now she's back in the atmosphere
: ndz sie 31, 2025 1:05 pm
Było coś dziwnego w tym całym nowym uniwersum, które wytworzyło się w miejscowym sklepie monopolowym o kompletnie nieludzkiej godzinie i w dodatku zupełnie niespodziewane. Bo gdyby ktoś jeszcze kilka tygodni temu (albo chociażby wczoraj) powiedział mu, że będzie przedstawiać Charlotte swojej byłej przyjaciółce, dla której — let’s be honest — nie jeden raz serce biło zdecydowanie szybciej niż powinno, Lucas roześmiałby się tak głośno, że pewnie odwieźliby go na ostry dyżur z podejrzeniem poważnego uszkodzenia mózgu. Myślał, że stracił Indy na zawsze. Pogodził się z tym i przestał wiecznie wykłócać z własnymi myślami tylko po to, by teraz wpatrywać się w jej nieskazitelnie błękitne oczy, za które kiedyś dałby się pokroić. Oczy, w których, chociaż jawiła się wielka tęsknota, było widać żal, smutek i pewnego rodzaju niezrozumienie. Jakby Caldwell nie do końca to wszystko pasowało, a przynajmniej moment, w którym Charlotte pojawiła się w sklepie.
Ale czy to było miejsce na takie rozmowy? Czy środek nocy był odpowiedni do zadawania ważnych pytań, które przez wiele miesięcy pozostawały bez odpowiedzi? Cóż, kiedyś bez zastanowienia powiedziałby, że tak. Bo przecież to właśnie gdy księżyc zawisał na niebie, w ludziach pojawiała się szczerość i prawdziwe pragnienia. To właśnie w nocy miało się najlepsze rozmowy, rozkminy o życiu i długie pogawędki na ławce przy ośce, gdzie Lucas zawsze zamieniał się z Indie miejscem, bo światło z latarni za bardzo świeciło jej w oczy. Tyle że teraz wszystko było inne. On był inny. I pewne rzeczy po prostu nie wydawały się właściwe. Zupełnie jak fakt, że kiedy już sięgał po portfel, by zapłacić za butelkę drogiego wina, ciemnowłosa zapytała go o dowód.
— Dowód? — lewa brew mimowolnie uniosła się do góry, kiedy spojrzał na nią zza portfela. — Serio, Caldwell? — musiała żartować, prawda? Przecież dobrze wiedziała, ile miał lat. Nie znali się od wczoraj, a z tego co Lucas wiedział, Chińczycy jeszcze nie opracowali do perfekcji maszyny pozwalającej cofać się w czasie i nie było wręcz opcji, żeby nagle znowu miał dwadzieścia lat. A szkoda, bo chętnie cofnąłby się do tego prawdziwego czasu beztroski. — Reszty nie trzeba — ułożył na tackę z lekkim wgłębieniem całe piętnaście dolarów, nachylając się do przodu i spoglądając wyzywająco na Indie. Może i nie widzieli się dobre kilkanaście miesięcy, jednak Miller wciąż był tym samym nieugiętym uparciuchem, który uwielbiał postawić na swoim. A w tamtym momencie za punkt honoru postawił sobie nieugięcie się przed Johnson i nie pokazanie zasranego dowodu.
— To dostanę tą butelkę czy nie? — minę miał poważną, chociaż ewidentnie krył się pod tym niekontrolowany uśmiech, a zdradzały go co jakiś czas drgające kąciki i wyraźnie pojawiające się dołeczki. Ton miał stanowczy, a spojrzenie wbite w Indie, jakby w końcu miał pretekst, by przyjrzeć się jej dokładniej i uważnie zakodować wszelkie zmiany, a było ich dużo.
