31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

- pięć -

Jakieś dwa tygodnie temu, ten wieczór, który zmienił wszystko.

To miał być zwykły czwartek. Czwartki zazwyczaj były dość typowe. Najczęściej Bo przygotowywał się wtedy do weekendowego wernisażu, tym razem też. Dopinał ostatnie guziki, żeby wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku. Eksponaty - były na miejscu. Instalacje - prawie wszystko gotowe, jeszcze rano zerwie się o czwartej i to sprawdzi. Na ósmą mieli przywieźć drinki i przekąski. Na dziewiątą miał się pojawić jakiś lokalny zespół, który zagra na otwarciu. Otwarcie punkt dwunasta, bo motywem przewodnim była Venus z morskiej piany, w samo południe. Jeszcze musiał tylko zadzwonić do artystki, żeby przypomnieć jej, że to jutro. Czasami bywała tak pochłonięta swoimi obrazami, że nie odróżniała dni tygodnia. Larue doskonale to rozumiał.
Porozkładał na podłodze miniatury obrazów tej artystki, układał je w kolejności, przekładał i zastanawiał się, czy na wystawie będą robić dobre wrażenie użytkownika, czy ta kolejność jest odpowiednia, czy w ogóle wszystkie nadają się do pokazywania. Niektóre były dziwne, ale Bo coś w nich dostrzegł, teraz tylko zastanawiał się co...
Żeby sobie przypomnieć i bardziej otworzyć umysł, poszedł do kuchni i otworzył szafkę, w której stał duży słoik z napisem Cookies, wyciągnął z niego zawiniątko i bletki. Szybko skonstruował skręta, takiego akurat dla niego samego. Odpalił i wrócił do tych zdjęć. Już wszystko wiedział. Ułożył przez środek salonu długi wężyk z tych dziwacznych obrazów, w powietrzu unosił się słodkawy zapach zioła, a Bo sięgnął po telefon, żeby zadzwonić do tej swojej artystki i wtedy ciszę rozerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Głośny i ostry, taki, żeby postawił go na równe nogi, kiedy nie chciało mu się zwlec z łóżka, tak stało się i tym razem. Poderwał się do góry, z telefonem przy uchu ruszył do drzwi. Niedopalonego skręta zostawił po drodze w doniczce, unosiła się nad nim cienka, dusząca stróżka szarego dymu.
Sabrina, czy Courtney? A może babcia wróciła ze swoich wojaży i przywiozła mu jakieś halucynogenne grzyby, albo Ayauascę? Nikogo innego się nie spodziewał.


Kiedy otworzył i zobaczył Natalie to go zamurowało. Była ostatnią osobą, którą sobie tutaj zwizualizował.
- Venus, jutro wystawa Twoich obrazów, nie możesz wystąpić nago, chciałaś, żeby to było o dwunastej, załóż chociaż majtki... - powiedział do telefonu, a potem się rozłączył. Wsunął smartfona do kieszeni i odruchowo cofnął się w drzwiach, żeby wpuścić ją do środka - Natalie, co Ty tutaj robisz? Przejazdem w Toronto? - zapytał, ale chyba powinna mu dać znać, że będzie tu przejazdem. Mogliby się wtedy spotkać gdzieś na mieście. A ona wpada bez zapowiedzi, do niego do mieszkania. Sam nie wiedział, czy powinien się cieszyć, wyprosić ją, czy zaprosić? W zasadzie to spędzili ze sobą kilka upojnych nocy, kilka szalonych dni, ale Bo nigdy nie spodziewał się jakiejś powtórki. Ale może Los tak chciał? Może dawał im szansę na jeszcze jeden szalony weekend? Ten weekend i tak miał być dość szalony, za sprawą tej nagiej wystawy. Ale wizyta Natalie mogła jeszcze podkręcić atmosferę.


Natalie van Laar
29 y/o, 160 cm
soon babymama
Awatar użytkownika
znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Może gdyby coś mogło ją zatrzymać, jej noga nigdy nie stanęłaby w Kanadzie. Może gdyby wypowiedzenie trafiło w ręce kogoś innego, może gdyby matka szybciej przyznała się do choroby nowotworowej, może…
Gdybała całą drogę. Nawet jeśli była zmotywowana, by przyjechać do mężczyzny swojego życia, układała w głowie różne scenariusze; długo zastanawiała się nad tym, co mogło być inaczej, jakby na siłę chciała zrobić sobie wyrzuty sumienia. Nikt jej nie powstrzymał przed najdziwniejszą decyzją w życiu, bo wciąż dla nikogo ważna nie była. Rodzice, gdy usłyszeli o jej wyjeździe, napisali w sms’ie po prostu ok - jakby to było bez znaczenia.
Jakby było niczym istotnym.
W samolocie nie mogła spać. Gdy tylko zamykała oczy, dziecko siedzące kilka rzędów przed nią zaczynało płakać. Wrzeszczało tak, że doprowadzało ją to do szału - gdyby siedziało bliżej, może nawet doszłoby do rękoczynów z jej strony. Nienawidziła dzieci: były głośne, nieznośne i zdecydowanie nie dla niej.
Nie nadawała się na matkę - co najwyżej na madkę, choć patologią nie była. Nie wiedziała, jak obchodzić się z takimi małymi stworzeniami, jej wiedza na ten temat była zerowa. Odkąd zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym, unikała każdej możliwej reklamy, bo jak na złość internet zalewał ją promocjami na pieluchy.
Pieluchy, mleko modyfikowane, śpioszki.
Elektryczne nianie.
Kiedy stanęła na kanadyjskiej ziemi, zdała sobie sprawę, że właściwie nie wie, co tutaj robi. Chciała odnaleźć Bo Larue, bo to on był przyczyną zawalenia się jej świata. Obwiniała go o każde swoje niepowodzenie, które spadło na nią po tamtych pięknych dniach i nocach spędzonych razem na festiwalu. Nienawidziła go za to, że zniszczył jej cudowne życie singielki - życie, które nagle miało zamienić się w nieprzespane noce, zmienianie pieluch i bieganie po lekarzach.
Z drugiej strony potrzebowała go, by powiedział jej, co ma robić. Mózg miała sprawny, ręce i nogi również, ale nie potrafiła podjąć tej jednej decyzji. Za miesiąc będzie za późno, by pozbyć się ciężaru spod serca. Potrzebowała jego reakcji - aprobaty, niesmaku w spojrzeniu, nawet próby wyrzucenia jej z mieszkania.
Adres miała. Może kiedyś wysłał go w formie zaproszenia, jeśli znów miała podróżować po festiwalach albo gdyby chciała obejrzeć jego galerię sztuki. A może zdobyła go inaczej - przeszukując internet i analizując zdjęcia okolicy. To było najmniej istotne. Ważniejsze było to, że przez godzinę krążyła w pobliżu, zastanawiając się, czy ma w sobie dość odwagi, by wejść w jego progi.
A kiedy w końcu nacisnęła dzwonek, myśląc, że jeśli nie otworzy to wybłaga od rodziców pieniądze na bilet powrotny i zmierzy się z koszmarem sama. Ale on zaszczycił ją otwarciem drzwi szybciej, niż zdążyła obrócić się na pięcie z torbą, którą tak kurczowo trzymała.
Wpierw do niej nie dotarło, co powiedział - zamurowało ją aż za bardzo. Dopiero po chwili zaczęła wychwytywać szczegóły: ton jego głosu, to, że rozmawiał przez telefon. Chociaż jako pierwsze pojawiło się w jej głowie, to nie wyglądało na to, żeby umawiał się z prostytutką, choć tekst o założeniu chociaż majtek brzmiał maksymalnie absurdalnie.
Odetchnęła głęboko, uśmiechnęła się niepewnie i uniosła rękę, w której ściskała uchwyt sportowej torby, chcąc, aby zwrócił na nią uwagę. Zrobiła krok naprzód, widząc w jego geście zaproszenie, i czym prędzej skorzystała, pakując się prosto do nory wilka.
Tak — skłamała cicho, odruchowo, bo wszystkie myśli ucichły, gdy tylko go zobaczyła. Nagle cała jej pewność siebie i odwaga wyparowała. W jej głowie załączył się prosty protokół: przetrwać, powiedzieć to, co trzeba, by nie wzbudzić podejrzeń. — Przejazdem, rozumiem, że mogę zostać na weekend? — kontynuowała, a kłamstwo zabrzmiało już pewniej w jej ustach.
W głowie zaczęła budować odpowiednią wersję wydarzeń, bo wiedziała, że prędzej czy później zapyta o szczegóły. Nie był głupcem. Z drugiej strony chciała wybadać teren. Gdyby odmówił, mogłaby wywnioskować, że nie mieszka sam. A jeśli w środku byłaby jakaś kobieta, wyniosłaby się czym prędzej.


Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Czasami cieplejsze maile niż oni, piszą do siebie partnerzy biznesowi. Oni może i wymienili kilka wiadomości, ale bardziej coś w stylu, jak się masz, co słychać, to fajnie. Może gdzieś w gąszczu tych dziwnych i sztywnych wymian zdań, Bo wysłał jej swój adres, a nawet zaproszenie, ale w życiu by się nie spodziewał, że je przyjmie.
Wcale nie dlatego, że Natalie była mu kompletnie obojętna, raczej dlatego, że dzieliły ich tysiące kilometrów i wtedy, kiedy tak rozmawiali o wszystkim i o niczym, doszli w końcu do tego, że ona ma swoje życie w Amstardamie, a on swoje w Toronto. Że te ich życia, mimo, że może nawet by chcieli, to wcale nie dało się tak łatwo połączyć.
To był naprawdę cudowny czas i Bo wierzył, on wiedział, że będzie go wspominał, wspominał to jak Nat tańczyła we wianku do jego ulubionej piosenki i to jak jej grał na ukulele Somebody to Love. To jak później ją pocałował, chociaż to było dziwny moment bo stali wtedy wśród tłumu, a w uszach dudniła im muzyka tak głośno, że nie dało się usłyszeć własnych myśli, ale ona to odwzajemniła.
Natalie mogła mu zawrócić w głowie, właściwie może nawet to właśnie zrobiła, ale w pewnym momencie padło stwierdzenie, że kiedy ten festiwal się skończy, to oni się rozstaną i każde pójdzie we własną stronę. Nie obiecali sobie, że rzucą wszystko, żeby tylko być razem. Nie obiecali, że będą pisać do siebie co pięć minut i odwiedzać przynajmniej raz w miesiącu. Bo każde z nich miało swoje życie. Bo ich życia leżały na zupełnie różnych kontynentach, w zupełnie innych światach.


Aż tu nagle ona staje na jego progu. Bez zapowiedzi, a przecież tydzień temu napisał jej lakoniczne - jak tam. A ona odpisała - ok. A teraz tu stoi. Jeszcze do tego ma ze sobą torbę. No i stoi tu. W jego drzwiach. Natalie.

Zerknął na dół na jej rękę, w której ściskała ucho torby, w końcu wyciągnął swoją i ją od niej wziął, wpuścił do środka. W normalnym, prostym świecie, powinien od razu wziąć od niej bagaże, od razy zapraszać ją do środka, tak robili ludzie, którzy spotykali kogoś, kto przecież był im bliski.
Nat była mu bliska, co prawda przez ten krótki moment, na tym festiwalu, ale jednak... była mu bardzo bliska.
Tylko, że Bo teraz nie do końca wierzył, że ona tu jest. Nabrał powietrza w płuca.
Ale jest, jednak jest.
Kiedy powiedziała o tym weekendzie, to znowu zabrzmiało jakoś tak dziwnie. Weekend, ona tutaj. Ale przecież on ma tyle roboty.
Ale przecież jakby to był ktokolwiek inny, to rzuciłby wszystko i się cieszył.
A ją to powinien się już cieszyć w szczególności.
- Pewnie... - wydusił w końcu i położył jej torbę w korytarzu na podłodze - miło Cię widzieć, w ogóle super, że wpadłaś - powiedział, już może mniej sztywno. Chociaż to wciąż było jakieś surrealistyczne.
Miał ją przytulić, czy cmoknąć w policzek, a może uścisnąć jej rękę?
- Wejdź do kuchni, napijesz się czegoś? - zapytał, co w ogóle nie było w jego stylu, no ale ona była po podróży, a on chciał jakoś dobrze wypaść. Bo Natalie była wy-ją-tko-wa. Tylko, że to, że stanęła na jego progu wciąż było szokiem. Też było sytuacją wyjątkową.
Ten stres trochę opadł dopiero, gdy weszli do kuchni, gdy Bo usiadł na swoim wysokim stołku przy ladzie.
- Nie pisałaś, że się tu wybierasz. To taki spontan? Coś fajnego się dzieje w okolicy? - zapytał, bo może tak? Może będą mogli powtórzyć, to co na festiwalu, spędzić miło razem czas? A później znowu się rozstać na milion lat, aż ona znowu mu nie zrobi takiej niespodzianki.


