Lanzarote
: czw wrz 04, 2025 8:16 am
Galen L. Wyatt
— Jeśli się gubisz, to znaczy, że nie jesteś tak bystry — rzuciła miękko szeptem, wpatrując się w te jego niebieskie tęczówki — wyzwania są dla tych, którzy mają na tyle cohones, by móc je podjąć — Galen jej zdaniem ich nie miał. A może tak? Irytował ją brak wiedzy poprzedniego wieczoru. Chciała się dowiedzieć, co się wtedy stało. — więc nie przejmuj się moją niedostępnością, wpierw musisz być na tyle ciekawy, żebym ją pokazała — a nie spodziewała się ich wcale wiele. Zmarszczyła nos w swój charakterystyczny sposób. Mogła zgrywać twardą babę, ale tego wieczoru Galen postanowił rozbić ją w mak, a ona? Ona próbowała bronić się rękoma i nogami. Chociaż coraz bardziej zmieniała się w pył. Może dlatego zaczynało brakować jej języka w buzi. Wyczuwała tę dziwną atmosferę między nimi. Już nie wiedziała, czy jej to odpowiadało czy nie.
Westchnęła tylko na wzmiankę dotyczącą potencjalnych partnerów. Na całe szczęście Galen nie znajdował się w żadnej z tej grup. Pokręciła krótko głową, zastanawiając się, co właściwie chciałaby móc mu przekazać. Jednak prowokowanie wyjścia z tej listy, zostawiła na dalszy plan.
— Czy chcesz się przyznać, że Ci się podobam? Co Wyatt pewnie wyobrażasz sobie mnie w tym swoim pokoju z widokiem na ocean? — prychnęła, unosząc do góry jedną ze swoich brwi. Spodziewała się, jaki miał apartament. Ona miała podobny. Choć nie chciała wyobrażać sobie siebie z Galenem, to mimowolnie popłynęła. Patrzyła na jego oczy, by zjechać ciut niżej do ust. Nie potrafiła wyobrazić sobie tej sytuacji. Pokręciła delikatnie głową, wbijając wzrok w Galena.
— Nie muszę przekraczać twojej fizyczności, by udowadniać Ci, że ty masz z tym problem — stwierdziła krótko, ponownie powiększając dystans. Jego perfumy nie były takie złe. Nawet się jej podobały. Zmarszczyła delikatnie brwi, próbując wrócić do dawnego rezonu. Tylko stawała się to coraz trudne, wraz z gęstniejącą coraz bardziej atmosferą. Nie skomentowała słów na temat jego perfum. Wystarczyłoby jedne niepotrzebne słowo, a zamieniłaby się w pył ze swoją obroną.
— Sam sprawdź — mruknęła pod nosem. Po ich ostatnim spotkaniu nie pamiętała części faktów. Wolałaby te słowa zapamiętać i móc się ich trzymać. Wywróciła oczami. Nic nie zauważył, za to ona widziała to oblizywanie. Na jej ciele pojawiły się mimowolnie dreszcze, które przyjemnie przeszły po całym jej ciele. — faktycznie masz dobrą pamięć — rzuciła krótko, jeszcze raz wbijając wzrok w jego usta. Wtedy zaczęła sobie powtarzać. Nie, Cherry, to bardzo zły pomysł, a wtedy siedzieli już przy barze.
— Gorzej jak jedna z tych twoich partnerek, mogłaby być moją przyjaciółką, nie sądzisz? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi do góry. Ciekawiło ją zdanie na ten temat. Mogła obrażać kobiety, które oddawały się Galenowi, ale fakty były takie, że jedna z jej przyjaciółek, pewnie Mindy, skusiła się na niego. Lamentowała dniami, a ona wolała postrzegać w kategorii dupka. Szukanie nie miało sensu, gdy wiedziała konkretnie, co jej się w nim nie podobało, co ją obrzydzało, kiedy tylko zawieszała na nim swoje spojrzenie.
