there goes the peace again
: wt wrz 16, 2025 7:41 pm
Zrównoważone podejście do pracy Heleny wynikało chyba tylko i wyłącznie z tego, że miała w tym interes – w końcu gdyby zaczęła za mocno wychylać się już teraz, detektyw Judy nigdy nie zaufałaby jej na tyle, by zabrać ją w teren. A to w niej Helena pokładała największe nadzieje na zawodowy rozwój w tym kierunku – ta kobieta była twarda jak skała, trudna do oszukania i z jakiegoś powodu widziała w Peregrine potencjał. Zwyczajnie nie chciała tego spartaczyć, a jak do tej pory nie dostała na swoje biurko jeszcze żadnej sprawy, która byłaby warta ryzyka. Zapewne była to jedynie kwestia czasu, bo podobnie jak w przypadku koronerki, siedzenie na tyłku nie było jej specjalnością.
— Deal — mówi, kiwając zdecydowanie głową. Nie była pewna, czy będzie w ogóle kontynuować sprawę tej szajki, ale wiedziała już z doświadczenia, że ekspertyza Miller może przydać się w wielu sprawach, w które była zaangażowana.
Perska krótkim śmiechem, widząc wyciągniętą w swoją stronę pięść i wyciąga własną zwiniętą dłoń, by zderzyć ją o knykcie Zaylee. Chyba pierwszy raz w życiu zbijały żółwika, i nie była to zła opcja, biorąc pod uwagę, że w przypadku koronerki nawet zwykły uścisk dłoni potrafił przyspieszyć akcję serca Peregrine. Unikała tego, kiedy tylko mogła – dopóki zwykła przyjaźń nie stanie się łatwiejsza.
Helena była gotowa zostawić osobę zwiniętą w kłębek w kącie magazynu i pognać na półwysep – gdy chodziło o bezpieczeństwo Tony'ego lub kogokolwiek innego, kogo kochała, nic innego się nie liczyło.
— Masz rację — przyznaje jednak cicho Miller, posyłając jej krótkie, ale intensywne spojrzenie, w którym czaiło się coś przemilczanego. Cierpliwie czeka, aż koronerka wezwie pomoc, chociaż serce wybija rytm kroków, które już chciałaby kierować w stronę domniemanego miejsca pobytu brata. Zatrzymuje jednak swoją niecierpliwość dla siebie, starając się uspokoić myśli intensjonalnymi oddechami. Ten wytrych powoli przestaje jednak działać aż tak skutecznie, jak wcześniej.
— Już nie pamiętasz? — pyta Helena, unosząc lekko brew. Sama zaczyna kierować się już w stronę ukrytej w zaroślach, wydeptanej ścieżki, z perspektywy magazynu zasłoniętej przez stary kasztanowiec. Po sezonie letnim droga jest porządnie wydeptana – najwyraźniej zmieniały się tylko twarze i nazwiska, ale lokalna młodzież w duchu pozostawała taka sama.
Ścieżka wyprowadziła je z zarośli na otwartą przestrzeń, z której już teraz widać było światło samotnej latani przy ławce – ich istnienie w tym miejscu było absolutną urbanistyczną zagadką, której rozwiązanie zapewne sięgało czasów, gdy magazyn z którego właśnie wyszły jeszcze nie był opuszczony, a jego pracownicy potrzebowali miejsca na spędzenie przerwy. Ławka skrywa się wciąż w gąszczu dzikiego bzu, tworzącego idealnie wygrodzoną alkowę, która chroni nieletnich przed wścibskimi spojrzeniami.
Już stąd słychać czyjś donośny głos odbijający się od tafli jeziora. Helena przyspiesza kroku, odwracając się jedynie przez ramię, by upewnić się, że Miller za nią nadąża. Pokonuje odległość dzielącą je od plenerowej miejscówki najszybciej, jak tylko się da i wkrótce zza gałęzi bzu wyłaniają się sylwetki trzech osób. Jedną z nich faktycznie jest Tony – chłopak wbija lekko nieprzytomny wzrok w jezioro, chowając głowę w kołnierzu rąbniętej od Heleny skórzanej kurtki. Po jego prawej stronie zasiada jego dziwny kolega, którego Helena zdążyła poznać – Jamie, niegroźny nieudacznik, któremu jej brat pozwalał sypiać na kanapie w ich domu. Bezrobotny, mało kumaty – typ osoby, której bardzo zależy na aprobacie wszystkich dookoła.
