. Ale czy to naprawdę był problem? Byli dorośli. Bo miał stałą, satysfakcjonującą posadę, miał swoje mieszkanie, miał samochód, pomógł już tyle, co mógł siostrą, w zasadzie... przecież, w jakimś alternatywnym świecie, gdzie był tylko ciut odpowiedzialniejszym człowiekiem, mógłby mieć już dziecko.
Ale dzieci były przerażające, jak ten srogi Budda, nie ten poczciwy z uśmiechem, którego głaszcze się po łysinie na szczęście.
Skinął głową na jej pytanie, uśmiechnął się dość blado, bo jednak wciąż czuł, jakby za jego plecami stał jakiś niewidzialny chochlik, który dźgał go palcem prosto w szczepionkę z takim - będziesz miał dziecko debilu, i co z tym teraz zrobisz?
- Może właściwie... uda się zrobić tak, że pójdziemy tam tylko na chwilę - w głowie miał cały plan tej wystawy, każdą jedną instalację, chociaż teraz to te nagie obrazy Venus mieszały się z wizją dziecka wielkości Buddy. Miał w głowie sieczkę.
- Pokażę Ci coś - złapał Natalie za rękę, już bez jakiegoś wahania, bo może jak zajmą myśli czymś innym, to zrobi się odrobinę lepiej? Pociągnął ją do salonu, gdzie miał wszędzie porozkładane te zdjęcia z wystawy. Schylił się, żeby podnieść jakieś i dać je Nat, zdjęcia były dziwne, bo same te obrazy były dziwne, jak człowiek na nie patrzył to sam nie wiedział, czy mu się podobają, czy czuje obrzydzenie. Dlatego spodobały się Bo, wywoływały skrajnie różne emocje.
- Co myślisz? - zapytał, bo to go zawsze ciekawiło najbardziej, jak odbiera to ktoś inny, czy tak jak on, czy zupełnie inaczej - niektóre mnie gorszą, ale niektóre fascynują - powiedział patrząc na profil Natalie. Jakby nie to, co powiedziała, to naprawdę by się cieszył, że ją widzi. Natalie była piękna, a kiedy stała w tym jego kolorowym salonie, to podobała mu się szczególnie.
Natalie van Laar