Natalie van Laar
29 y/o, 160 cm
soon babymama
Awatar użytkownika
znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Być może cały ten wyjazd i jej zachowanie było aktem desperacji. Być może na pewno, bo trudno było znaleźć normalne wytłumaczenie, zwykle ludzie nie pakują się w jedną torbę sportową i nie kupują biletu do Kanady, nie wiedząc nawet czy będą mieli gdzie spać. Natalie więcej dobytku nie miała, a walizka musiałaby być podczas tej podróży niewiarygodnie nieporęczna. Nawet nie czekała na jakieś promocyjne ceny, po prostu zapłaciła przelewem tyle, ile wyskoczyło jej na stronie. Pewnie przepłaciła, ale działała w takich emocjach, że może za kilka dni do niej dojdzie co zrobiła.
Nienawidziła Larue przez to jak bardzo jej spierdolił życie, więc nie był jej obojętny. Wcześniej wpadł jej w oko, miała nawet motylki w brzuchu pisząc z nim wiadomości po powrocie do Amsterdamu. Dopiero później zdała sobie sprawę, że wszystko było takie mdłe, jedynie koloryzowała to w swojej głowie, by nie wypadł tak źle. Co by nie patrzeć to był mężczyzna jej życia. Gdy chciała sobie dać spokój i o nim zapomnieć to wyszedł jej test pozytywny.
Może to los z niej zadrwił, może takiego pecha miała.
Nawet nie zauważyła, kiedy torba zniknęła z jej rąk. Może to i nawet dobrze, bo gdyby miała ją w ręce to jeszcze zamachnęłaby się idiotka i czymś twardym dostałby w głowę. Po boku w tobie miała perfumy w szkle, jeszcze by się zbiły. A tak to Bo miał większą szansę przeżywalności. No chyba, że znów zada pytanie, na które się nie przygotowała i będzie musiała wymyślać odpowiedź.
Rozejrzała się po najbliższym otoczeniu szukając tego, co sprawi, że wyjdzie z mieszkania i trzaśnie drzwiami. Ale wkoło zero kobiecych rzeczy, nic co mogłoby sugerować, że mieszka tutaj jakaś wybranka. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Wiesz co? Ja też się cieszę — powiedziała niepewnie, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko. — Myślałam, że będę musiała spać pod mostem. — Taki był jej pierwotny plan, gdyby drzwi nie otworzył. Nie stać było jej na hotel, ani motel, ani nic co jeszcze gorszy standard by miało. W sumie to nawet na herbatę nie uzbierałaby niczego w portfelu. Był jedyną deską ratunku od bezdomności. Zabawne, bo nawet nie czytała najnowszych wiadomości z Toronto, może grasował tutaj jakiś seryjny morderca? To tylko podkreślało impulsywność tego wyjazdu.
Kawy… albo nie, wody. — Kofeina nie była zalecana dla kobiet, nawet we wczesnej ciąży. Kiedyś naczytała się takich informacji, a od kiedy zobaczyła dwie kreski wszystko wracało do niej jak ze zdwojoną siłą. Najmniej istotne fragmenty grały w jej głowie walca. Nadmierne jej spożycie może zwiększać ryzyko poronienia, niskiej masy urodzeniowej dziecka i przedwczesnego porodu.
Zrobiła kilka kroków w głąb mieszkania, nie ukrywając, że spoglądała praktycznie na każdy element. Dla kogoś obserwującego ją mogło wyglądać jakby podziwiała sposób w jakim urządzone było wnętrze, ona zaś szukała punktu zaczepienia, tego grama kobiecości. Zupełnie jakby chciała zrobić dramę życia komuś, z kim nawet powiązana nie była. Największą adrenalinę miała, gdy pukała do drzwi a od tamtego momentu dopamina się zmniejszała, potrzebowała tego zastrzyku.
Ale jednak szukała na próżno.
Wiesz co, mam kilka spraw do rozwiązania tutaj — mruknęła siadając na podwyższonym stołku. Oparła się łokciami o blat i wbiła wzrok w mężczyznę. Już sama nawet nie wiedziała co do niego czuje. Żyła do tej pory w przeświadczeniu, że gdy się zobaczą to wpadną sobie w ramiona, motylki w brzuchu pojawią się na nowo i będą mieli swój happy-end. Słodkie owady miłości, które miały odżyć, chyba dawno już zdechły, strawione w kwasie żołądkowym razem z jej dawnymi złudzeniami.
Sama się siebie tutaj nie spodziewałam — dodała po chwili i pochyliła głowę w bok, opierając brodę na nadgarstku. — W ogóle wybacz, nie pomyślałam, że ty mógłbyś być czymś zajęty. Rozmawiałeś przez telefon… brzmiało całkiem poważnie, mam nadzieję, że niczego nie zepsułam.


Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Bo mieszkał sam, chociaż gdzieś na ścianach mogły wisieć kobiece fotografie, bo przecież lubił je robić. Czarno-białe portrety w ziarnie. Może nawet niektóre były odrobinę sugestywne, ale to przecież tylko sztuka, zresztą mówił o tym Natalie, o swojej pracy, o zdjęciach (pewnie nawet jej zrobił ich sto tysięcy), o galerii, o siostrach. Może nie znali się jak łyse konie, ale na pewno przez te intensywne kilka dni udało mu się jej przekazać historię swojego życia. Nie było w niej żadnej kobiety, tak wtedy, jak i teraz. Bo Larue mimo swojej hipisowskiej natury i jakiegoś takiego hołdu wolnej miłości wcale nie był kobieciarzem. Naprawdę. On musiał poczuć to coś, to co wtedy poczuł z Nat, jakieś dziwne ułożenie planet i jakby cały kosmos mu wtedy sugerował, że to jest ta dziewczyna.

