one nigt, one suit
: pn wrz 22, 2025 10:50 am
Skinął głową, bo rzeczywiście chciał poznać jej rodzinę, chciał też jej przedstawić swoją, tylko... Galen czasami się zastanawiał, czy jego rodzina to jest wciąż rodzina, czy na przykład tylko ludzie, którzy go wychowali, też nie najlepiej w zasadzie, a teraz sobie żyli spokojnie gdzieś na wsi odcinając kupony z Northexu. W zasadzie to jego dziadek zaczął już budować firmę, potem ojciec ją rozkręcił, ale to Galen starał się ją wyprowadzać poza rynki lokalne, z dość dobrym skutkiem. A Yvonne, sam nie wiedział, czy ona nadal go nie nienawidzi. Miała do niego przyjść, a tego nie zrobiła, on sam nawet nie wiedział gdzie jej szukać.
- To może być trudne, ale spróbujemy - może powinien zatrudnić detektywa, który znalazłby Yvonne? Będzie musiał o tym pomyśleć.
Skoro co do Rexa się zgadzali, to tylko kiwnął głową. W sumie Galen mógłby mieć drugiego psa, albo dziesięć, ale po prostu nie miałby na to czasu, zwłaszcza w momencie, w którym musiał wspierać Cherry.
Zajebiście ją wspierał.
Ich relacja zmieniała się jak w pierdolonym kalejdoskopie. W jednej chwili mogło być słodko, miło, rodzinnie, a w drugiej znowu skakali sobie do gardeł. Za dużo emocji i za dużo ognia, ale przede wszystkim to chyba chodziło o to, że oboje byli tak bardzo uparci, że żadne z nich nie potrafiło ustąpić, chociaż Galen przez moment się starał, ale wystarczyła iskra, żeby znowu jego złość eksplodowała, jak teraz. Miał jej dość, czuł, że najlepsza opcja to po prostu wyjść, wrócić za kilka godzin, gdy ochłonie, ze spokojną głową. Ale jak teraz miał to zrobić?
- Ja... nie możesz mnie szantażować dzieckiem - rzucił, ale od razu pożałował tych słów, nie możesz, bo jesteś ojcem mojego dziecka. Ale w słowniku Galena nie było stwierdzenia - nie możesz. Kto miał mu cokolwiek zakazać? A teraz... to miało się zmienić?
- Nie wkurwiaj mnie Cherry, jaką tajemnicą lekarską, chyba ojciec dziecka ma prawo wiedzieć, co się z nim dzieje? - jeśli wpisze go jako ojca, jeśli pozwoli. A jak tak dalej pójdzie, to różnie może być. Ale Galen sam do tego dążył, żeby ją po prostu znowu dotknąć do żywego, tak jak ona jego. Ich seks był dziki, a ich kłótnie chyba na tak samo żarliwym poziomie. Miłość wybuchła nagle i trawiła wszystko dookoła, złość też wybuchała nagle...
- Nie masz o co się bać, jakby było jakieś zagrożenie, to przecież bym w to nie wchodził, bo spodziewasz się mojego dziecka? Bo Cię kocham i chcę się z Tobą ożenić? - tylko jedno stwierdzenie w tej wypowiedzi się nie zgadzało, to pierwsze z zagrożeniem. Bo reszta była jak najbardziej prawdziwa. Kochał ją, chociaż momentami denerwowała go jak nikt inny na świecie, sprawiała, że krew w żyłach w momencie robiła się gorąca jak lawa.
- Chciałem Ci wszystko powiedzieć, ale się obraziłaś, to... - chciał jej powiedzieć, że to jej wina, ale w momencie, w którym się skrzywiła i złapała za brzuch, to już było nieważne. Wszystkie te słowa, które padły jakby nagle zbiły się w ogromną kule, która utkwiła mu w gardle. Galen Wyatt nie bał się jechać do Quebec, ale bał się, że mogłoby się coś stać Cherry.
- Cherry kurwa, jak nie, jesteś blada, boli Cię brzuch, na co Ty chcesz czekać? - już wbijał na telefonie numer alarmowy, mimo, że nie chciała o tym słyszeć, zanim jednak nacisnął słuchawkę, to zapytała czy zaniesie ją do łóżka. Zastanowił się przez chwilę.
- Albo do samochodu, pojedziemy do szpitala? - ale Cherry pokręciła głową, więc co miał zrobić, zmusić ja do tego szpitala? Wzywać pogotowie? Westchnął ciężko i wziął ją delikatnie na ręce, zaniósł do tego łóżka, a kiedy ją na nim kładł, kiedy jeszcze pochylił się nad nią, żeby pogłaskać jej policzek, zimny i ciepły jednocześnie, to powiedział.
- Zadzwonię po lekarza, ale jeśli każe mi, Cię wieźć do szpitala, to to zrobię - powiedział, a później jeszcze przykrył ją kocem i wrócił do salonu po telefon, który leżał na podłodze. Po drodze z powrotem już rozmawiał z lekarzem rodzinnym, który u Wyattów bywał wyjątkowo często, bo matka Galena miała nawracające migreny, w ogóle była pierdolnięta i wiecznie na jakiś prochach.
- Dobrze, czekamy, wyślę adres - rozłączył się i wklepał w wiadomość jej adres, a później już usiadł na brzegu łóżka obok Cherry. Było mu głupio, cholernie źle i żałował wszystkiego co jej powiedział.
