p o k u s a
: wt sie 26, 2025 8:16 pm
Kiedyś oboje znali wzajemnie swoje granice, kiedyś były one z góry ustalone, on wiedział czego się może spodziewać po swojej żonie, a one wiedziała czego może wymagać od męża, ale teraz wszystko wymknęło się spod kontroli, teraz wszystko straciło sens. Nawet to, że byli małżeństwem, było jakieś bez sensu. Teraz na nowo musieli sprawdzić do czego są zdolni, a jak się okazywało byli zdolnie do o wiele gorszych rzeczy niżby się o to nawzajem podejrzewali.
Może nawet nowa Ivy, ta która wsadziła sobie lufę jego pistoletu do ust, ta która prowokowała go każdym słowem, zamiast zamówić na kolację sałatkę, to zjadłaby krwistego steka? A zamiast tego sernika, to podałaby szarlotkę z lodami? Któż to wie?
Mógł zacisnąć palce na jej szyi, mógł uderzyć ją w twarz, krzyczeć, żeby się zamknęła, odepchnąć ją od siebie, mógłby... Tylko, że tu właśnie chyba już dawno przestało chodzić o ciało, bo to siedziało mu w głowie, gdzieś głęboko i mówiło do niego jej głosem - nie zrobisz mi krzywdy Wade. To go chyba najgorzej denerwowało, doprowadzało go to do szału, że siedziała mu w głowie tak mocno zakorzeniona, że naprawdę by nie potrafił.
A może by potrafił?
Może odpowiednio sprowokowany, może gdyby zamknął oczy, może gdyby nie miał wyjścia?
Chyba jednak nie.
Za dobrze go czytała, chociaż teraz stał przed nią zupełnie inny człowiek, niż jej mąż, to ona wciąż za dobrze go znała, a on za dużo emocji jej pokazywał, a to go tylko jeszcze bardziej denerwowało. Chodził po tym pokoju jak tykająca bomba zegarowa. Nie powinien w ogóle pozwalać się jej dotknąć, bo kiedy go dotykała, to on się rozpraszał, to on robił rzeczy, których nie powinien robić. A później szalał, kiedy się od niej odsuwał, nie mógł znieść, że przez nią jest taki słaby. A słabość to było najgorsze co mogło mu się teraz przydarzyć.
Odwrócił się powoli, kiedy się odezwała. Czy ona wydawała mu polecenia? Ona? Jemu?
Jedna jego brew powędrowała ku górze, Ivy czasem go o coś prosiła, ale nigdy mu nie rozkazywała. Nawet nie próbowała.
- Nie mów mi co mam robić - warknął, ale w głowie zanotował, co ona od niego chce. Kwaśne żelki i mokre chusteczki?
- A może jeszcze kurwa tampony i kilogram pierogów - wywrócił tymi swoimi zimnymi jak lód, niebieskimi ślepiami - i jak TY niby chcesz sobie załatwić ubrania? Pójdziesz w tej rozwalone kiecce na zakupy, czy zamówisz coś na zalando i zapłacisz swoją kartą kredytową, a później będziesz tu na to czekać... księżniczko? - zapytał kpiąco. Dla niego Ivy nie była kobietą czynu, a była raczej... no właśnie, księżniczką. Córeczką tatusia, ślicznym klejnotem koronnym swojego męża, nic wię-cej. Zmrużył powieki patrząc na nią, gdy weszła na parapet? Co ona kombinuje? Nie miał pojęcia, nie czytał jej w myślach, chociaż w tym momencie może nawet by chciał. Wiedzieć co ta wariatka ma w głowie, wiedzieć czego się po niej spodziewać.
Założył na siebie marynarkę, zapiął ją żeby ukryć plamę krwi i ruszył do drzwi, stanął przy nich z ręką na klamce. Spojrzał na Ivy, nie chciał jej zostawiać. Ale jeszcze bardziej nie chciał jej prosić, żeby z nim poszła. Bo nie przeszłoby mu to przez gardło.
