Mom’s away, the place is ours
: śr wrz 10, 2025 9:14 am
Fajny ten film, taki, że nie musi się na nim skupiać zbyt mocno, bo przede wszystkim to Soojin zajmowała jego głowę rozmową. I to nie tak, że przecież nie podobała mu się ta cała komedia romantyczna, ale… no. O wiele łatwiej przychodziło mu gadanie o rzeczach, nawet jeśli były one życiowe. Z drugiej strony dobrze, że weszli na takie tematy, aby też wiedzieć kto gdzie stoi ze swoją moralnością. Może w jej przypadku była ona klarowna i czysta, ale osoba z zewnątrz mogłaby go podejrzewać o wiele rzeczy, w tym właśnie zdrady, flirty czy kłamstwa. Z jego przeszłością przecież to było prawdopodobne.
No ale człowiek się zmieniał. Nie mówiąc o tym, że dla dziewczyny stawał się innym człowiekiem, zwłaszcza jeśli stracił dla niej głowę. Nie mówiąc o tym, że podobno „człowiek singiel” i „człowiek w związku” to dwie różne osoby, a tak właśnie było u Huntera. Gdyby tak nie było, to nie siedziałby teraz, w piątkowy wieczór, na kanapie, z soju, oglądając Dziennik Bridget Jones.
Prychnął w rozbawieniu pod nosem na jej teatralny trzepot rzęs i dość odruchowo przyciągnął ją mocniej do siebie, aby przestała się w niego wpatrywać tym maślanym wzrokiem. Znaczy, często to robiła, ale teraz to było takie przerysowane. Niemniej, dało się zauważyć, że odbudowało się to, co mieli kiedyś. I jeśli pewnego dnia zauważy, że nie patrzy na niego w ten sam sposób, to będzie wiedział, że to koniec.
Na jej zapytanie, zerknął na nią, a potem przeniósł wzrok na ekran.
— To odruch — powiedział, wzruszając przy tym ramionami. — Myślę, że to po prostu głupia duma, bo łatwiej komuś wbić pięść w mordę, niż przyznać, że zawalił ktoś, komu się ufało. Bo wtedy nie ma winnego „z zewnątrz” tylko wiesz, ten kto był najbliżej, a to ciężej zaakceptować. Łatwiej wyjdzie wyżycie się na chuju — stwierdził. Co prawda nie był jeszcze w takiej sytuacji, aby chcieć kogoś po prostu zabić za przystawianie się do jego kobiety, bo przecież nie miał wcześniej żadnej dziewczyny o którą miałby być zazdrosny i zaborczy, ale… no wiedział po sobie, że jakby przyszło co do czego, jak chodziło o Soojin, to nawet na moment by się nie zawahał i typa zwyczajnie chciałby zabić. — Nawet jakbym był niesamowicie na ciebie wkurwiony, to bym cię nie uderzył. Ale drugiego typa już tak — dodał.
To było z jednej strony skomplikowane, ale z drugiej łatwe to wytłumaczenia. Najgorszą osobą w tym trójkącie byłaby osoba, która zdradziła, bo to ona, będąc w związku, poszła do kogoś innego, zamiast najpierw coś zakończyć. Osoba z którą się zdradzało, była mniej winna, bo nie musiała wiedzieć o związku i to nie ona powinna pilnować czy ktoś się puści, czy nie, ale… na niej o wiele łatwiej było się wyżyć. To ona obrywała przez złość, bo nie uderzy się przecież osoby do której się czuje coś więcej. No chyba, że miało to być wykorzystanie kogoś pijanego w sztorc i niekontaktującego, ale wtedy to już nie jest zdrada.
Na jej kolejne zapytanie, lekko uniósł brew i przekrzywił głowę w jej kierunku. To już było… cięższe pytanie, bo chcąc nie chcąc, Hunter był lojalnym przyjacielem. I to był ten typ, co pomagał chować ciało o trzeciej w nocy, a nie dzwonił na policję, aby podpierdolić kogoś.
— Chyba zależy kto i zależy jak — powiedział w końcu, sunąc palcami spokojnie po jej ramieniu. — Jak to jakiś koleś, którego ledwo znam, to pewnie bym mu powiedział, że jest pojebany i niech się ogarnie, zanim spierdoli sobie życie. Ale nie bawiłbym się w bohatera, żeby latać do jego dziewczyny. — Bo co go obchodzili inni. Nie jego cyrk, nie jego małpy. Nie był zbawcą, aby wszystkich ratować, ani policjantem moralności, aby kogoś pilnować. A jak to był tylko „znajomy”, to już tym bardziej go nie obchodziło co kto robił ze swoim życiem. — A jakby to był na przykład Jiwoong… — urwał, jakby sam musiał sobie odpowiedzieć, czy naprawdę wie. — Pewnie bym go za to zjebał tak, że by długo pamiętał. I nie odpuściłbym, dopóki by się nie ogarnął. — I musiałby się mierzyć z umoralniającymi gadkami. On. Od Huntera. To brzmiało jak w ogóle inna, mega alternatywna rzeczywistość, nie mówiąc o tym, że Jiwoong to był już ostatnią osobą, którą by podejrzewał o zdradę. Już prędzej myślałby tu o Sorze, chociaż obydwoje wgapiali się w siebie tak maślanym spojrzeniem, że czasem cukrzycy szło dostać. — Czy powiedziałbym jego dziewczynie? Nie wiem. Najpierw zrobiłbym wszystko, żeby on sam miał odwagę się przyznać. Bo inaczej to wygląda jak wbicie noża w plecy, a ja chociaż jestem chujem, to lojalnym. — Z Sorą go za wiele nie łączyło, więc byłby po stronie przyjaciela. Niezależnie od tego co by odjebał. Trzymałby jego sekret, chociaż by tego nie pochwalał. Może jakby to zaszło za daleko, to na „wspólnych wyjściach” zrobiłby aluzję czy dwie.
