Jakieś dwa tygodnie temu, ten wieczór, który zmienił wszystko.
To miał być zwykły czwartek. Czwartki zazwyczaj były dość typowe. Najczęściej Bo przygotowywał się wtedy do weekendowego wernisażu, tym razem też. Dopinał ostatnie guziki, żeby wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku. Eksponaty - były na miejscu. Instalacje - prawie wszystko gotowe, jeszcze rano zerwie się o czwartej i to sprawdzi. Na ósmą mieli przywieźć drinki i przekąski. Na dziewiątą miał się pojawić jakiś lokalny zespół, który zagra na otwarciu. Otwarcie punkt dwunasta, bo motywem przewodnim była Venus z morskiej piany, w samo południe. Jeszcze musiał tylko zadzwonić do artystki, żeby przypomnieć jej, że to jutro. Czasami bywała tak pochłonięta swoimi obrazami, że nie odróżniała dni tygodnia. Larue doskonale to rozumiał.
Porozkładał na podłodze miniatury obrazów tej artystki, układał je w kolejności, przekładał i zastanawiał się, czy na wystawie będą robić dobre wrażenie użytkownika, czy ta kolejność jest odpowiednia, czy w ogóle wszystkie nadają się do pokazywania. Niektóre były dziwne, ale Bo coś w nich dostrzegł, teraz tylko zastanawiał się co...
Żeby sobie przypomnieć i bardziej otworzyć umysł, poszedł do kuchni i otworzył szafkę, w której stał duży słoik z napisem Cookies, wyciągnął z niego zawiniątko i bletki. Szybko skonstruował skręta, takiego akurat dla niego samego. Odpalił i wrócił do tych zdjęć. Już wszystko wiedział. Ułożył przez środek salonu długi wężyk z tych dziwacznych obrazów, w powietrzu unosił się słodkawy zapach zioła, a Bo sięgnął po telefon, żeby zadzwonić do tej swojej artystki i wtedy ciszę rozerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Głośny i ostry, taki, żeby postawił go na równe nogi, kiedy nie chciało mu się zwlec z łóżka, tak stało się i tym razem. Poderwał się do góry, z telefonem przy uchu ruszył do drzwi. Niedopalonego skręta zostawił po drodze w doniczce, unosiła się nad nim cienka, dusząca stróżka szarego dymu.
Sabrina, czy Courtney? A może babcia wróciła ze swoich wojaży i przywiozła mu jakieś halucynogenne grzyby, albo Ayauascę? Nikogo innego się nie spodziewał.
Kiedy otworzył i zobaczył Natalie to go zamurowało. Była ostatnią osobą, którą sobie tutaj zwizualizował.
- Venus, jutro wystawa Twoich obrazów, nie możesz wystąpić nago, chciałaś, żeby to było o dwunastej, załóż chociaż majtki... - powiedział do telefonu, a potem się rozłączył. Wsunął smartfona do kieszeni i odruchowo cofnął się w drzwiach, żeby wpuścić ją do środka - Natalie, co Ty tutaj robisz? Przejazdem w Toronto? - zapytał, ale chyba powinna mu dać znać, że będzie tu przejazdem. Mogliby się wtedy spotkać gdzieś na mieście. A ona wpada bez zapowiedzi, do niego do mieszkania. Sam nie wiedział, czy powinien się cieszyć, wyprosić ją, czy zaprosić? W zasadzie to spędzili ze sobą kilka upojnych nocy, kilka szalonych dni, ale Bo nigdy nie spodziewał się jakiejś powtórki. Ale może Los tak chciał? Może dawał im szansę na jeszcze jeden szalony weekend? Ten weekend i tak miał być dość szalony, za sprawą tej nagiej wystawy. Ale wizyta Natalie mogła jeszcze podkręcić atmosferę.
Natalie van Laar