Nie znała natomiast typa stojącego naprzeciwko nich, prowadzącego aktualnie mało wybredny monolog o jakiejś poznanej w klubie Jenny i jej atutach. To jego głos roznosił się pogłosem po okolicy.
W końcu cała trójka słyszy nadchodzące kroki i jak na komendę wszyscy obracają głowy w stronę Heleny i Zaylee. Na twarzy Tony'ego maluje się powoli eskalująca panika, a jego głowa coraz bardziej chowa się w kołnierz, jakby próbował stać się żółwiem.
— Przeszkadzamy? — pyta zaczepnie Helena. Powstrzymuje siostrzany odruch nawrzeszczenia na Tony'ego przy jego kolegach, zwłaszcza widząc jego panikę. Skoro sam dobrze wie, że przesadził, jej interwencja nie była aż tak potrzebna. Zamiast tego omiata czujnym spojrzeniem jego towarzystwo.
— Helena! Co tu robisz? — odzywa się Jamie, zupełnie przegapiwszy reakcję Tony'ego. — Helena to siostra Granta — wyjaśnia niewtajemniczonemu koledze. Ten obrzuca je obie szybkim spojrzeniem. W jego spojrzeniu widać nadmierny wysiłek intelektualny.
— Helena Grant? Wow, słyszałem o tobie, mój brat chodził z tobą do klasy i opowiadał, że uciekłaś do Stanów sprzedawać się za narkotyki! — huczy. Ewidentnie, fama wyprzedza ją w Whitby mimo tylu lat nieobecności.
— Fascynujące — wymawia Peregrine przez zęby, posyłając ostrzegawcze spojrzenie w stronę Zaylee, niemo prosząc ją, by w razie czego trzymała ją w ryzach, by nie zrobiła nic głupiego. Na razie jednak sama trzyma emocje na wodzy, grając dobrego glinę i korzystając na tym, że kolega ma niewiele szarych komórek. — Co macie? — rzuca z pozornym zainteresowaniem, wskazując brodą na skręta, którego Jamie trzyma w palcach. Ten chowa go, jakby miał jeszcze szansę ukryć jego istnienie przed Peregrine, ale jego kolega nie ma nawet takiego odruchu zachowawczego.
— Dzisiaj tylko trawę, ale Tony ma nam na jutro załatwić trochę koksu — mówi, klepiąc jej brata mocno w ramię. Młody unosi na nią winne spojrzenie.
Helena powoli kiwa głową, starając się nie unieść natychmiast emocjami i rozegrać to tak, by jak najwięcej wyciągnąć z gadatliwego gagatka. Chociaż jej twarz pozostaje niewzruszona, wciąga głęboko powietrze.
zaylee miller
— Deal — mówi, kiwając zdecydowanie głową. Nie była pewna, czy będzie w ogóle kontynuować sprawę tej szajki, ale wiedziała już z doświadczenia, że ekspertyza Miller może przydać się w wielu sprawach, w które była zaangażowana.
Perska krótkim śmiechem, widząc wyciągniętą w swoją stronę pięść i wyciąga własną zwiniętą dłoń, by zderzyć ją o knykcie Zaylee. Chyba pierwszy raz w życiu zbijały żółwika, i nie była to zła opcja, biorąc pod uwagę, że w przypadku koronerki nawet zwykły uścisk dłoni potrafił przyspieszyć akcję serca Peregrine. Unikała tego, kiedy tylko mogła – dopóki zwykła przyjaźń nie stanie się łatwiejsza.
Helena była gotowa zostawić osobę zwiniętą w kłębek w kącie magazynu i pognać na półwysep – gdy chodziło o bezpieczeństwo Tony'ego lub kogokolwiek innego, kogo kochała, nic innego się nie liczyło.
— Masz rację — przyznaje jednak cicho Miller, posyłając jej krótkie, ale intensywne spojrzenie, w którym czaiło się coś przemilczanego. Cierpliwie czeka, aż koronerka wezwie pomoc, chociaż serce wybija rytm kroków, które już chciałaby kierować w stronę domniemanego miejsca pobytu brata. Zatrzymuje jednak swoją niecierpliwość dla siebie, starając się uspokoić myśli intensjonalnymi oddechami. Ten wytrych powoli przestaje jednak działać aż tak skutecznie, jak wcześniej.