- Przyjedzie doktor Quinn(XD), nasz lekarz rodzinny - rzucił i przysunął się do niej jeszcze bliżej - jak się czujesz Cherry? - zapytał spojrzenie zatrzymując na jej twarzy. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało, albo dziecku. Ale też nie wybaczyłby sobie, gdyby nie pojechał do tego Quebec.
Cherry Marshall
- To może być trudne, ale spróbujemy - może powinien zatrudnić detektywa, który znalazłby Yvonne? Będzie musiał o tym pomyśleć.
Skoro co do Rexa się zgadzali, to tylko kiwnął głową. W sumie Galen mógłby mieć drugiego psa, albo dziesięć, ale po prostu nie miałby na to czasu, zwłaszcza w momencie, w którym musiał wspierać Cherry.
Zajebiście ją wspierał.
Ich relacja zmieniała się jak w pierdolonym kalejdoskopie. W jednej chwili mogło być słodko, miło, rodzinnie, a w drugiej znowu skakali sobie do gardeł. Za dużo emocji i za dużo ognia, ale przede wszystkim to chyba chodziło o to, że oboje byli tak bardzo uparci, że żadne z nich nie potrafiło ustąpić, chociaż Galen przez moment się starał, ale wystarczyła iskra, żeby znowu jego złość eksplodowała, jak teraz. Miał jej dość, czuł, że najlepsza opcja to po prostu wyjść, wrócić za kilka godzin, gdy ochłonie, ze spokojną głową. Ale jak teraz miał to zrobić?
- Ja... nie możesz mnie szantażować dzieckiem - rzucił, ale od razu pożałował tych słów, nie możesz, bo jesteś ojcem mojego dziecka. Ale w słowniku Galena nie było stwierdzenia - nie możesz. Kto miał mu cokolwiek zakazać? A teraz... to miało się zmienić?
- Nie wkurwiaj mnie Cherry, jaką tajemnicą lekarską, chyba ojciec dziecka ma prawo wiedzieć, co się z nim dzieje? - jeśli wpisze go jako ojca, jeśli pozwoli. A jak tak dalej pójdzie, to różnie może być. Ale Galen sam do tego dążył, żeby ją po prostu znowu dotknąć do żywego, tak jak ona jego. Ich seks był dziki, a ich kłótnie chyba na tak samo żarliwym poziomie. Miłość wybuchła nagle i trawiła wszystko dookoła, złość też wybuchała nagle...
- Nie masz o co się bać, jakby było jakieś zagrożenie, to przecież bym w to nie wchodził, bo spodziewasz się mojego dziecka? Bo Cię kocham i chcę się z Tobą ożenić? - tylko jedno stwierdzenie w tej wypowiedzi się nie zgadzało, to pierwsze z zagrożeniem. Bo reszta była jak najbardziej prawdziwa. Kochał ją, chociaż momentami denerwowała go jak nikt inny na świecie, sprawiała, że krew w żyłach w momencie robiła się gorąca jak lawa.
- Chciałem Ci wszystko powiedzieć, ale się obraziłaś, to... - chciał jej powiedzieć, że to jej wina, ale w momencie, w którym się skrzywiła i złapała za brzuch, to już było nieważne. Wszystkie te słowa, które padły jakby nagle zbiły się w ogromną kule, która utkwiła mu w gardle. Galen Wyatt nie bał się jechać do Quebec, ale bał się, że mogłoby się coś stać Cherry.
- Cherry kurwa, jak nie, jesteś blada, boli Cię brzuch, na co Ty chcesz czekać? - już wbijał na telefonie numer alarmowy, mimo, że nie chciała o tym słyszeć, zanim jednak nacisnął słuchawkę, to zapytała czy zaniesie ją do łóżka. Zastanowił się przez chwilę.
- Albo do samochodu, pojedziemy do szpitala? - ale Cherry pokręciła głową, więc co miał zrobić, zmusić ja do tego szpitala? Wzywać pogotowie? Westchnął ciężko i wziął ją delikatnie na ręce, zaniósł do tego łóżka, a kiedy ją na nim kładł, kiedy jeszcze pochylił się nad nią, żeby pogłaskać jej policzek, zimny i ciepły jednocześnie, to powiedział.
- Zadzwonię po lekarza, ale jeśli każe mi, Cię wieźć do szpitala, to to zrobię - powiedział, a później jeszcze przykrył ją kocem i wrócił do salonu po telefon, który leżał na podłodze. Po drodze z powrotem już rozmawiał z lekarzem rodzinnym, który u Wyattów bywał wyjątkowo często, bo matka Galena miała nawracające migreny, w ogóle była pierdolnięta i wiecznie na jakiś prochach.
- Dobrze, czekamy, wyślę adres - rozłączył się i wklepał w wiadomość jej adres, a później już usiadł na brzegu łóżka obok Cherry. Było mu głupio, cholernie źle i żałował wszystkiego co jej powiedział.
- Przyjedzie doktor Quinn(XD), nasz lekarz rodzinny - rzucił i przysunął się do niej jeszcze bliżej - jak się czujesz Cherry? - zapytał spojrzenie zatrzymując na jej twarzy. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało, albo dziecku. Ale też nie wybaczyłby sobie, gdyby nie pojechał do tego Quebec.
Cherry Marshall