Strona 2 z 2

Falling Star

: sob paź 04, 2025 2:28 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Mózg Charity przestał myśleć. Jakby cały proces myślowy, który się znalazł, zniknął. Zawsze wszystko mogła kontrolować. Każdy gest, szczegół jej ubioru, a nawet sposób związania włosów. Kiedy niesforne kosmyki opadały na czoło, była w stanie nad nimi zapanować. Teraz nie mogła już zrobić nic. Ich dziecko bezpowrotnie zniknie. Chciałaby móc zadecydować, albo już zacząć starać się kolejne. By standardowy błysk w oku znowu się w nim pojawił, ale się bała. Co jeśli raz za razem ich starania będą wyglądały w ten sam sposób?
Kolejna strata.
Może tym razem poronienie.
Kochała Galena, ale czuła, że zawiodła go jako kobieta. Powinna być silniejsza. Zamiast tego drżała od własnego płaczu. Od bólu. Przecież dziecko jeszcze się w niej rozwijało. Jego obecność w ich życiu wcale nie trwała długo. Jak teraz będzie miała spojrzeć Cyrusowi w twarz? Byłam w ciąży, ale już nie jestem. Ściskała to zdjęcie bąbelka. Bąbelek Leon. Tak chciała mówić dzisiaj Galenowi. Spodobało się jej to imię. Tak samo jak wizja wspólnej przyszłości. Może gdyby... postarałaby się bardziej, to marzenie by się spełniło? Mogła przyjmować więcej suplementów, mniej się denerwować, nie chodzić w szpilkach. Tyle byłaby w stanie zmienić, a zaraz po wszystkim pozostanie jedynie pustka, której nikt nie będzie w stanie wypełnić.
To wszystko... moja wina — powtórzyła drżącym głosem. Przecież to jej organizm odrzucił niejako ich dziecko. Mogła je przyjąć. Mogło przesunąć się dalej. Widocznie rzęski znajdujące się w układzie rodnym wcale nie były tak doskonałe, jak się jej wydawało. Nie była doskonała. Ich życie też nie było. Z jakiegoś nieznanego powodu los postanowił z nich zadrwić.
Mogłam Ci — jej słowa były przerywane szlochem. Trudno było w nich znaleźć sens. Zwłaszcza kiedy zaczęła żałować, powiedzenia mu o ciąży. Czy wtedy dalej byliby razem? Czy może wtedy uciekłby w ramiona swojej sekretarki. Poza bólem po stracie dziecka zaczęła się bać czegoś innego — nic nie mówić — czuła jak głos jej drży, gdy zdaje sobie sprawę z tego, co tak naprawdę ją bolało najmocniej — wtedy byłoby łatwiej — wtedy sama musiałaby się z tym pogodzić. Nie miałaby wizji niespełnionych oczekiwać i koszmaru, z którym właśnie musiała się samodzielnie mierzyć. Ich szczęśliwe życie zostało rozdarte na milion kawałeczków, a ona powoli nie wiedziała, jak powinna się z tym uporać.
Zrozumiem, jak mnie zostawisz — powiedziała finalnie, ale wtedy kurczowo się go chwyciła. Wtuliła się i nie miała zamiaru go puszczać. Nie chciała tego, za to ten lęk tylko rósł w jej głowie. Razem ze stratą dziecka obawiała się straty narzeczonego — jestem bezużyteczna — wyłkała finalnie, próbując ukryć się w jego ramionach. Nie chciała, by ją puszczał. Bała się utraty ich obu...