- Wrócę za godzinę i będę miał samochód, a Ty nie rób po prostu głupot, ok? - jeszcze raz na nią spojrzał, a później wyszedł z tego pokoju, przeszedł przez parking i wsiadł do ich suva, był całkiem wygodny, ale za bardzo rzucający się w oczy, a przede wszystkim wszyscy, którzy życzyli im źle, na pewno znali już te blachy na pamięć, tak jak i ich rysopisy.
ivenna hawke
Może nawet nowa Ivy, ta która wsadziła sobie lufę jego pistoletu do ust, ta która prowokowała go każdym słowem, zamiast zamówić na kolację sałatkę, to zjadłaby krwistego steka? A zamiast tego sernika, to podałaby szarlotkę z lodami? Któż to wie?
Mógł zacisnąć palce na jej szyi, mógł uderzyć ją w twarz, krzyczeć, żeby się zamknęła, odepchnąć ją od siebie, mógłby... Tylko, że tu właśnie chyba już dawno przestało chodzić o ciało, bo to siedziało mu w głowie, gdzieś głęboko i mówiło do niego jej głosem - nie zrobisz mi krzywdy Wade. To go chyba najgorzej denerwowało, doprowadzało go to do szału, że siedziała mu w głowie tak mocno zakorzeniona, że naprawdę by nie potrafił.
A może by potrafił?
Może odpowiednio sprowokowany, może gdyby zamknął oczy, może gdyby nie miał wyjścia?
Chyba jednak nie.
Za dobrze go czytała, chociaż teraz stał przed nią zupełnie inny człowiek, niż jej mąż, to ona wciąż za dobrze go znała, a on za dużo emocji jej pokazywał, a to go tylko jeszcze bardziej denerwowało. Chodził po tym pokoju jak tykająca bomba zegarowa. Nie powinien w ogóle pozwalać się jej dotknąć, bo kiedy go dotykała, to on się rozpraszał, to on robił rzeczy, których nie powinien robić. A później szalał, kiedy się od niej odsuwał, nie mógł znieść, że przez nią jest taki słaby. A słabość to było najgorsze co mogło mu się teraz przydarzyć.
Odwrócił się powoli, kiedy się odezwała. Czy ona wydawała mu polecenia? Ona? Jemu?
Jedna jego brew powędrowała ku górze, Ivy czasem go o coś prosiła, ale nigdy mu nie rozkazywała. Nawet nie próbowała.
- Nie mów mi co mam robić - warknął, ale w głowie zanotował, co ona od niego chce. Kwaśne żelki i mokre chusteczki?
- A może jeszcze kurwa tampony i kilogram pierogów - wywrócił tymi swoimi zimnymi jak lód, niebieskimi ślepiami - i jak TY niby chcesz sobie załatwić ubrania? Pójdziesz w tej rozwalone kiecce na zakupy, czy zamówisz coś na zalando i zapłacisz swoją kartą kredytową, a później będziesz tu na to czekać... księżniczko? - zapytał kpiąco. Dla niego Ivy nie była kobietą czynu, a była raczej... no właśnie, księżniczką. Córeczką tatusia, ślicznym klejnotem koronnym swojego męża, nic wię-cej. Zmrużył powieki patrząc na nią, gdy weszła na parapet? Co ona kombinuje? Nie miał pojęcia, nie czytał jej w myślach, chociaż w tym momencie może nawet by chciał. Wiedzieć co ta wariatka ma w głowie, wiedzieć czego się po niej spodziewać.
Założył na siebie marynarkę, zapiął ją żeby ukryć plamę krwi i ruszył do drzwi, stanął przy nich z ręką na klamce. Spojrzał na Ivy, nie chciał jej zostawiać. Ale jeszcze bardziej nie chciał jej prosić, żeby z nim poszła. Bo nie przeszłoby mu to przez gardło.
- Wrócę za godzinę i będę miał samochód, a Ty nie rób po prostu głupot, ok? - jeszcze raz na nią spojrzał, a później wyszedł z tego pokoju, przeszedł przez parking i wsiadł do ich suva, był całkiem wygodny, ale za bardzo rzucający się w oczy, a przede wszystkim wszyscy, którzy życzyli im źle, na pewno znali już te blachy na pamięć, tak jak i ich rysopisy.
ivenna hawke