Ale jakby powiedział Soojin, a ona Sorze… to czy to się dalej liczyło jako zdrada przyjaciela?
— A ty? — Bo on to tam on, jego moralność można by było podważać, ale ona?
Raina Bouchard
No ale człowiek się zmieniał. Nie mówiąc o tym, że dla dziewczyny stawał się innym człowiekiem, zwłaszcza jeśli stracił dla niej głowę. Nie mówiąc o tym, że podobno „człowiek singiel” i „człowiek w związku” to dwie różne osoby, a tak właśnie było u Huntera. Gdyby tak nie było, to nie siedziałby teraz, w piątkowy wieczór, na kanapie, z soju, oglądając Dziennik Bridget Jones.
Prychnął w rozbawieniu pod nosem na jej teatralny trzepot rzęs i dość odruchowo przyciągnął ją mocniej do siebie, aby przestała się w niego wpatrywać tym maślanym wzrokiem. Znaczy, często to robiła, ale teraz to było takie przerysowane. Niemniej, dało się zauważyć, że odbudowało się to, co mieli kiedyś. I jeśli pewnego dnia zauważy, że nie patrzy na niego w ten sam sposób, to będzie wiedział, że to koniec.
Na jej zapytanie, zerknął na nią, a potem przeniósł wzrok na ekran.
— To odruch — powiedział, wzruszając przy tym ramionami. — Myślę, że to po prostu głupia duma, bo łatwiej komuś wbić pięść w mordę, niż przyznać, że zawalił ktoś, komu się ufało. Bo wtedy nie ma winnego „z zewnątrz” tylko wiesz, ten kto był najbliżej, a to ciężej zaakceptować. Łatwiej wyjdzie wyżycie się na chuju — stwierdził. Co prawda nie był jeszcze w takiej sytuacji, aby chcieć kogoś po prostu zabić za przystawianie się do jego kobiety, bo przecież nie miał wcześniej żadnej dziewczyny o którą miałby być zazdrosny i zaborczy, ale… no wiedział po sobie, że jakby przyszło co do czego, jak chodziło o Soojin, to nawet na moment by się nie zawahał i typa zwyczajnie chciałby zabić. — Nawet jakbym był niesamowicie na ciebie wkurwiony, to bym cię nie uderzył. Ale drugiego typa już tak — dodał.
To było z jednej strony skomplikowane, ale z drugiej łatwe to wytłumaczenia. Najgorszą osobą w tym trójkącie byłaby osoba, która zdradziła, bo to ona, będąc w związku, poszła do kogoś innego, zamiast najpierw coś zakończyć. Osoba z którą się zdradzało, była mniej winna, bo nie musiała wiedzieć o związku i to nie ona powinna pilnować czy ktoś się puści, czy nie, ale… na niej o wiele łatwiej było się wyżyć. To ona obrywała przez złość, bo nie uderzy się przecież osoby do której się czuje coś więcej. No chyba, że miało to być wykorzystanie kogoś pijanego w sztorc i niekontaktującego, ale wtedy to już nie jest zdrada.
Na jej kolejne zapytanie, lekko uniósł brew i przekrzywił głowę w jej kierunku. To już było… cięższe pytanie, bo chcąc nie chcąc, Hunter był lojalnym przyjacielem. I to był ten typ, co pomagał chować ciało o trzeciej w nocy, a nie dzwonił na policję, aby podpierdolić kogoś.
— Chyba zależy kto i zależy jak — powiedział w końcu, sunąc palcami spokojnie po jej ramieniu. — Jak to jakiś koleś, którego ledwo znam, to pewnie bym mu powiedział, że jest pojebany i niech się ogarnie, zanim spierdoli sobie życie. Ale nie bawiłbym się w bohatera, żeby latać do jego dziewczyny. — Bo co go obchodzili inni. Nie jego cyrk, nie jego małpy. Nie był zbawcą, aby wszystkich ratować, ani policjantem moralności, aby kogoś pilnować. A jak to był tylko „znajomy”, to już tym bardziej go nie obchodziło co kto robił ze swoim życiem. — A jakby to był na przykład Jiwoong… — urwał, jakby sam musiał sobie odpowiedzieć, czy naprawdę wie. — Pewnie bym go za to zjebał tak, że by długo pamiętał. I nie odpuściłbym, dopóki by się nie ogarnął. — I musiałby się mierzyć z umoralniającymi gadkami. On. Od Huntera. To brzmiało jak w ogóle inna, mega alternatywna rzeczywistość, nie mówiąc o tym, że Jiwoong to był już ostatnią osobą, którą by podejrzewał o zdradę. Już prędzej myślałby tu o Sorze, chociaż obydwoje wgapiali się w siebie tak maślanym spojrzeniem, że czasem cukrzycy szło dostać. — Czy powiedziałbym jego dziewczynie? Nie wiem. Najpierw zrobiłbym wszystko, żeby on sam miał odwagę się przyznać. Bo inaczej to wygląda jak wbicie noża w plecy, a ja chociaż jestem chujem, to lojalnym. — Z Sorą go za wiele nie łączyło, więc byłby po stronie przyjaciela. Niezależnie od tego co by odjebał. Trzymałby jego sekret, chociaż by tego nie pochwalał. Może jakby to zaszło za daleko, to na „wspólnych wyjściach” zrobiłby aluzję czy dwie.
Ale jakby powiedział Soojin, a ona Sorze… to czy to się dalej liczyło jako zdrada przyjaciela?
— A ty? — Bo on to tam on, jego moralność można by było podważać, ale ona?
Raina Bouchard