Falling Star

: sob paź 04, 2025 7:28 pm
autor: Galen L. Wyatt
Głaskał jej włosy tuląc ją do siebie, bolały go jej łzy, bolały go jej słowa. Bolało go, to że nie potrafił jej inaczej pomóc, niż tak, że mógł być przy niej. Ale najbardziej chyba bolało to, że zaraz będzie musiał wstać i dać jej tę tabletkę. Zerknął na zegarek ponad jej ramieniem. Czy powinien o tej porze dzwonić do swojej sekretarki, żeby przełożyć jutrzejsze spotkania. Czy mógł jakoś to załatwić, wprowadzić jakieś zarządzanie kryzysowe. W końcu to była sytuacja awaryjna, każdy by to zrozumiał. Musnął wargami jej włosy przytulając policzek do jej skroni. Jeszcze chwila, powoli, jeszcze muszą to sobie poukładać. Chociaż Galen już się starał to robić, to po prostu... nie był ten moment.
Może będzie lepszy?
A może nie będzie go wcale?
Ale czy dziecko w ogóle było takie ważne?
- Cherry przestań - wyszeptał w jej włosy, nie chciał z nią walczyć, ale nie chciał tego słuchać. Nie mógł. Dla niego to nie była jej wina. Jaki ona miała na to wpływ? Miała swojej macicy powiedzieć, przyjmij to dziecko? Bez sensu. Ciało ludzkie ma ograniczenia, buntuje się, Galen doskonale o tym wiedział. Chociaż... ciało Cherry było dla niego idealne. Po prostu...
- Może to nie był ten moment Cherry - powiedział wciąż głaskając jej włosy, jej plecy. Ją, jak najcenniejszy skarb.
Myśli miał różne, dużo z nich jeszcze bolesnych, dużo pytań dlaczego, bo może jednak... Nie, ona na pewno go nie zawiodła. Może jednak on?
Ale co im przyjdzie z obwiniania się? Czy to jest jakakolwiek droga? Niczyja wina. Tak się zdarza.
- Oszalałaś? Jesteś... - oparł dłoń na jej podbródku, żeby podnieś go do góry, żeby spojrzeć jej w oczy, szkliste od łez, ale nadal piękne, te w których się przecież zakochał - najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej wartościową kobietą, jaką znam. Jak możesz mówić, że jesteś bezużyteczna? - zmarszczył brwi. Pogłaskał kciukiem jej mokry od łez policzek, trochę rozmazał jej makijaż, ale to nic, i tak wyglądała ślicznie.
- Jak możesz w ogóle myśleć, że mógłbym Cię zostawić? - przez myśl by mu to nie przeszło. Doszli do takiego momentu, że chcieli tego dziecka, że już zaczęli coś planować, ale w tych planach i tak najważniejsza była Cherry. Galen chciał się jej oświadczyć, chciał się z nią ożenić i mieć z nią dziecko, tylko teraz... może kolejność się zmieni? Przecież kiedyś tam mogą jeszcze spróbować.
Albo nie muszą?
- Dziecko nie jest najważniejsze - powiedział w końcu, obejmując ją jeszcze mocniej. Najważniejsze to było... nie stracić jej. Bo kiedy Cherry była obok, to Wyatt czuł, że będzie dobrze. Chociaż może teraz jest źle, najgorzej, ale kiedyś jeszcze będzie dobrze.
- Cherry... - zaczął po chwili, bo to już był ten czas, miała to zrobić jeszcze dzisiaj, a godziny leciały, za oknem zrobiło się już całkiem ciemno - musisz tylko zrobić jeszcze jedną rzecz, dobrze? - zapytał znowu starając się spojrzeć w jej oczy, w jej twarz. Na której widział tylko ten ból. Nie chciał jej przysparzać go jeszcze więcej. Aż żołądek mu się ścisnął. Musieli to zrobić.

