being intelligent doesn’t protect you from emotional damage
: ndz paź 05, 2025 3:32 am
Zajęło mu dobrą chwilę zanim zorientował się co Dylan miał dokładnie na myśli. Przez moment patrzył na niego zupełnie bez jakiegokolwiek pomysłu, może trochę prosząco, by rozjaśnić mu odniesienie, ba, uśmiechnął się nawet krzywo, jakby chciał sprawiać wrażenie kogoś, kto zrozumiał.
Ale zrozumiał faktycznie dopiero po długich sekundach przeciągającej się żenująco ciszy, mimo to uśmiech zgasł jak ręką odjął, Rivera lekko zacisnął dłonie, dość, by poczuć paznokcie wbijające się we wrażliwą skórę wewnątrz i zwęził gniewnie oczy.
一 Touché 一 ofuczał rozdrażniony, ale trwało to zaledwie chwilę zanim połapał się, że właściwie to po pierwsze, najczęściej nosił taki oversize, że niektóre bluzy sięgały mu kolan, a po drugie, chętnie zobaczyłby Dylana w przykrótkiej koszulce odsłaniającej... ach, no, za dużo, by Milo mógł pozwolić sobie tak lekkomyślnie oddryfować w stronę tego przyjemnego skojarzenia.
Rzucił w niego tym, co jako pierwsze nawinęło mu się pod rękę (był to zgnieciony w kulkę bilet z podróży metrem z pracy do domu) po czym zaplótł przedramiona na piersi w mocno defensywnej pozie. Nie ugasiło to jednak jego chęci rzucenia okiem na Gauthiera w bardziej rodzinnym anturażu, bo chociaż wciąż obracał teatralnie głowę ilekroć ten patrzył w jego stronę, trochę się rozjaśnił na widok odnalezionego albumu.
Pierwsze zdjęcie było zupełnie zwyczajne i prawdopodobnie na kimś innym nie zrobiłoby większego wrażenia ponad parsknięcie śmiechem na widok Dylana w stadium larwalnym, ale Milo na niektóre rzeczy patrzył zupełnie inaczej i przez inny pryzmat doświadczeń.
一 Twoja mama wygląda jak jedna z tych ładnych popularnych dziewczyn, do których strach zagadać 一 podzielił się spostrzeżeniem, w zamierzeniu mającym być komplementem. 一 Wiesz, w sensie, że... 一 uciął rozwinięcie na moment, bo na krótką chwilę zabrakło mu słów i próbował przypomnieć sobie co chciał powiedzieć zaledwie kilka sekund wcześniej. Czasami tracił wątek, zwłaszcza, kiedy próbował coś wytłumaczyć i wpadał w słowotok. 一 ...joder. No że ładna naprawdę, nawet z tym kokonem, który... co to jest? Och, lo siento, to ty.
Za to na widok Dylana w niemowlęcym garniturze aż kwiknął niekontrolowanie ze śmiechu, szybko jednak zasłaniając usta dłonią i obracając głowę w bok.
一 Elegancko 一 skwitował krótko, odkaszlnięciem przywołując się do porządku. Palcem obrysował delikatnie brzeg fotografii i pochylił się, by swoimi oczami rasowego krótkowidza dopatrzeć się szczegółów.
一 Twoi rodzice wyglądają na szczęśliwych 一 zakomunikował prosto, co dyktowała mu wewnętrzna potrzeba komentowania wszystkiego na bieżąco, gdy już całkiem się na czymś zafiksował. 一 Och, tutaj... to jest... czekaj. Święta? 一 Musiał przekrzywić głowę aby to stwierdzić. Najwyraźniej w takiej pozycji człowiekowi odejmowało wadę wzroku, a skomplikowana symbolika bożonarodzeniowych elfów, prezentów, choinki i światełek stawała się oczywista.