Teraz TA dziewczyna stoi u niego na progu, wchodzi do mieszkania, i nie przyszła tu tylko na kawę, a na cały weekend. Czy kosmos znowu mu coś sugerował? Czy dawał mu kolejną szansę?
Uśmiechnął się na jej słowa, bo ten pierwszy szok już opadł, teraz jego miejsce zastąpiła ciekawość. Szkoda, że nie czytał ostatnio swoich horoskopów, bo może wiedziałby już wszystko, może Venus stała po jego stronie i to miał być jakiś weekend MIŁOŚCI? Nie mógł przecież się sprzeciwiać kiedy kosmos daje takie znaki.
- Coś Ty, mówiłem Ci, że jeśli będziesz w Toronto, to moje drzwi stoją otworem - mówił jej to na festiwalu, kiedy się żegnali, kiedy składali na swoich ustach, skroniach i policzkach pożegnalne pocałunki. Trudno było im się rozstać, bo to co udało im się stworzyć było jakieś takie magiczne, ale jednak, po magicznej bajce, często następuje powrót do rzeczywistości. Ich też nastąpił.
W tej rzeczywistości Bo już miał mniej czasu dla niej, już dużo mniej pisał, a zaprosił ją może tylko raz, chociaż wcale nie spodziewał się, że przyjmie zaproszenie.
Po prostu Bo mimo wszystko był dość zajętym człowiekiem, z całą galerią na głowie, z rzeszą dziwnych artystów, u których czasem robił za lokaja, a czasem za terapeutę, z dwoma siostrami, którym jak nie pożyczał pieniędzy, to musiał je wyciągać z paki. Działo się.
- Wody? - zapytał, a później spojrzał na nią z uśmiechem - robię naprawdę dobrą kawę, szczypta kardamonu i lukrecji robi robotę - zaproponował, ale postawił przed nią na blacie szklankę w jakieś dzikie napisy i kolorowy flakon, który robił mu za karafkę na wodę. W tym mieszkaniu wszystko było dość abstrakcyjne, wyraziste, nawet te wysokie krzesła przy białym, marmurowym blacie, jedno z nich obite różowym futerkiem, a drugie czarnym aksamitem. Bo siedział na różowym.
Patrzył na nią, kiedy rozglądała się po mieszkaniu, wcale go to nie dziwiło, każdy to robił, bo właściciel zadbał o to, że było tutaj na co popatrzeć. Był z tego wystroju naprawdę dumny.
- Jeśli jakoś mogę Ci pomóc, to wiesz ja zawsze chętnie - rzucił, gdy powiedziała o tych sprawach. Nie pytał jakie, bo przecież to nie był jego interes, przecież teraz byli dla siebie prawie obcymi ludźmi. Może znajomymi? A może byłymi? Ciężko było to określić. Na przyjaciół rozmawiali ze sobą ostatnio zbyt mało. A na eksów może jednak powinni być ze sobą ciut dłużej niż te kilka dni?
Bo nie spuszczał z niej wzroku, bo przecież Natalie zawsze mu się podobała i może nawet te motylki w brzuchu mogłyby zmartwychwstać? Larue wierzył w cuda.
- No to... fajnie, że jednak się zdecydowałaś - znowu się uśmiechnął, patrzył na jej twarz, która w świetle czerwonej lampy wiszącej nad blatem wyglądała zjawiskowo - coś Ty, jeśli się nie obrazisz to tylko będę musiał iść jutro na kilka godzin do pracy, chyba, że chciałabyś iść ze mną? Wiesz, to taka dziwna wystawa, bardzo naturystyczna, bo ta artystka uwielbia nagość, na jednej ze ścian galerii już wytapetowaliśmy ogromnego fallusa - powiedział jakby nigdy nic, bo dla niego nie było jakiś tematów tabu - ale może być ciekawie. Na otwarciu ma być jakiś pokaz tańca i muszę dopilnować, żeby nie przesadziła, bo to ma być o dwunastej w południe, a później już jestem cały Twój - mówiąc to pochylił się delikatnie w jej kierunku nad tą ladą, uśmiechnął się też jakoś tak sugestywnie. Bo może trochę chciał być cały Nat?