Cherry Marshall

Falling Star

: sob paź 04, 2025 8:30 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Nie wyobrażała sobie lepszego momentu niż ten, w którym obecnie byli. Dziecko zrodzone na wyspie wulkan wśród czarnego piasku, błękitu oceanu i blasku gwiazd. Doskonale wiadomo kiedy oraz gdzie. Choć jeszcze tydzień temu nie byłaby pewna, czy w ogóle je chciała, teraz była. Chciała móc zostać matką. Wcześniej sobie nawet tego nie wyobrażała. Miało to być jej marzenie, o które nigdy sama siebie, by nie podejrzewała. Wszystko wydawało się zmieniać w jej życiu, odkąd poznawała Galena. Cały czas doświadczali siebie w inny sposób. Bardziej złożony, jakby życie wystawiało ich na ciągłe próby. Może tym właśnie miało być... to dziecko?
Nie liczył się dla niej dotyk Galena. W jej środku tak się kotłowało, jakby całe jej wnętrzności wykonywały właśnie fikołka. Nie była w stanie skupić się na jego cieple, ani słowach. Próbowała usłyszeć jego wsparcie, ale tak piekielnie bała się go doświadczyć. Co jeżeli to całe ich wspólne życie było niczym więcej jak zwyczajną iluzją? Znowu, ta iluzja. Tak. Piękny szklany dom wydawał się mocno pęknąć. Już nie wiedziała, z czego dokładnie to wynikało. Spodziewała się najlepszego, a dostała najgorsze. Chciała móc dać Galenowi cały świat, uchylić go, by mógł być szczęśliwy.
W jej głowie panowały same bolesne pytania. Czuła, jakby wszechświat, lub jakieś wariatki, które nimi kierują, mścił się z nieznanego powodu. Charity byłaby wzorową obywatelką. Płaciła podatki wtedy, gdy było to konieczne. Organizowała akcje charytatywne, a braciom nigdy nie kradła ostatnich ciastek. Dobra, zdarzało się jej to. Poza tym była odpowiedzialną obywatelką Toronto. Gdyby ludzie byli tacy jak ona... świat byłby lepszy. Jednak przeznaczenie zadziałało inaczej. Jakby jej własny organizm wypierał się nogami i rękami Galena. Za to ona... tak bardzo chciała wspólnej przyszłości. Teraz bała się, że straci ich obu.
Leopolda i Galena.
Dopiero kiedy podniósł jej podbródek coś, zaczęło do niej dochodzić. Jej oddech był nieregularny, oczy zeszklone, a makijaż już dawno... przestał przypominać coś pięknego. Niewiele już z niego zostało. Sama nie wiedziała, jak długo już płakała. Godzinę? A może dwie? Czas przestał płynąć wraz z momentem wejścia do gabinetu. Za to finalnie odważyła się mu spojrzeć w oczy. Te piękne, niebieskie, w których wcześniej odnajdywała spokój.
Galen... — czuła, jak jej całe ciało drży. Chciała móc w to uwierzyć, ale przecież znała ich historię. To te testy sprawiły, że na nowo ze sobą rozmawiali. Inaczej może dalej darliby koty, jakby nie miało być jutra — bo straciłam nasze dziecko — a właściwie jeszcze straci. Gdzie ta tabletka? Aż brzuch mocniej ją rozbolał, zwymiotowałaby najchętniej — a gdyby nie one... — ich Leonard, mały lew — nie pogodzilibyśmy się — dalej by się kłócili, przepychali, kto od kogo ucieka, a kto komu daje kosza. Drżała na samą myśl, co by się stało. Tak bardzo go kochała. Był całym jej światem. Chciała mu to udowodnić. Stworzyć szczęśliwą rodzinę.
Co jeśli nigdy nie będą mogli mieć dziecka?
Jakby los karał ich za szczęście.
Wtuliła się w niego mocno. Jakby to był ich ostatni, wspólny uścisk. Będą musieli wrócić do codzienności, a jedyne o czym myślała Charity, to wyjazd z miasta. By nie musieć patrzeć na te cztery ściany, w których wyobrażała sobie... ich wspólne życie. Wypiłaby teraz butelkę wina, albo od razu dwie. Spaliłaby całą paczkę, byle móc się znowu zrelaksować i przestań myśleć.
Co? — dziecko nie jest najważniejsze? Cherry? Co jeszcze miała dzisiaj zrobić, a gdy powiedział o jednej rzeczy, to aż ją zemdliło. Leoś dalej był w środku jej ciała, a ona... miała się go pozbyć. Wiedziała, że dziecko nie będzie miało żadnej szansy na rozwój, a jednak... czuła jakby właśnie miała zaraz je sama zamordować — nie chcę... — wymruczała, trzymając go mocniej. Nie mogliby się oszukiwać jeszcze dłużej? Może wtedy ich życie miałoby więcej znaczenia. Może... usłyszeliby to obiecane bicie serca.

