Legacy of Sun and Shadow
: sob wrz 20, 2025 1:55 pm
Galen L. Wyatt
— Już się zastanawiasz, kiedy chcesz mnie zostawić? — spytała lekko zdziwiona, otwierając szerzej swoje usta. Prowokował ją. Pewnie to przez te próby, które tak często mu podawała. On też kiedyś się z nią drażnił. Chciał, by była pewna własnych wyborów, a odkąd go widziała, kiedy był obok, wiedziała, że nie potrzebowała nikogo innego przy swoim boku. Ich życie nigdy nie będzie wydawało się być proste. Chociaż gdy Cherry miała Galena obok, tak się działo.
— Dobrze, pogadamy — odparła, ale znowu jej oczy zawędrowały do jego — ale szkoła rodzenia Ciebie czeka — zaśmiała się Charity z lekką prowokacją. Tam jego wyobraźnia jeszcze gorzej będzie grała. Jeszcze by się okazało, że znajdzie się tam ciężarna z większym doświadczeniem. Taka to dopiero by mu naopowiadała, jak to wyglądało. Tylko lew przed niczym nie czuł strachu, prawda? Czy wizja kobiety cierpiącej w bólach, by dać mu potomka, była lepsza od najstraszniejszych horrorów? Bardzo możliwe.
— Jak dotąd nie chciałam żadnego — przypomniała mu Marshall z lekkim niezrozumieniem — o ilości dzieci może porozmawiajmy... później? Gdy już pierwsze będzie na świecie? — bo choć mogłaby mu obiecać prawdziwą drużynę piłkarską, to niewątpliwie bałaby się tak samo za każdym razem. Nie mogłaby się zmienić w prawdziwą kurę domową, przestać działać w firmie i być jakimś mamo-mleko-busem. Nie, musiała pracować, tylko wtedy krew w jej żyłach dalej mogła płynąć. Działało to na nią wręcz uzależniająco.
— Zgrywam się głuptasie — zaśmiała się, widząc jego zakłopotanie — takich rzeczy z testu na mocz nie odkryjesz — bawiło ją to, jak bardzo Galen nie zdawał sobie z niczego sprawy. Nawet widziała w nim jakieś dziwne zakłopotanie. Mogłaby jeszcze chwilę się na nim poznęcać, ale nie miała do tego serca. Wolała zatopić się w jego ramionach, przymknąć oczy i może... przestać rozmawiać o ciąży? W końcu byli na nowo zgodni.
— Nie zostań gangsterem, bo nie będzie małżeńskich odwiedzin — powiedziała jeszcze raz miękko, lekko, badając jego nastrój wzrokiem. Galen miał w sobie coś takiego rozbrajającego. Rozumiała, czemu inne kobiety tak na niego leciały. Tylko czy przy nich zachowywał się w ten sam sposób jak przy niej? Też tak się uśmiechał? Widział w nich Boginie? Chciała móc wierzyć, że widział w niej kogoś naprawdę wyjątkowego.
— Chcesz mnie u-wię-zić? — spytała prowokacyjnie, czując napiętą atmosferę między nimi. Znów zobaczyła w jego oczach ogień. Znała odpowiedź na to pytanie. Dziś znowu będzie wołać jego imię.
Pytanie, czy ich miłosne uniesienie bardziej przypominało ogień, czy rozchwiany, ale wręcz dumny ocean w trakcie sztormu? Ten żywioł pochłaniał wszystko. Fale bywały tak mocne, że nawet najbardziej doświadczony marynarz chował się po nimi. Tak jakby wszystko zwiastowało koniec świata. Dla Cherry dotyk Galena był końcem świata. Apokalipsą. Wtedy zapominała o wszystkim, co ją dotychczas otaczało. Skupiała się na jego ramionach, na jego ustach, na dotyku. Gdy sunął wargami po jej ciele, czuła rozgrzewające fale. Przyjemne dreszcze i wręcz błagalne więcej. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego ojca. O ile Galen będzie tak angażujący się, to mogłaby mu oddać teraz rękę, palec, a nawet stopę. Czuła, jak jej świat wariuje w rytm jego pocałunków. Zsunęła mu koszulę, gdy stanęła na zimnych kafelkach. Wszystko dookoła nich było chłodnie nieprzyjemne, a Galen rozpalał ją od środka. Westchnięcia wydawały się być zagłuszane przez laną wodę. Może polubi ten prysznic?
Znowu dawała mu się poradzić.
Jęknęła cicho, gdy ją przyciągnął. Czuła go i wiedziała, w jaki sposób się to skończy. Pytanie tylko gdzie. Miała rozchylone wargi, które wręcz na nowo czekały na każdy jego pocałunek. Chwyciła mocno za zapięcie jego spodni. Z pewnością rozpięła go, a wraz za nim zapięcie spodni. Rękoma zsunęła je na dół. Nie chciała pozostać tylko jego ofiarą. Skoro już stała przy szybie, nie mogła pozostać bierna. Spojrzała jeszcze raz prosto w jego oczy. To mogła mu mówić cały wieczór, tego była pewna.
— Nie — odpowiedziała figlarnie, a w jej oczach pojawiły się chochliki. Musiała, choć przez krótki moment się z nim podrażnić. Nie byłaby sobą, gdyby przyszło mu to zbyt łatwo — nie jesteś czymś, tylko mężczyzną, którego potrzebuję i chcę najbardziej w całej galaktyce — wyszeptała mu, patrząc praktycznie prosto w jego oczy. Dla niej był spełnieniem marzeń, najgłębszych fantazji, a teraz zdała sobie sprawę z tego że... naprawdę mogła go kochać.