— Już nie pamiętasz? — pyta Helena, unosząc lekko brew. Sama zaczyna kierować się już w stronę ukrytej w zaroślach, wydeptanej ścieżki, z perspektywy magazynu zasłoniętej przez stary kasztanowiec. Po sezonie letnim droga jest porządnie wydeptana – najwyraźniej zmieniały się tylko twarze i nazwiska, ale lokalna młodzież w duchu pozostawała taka sama.
Ścieżka wyprowadziła je z zarośli na otwartą przestrzeń, z której już teraz widać było światło samotnej latani przy ławce – ich istnienie w tym miejscu było absolutną urbanistyczną zagadką, której rozwiązanie zapewne sięgało czasów, gdy magazyn z którego właśnie wyszły jeszcze nie był opuszczony, a jego pracownicy potrzebowali miejsca na spędzenie przerwy. Ławka skrywa się wciąż w gąszczu dzikiego bzu, tworzącego idealnie wygrodzoną alkowę, która chroni nieletnich przed wścibskimi spojrzeniami.
Już stąd słychać czyjś donośny głos odbijający się od tafli jeziora. Helena przyspiesza kroku, odwracając się jedynie przez ramię, by upewnić się, że Miller za nią nadąża. Pokonuje odległość dzielącą je od plenerowej miejscówki najszybciej, jak tylko się da i wkrótce zza gałęzi bzu wyłaniają się sylwetki trzech osób. Jedną z nich faktycznie jest Tony – chłopak wbija lekko nieprzytomny wzrok w jezioro, chowając głowę w kołnierzu rąbniętej od Heleny skórzanej kurtki. Po jego prawej stronie zasiada jego dziwny kolega, którego Helena zdążyła poznać – Jamie, niegroźny nieudacznik, któremu jej brat pozwalał sypiać na kanapie w ich domu. Bezrobotny, mało kumaty – typ osoby, której bardzo zależy na aprobacie wszystkich dookoła.
Nie znała natomiast typa stojącego naprzeciwko nich, prowadzącego aktualnie mało wybredny monolog o jakiejś poznanej w klubie Jenny i jej atutach. To jego głos roznosił się pogłosem po okolicy.
W końcu cała trójka słyszy nadchodzące kroki i jak na komendę wszyscy obracają głowy w stronę Heleny i Zaylee. Na twarzy Tony'ego maluje się powoli eskalująca panika, a jego głowa coraz bardziej chowa się w kołnierz, jakby próbował stać się żółwiem.
— Przeszkadzamy? — pyta zaczepnie Helena. Powstrzymuje siostrzany odruch nawrzeszczenia na Tony'ego przy jego kolegach, zwłaszcza widząc jego panikę. Skoro sam dobrze wie, że przesadził, jej interwencja nie była aż tak potrzebna. Zamiast tego omiata czujnym spojrzeniem jego towarzystwo.
— Helena! Co tu robisz? — odzywa się Jamie, zupełnie przegapiwszy reakcję Tony'ego. — Helena to siostra Granta — wyjaśnia niewtajemniczonemu koledze. Ten obrzuca je obie szybkim spojrzeniem. W jego spojrzeniu widać nadmierny wysiłek intelektualny.
— Helena Grant? Wow, słyszałem o tobie, mój brat chodził z tobą do klasy i opowiadał, że uciekłaś do Stanów sprzedawać się za narkotyki! — huczy. Ewidentnie, fama wyprzedza ją w Whitby mimo tylu lat nieobecności.
— Fascynujące — wymawia Peregrine przez zęby, posyłając ostrzegawcze spojrzenie w stronę Zaylee, niemo prosząc ją, by w razie czego trzymała ją w ryzach, by nie zrobiła nic głupiego. Na razie jednak sama trzyma emocje na wodzy, grając dobrego glinę i korzystając na tym, że kolega ma niewiele szarych komórek. — Co macie? — rzuca z pozornym zainteresowaniem, wskazując brodą na skręta, którego Jamie trzyma w palcach. Ten chowa go, jakby miał jeszcze szansę ukryć jego istnienie przed Peregrine, ale jego kolega nie ma nawet takiego odruchu zachowawczego.
— Dzisiaj tylko trawę, ale Tony ma nam na jutro załatwić trochę koksu — mówi, klepiąc jej brata mocno w ramię. Młody unosi na nią winne spojrzenie.
Helena powoli kiwa głową, starając się nie unieść natychmiast emocjami i rozegrać to tak, by jak najwięcej wyciągnąć z gadatliwego gagatka. Chociaż jej twarz pozostaje niewzruszona, wciąga głęboko powietrze.
zaylee miller