Falling Star

: sob paź 04, 2025 10:00 pm
autor: Galen L. Wyatt
Może i Charity Marshall była wzorową obywatelką Toronto. Galen na pewno by się z tym zgodził. Gdyby wszyscy ludzie byli tacy jak ona świat byłby lepszy...
Tylko, że Galen Wyatt była chyba jednym z najgorszych mieszkańców Toronto, zadufany w sobie dupek. Zmieniał kobiety jak rękawiczki, nie, on je zmieniał jak skarpetki, codziennie mógł umawiać się z inną. Wszystkich traktował z góry. Był zarozumiały, był arogancki, był po prostu złem koniecznym. On nawet nie płacił mandatów, które notorycznie dostawał za parkowanie na miejscach dla inwalidów...
Może to jednak chodziło o niego?
Może tacy ludzie jak Galen Wyatt z góry skazani są na porażkę, nie są szczęśliwi, bo może wcale nie potrafią być?
Jej organizm wypierał się rękami i nogami jego. Powinien się temu dziwić? Ona była dla niego za dobra. Tak dobre dziewczyny jak Charity nie powinny spotykać na swojej drodze Galena Wyatta.
Utkwił w niej spojrzenie niebieskich tęczówek, kiedy wypowiedziała jego imię. Słuchał jej, ale jej nie rozumiał. Chociaż może miała rację. Czy gdyby nie dziecko, to w końcu przestałaby go od siebie odpychać? To w końcu przestaliby się kłócić, uciekać przed sobą? Kiedy on chciał jej, to ona odpychała jego, a kiedy ona chciała jego, on ją. To wychodziło im jakoś tak naturalnie. A potem to dziecko naturalnie to zakończyło i naturalnie ich połączyło. Puścił ją i przejechał dłońmi po twarzy, a później ujął w palce jej ręce.
- Może nie Cherry, a może tak, to teraz już nie ma znaczenia, bo jednak się pogodziliśmy... I to się nie zmieni, bo ja już nie pozwolę Tobie odejść. Zmieni się tylko to, że... - urwał, bo zmieni się to, że jednak nie będą mieli tego dziecka. To było pierwsze, co przychodziło mu do głowy, pierwsze słowa które kładły się na język, zmieni się to, że nie będziemy mieć dziecka.
- To co do Ciebie czuję Cherry, to się nie zmieni - powiedział w końcu i podniósł jej ręce do ust, żeby złożyć na nich pocałunek, czuły, miękki. Taki, który miał znaczyć nie mniej, nie więcej, niż to, że ją kochał.
Przytulił ją do siebie znowu, a kiedy tak się w niego wtulała to głaskał jej plecy, wplatał palce w kosmyki, które po nich spływały.
Nie chcę.
On też wcale tego nie chciał. Oddałby wszystko, żeby nie musieć tego robić, ale wciąż w jego głowie echem odbijały się słowa doktorki. Cherry musi to zrobić dzisiaj, bo to zagraża jej życiu.
Pogłaskał ją jeszcze po plecach, a później wstał i poszedł do kuchni, przyniósł tabletkę i szklankę z wodą. Usiadł obok niej i wyciągnął tą pastylkę w jej stronę.
- Cherry... - zaczął, ale słowa więzły mu w gardle, nie za bardzo wiedział jak ma to zrobić -musisz ją wziąć - nie było innego wyjścia, oboje o tym doskonale wiedzieli - bo ja nie mogę stracić też Ciebie - powiedział z tą tabletką wyciągniętą w jej stronę. Oboje wiedzieli, że to zagrażało jej życiu, że i tak to dziecko... Jego nigdy nie było. I chociaż teraz jeszcze trudno było się z tym pogodzić, to takie były fakty. Te jedenaście testów ciążowych po prostu... ich okłamało. Dało jakąś iluzję dziecka, ich dziecka, ich rodziny.