— Oh, Lu — głos Charlotte wybrzmiał gdzieś za jego ramieniem, jednak to wcale nie wybiło go z pozycji. Dopiero gdy ciepła dłoń złapała za jego ramię i delikatnie szarpnęła, uświadomił sobie o jej czynnej obecności. — Po prostu pokażmy jej te dowody — Char jak zwykle bezkonfliktowa, wyciągnęła z torebki swoje ID, po czym wyrwała z dłoni Millera otwarty portfel. — Indiia po prostu wykonuje swoją pracę. Nie utrudniaj dziewczynie życia — Lucas wciąż stał wpatrzony przed siebie, jednak dałby sobie rękę uciąć, że Charlotte właśnie puściła oczko do Caldwell podczas wymachiwania jego dowodem tuż przed jej nosem, jakby ta wcale nie znała go całe, cholerne życie.
Indie Caldwell
Ale czy to było miejsce na takie rozmowy? Czy środek nocy był odpowiedni do zadawania ważnych pytań, które przez wiele miesięcy pozostawały bez odpowiedzi? Cóż, kiedyś bez zastanowienia powiedziałby, że tak. Bo przecież to właśnie gdy księżyc zawisał na niebie, w ludziach pojawiała się szczerość i prawdziwe pragnienia. To właśnie w nocy miało się najlepsze rozmowy, rozkminy o życiu i długie pogawędki na ławce przy ośce, gdzie Lucas zawsze zamieniał się z Indie miejscem, bo światło z latarni za bardzo świeciło jej w oczy. Tyle że teraz wszystko było inne. On był inny. I pewne rzeczy po prostu nie wydawały się właściwe. Zupełnie jak fakt, że kiedy już sięgał po portfel, by zapłacić za butelkę drogiego wina, ciemnowłosa zapytała go o dowód.
— Dowód? — lewa brew mimowolnie uniosła się do góry, kiedy spojrzał na nią zza portfela. — Serio, Caldwell? — musiała żartować, prawda? Przecież dobrze wiedziała, ile miał lat. Nie znali się od wczoraj, a z tego co Lucas wiedział, Chińczycy jeszcze nie opracowali do perfekcji maszyny pozwalającej cofać się w czasie i nie było wręcz opcji, żeby nagle znowu miał dwadzieścia lat. A szkoda, bo chętnie cofnąłby się do tego prawdziwego czasu beztroski. — Reszty nie trzeba — ułożył na tackę z lekkim wgłębieniem całe piętnaście dolarów, nachylając się do przodu i spoglądając wyzywająco na Indie. Może i nie widzieli się dobre kilkanaście miesięcy, jednak Miller wciąż był tym samym nieugiętym uparciuchem, który uwielbiał postawić na swoim. A w tamtym momencie za punkt honoru postawił sobie nieugięcie się przed Johnson i nie pokazanie zasranego dowodu.
— To dostanę tą butelkę czy nie? — minę miał poważną, chociaż ewidentnie krył się pod tym niekontrolowany uśmiech, a zdradzały go co jakiś czas drgające kąciki i wyraźnie pojawiające się dołeczki. Ton miał stanowczy, a spojrzenie wbite w Indie, jakby w końcu miał pretekst, by przyjrzeć się jej dokładniej i uważnie zakodować wszelkie zmiany, a było ich dużo.
— Oh, Lu — głos Charlotte wybrzmiał gdzieś za jego ramieniem, jednak to wcale nie wybiło go z pozycji. Dopiero gdy ciepła dłoń złapała za jego ramię i delikatnie szarpnęła, uświadomił sobie o jej czynnej obecności. — Po prostu pokażmy jej te dowody — Char jak zwykle bezkonfliktowa, wyciągnęła z torebki swoje ID, po czym wyrwała z dłoni Millera otwarty portfel. — Indiia po prostu wykonuje swoją pracę. Nie utrudniaj dziewczynie życia — Lucas wciąż stał wpatrzony przed siebie, jednak dałby sobie rękę uciąć, że Charlotte właśnie puściła oczko do Caldwell podczas wymachiwania jego dowodem tuż przed jej nosem, jakby ta wcale nie znała go całe, cholerne życie.
Indie Caldwell