I może właśnie fakt, że ta blokada rozsypała się na jej oczach, tak ją stonował. Nie był tym, na kogo go oceniała. Miał w sobie coś dobrego, coś za co mogłaby go ukochać. Nie wykorzystał jej. Dał jej w spokoju oglądać gwiazdy, kiedy stała zbyt blisko jego. Szeptał jej na ucho romantyczne historie na ich temat. Mogłaby wyśmiać tę historię, ale gdyby był dupkiem, wykorzystałby ją tamtego wieczoru. Za to postanowił tego nie robić, odwiózł ją. Nie byłaby w stanie się przed nim bronić, skoro największe ale odeszło, a alkohol powoli zaczął szumieć jej w głowie.
Ucieczka wydawała się być bezpieczna. Szybki krok, stukot butów. Nawet nie zwróciła uwagi, że ktoś idzie za nią, póki Galen jej nie chwycił za nadgarstek. Serce wtedy na moment jej zamarło. Nie miała, jak się przed nim bronić. Wydawał się być inny niż wtedy, gdy przerwała mu upojny wieczór z blondynką. Takiego prezesa jeszcze nie znała. Odwróciła się i spojrzała na nowo w niebieskie oczy, w których zaczęły pojawiać się gwiazdy. Oddalili się od hotelu, bliżej było im do plaży, do delikatnych porywów morskiej bryzy. Świat wydawał się na moment zatrzymać. Jeszcze przez moment w ciszy wpatrywała się w jego usta, próbując ustalić, co powinna mu przekazać.
— Nie powinnam Cię przepraszać — powiedziała cicho, patrząc na niego badawczym wzrokiem. Próbując coś w nim wyczytać — to nie w moim stylu — dodała, zaciskając wargi. Mimowolnie spojrzała na jednego dłoń na swoim nadgarstku. Miała go nie dotknąć za miliony dolarów, za lukratywne kontrakty, a chciała go jeszcze bardziej — A jednak to zrobiłam, dlatego musiałam odejść. Zanim zrobisz coś, co sprawi, że będę chciała zostać — szczerość względem Galena przyszła jej z trudem. Jedyny powód nielubienia go brzmiał pod tytułem: jesteś dupkiem, wykorzystującym kobiety. Może wcale tak nie było? Po to cisnęła go cały czas, by się do niej nie zbliżył. Gdy to zrobił, okazał większą klasę niż ona sama.
— Jeśli się gubisz, to znaczy, że nie jesteś tak bystry — rzuciła miękko szeptem, wpatrując się w te jego niebieskie tęczówki — wyzwania są dla tych, którzy mają na tyle cohones, by móc je podjąć — Galen jej zdaniem ich nie miał. A może tak? Irytował ją brak wiedzy poprzedniego wieczoru. Chciała się dowiedzieć, co się wtedy stało. — więc nie przejmuj się moją niedostępnością, wpierw musisz być na tyle ciekawy, żebym ją pokazała — a nie spodziewała się ich wcale wiele. Zmarszczyła nos w swój charakterystyczny sposób. Mogła zgrywać twardą babę, ale tego wieczoru Galen postanowił rozbić ją w mak, a ona? Ona próbowała bronić się rękoma i nogami. Chociaż coraz bardziej zmieniała się w pył. Może dlatego zaczynało brakować jej języka w buzi. Wyczuwała tę dziwną atmosferę między nimi. Już nie wiedziała, czy jej to odpowiadało czy nie.
Westchnęła tylko na wzmiankę dotyczącą potencjalnych partnerów. Na całe szczęście Galen nie znajdował się w żadnej z tej grup. Pokręciła krótko głową, zastanawiając się, co właściwie chciałaby móc mu przekazać. Jednak prowokowanie wyjścia z tej listy, zostawiła na dalszy plan.
— Czy chcesz się przyznać, że Ci się podobam? Co Wyatt pewnie wyobrażasz sobie mnie w tym swoim pokoju z widokiem na ocean? — prychnęła, unosząc do góry jedną ze swoich brwi. Spodziewała się, jaki miał apartament. Ona miała podobny. Choć nie chciała wyobrażać sobie siebie z Galenem, to mimowolnie popłynęła. Patrzyła na jego oczy, by zjechać ciut niżej do ust. Nie potrafiła wyobrazić sobie tej sytuacji. Pokręciła delikatnie głową, wbijając wzrok w Galena.