Cherry Marshall

Falling Star

: sob paź 04, 2025 11:18 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Tyle że Galen nie był już Królem Dupków. Dla niej jego istnienie, a także działania nie były iluzją. Dbał o każdy najmniejszy szczegół, starał się. Potrafił ją pocieszyć, a także doprowadzić do płaczu. Momentami mógł nie dbać o jej uczucia, by po chwili starać się aż za mocno. To właśnie w nim uwielbiała. Żył pełnią życia. Jej nigdy nie było na to stać. Zawsze chowała się za nakazami rodziców, tym co mają jej do przekazania oraz opinią publiczną. Przy Galenie pierwszy raz od dawna czuła się wolna. Dalej chciała być panią prezes, ale chciała też być jego kochanką, żoną, a przede wszystkim partnerkom.
Oczywiście.
Nieposiadający nawet serca Leo połączył na nowo serca rodziców. Był zaledwie zlepkiem komórek, które dopiero co zaczynały się różnicować, by móc stworzyć narządy. Takie proste, a jednak tak skomplikowane. Charity nie rozumiała, co działo się w środku jej ciała. Nie miała świadomości, że jajowód z powodu ciąży mógłby zostać przerwany, a ona straciłaby więcej niż jedno istnienie. Prawie jak w Harrym Potterze, ale tym razem... mogła umrzeć, a nie zostać uratowana. Zbyt wiele zawdzięczała tym komórkom, by tak po prostu dać je z samej siebie usunąć.
Słuchała go. Może faktycznie nic... dużo się zmieni. Nie będą mieli jasnego celu bez dziecka. Było ono iluzją ich wspólnego szczęścia. Czuła to w środku. Bała się go stracić. Świat za bardzo wywrócił się do góry nogami, a jednak słuchała go. Patrzyła na ich wspólne splecione dłonie, by później spojrzeć głęboko w jego oczy. Dalej czuła w nich przedziwny spokój. Obserwowała go, słuchała. Może... faktycznie tak musiało być?
Wiesz... ja naprawdę Cię kocham — powiedziała słabym głosem — i boję się zostać sama... — sama ze sobą, sama bez niego, sama ze swoimi myślami. Tak wiele kryło się za tymi słowami. Zdecydowanie zbyt wiele. Chciała móc tylko wtulać się w Galena. Liczyła, że jego ramiona odpędzą od niej wszystkie straszne myśli. Te związane z wątpliwościami i okropnymi pytaniami. Wszystkie nawiedzały jej głowę, a od tego wszystkiego miała wrażenie, że zaraz eksploduje. Jego czuły dotyk ją uspokajał. Jakby wyłączał wszystkie niepotrzebne alarmy.
Obserwowała go wzrokiem. Przełknęła nerwowo ślinę. Czuła, że ją złamał ostatnimi słowami. Nie mógł stracić też jej, a ona... wolałaby nie żyć w tej chwili.
Dobrze — kiwnęła głową, zabierając z jego dłoni tabletkę — ale zostań przy mnie, bo nie dam sobie rady — powiedziała błagalnym tonem, unosząc wzrok, by spojrzeć mu prosto w oczy. Wszystko ją bolało na samą myśl. Połknęła. Iluzja prysnęła. Został po niej jedynie głośny płacz, bo po tym... musiała na nowo ukryć się w jego ramionach.
Płakała tak długo, aż zabrakło jej sił.

z/t x2