seashells at summer’s end
: pt wrz 26, 2025 9:37 pm
				
				- A ja... Ja po wzrost - uśmiechnął się, chociaż Lawrence nie był głupi, jednak dostał się na medycynę i to radził sobie całkiem nieźle. Ale w sumie z tym wzrostem, gdyby postanowił nie zostać lekarzem, może mógłby być jakimś modelem, czy coś?
- No i to rozumiem, za rok robimy wyścig życia, a główna nagroda to... wiadro piachu z tej plaży - roześmiał się, ale w sumie może nie ma co się śmiać, bo jak Mizzy potrenuje, to kto wie? Wtedy będzie mu głupio.
- A to księżniczki były biedne i leciały na księcia z kasą? - zapytał, bo Lawrence myślał, że tytuł księżniczka to zobowiązuje do tego, że ma się pieniążki, a nie, że wyrwało się księcia i zostało jego żoną. Ach te bajki, dały mu jakieś dziwne wyobrażenie o księżniczka.
- Ach Mizzy, w życiu też czasem są happy endy, tylko, że bywa tak, że trzeba na nie dłużej poczekać - powiedział, bo Lawrence to wierzył w szczęśliwe zakończenia, w ogóle wierzył w szczęście. Wiadomo każdy ma jakieś swoje dramaty, czasem duże, czasem małe, ale jednak w pewnym momencie jest po prostu... lepiej.
- Twoja mama musi być bardzo ładna - powiedział z uśmiechem, no bo Mizzy też była ładna, Osbournowi podobały się jej loczki, nawet jak teraz były mokre i takie bardziej proste. Zmarszczył brwi na jej kolejna słowa.
- Dzieci są okrutne, dla nich każda inność jest zła, wiesz jaką ja miałem ksywkę? Blondie, bo miałem jasne włosy, teraz trochę ściemniały - ale jak był dzieckiem to były prawie białe, też się wyróżniał. Pokiwał głową na to pytanie o raczka.
- Tak, albo buraczka, jak kto woli - skrzywił się delikatnie, ale zaraz uśmiechnął no i siedział spokojnie jak smarowała mu plecy, ale wziął też od niej trochę kremu, żeby rozsmarować go sobie na klacie i na twarzy. Na pytanie Mizzy obejrzał się przez ramię.
- Dla niej to chyba byłbym najbardziej interesujący, gdybym spalił się w jakimś pożarze, bo ona pracuje w prosektorium - powiedział i parsknął śmiechem, ale już widział Cynthie, która patrzy na niego dziwnie, bo się opalił, a potem taką, która z zainteresowaniem przeprowadza sekcję jego zwłok. Na pewno tak by było.
Mizzy Thembo
			- No i to rozumiem, za rok robimy wyścig życia, a główna nagroda to... wiadro piachu z tej plaży - roześmiał się, ale w sumie może nie ma co się śmiać, bo jak Mizzy potrenuje, to kto wie? Wtedy będzie mu głupio.
- A to księżniczki były biedne i leciały na księcia z kasą? - zapytał, bo Lawrence myślał, że tytuł księżniczka to zobowiązuje do tego, że ma się pieniążki, a nie, że wyrwało się księcia i zostało jego żoną. Ach te bajki, dały mu jakieś dziwne wyobrażenie o księżniczka.
- Ach Mizzy, w życiu też czasem są happy endy, tylko, że bywa tak, że trzeba na nie dłużej poczekać - powiedział, bo Lawrence to wierzył w szczęśliwe zakończenia, w ogóle wierzył w szczęście. Wiadomo każdy ma jakieś swoje dramaty, czasem duże, czasem małe, ale jednak w pewnym momencie jest po prostu... lepiej.
- Twoja mama musi być bardzo ładna - powiedział z uśmiechem, no bo Mizzy też była ładna, Osbournowi podobały się jej loczki, nawet jak teraz były mokre i takie bardziej proste. Zmarszczył brwi na jej kolejna słowa.
- Dzieci są okrutne, dla nich każda inność jest zła, wiesz jaką ja miałem ksywkę? Blondie, bo miałem jasne włosy, teraz trochę ściemniały - ale jak był dzieckiem to były prawie białe, też się wyróżniał. Pokiwał głową na to pytanie o raczka.
- Tak, albo buraczka, jak kto woli - skrzywił się delikatnie, ale zaraz uśmiechnął no i siedział spokojnie jak smarowała mu plecy, ale wziął też od niej trochę kremu, żeby rozsmarować go sobie na klacie i na twarzy. Na pytanie Mizzy obejrzał się przez ramię.
- Dla niej to chyba byłbym najbardziej interesujący, gdybym spalił się w jakimś pożarze, bo ona pracuje w prosektorium - powiedział i parsknął śmiechem, ale już widział Cynthie, która patrzy na niego dziwnie, bo się opalił, a potem taką, która z zainteresowaniem przeprowadza sekcję jego zwłok. Na pewno tak by było.
Mizzy Thembo