Możliwe również, że nie załapał od razu, bo ich święta wyglądały zupełnie inaczej i Milo nie miał z tego tytułu żadnej tragicznej traumy. Po prostu nie miał podobnych wspomnień z tamtego okresu, dopiero od niedawna nadrabiał zaległości razem z Estellą pilnującą, aby się przypadkiem zanadto nie oddalił od tradycji.
一 No, robi się was więcej 一 skwitował jakże odkrywczo, wskazując palcem na kolejne pojawiające się na zdjęciach dziecięce twarze. Do tego akurat był przyzwyczajony, w jego rodzinie czasami ciężko było zapamiętać imiona, a pomyłki zdarzały się nawet wśród rodzeństwa. 一 I to jest... aaaaha, okay, wow. To znaczy, no, że hej, niesamowite, ten...! Mhm, drużyna koszykarska, pojęcia nie miałem, że coś grałeś! 一 głos wyraźnie podskoczył mu co najmniej o pół tonu, ale sam Milo skupiony teraz na skubaniu gumek u lewego nadgarstka nie zwrócił na to uwagi. Był beznadziejnym kłamcą i na dodatek paskudnym złodziejem, bo koszulka jaka upchnięta była między jego materac i ścianę bez wątpienia dość klarownie sygnalizowała związek z konkretnym sportem i nosiła nazwisko bardzo konkretnej osoby.
Poczuł, że pieką go koniuszki uszu, więc wbił sztywno wzrok w resztę zdjęć na stronie, nisko pochylony i podgarbiony.
Dalej było zdjęcie przy motocyklu, który zresztą własnoręcznie serwisował od czasu do czasu, za co Gauthier obiecał mu, że kiedyś przewiezie go po mieście nocą, ale dotąd nie potrafili zgrać się z czasem.
一 To coś kojarzę, tu jest... hej!
Właśnie natrafił na swoje zdjęcie w pozycji zupełnie niegodnej i nawet rozpoznawał kanapę.
Nie wypił wtedy dużo, tyle co nic dla samego towarzystwa, w które finalnie i tak nie potrafił się wkręcić żadnym błyskotliwym sposobem. Może dlatego, że śmiał się głośniej niż reszta nawet z tych najbardziej kiepskich żartów, albo za bardzo odstawał od reszty grupy.
Tak czy inaczej zasnął ze zmęczenia niezbyt ładnym, a już z pewnością mocno niefotogenicznym snem; nawet w takiej sytuacji Milo zdawał się unikać jakiejkolwiek jednoznaczności. Leżąc nie do końca ani na boku ani na brzuchu przypominał bardziej renesansowy obraz z pchlego targu niż człowieka z krwi i kości, z jedną ręką ugiętą pod głową i to na jej łokciu wspierał policzek śliniąc się przy tym na poduszkę pod spodem, ale tego na całe szczęście zdjęcie nie uchwyciło dość ostro.
A potem coś zgrzytnęło, zupełnie jakby tryby starej, zaśniedziałej maszyny drgnęły odrobinę, aczkolwiek nie dość by ruszyć pełną parą. Ot, ledwo drgnięcie, ale nagle rozkwitła w nim podejrzliwość. Dlaczego Dylan trzymał w albumie jego zdjęcie?
Dociekliwość musiała jednak ustąpić nagłemu entuzjazmowi, bo właśnie wpadł na fotografię bałwana, którego ulepili (pijani i zziębnięci, choć tego wówczas nie odczuwali) gdy Rivera po raz pierwszy doświadczał śniegu.
Wpatrzony jak sroka w gnat zawiesił się nad tym konkretnym zdjęciem, mimo, że nie było na nim nic szczególnie interesującego ani nie miało żadnego artystycznego sznytu. Sentyment uderzył mocno.
Z lekko przygryzioną wargą i opukując palcami brzeg albumu Milo jeszcze przez moment analizował każdy szczegół, od zaczerwienionych policzków Dylana po trzy ręce wykonane ze zdobycznych patyków znalezionych kawałek dalej.