— Już się zastanawiasz, kiedy chcesz mnie zostawić? — spytała lekko zdziwiona, otwierając szerzej swoje usta. Prowokował ją. Pewnie to przez te próby, które tak często mu podawała. On też kiedyś się z nią drażnił. Chciał, by była pewna własnych wyborów, a odkąd go widziała, kiedy był obok, wiedziała, że nie potrzebowała nikogo innego przy swoim boku. Ich życie nigdy nie będzie wydawało się być proste. Chociaż gdy Cherry miała Galena obok, tak się działo.
— Dobrze, pogadamy — odparła, ale znowu jej oczy zawędrowały do jego — ale szkoła rodzenia Ciebie czeka — zaśmiała się Charity z lekką prowokacją. Tam jego wyobraźnia jeszcze gorzej będzie grała. Jeszcze by się okazało, że znajdzie się tam ciężarna z większym doświadczeniem. Taka to dopiero by mu naopowiadała, jak to wyglądało. Tylko lew przed niczym nie czuł strachu, prawda? Czy wizja kobiety cierpiącej w bólach, by dać mu potomka, była lepsza od najstraszniejszych horrorów? Bardzo możliwe.
— Jak dotąd nie chciałam żadnego — przypomniała mu Marshall z lekkim niezrozumieniem — o ilości dzieci może porozmawiajmy... później? Gdy już pierwsze będzie na świecie? — bo choć mogłaby mu obiecać prawdziwą drużynę piłkarską, to niewątpliwie bałaby się tak samo za każdym razem. Nie mogłaby się zmienić w prawdziwą kurę domową, przestać działać w firmie i być jakimś mamo-mleko-busem. Nie, musiała pracować, tylko wtedy krew w jej żyłach dalej mogła płynąć. Działało to na nią wręcz uzależniająco.
— Zgrywam się głuptasie — zaśmiała się, widząc jego zakłopotanie — takich rzeczy z testu na mocz nie odkryjesz — bawiło ją to, jak bardzo Galen nie zdawał sobie z niczego sprawy. Nawet widziała w nim jakieś dziwne zakłopotanie. Mogłaby jeszcze chwilę się na nim poznęcać, ale nie miała do tego serca. Wolała zatopić się w jego ramionach, przymknąć oczy i może... przestać rozmawiać o ciąży? W końcu byli na nowo zgodni.
— Nie zostań gangsterem, bo nie będzie małżeńskich odwiedzin — powiedziała jeszcze raz miękko, lekko, badając jego nastrój wzrokiem. Galen miał w sobie coś takiego rozbrajającego. Rozumiała, czemu inne kobiety tak na niego leciały. Tylko czy przy nich zachowywał się w ten sam sposób jak przy niej? Też tak się uśmiechał? Widział w nich Boginie? Chciała móc wierzyć, że widział w niej kogoś naprawdę wyjątkowego.
— Chcesz mnie u-wię-zić? — spytała prowokacyjnie, czując napiętą atmosferę między nimi. Znów zobaczyła w jego oczach ogień. Znała odpowiedź na to pytanie. Dziś znowu będzie wołać jego imię.
Pytanie, czy ich miłosne uniesienie bardziej przypominało ogień, czy rozchwiany, ale wręcz dumny ocean w trakcie sztormu? Ten żywioł pochłaniał wszystko. Fale bywały tak mocne, że nawet najbardziej doświadczony marynarz chował się po nimi. Tak jakby wszystko zwiastowało koniec świata. Dla Cherry dotyk Galena był końcem świata. Apokalipsą. Wtedy zapominała o wszystkim, co ją dotychczas otaczało. Skupiała się na jego ramionach, na jego ustach, na dotyku. Gdy sunął wargami po jej ciele, czuła rozgrzewające fale. Przyjemne dreszcze i wręcz błagalne więcej. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego ojca. O ile Galen będzie tak angażujący się, to mogłaby mu oddać teraz rękę, palec, a nawet stopę. Czuła, jak jej świat wariuje w rytm jego pocałunków. Zsunęła mu koszulę, gdy stanęła na zimnych kafelkach. Wszystko dookoła nich było chłodnie nieprzyjemne, a Galen rozpalał ją od środka. Westchnięcia wydawały się być zagłuszane przez laną wodę. Może polubi ten prysznic?
Znowu dawała mu się poradzić.
Jęknęła cicho, gdy ją przyciągnął. Czuła go i wiedziała, w jaki sposób się to skończy. Pytanie tylko gdzie. Miała rozchylone wargi, które wręcz na nowo czekały na każdy jego pocałunek. Chwyciła mocno za zapięcie jego spodni. Z pewnością rozpięła go, a wraz za nim zapięcie spodni. Rękoma zsunęła je na dół. Nie chciała pozostać tylko jego ofiarą. Skoro już stała przy szybie, nie mogła pozostać bierna. Spojrzała jeszcze raz prosto w jego oczy. To mogła mu mówić cały wieczór, tego była pewna.
— Nie — odpowiedziała figlarnie, a w jej oczach pojawiły się chochliki. Musiała, choć przez krótki moment się z nim podrażnić. Nie byłaby sobą, gdyby przyszło mu to zbyt łatwo — nie jesteś czymś, tylko mężczyzną, którego potrzebuję i chcę najbardziej w całej galaktyce — wyszeptała mu, patrząc praktycznie prosto w jego oczy. Dla niej był spełnieniem marzeń, najgłębszych fantazji, a teraz zdała sobie sprawę z tego że... naprawdę mogła go kochać.