Natalie van Laar
29 y/o, 160 cm
soon babymama
Awatar użytkownika
znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wiedziała o nim dużo, bo opowiadał jej o wszystkim, nawet jeśli nie znali się długo, bo zaledwie te kilka dni. Ona też zdążyła wtedy uchylić rąbka tajemnicy, mówiła o swoim rodzeństwie, rodzicach, trudnej sytuacji finansowej i pracy, której tak szczerze nienawidziła, ale była jedynym co w życiu miała. Błędem było to, że nie zapytała go podczas tamtych pięknych wieczorów czy nie ma partnerki, ale może okłamywała siebie, że nie bajerowałby jej, gdyby kobietę posiadał. Z drugiej strony faceci to skurwysyny i nie warto było im ufać, bo równie dobrze mógł się z nią zabawiać a w domu mieć kogoś, kim powinien się opiekować.
Dlatego też tak zainteresowana była wnętrzem, próbując na siłę znaleźć coś, co poprze jej stronę i potwierdzi jej zamyśloną prawdę.
Mniej bolałoby ją serce, gdyby wybiegła stąd z płaczem. I nie zastanawiałaby się przed umówieniem się w klinice na zabieg.
Wiesz, zawsze mogłeś być gdzieś poza domem. Nie pukałabym drugi raz — mruknęła i posłała uśmiech, trochę zbyt krzywy jak na nią, ale drugi kącik ust w ogóle jej się nie podniósł.
Nie potrafiła wymusić tego gestu w sobie, zdając sobie sprawę, że miała dużo szczęścia, bo faktycznie wylądowałaby na ulicy. Może były tutaj w okolicy jakieś domy samotnej matki? Chociaż pewnie do tego potrzebowałaby więcej papierów niż dwóch kresek na teście ciążowym, którego nawet ze sobą nie woziła, bo dawno leżał na wysypisku śmieci w Amsterdamie. Równie dobrze Larue mógł być poza mieszkaniem, nie szukałaby na siłę go w galerii.
Tylko wodę, nie mogę kawy — rzuciła, tym razem z książkowo poprawnym uśmiechem i nerwowym śmiechem, bo na pewno opowiadała mu, że uwielbia kawę. Bo kochała, ale tak bardzo na głowę weszły jej te wszystkie artykuły, że nie potrafiła się do niej zmusić. I najważniejsze - najpyszniejszy napój na świecie śmierdział jej tak okropnie, że ledwo powstrzymywała odruch wymiotny.
Sięgnęła po karafkę i nalała do ozdobnej szklanki wodę, a następnie napiła się, w międzyczasie myśląc jak powinna mu przekazać tę informację.
Potrzebowała jego pomocy. W końcu wiedziała, że nieważne z czym by się do niego zgłosiła to stanąłby na głowie, aby pomóc jej rozwiązać problem. Tylko to, z czym przyjechała nie chciało jej przejść przez gardło. W samolocie długo myślała czy może powiedzieć mu to na wstępie, czy może przeprowadzić rozmowę tak, aby sam się domyślił. Nie był głupim facetem, potrafił łączyć kropki, byłby znakomitym detektywem. Różnił się od wszystkich mężczyzn na świecie, którym trzeba było podsuwać pod nos rozwiązanie. Był kreatywny, miał mózg artysty - przychodziło mu to z łatwością.
Jestem w ciąży — powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. Może zrobiła to nieświadomie, bo w głowie dalej toczyła walkę z myślami, to raczej jej mózg nie znosił już tej ilości stresu i informacji. — I nie wiem co zrobić.
Dopiero po chwili zrozumiała co dokładnie wyszło z jej ust, gdy patrzyła tak na niego i jego mimikę twarzy. W moment zalały ją wszystkie emocje, które w sobie tak długo trzymała, bo od momentu dowiedzenia się o tym niczego prócz pustki nie czuła. Niemal mechanicznie kupowała bilet, odszukiwała adres w wiadomościach i pakowała swój cały dobytek do sportowej torby. Nie miała zamiaru płakać, van Laar nigdy nie dopuszczała do siebie takich skrajnych emocji, trzymała je w sobie najdłużej, a to spotkanie nie było dostatecznym wyzwalaczem.
Chciała go okłamywać jeszcze jeden dzień, kombinować, byleby nie przyznawać się do tego, co było prawdziwym powodem jej wizyty. Ale psychikę miała słabą, szczególnie w ciągu ostatnich kilku dni, gdy hormony się zaczynały odzywać i dobrze, że powiedziała do gdy siedzieli przy stole zamiast przy uchylonych drzwiach.
Dłonie zaczęły drżeć, w czego odpowiedzi odstawiła szklankę na blat i założyła ręce, palce wbijając sobie w ramiona, by uspokoić odruch ciała. Bała się tego, co usłyszy, bo nie zdążyła sobie przygotować scenariusza na to, co może się wydarzyć. W gruncie rzeczy nie mogła chyba zawieść się jeszcze bardziej, najwyżej weźmie manatki i wyjdzie.
Mogę pójść z tobą, o ile serio to nie kłopot — powiedziała i odchrząknęła, czując jak gula w jej gardle się zwiększa. Miłe, że zaproponował jej jakiekolwiek spędzenie czasu razem, bo oszalałaby, gdyby została w tym mieszkaniu sama. Całe życie była sama, ale chyba nie chciała czuć się więcej samotna.
Szczerze mówiąc nie słuchała z dokładnością tego, co Bo jej przekazał. Artystka, nagość, fallus, pokaz tańca. Słowa do niej doszły, odbijały się echem w jej głowie, wręcz widziała je wypisane przed oczami, ale nie zwracała większej uwagi. Bardziej skupiła się na tym, co powiedział na sam koniec i co, chyba, najgłębiej do niej doszło.
Czy chciała, aby był cały jej?
W pewnym sensie tak, bo w tym dziwnym kraju, w którym się znalazła jakieś półtora godziny temu, był jedyną osobą jaką znała. Nawet jeśli w jakimś stopniu byli dla siebie obcy, to z momentem przejścia przez próg stał się jej najbliższy.
Wysiliła się na słaby uśmiech, ale chyba najbardziej szczery podczas tego całego wieczora. Ona mogła zostać cała jego, nic do stracenia nie miała.


Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

To było kilka dni, na tym festiwalu, ale jednak wymiana informacji, w ogóle rozmowa, szła im bardzo łatwo. To było jakieś takie naturalne. Nat powiedziała - o lubię tę piosenkę, a Bo zaraz - zupełnie jak moja siostra, a później dwie godziny opowiadał jej o swoich siostrach i babce. Może to dlatego, że jakoś tak od początku określili, że na tym festiwalu spędzają czas razem, a później wracają do swoich domów, bo na pewno gdzieś na początku padło też pytanie skąd jesteś, Kanada - Amsterdam, to była odległość, która naturalnie kończyła tę znajomość w tamtym właśnie miejscu, nie było jakiejś nadziei w postaci, to będziemy do siebie wpadać, umawiać się na kawę, spotykać, być razem, bo dzieliły ich tysiące kilometrów. Może to dlatego były naprawdę intensywne dni? Jakby się chcieli sobą nacieszyć, poznać, zapamiętać, pozostawić w pięknych wspomnieniach. Tyle.
- Mogłaś... - chciał powiedzieć, zadzwonić, ale nie wiedział, czy miała jego numer, chociaż... miała na pewno, bo dał jej go wtedy na festiwalu, żeby się nie zgubili, a przecież go nie zmieniał - trzeba było zadzwonić, odebrałbym Cię z lotniska - uśmiechnął się, szczerze, bo Bo się naprawdę cieszył na jej widok. Najpierw się zdziwił, a teraz się cieszył, to było jak moment, w którym dostajesz najlepszy prezent, taki którego się nie spodziewasz, ale o którym marzysz, najpierw jest zdziwienie, a później jest radość.
Kiedy powiedziała o tej kawie to uniósł jedną brew, na festiwalu mieszali energetyki z jagermaisterem, brali kwas i palili skręty, a teraz Natalie nie mogła pić kawy? Ona przecież uwielbiała kawę, a on rano leciał do budki, żeby jej ją przynieść, nie była najlepsza, jakaś zwykła rozpuszczalna, ale kiedy ją pili na pół, to stwierdzali jednogłośnie, że jest całkiem dobra.
Patrzył na nią kiedy piła wodę i to naprawdę patrzył tak, jakby był jakimś detektywem. Może była chora? Ale czy jakieś choroby nie pozwalają na picie kawy? Może jej zbrzydła po tym festiwalu, bo obiecał jej pisać częściej, a tak rzadko to robił, że teraz smak kawy kojarzył jej się nie dobrze? Nie... Chyba to nadinterpretował, ale Bo czasami tak miał, że szukał rozwiązań abstrakcyjnych, a nie najprostszych.
Kiedy powiedziała, że jest w ciąży, to Bo poczuł, jakby na głowę spadła mu kłoda z sufitu, ale tak się nie stało, podniósł wzrok, sufit wciąż był nienaruszony.
- CO? W ciąży? - powtórzył. Chyba mniej by się zdziwił, gdyby mu powiedziała, że jest tak naprawdę przybyszką z innej planety.
- Jak to? - zapytał z taką miną, jakby naprawdę nie wiedział skąd się biorą dzieci. Ale wiedział i wiedział też, że na tym festiwalu wcale się nie zabezpieczali, ani razu, żadne z nich o tym nie pomyślało, nie wzięło pod uwagę konsekwencji. Oparła ręce na blacie i wstał, a że był wysoki, to teraz stał nad nią jak jakiś kat.
- Poczekaj Nat, z kim jesteś w ciąży? I co Ty chcesz zrobić? - zapytał, chociaż podskórnie czuł, że zna odpowiedź, ale musiał to od niej usłyszeć, po prostu musiał. Bo nie był jak Sabrina, że we wszystkim doszukiwał się teorii spiskowych, on raczej był typem człowieka, który po prostu wierzył w ludzi, w to, że są dobrzy, że nie kłamią, nie wszyscy oczywiście, ale Nat nie mogłaby go przecież okłamać. A zresztą w powietrzu już zawisła jakaś dziwna aura, jakby i ona sugerowała, że coś jest tutaj na rzeczy. Jakby kosmos wskazywał mu odpowiedź zanim ją usłyszy. Spojrzał na nią jeszcze raz, na trzęsące się dłonie, no gdyby to nie było jego dziecko, to by jej tu nie było. Wbił wzrok w blat. Tysiąc, nie, milion, myśli teraz chodziło mu po głowie. Ciąża, dziecko, kawa, wystawa, Natalie, Amsterdam, Kanada, to był czwartek, godzina 18:30. Najgorzej, że te słowa nie łączyły się w żadną sensowną całość, tylko tak płynęły, rozpływały się jak zegary na "Trwałości pamięci" Dalego.
Pamiętał ten pierwszy raz kiedy się ze sobą przespali, a później jeszcze zaliczyli kilka powtórek. Dlaczego on w ogóle nie pomyślał o żadnym zabezpieczeniu? Dlatego, że był nieodpowiedzialny. Jak jego ojciec, i jak jego matka. Nieodpowiedzialność to była domena Larue. Tylko jego babka potrafiła stawić jej czoła, chociaż też z różnym skutkiem.
- Zaczekaj Nat... - rzucił, kiedy powiedziała, że chętnie z nim pójdzie. Bo on w tej chwili to zastanawiał się jakby stąd wyjść i już nie wrócić. Może zabrała by torbę i zniknęła? Tylko... zżarły by go później wyrzuty sumienia.
- Żartujesz sobie ze mnie, co? - zapytał w końcu, bo może to był żart? Taki wkręt, ludzie czasem robią takie rzeczy. Wolałby, żeby to był żart, może nawet kiedyś oboje by się z tego śmiali, ale w tej chwili to wcale mu nie było do śmiechu. Chyba jej też nie. Na pewno nie. Przecież widział to po niej, kiedy ktoś w jeden dzień potrafi sprawić, że widzisz tylko jego, mimo, że jesteś na najpiękniejszym festiwalu świata i dookoła są miliony ludzi, to siłą rzeczy widzisz też później, kiedy ta osoba jest jakaś inna niż wtedy. Była inna. Wciąż piękna, ale z zupełnie inną aurą.

Natalie van Laar
29 y/o, 160 cm
soon babymama
Awatar użytkownika
znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

W gruncie rzeczy wiedziała o nim dużo, a jednak czuła, że tak naprawdę nic. Rozmowy były treściwe, jednakże przy takiej dawce alkoholu i głośnej muzyki, trudno było zapamiętać coś na dłużej. Z drugiej strony miała wrażenie, że zna jego siostry i babcię tak, jakby były sąsiadkami, chociaż nie mogła dokładnie powiedzieć dlaczego. Na festiwalu nawet zdążyła je polubić, zupełnie tak jak Bo. Wtedy w ogóle cały świat był jakiś przychylniejszy w jej stronę i otoczenie kolorowe.
Mogłam — mruknęła cicho i posłała mu uśmiech, a następnie pokręciła głową tak, jakby sama sobie odpowiedziała, że to był najgłupszy pomysł. Przecież jakby zadzwoniła to prawdopodobnie w ogóle nie pojawiłaby się u jego progu, bo byłaby na tyle zestresowana całą sytuacją. Teraz też była, ale od kiedy siedziała na krześle czuła się w miarę uziemiona i stabilna.
Obserwowała jego reakcję z zainteresowaniem. Widziała jego pełen zastanowienia wzrok, uniesioną brew do góry i odliczała do końca świata, który miał dosłownie zaraz nadejść. Czuła to w kościach, mięśnie ją paliły a ręce drżały. Nie wyobrażała sobie tego w ogóle lepiej, każdy scenariusz stworzony w samolocie kończył się w takim sam, niezbyt pozytywny sposób. Może faktycznie powinna przełożyć to na inny dzień, zamiast bombardować go taką dawką emocji? Samo pojawienie się w jego drzwiach było wystarczające na dziś, o jego potomku mogła powiedzieć jutro po wystawie.
Albo któregoś innego dnia.
No, w ciąży — powtórzyła spokojniej i sięgnęła jedną ręką po szklankę z wodą, by znów się napić, a później ponownie oparła się jak wcześniej, wbijając palce w swoje ramię. Będzie miała wiele fioletowych siniaków.
Gdy dostała dwoma pytaniami w twarz, rozchyliła lekko dolną wargę, próbując się odezwać, ale potrzebowała chwili, dosłownie sekundy, ażeby zebrać myśli w jedną, sensowną kupę. W głębi serca oczekiwała, że po tym wszystkim podejdzie do niej i chociaż ją przytuli, bo byli w tym gównie razem, natomiast teraz czuła się jak na przesłuchaniu na komisariacie.
Dzieci powstają przez stosunek płciowy, Bo. — Uniosła brew do góry i spojrzała wprost w jego twarz, lekko mrużąc oczy. Wcześniej była o krok od rozpłakania się teraz czuła, jakby miała zniszczyć to, co znajdowało się w jej najbliższej okolicy, włącznie z mężczyzną.
Wcześniej mówiła, że miałby dobre zadatki na detektywa - zdecydowanie musi cofnąć te słowa, bo ilość bezsensownych pytań, która właśnie padła, skutecznie do dyskwalifikowała.
Wzięła głęboki wdech.
Jestem w ciąży z Tobą, w ciągu ostatniego pół roku nie miałam stosunku z nikim innym niż ty, do cholery jasnej — rzuciła głośno, powstrzymując się przed uniesieniem głosu. — Co zamierzam zrobić? Kurwa, nie wiem, dlatego tutaj przyjechałam, bo musisz mi pomóc podjąć decyzję. — Osobiście, jeżeli wyjdzie na to, że ma zostać samotną matką to już jutro zapisze się do kliniki, oczywiście za pomoc finansową Larue. Nie miała zamiaru sama wychowywać dziecka, kiedy nawet nie miała stabilnej pracy ani miejsca do mieszkania. Gdy wróci do Amsterdamu to pogrąży się w długach, bo do rodziców nie wróci. Jeśli zostanie sama w Toronto to będzie identycznie, bo koszta życia niemalże ją zjedzą. Nie było w jej głowie żadnej, ani najmniejszej racjonalnej odpowiedzi za tym, by dziecko zostało, jeśli Bo nie poczuje się ojcem.
Uniosła obydwie brwi słysząc słowa, których nienawidziła, bo pojawiały się w jej życiu za często. Żartujesz sobie ze mnie odbiło się w jej głowie, raz, drugi i trzeci, zanim zaszkliły się jej oczy i podniosła się z krzesła, które dotychczas zajmowała. Nie wiedziała co ma zrobić z dłońmi, więc wsunęła je w kieszenie, zostawiając kciuki na wierzchu, zaciskając je na materiale dżinsowych spodni, które miała na sobie.
Dlaczego w ogóle śmiesz mówić, że żartuję sobie z takiej rzeczy? — wysyczała cicho, bo czuła, że załamie się jej głos, jeśli spróbuje powiedzieć coś głośniej. Była mikrokrok od rozpłakania się, tak bardzo chciała się powstrzymać przed wylewem emocji, nie mogła do tego dopuścić.
Ostatni raz płakała z kilka miesięcy temu, bo umarł jej kot.
Jak dzisiaj się popłacze to umrze jej uczucie do Bo, które dalej tam jest, zarośnięte chaszczami.


Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Festiwale rządziły się swoimi prawami, to fakt, może Bo po prostu było łatwiej z tego wyciągnąć więcej, bardziej się skupić, nie dać się ugiąć przed docierającymi ze wszystkich stron bodźcami, bo jego życie na co dzień też było trochę jak taki mini festiwal. Kolorowe, pełne ludzi, muzyki, a nawet środków psychodelicznych i alkoholu.
Uśmiechnął się, kiedy powiedziała, że mogła zadzwonić, bo jeszcze dla niego w tej chwili wszystko było takie proste. Mogła zadzwonić, on by ją odebrał z lotniska, nie było by szoku. Już w samochodzie rozmawialiby o tym, co będą robić, bo Bo od samego początku byłby cały jej, zaplanowałby ten weekend tak, żeby oboje go później wspominali, a może nawet padło by stwierdzenie, że następnym razem on wpada do Amsterdamu, i to nie za rok, a przy najbliższej nadarzającej się okazji. A potem by się postarał, żeby ta okazja zdarzyła się niedługo...


Ale później padły te słowa jestem w ciąży i nagle te wszystkie myśli Bo o tym, że mogliby razem fajnie spędzić weekend, że cieszy się, że jednak ją widzi, wymieszały się z jednym pytaniem - CO? Jakby to te dwie litery nagle stanęły w jego głowie tak wyraźne, że przyćmiły wszystko inne.
Znowu chciał zapytać - jak to? Jakiej ciąży? Ale to przecież nie miało sensu, Bo wiedział skąd się biorą dzieci i co to znaczy ciąża, a kiedy Natalie to potwierdziła, to wiedział też, że nawet jakby zapytał ją sto razy - jak to? To nic by się nie zmieniło. Ona wciąż by przed nim siedziała, i wciąż była w ciąży. Zostały jednak wciąż te dwa ważne pytania, które jej postawił. Patrzył na nią, ale jego spojrzenie było jakieś takie puste, bo wciąż zastanawiał się, jak to. Jak to się mogło wydarzyć i czemu oni sobie na to pozwolili? Ale przecież doskonale znał odpowiedź.
- Wiem, ale... - zaczął, kiedy powiedziała mu skąd biorą się dzieci, chociaż przez chwilę minę miał taką, jakby wcale jej nie wierzył. Ale on nie wierzył w coś zupełnie innego, w to, że się nie zabezpieczyli. A przecież jego babka robiła im na pewno na ten temat wykłady odkąd skończyli trzynaście lat. Jak mieszkasz w domu ze starą hipiską, to pewnie prezerwatywy są w słoiku na cukierki razem z przeterminowanymi lizakami, te pierwsze zawsze w dacie.
Kiedy Natalie podniosła głos, to Bo usiadł i uniósł rękę.
- Natalie spokojnie... - bo Bo to jednak zawsze był takim człowiekiem, który wszelkie sprzeczki kończył zanim na dobre jeszcze się rozpętały, rzadko się unosił. Natura hipisa.
- Muszę się zastanowić... - podniósł rękę, żeby pomasować się po czole, jakby rzeczywiście chciał pobudzić swój mózg do myślenia. Wierzył jej, nie miał wątpliwości co do tego co powiedziała, że to jego dziecko, wątpliwości miał tylko, co do siebie. Ta biedna dziewczyna jest z nim w ciąży, a on jest najgorszym możliwym materiałem na ojca, aż zrobiło mu się jej szkoda.
Kiedy wstała z krzesła to powiódł za nią spojrzeniem, widział zmianę w jej spojrzeniu, które stało się szkliste. Bo uważał, że oczy to zwierciadło duszy, najczęściej w nich szukał odpowiedzi, a kiedy źrenice powiększały się wystarczająco, naprawdę uważał, że można w spojrzeniu dostrzec wszystko. To był jakiś kosmos.
- Nie chciałem, wiem, że byś nie żartowała - rzucił cicho i jeszcze chwilę się wahał, bo teraz walczyło w nim dwóch Bo, jeden typowy, który chciał wstać i ją przytulić, a jeden taki, który wciąż nie mógł tego przetrawić, który wciąż zastanawiał się - jak?
W końcu wstał wyminął tę ladę, która ich dzieliła i zatrzymał się obok niej.
- Natalie to jest... - chore? Niemożliwe? Nie powinno się wydarzyć? A może, cudowne? Życie w końcu to cud. Jakby ktoś zapytał Larue czym jest życie, to wygłosiłby na ten temat poemat, w którym by je chwalił. Bo uwielbiał żyć, pełną piersią, pełnią życia. Ale dziecko... Dziecko tak dużo komplikuje.
- Niespodziewane - w końcu znalazł to dobre słowo. Coś takiego pomiędzy, żadnego źle, czy dobrze, po prostu szok. W tej chwili on grał pierwsze skrzypce, ale przecież będą musieli podjąć decyzję. Teraz już wiedział dlaczego tu przyjechała.
Wyciągnął do niej rękę, żeby dotknąć jej ramienia, delikatnie, wykonać gest który był po środku, nie przytulenie, ale nie odwrócenie się na pięcie.
- Nie denerwuj się już, bo nie jesteś z tym sama - powiedział, chociaż w jego głosie nie było ani krzty pewności siebie, tej naturalnej, która towarzyszyła mu zawsze, nawet spróbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło, bardziej wyglądało to jak krzywy grymas, jakby coś go właśnie zabolało.
- Ja Ci ze wszystkim pomogę - znajdą klinikę i przejdą przez to razem i będzie po problemie? A może...
Nie, nie ma się nad czym zastanawiać.
Ale Bo wciąż się zastanawiał, tysiące myśli w jednej małej głowie. Pomógłby mu skręt, jakaś pigułka, albo kwas, czuł to.