— Nie muszę przekraczać twojej fizyczności, by udowadniać Ci, że ty masz z tym problem — stwierdziła krótko, ponownie powiększając dystans. Jego perfumy nie były takie złe. Nawet się jej podobały. Zmarszczyła delikatnie brwi, próbując wrócić do dawnego rezonu. Tylko stawała się to coraz trudne, wraz z gęstniejącą coraz bardziej atmosferą. Nie skomentowała słów na temat jego perfum. Wystarczyłoby jedne niepotrzebne słowo, a zamieniłaby się w pył ze swoją obroną.
— Sam sprawdź — mruknęła pod nosem. Po ich ostatnim spotkaniu nie pamiętała części faktów. Wolałaby te słowa zapamiętać i móc się ich trzymać. Wywróciła oczami. Nic nie zauważył, za to ona widziała to oblizywanie. Na jej ciele pojawiły się mimowolnie dreszcze, które przyjemnie przeszły po całym jej ciele. — faktycznie masz dobrą pamięć — rzuciła krótko, jeszcze raz wbijając wzrok w jego usta. Wtedy zaczęła sobie powtarzać. Nie, Cherry, to bardzo zły pomysł, a wtedy siedzieli już przy barze.
— Gorzej jak jedna z tych twoich partnerek, mogłaby być moją przyjaciółką, nie sądzisz? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi do góry. Ciekawiło ją zdanie na ten temat. Mogła obrażać kobiety, które oddawały się Galenowi, ale fakty były takie, że jedna z jej przyjaciółek, pewnie Mindy, skusiła się na niego. Lamentowała dniami, a ona wolała postrzegać w kategorii dupka. Szukanie nie miało sensu, gdy wiedziała konkretnie, co jej się w nim nie podobało, co ją obrzydzało, kiedy tylko zawieszała na nim swoje spojrzenie.
I może właśnie fakt, że ta blokada rozsypała się na jej oczach, tak ją stonował. Nie był tym, na kogo go oceniała. Miał w sobie coś dobrego, coś za co mogłaby go ukochać. Nie wykorzystał jej. Dał jej w spokoju oglądać gwiazdy, kiedy stała zbyt blisko jego. Szeptał jej na ucho romantyczne historie na ich temat. Mogłaby wyśmiać tę historię, ale gdyby był dupkiem, wykorzystałby ją tamtego wieczoru. Za to postanowił tego nie robić, odwiózł ją. Nie byłaby w stanie się przed nim bronić, skoro największe ale odeszło, a alkohol powoli zaczął szumieć jej w głowie.
Ucieczka wydawała się być bezpieczna. Szybki krok, stukot butów. Nawet nie zwróciła uwagi, że ktoś idzie za nią, póki Galen jej nie chwycił za nadgarstek. Serce wtedy na moment jej zamarło. Nie miała, jak się przed nim bronić. Wydawał się być inny niż wtedy, gdy przerwała mu upojny wieczór z blondynką. Takiego prezesa jeszcze nie znała. Odwróciła się i spojrzała na nowo w niebieskie oczy, w których zaczęły pojawiać się gwiazdy. Oddalili się od hotelu, bliżej było im do plaży, do delikatnych porywów morskiej bryzy. Świat wydawał się na moment zatrzymać. Jeszcze przez moment w ciszy wpatrywała się w jego usta, próbując ustalić, co powinna mu przekazać.
— Nie powinnam Cię przepraszać — powiedziała cicho, patrząc na niego badawczym wzrokiem. Próbując coś w nim wyczytać — to nie w moim stylu — dodała, zaciskając wargi. Mimowolnie spojrzała na jednego dłoń na swoim nadgarstku. Miała go nie dotknąć za miliony dolarów, za lukratywne kontrakty, a chciała go jeszcze bardziej — A jednak to zrobiłam, dlatego musiałam odejść. Zanim zrobisz coś, co sprawi, że będę chciała zostać — szczerość względem Galena przyszła jej z trudem. Jedyny powód nielubienia go brzmiał pod tytułem: jesteś dupkiem, wykorzystującym kobiety. Może wcale tak nie było? Po to cisnęła go cały czas, by się do niej nie zbliżył. Gdy to zrobił, okazał większą klasę niż ona sama.