Dobre dni to te, które mają nadejść
: czw wrz 18, 2025 10:39 pm
				
				Nawiązanie do odkrycia nowego miejsca, do bazarku i łakoci, które tak uwielbiała wzbudziło dawno pogrzebane wspomnienia. Spacery po bulwarach, przechadzanie się po bazarze i próbowanie nowych smaków. Emir bezbłędnie wiedział, co będzie jej smakowało, a co nie. Znał ją dobrze i zawsze pamiętał, nawet jeśli wspomniała o czymś mimochodem. Uśmiechnęła się na jego słowa. Bardzo by chciała zobaczyć te miejsca wspólnie, zarówno z sentymentu, jak i praktyczności. Minęło dziwięć lat odkąd była w Stambule, miasto na pewno się zmieniło.
— Chętnie — odparła, poprawiając włosy przy skroni i ostatni raz drapiąc Zeytin. Psiak wydał z siebie dźwięk niezadowolenia i spojrzał na swojego pana, jakby ten miał moc sprawczą — Miasto na pewno się zmieniło przez lata.
Spojrzała na na psa, potem na Emira, który - wydawało się jej - spoglądał na nią częściej, jakby żałował, że musiał prowadzić samochód. Poprawiła pas bezpieczeństwa i zerknęła na mijany krajobraz za szybą. Panowała ciemność, a widoczność ograniczała się do pojedynczych punktów świateł, których wcale nie było tak dużo. Następne pytanie sprawiło, że poruszyła się niespokojnie i oparła łokciem o drzwi. Spodziewała się takich pytań, ale adresatem jej odpowiedzi miał być Cem i rodzina. Nie, Emir.
— Będą tak krótko? Myślałam, że... Nie wiem, Emirze. Raczej dłużej, niż krócej. Skoro już tu przyleciałam i spędziłam ponad dziesięć godzin w samolocie... — zawiesiła głos, jakby zastanawiając się co jeszcze powiedzieć — Twoja rodzina nadal ma domek nad morzem? Zapomniałam jak nazywała się ta miejscowość — zagaiła, sięgając po swój kubek z kawą, nieoczekiwanie w tym samym momencie co on, więc ich palce się zetknęły. Nie było żadnego kopnięcia prądem, ani dreszczu, lecz sama świadomość dotyku. Spojrzała na niego przepraszająco i zajęła usta kawą.
Emir Saylan  
			— Chętnie — odparła, poprawiając włosy przy skroni i ostatni raz drapiąc Zeytin. Psiak wydał z siebie dźwięk niezadowolenia i spojrzał na swojego pana, jakby ten miał moc sprawczą — Miasto na pewno się zmieniło przez lata.
Spojrzała na na psa, potem na Emira, który - wydawało się jej - spoglądał na nią częściej, jakby żałował, że musiał prowadzić samochód. Poprawiła pas bezpieczeństwa i zerknęła na mijany krajobraz za szybą. Panowała ciemność, a widoczność ograniczała się do pojedynczych punktów świateł, których wcale nie było tak dużo. Następne pytanie sprawiło, że poruszyła się niespokojnie i oparła łokciem o drzwi. Spodziewała się takich pytań, ale adresatem jej odpowiedzi miał być Cem i rodzina. Nie, Emir.
— Będą tak krótko? Myślałam, że... Nie wiem, Emirze. Raczej dłużej, niż krócej. Skoro już tu przyleciałam i spędziłam ponad dziesięć godzin w samolocie... — zawiesiła głos, jakby zastanawiając się co jeszcze powiedzieć — Twoja rodzina nadal ma domek nad morzem? Zapomniałam jak nazywała się ta miejscowość — zagaiła, sięgając po swój kubek z kawą, nieoczekiwanie w tym samym momencie co on, więc ich palce się zetknęły. Nie było żadnego kopnięcia prądem, ani dreszczu, lecz sama świadomość dotyku. Spojrzała na niego przepraszająco i zajęła usta kawą.