Natalie van Laar
29 y/o, 160 cm
soon babymama
Awatar użytkownika
znowu coś nam poszło nie tak i czyja to wina decyduję ja.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

W pewnym sensie chciała, aby był cały jej, bo niezwykle bardzo go potrzebowała, ale nie doszła jeszcze do tego, czy chciała być cała jego. Nie dla niej były te wszystkie związki, zobowiązania, nawet i jeśli była już starą babą, która powinna założyć rodzinę i się w niej spełniać to… coś ją od tego odpychało. Przyjeżdżając tutaj miała nadzieję, że albo Bo zmieni jej punkt widzenia, albo będzie mogła przeżyć życie na nowo w nowym kraju. Niekoniecznie musiała zostawać w Ontario, prawda?
Nie spodziewała się lepszej reakcji, każda wytworzona w jej głowie była negatywna i kończyła się w ten sam sposób. Przyjechała tutaj, by upewnić się w swojej decyzji, która już dawno powstała w jej myślach, ale złudnie wierzyła, że cokolwiek zatrzyma ją tutaj na dłużej.
Jego wytrzeszczone oczy, gdy powiedziała jestem w ciąży doprowadzały ją niemalże do wściekłości. Nie potrafiła postawić się w jego sytuacji - nie rozumiała jak wielki szok to może być dla mężczyzny, gdy jego była? partnerka przyjeżdża z zagranicy i informuje go o czymś takim.
Tak mocno zaciskała ręce na dżinsowym materiale, że knykcie miała białe. Nie wiedziała czy może chce się rozpłakać, czy zdewastować mu mieszkanie, czy sięgnąć po nóż. Na wszystko z tych wymienionych rzeczy miała ochotę, czuła narastającą złość, smutek i niemoc jednocześnie, a jego słowa wlatywały jednym uchem, a drugim wylatywały.
Najbardziej irytował ją fakt, że stwierdził, że zażartowała sobie z niego. Dziecko nigdy nie było powodem do śmiechu, szczególnie w sytuacji Natalie. Byłaby potworem. Przez tę ciążę straciła to, co w życiu miała, straciła poczucie własnej osoby, bo jeśli je zachowa to będzie do końca samotną matką, a jeśli pozbędzie to zostanie dzieciobójcą.
Rodzice nigdy jej nie wybaczą.
To jeżeli wiesz, to dlaczego palisz głupa? — odpowiedziała mu prędko, nie dając mu dokończyć tego, co zaczął. Irytowała ją cała ta sytuacja, dlaczego nie mogli wyglądać jak te wszystkie pary w filmach romantycznych? Ona przyjeżdża, a on ją przyjmuje pod swój dach, bez zbędnej gadaniny, może jedynie kilka łez, a w całym seansie to jest kulminacyjny moment.
Jego uspokajanie jej jeszcze bardziej powodowało, że złość się w niej gotowała. Pewnie para wychodziła jej uszami, a jeszcze niedawno czytała, że nawet we wczesnej ciąży nie można się denerwować, bo ma to wpływ na płód.
Westchnęła głośno słysząc, że musi się zastanowić. Oczami zlokalizowała swoją torbę zostawioną w przedpokoju, by w razie czego prędko ją chwycić i wyjść z mieszkania. Być może trafiła na najgorszy materiał na ojca, ale liczyła na jego wsparcie. Na festiwalu był mężczyzną jej życia, pierdolonym ideałem kroczącym po jebanej zieleni, a teraz nie mógł z nią normalnie porozmawiać, tylko dolewał oliwy do ognia.
Zaczynała wątpić czy byliby w stanie wytrzymać ze sobą chociaż jeden dzień więcej.
Stanęła jak wryta, gdy znalazł się obok niej, a jeszcze bardziej spięła mięśnie, gdy zaczął ją dotykać po ramieniu. Sama nie wiedziała czego do końca od niego oczekiwała, bo pomimo że chciała jednej rzeczy, to zaraz wiedziała, że rozniosłaby go za zrobienie jej. Sama nie była zdecydowana, taka chodząca tykająca bomba.
Zawsze ze wszystkim jestem sama, Bo — powiedziała o wiele ciszej, próbując uspokoić się już całkowicie. Wzięła kilka głębokich wdechów i wolno pozbywała się powietrza z płuc. Jego odpowiedź w niczym jej nie pomogła, bo nic z niej sensownego nie wywnioskowała. Chciał jej pomóc, ale dokładnie w czym? Chciał z nią wychować to dziecko czy jak najprędzej zapisać do kliniki, aby pozbyć się tego, co w niej powstało?
Przeniosła wzrok na niego, unosząc głowę naprawdę wysoko (trzydzieści centymetrów różnicy to dosyć sporo) i zagryzła dolną wargę. Nie bała się go zapytać, po prostu nie była gotowa na odpowiedź, którą mogłaby dostać. Wyciągnęła jedną ze swoich rąk z kieszeni i położyła na ręce Larue, chcąc poczuć jakąkolwiek bliskość.
Okej. Jutro idziemy na tę wystawę, tak? I będziesz cały mój? — powtórzyła to, o czym rozmawiali wcześniej i wykrzesała z siebie ostatki, aby posłać mu słaby uśmiech. Zmiana tematu zawsze pomagała.


Bo W. Larue
ODPOWIEDZ

Wróć do „#4”