一 Czy mógłbym zrobić dla siebie odbitkę? Chodzi o śnieg 一 sprostował natychmiast, już typowym dla siebie, mocno rzeczowym tonem.
Dylan Gauthier
Ale zrozumiał faktycznie dopiero po długich sekundach przeciągającej się żenująco ciszy, mimo to uśmiech zgasł jak ręką odjął, Rivera lekko zacisnął dłonie, dość, by poczuć paznokcie wbijające się we wrażliwą skórę wewnątrz i zwęził gniewnie oczy.
一 Touché 一 ofuczał rozdrażniony, ale trwało to zaledwie chwilę zanim połapał się, że właściwie to po pierwsze, najczęściej nosił taki oversize, że niektóre bluzy sięgały mu kolan, a po drugie, chętnie zobaczyłby Dylana w przykrótkiej koszulce odsłaniającej... ach, no, za dużo, by Milo mógł pozwolić sobie tak lekkomyślnie oddryfować w stronę tego przyjemnego skojarzenia.
Rzucił w niego tym, co jako pierwsze nawinęło mu się pod rękę (był to zgnieciony w kulkę bilet z podróży metrem z pracy do domu) po czym zaplótł przedramiona na piersi w mocno defensywnej pozie. Nie ugasiło to jednak jego chęci rzucenia okiem na Gauthiera w bardziej rodzinnym anturażu, bo chociaż wciąż obracał teatralnie głowę ilekroć ten patrzył w jego stronę, trochę się rozjaśnił na widok odnalezionego albumu.
Pierwsze zdjęcie było zupełnie zwyczajne i prawdopodobnie na kimś innym nie zrobiłoby większego wrażenia ponad parsknięcie śmiechem na widok Dylana w stadium larwalnym, ale Milo na niektóre rzeczy patrzył zupełnie inaczej i przez inny pryzmat doświadczeń.
一 Twoja mama wygląda jak jedna z tych ładnych popularnych dziewczyn, do których strach zagadać 一 podzielił się spostrzeżeniem, w zamierzeniu mającym być komplementem. 一 Wiesz, w sensie, że... 一 uciął rozwinięcie na moment, bo na krótką chwilę zabrakło mu słów i próbował przypomnieć sobie co chciał powiedzieć zaledwie kilka sekund wcześniej. Czasami tracił wątek, zwłaszcza, kiedy próbował coś wytłumaczyć i wpadał w słowotok. 一 ...joder. No że ładna naprawdę, nawet z tym kokonem, który... co to jest? Och, lo siento, to ty.
Za to na widok Dylana w niemowlęcym garniturze aż kwiknął niekontrolowanie ze śmiechu, szybko jednak zasłaniając usta dłonią i obracając głowę w bok.
一 Elegancko 一 skwitował krótko, odkaszlnięciem przywołując się do porządku. Palcem obrysował delikatnie brzeg fotografii i pochylił się, by swoimi oczami rasowego krótkowidza dopatrzeć się szczegółów.
一 Twoi rodzice wyglądają na szczęśliwych 一 zakomunikował prosto, co dyktowała mu wewnętrzna potrzeba komentowania wszystkiego na bieżąco, gdy już całkiem się na czymś zafiksował. 一 Och, tutaj... to jest... czekaj. Święta? 一 Musiał przekrzywić głowę aby to stwierdzić. Najwyraźniej w takiej pozycji człowiekowi odejmowało wadę wzroku, a skomplikowana symbolika bożonarodzeniowych elfów, prezentów, choinki i światełek stawała się oczywista.
Możliwe również, że nie załapał od razu, bo ich święta wyglądały zupełnie inaczej i Milo nie miał z tego tytułu żadnej tragicznej traumy. Po prostu nie miał podobnych wspomnień z tamtego okresu, dopiero od niedawna nadrabiał zaległości razem z Estellą pilnującą, aby się przypadkiem zanadto nie oddalił od tradycji.
