Zazwyczaj zostałaby dłużej w pracy, ale dzisiaj zbiera się wyjątkowo szybko; stara się nie fiksować na kolejnej sprawie, którą na jej biurko podrzuciła wczoraj detektyw Judy – zaginięcie młodego chłopaka, które najprawdopodobniej wcale zaginięciem nie jest, chociaż komendant twierdzi inaczej. Zamiast siedzieć nad komputerem do późna, Helena wsuwa dokumenty do torebki, by kontynuować poszukiwania w domu. Żegna się zdawkowo z szefem działu, ucinając jego próby zagadywania jej o pierdoły i wychodzi przed budynek, kierując się prosto do swojego miejsca parkingowego – pustego.
Jeszcze nie zaczyna się martwić. Wyciąga telefon i pisze młodemu smsa. Bierze obiad na wynos w knajpie naprzeciwko komendy. Czeka na niego tak długo, że jest pewna, że wracając zobaczy swój samochód i lekko poirytowaną czekaniem twarz brata.
Ale miejsce jest puste, a niepokój powoli wspina się za kołnierz Heleny. Jej dłoń lekko drży, gdy wybiera numer brata. Z każdym nieodebranym połączeniem drży coraz bardziej.
— Kurwa mać — rzuca na wydechu, niecierpliwie odbijając identyfikator od bramki, by wrócić do budynku. Jeszcze nie wie, co zrobi; wie tylko, że najpierw musi zlokalizować Tony'ego. Jeśli ma w tym celu złamać prawo i użyć policyjnych sposobów, zrobi to, choćby miała stracić pracę.
Niemal wbiega na idącą korytarzem z naprzeciwka Zaylee; bierze głęboki oddech, widząc jej pytające spojrzenie.
— Młody miał po mnie przyjechać półtorej godziny temu. Nie odbiera telefonu — wyjaśnia. Mówi spokojnym tonem, ale jej zęby są zaciśnięte, oczy wędrują po korytarzu, jakby miała tam znaleźć podpowiedź, co robić. — Jesteś w stanie mnie podwieźć? Tylko muszę go namierzyć. — Jej głos staje się coraz bardziej szorstki od emocji.
zaylee miller