一 No, robi się was więcej 一 skwitował jakże odkrywczo, wskazując palcem na kolejne pojawiające się na zdjęciach dziecięce twarze. Do tego akurat był przyzwyczajony, w jego rodzinie czasami ciężko było zapamiętać imiona, a pomyłki zdarzały się nawet wśród rodzeństwa. 一 I to jest... aaaaha, okay, wow. To znaczy, no, że hej, niesamowite, ten...! Mhm, drużyna koszykarska, pojęcia nie miałem, że coś grałeś! 一 głos wyraźnie podskoczył mu co najmniej o pół tonu, ale sam Milo skupiony teraz na skubaniu gumek u lewego nadgarstka nie zwrócił na to uwagi. Był beznadziejnym kłamcą i na dodatek paskudnym złodziejem, bo koszulka jaka upchnięta była między jego materac i ścianę bez wątpienia dość klarownie sygnalizowała związek z konkretnym sportem i nosiła nazwisko bardzo konkretnej osoby.
Poczuł, że pieką go koniuszki uszu, więc wbił sztywno wzrok w resztę zdjęć na stronie, nisko pochylony i podgarbiony.
Dalej było zdjęcie przy motocyklu, który zresztą własnoręcznie serwisował od czasu do czasu, za co Gauthier obiecał mu, że kiedyś przewiezie go po mieście nocą, ale dotąd nie potrafili zgrać się z czasem.
一 To coś kojarzę, tu jest... hej!
Właśnie natrafił na swoje zdjęcie w pozycji zupełnie niegodnej i nawet rozpoznawał kanapę.
Nie wypił wtedy dużo, tyle co nic dla samego towarzystwa, w które finalnie i tak nie potrafił się wkręcić żadnym błyskotliwym sposobem. Może dlatego, że śmiał się głośniej niż reszta nawet z tych najbardziej kiepskich żartów, albo za bardzo odstawał od reszty grupy.
Tak czy inaczej zasnął ze zmęczenia niezbyt ładnym, a już z pewnością mocno niefotogenicznym snem; nawet w takiej sytuacji Milo zdawał się unikać jakiejkolwiek jednoznaczności. Leżąc nie do końca ani na boku ani na brzuchu przypominał bardziej renesansowy obraz z pchlego targu niż człowieka z krwi i kości, z jedną ręką ugiętą pod głową i to na jej łokciu wspierał policzek śliniąc się przy tym na poduszkę pod spodem, ale tego na całe szczęście zdjęcie nie uchwyciło dość ostro.
A potem coś zgrzytnęło, zupełnie jakby tryby starej, zaśniedziałej maszyny drgnęły odrobinę, aczkolwiek nie dość by ruszyć pełną parą. Ot, ledwo drgnięcie, ale nagle rozkwitła w nim podejrzliwość. Dlaczego Dylan trzymał w albumie jego zdjęcie?
Dociekliwość musiała jednak ustąpić nagłemu entuzjazmowi, bo właśnie wpadł na fotografię bałwana, którego ulepili (pijani i zziębnięci, choć tego wówczas nie odczuwali) gdy Rivera po raz pierwszy doświadczał śniegu.
Wpatrzony jak sroka w gnat zawiesił się nad tym konkretnym zdjęciem, mimo, że nie było na nim nic szczególnie interesującego ani nie miało żadnego artystycznego sznytu. Sentyment uderzył mocno.
Z lekko przygryzioną wargą i opukując palcami brzeg albumu Milo jeszcze przez moment analizował każdy szczegół, od zaczerwienionych policzków Dylana po trzy ręce wykonane ze zdobycznych patyków znalezionych kawałek dalej.
一 Czy mógłbym zrobić dla siebie odbitkę? Chodzi o śnieg 一 sprostował natychmiast, już typowym dla siebie, mocno rzeczowym tonem.
Dylan Gauthier