Hell of a Night
: ndz paź 12, 2025 1:31 pm
— A Olsenki to kurwa obie mają na imię Olsenki? — wziął spojrzał na Lawa jak na jakiegoś wariata. Lucas to był chyba jeszcze za trzeźwy na te rozmowy. — Żadna nie ma — trzepnął wampira Mario w głowę, tak po koleżeńsku. — Bo są Mary i Ashley. Chyba bo jeszcze była tam chyba jakaś Kate? To może ich jest trzy? Chuj z tym. You get the point — a przynajmniej taką miał nadzieje, że Osbourne w końcu załapie, o co mu chodziło. No trudno. Mogli wyglądać zajebiscie i tak wyglądają zajebiscie i nie ma problemu. I fajnie.
Każdy szanujący się flankowicz wiedział, że gra we flanki to jest gra STRATEGICZNA, a nie tylko alkoholowa. Trzeba było umieć to wszystko rozplanować. Bo ci co najlepiej rzucali, nie powinni pierwsze wypijać swoich browarów i zostawiać słabeuszy na pastwę losu.
Trochę miał nadzieje być w drużynie z Lawem, bo jednak baby to były słabe zawodniczki i często rzygały podczas picia, ale kiedy ten oznajmił, że bierze sobie Claire, Miller spojrzał na niego jak na prawdziwego zdrajcę. Prawdziwa zniewaga. A ta zniewaga krwi wymaga! Zamrugał jeszcze kilkakrotnie, a potem spojrzał na Indie.
— Dobra, chuj — machnął ręką. Trzeba było zakopać topór wojenny i współpracować, bo oboje nienawidzili przegrywać. A Lucas to już teraz w ogóle, skoro został tak ZDRADZONY przez przyjaciela. — Potrzymaj mi łapy — wystawił do niej dłonie z ogromnymi rękawicami i szarpnął, żeby zeszły. A potem faktycznie tak jak mu zaleciła, podwinął wielkie ogrodniczki. I wcale nie wyglądał już jak Mario Bro, a bardziej jak cięć ze wsi. Tylko kurwa gumiaków mu brakowało do tego wąsa. No I chuj.
Troche poobserwował jak Law ustawia kostka zamiast puchy, a potem przygotowuje przekąski do rzucania. I dopiero wtedy Lucas zrozumiał, że zaczynają grać. Sami.
— A to gramy tylko w czwórkę? — zdziwił się trochę chłopak, bo przecież dookoła było tyle ludzi, możnaby z tego robić prawdziwy trounrnament flankowy z wielkimi emocjami, a tu proszę. No ale trudno się mówi.
Pokiwał głową z niemałym wrażeniem, gdy Claire faktycznie trafiła tym pożal się boże żelkiem w kostka i go strąciła. Całe szczęście Indie była zajebiście szybka i w ułamku sekundy podniosła co trzeba, stopując to picie po drugiej stronie. A przynajmniej w teorii.
— EJ EJ EJ, STOP BYŁ!!!! — krzyknął w stronę Price, bo jeszcze coś tam sobie spuszczała piwa po brodzie myśląc, że nikt tego nie zauważy. A Lucas miał wzrok jak jebany sokół. Wszystko by wyłapał. Kiwnął tylko Indie głową, że zrobiła dobrą robotę, a potem sam wylosował przyrząd do rzucania. I aż sobie przeklnął pod nosem, kiedy zobaczył, że to taki leciutki opłatek w kształcie dyni. No kurwa świetnie. Ale chuj, działamy.
— Zrób mi miejsce — pchnął Caldwell za uszy i ugiął lekko kolana. Przymierzał się przez kilka sekund z wyjebanym językiem, a następnie z wykręconego nadgarstka wystrzelił dynię w kostka. I nawet kurwa trafił. Tylko co z tego jak opłatek po prostu pierdolnął na pół i spadł na ziemie. Było to tak smutne, że Miller aż musiał się napić. Za trzeźwy na to był. Złapał jakaś otwartą flaszkę (bo wiadomo nie piwo!) I upił kilka solidnych łyków. — No i chuj. Odkujemy się — rzucił jeszcze do Indie, podczas gdy Law losował swoją broń.
Lawrence B. Osbourne Claire Price Indie Caldwell
Każdy szanujący się flankowicz wiedział, że gra we flanki to jest gra STRATEGICZNA, a nie tylko alkoholowa. Trzeba było umieć to wszystko rozplanować. Bo ci co najlepiej rzucali, nie powinni pierwsze wypijać swoich browarów i zostawiać słabeuszy na pastwę losu.
Trochę miał nadzieje być w drużynie z Lawem, bo jednak baby to były słabe zawodniczki i często rzygały podczas picia, ale kiedy ten oznajmił, że bierze sobie Claire, Miller spojrzał na niego jak na prawdziwego zdrajcę. Prawdziwa zniewaga. A ta zniewaga krwi wymaga! Zamrugał jeszcze kilkakrotnie, a potem spojrzał na Indie.
— Dobra, chuj — machnął ręką. Trzeba było zakopać topór wojenny i współpracować, bo oboje nienawidzili przegrywać. A Lucas to już teraz w ogóle, skoro został tak ZDRADZONY przez przyjaciela. — Potrzymaj mi łapy — wystawił do niej dłonie z ogromnymi rękawicami i szarpnął, żeby zeszły. A potem faktycznie tak jak mu zaleciła, podwinął wielkie ogrodniczki. I wcale nie wyglądał już jak Mario Bro, a bardziej jak cięć ze wsi. Tylko kurwa gumiaków mu brakowało do tego wąsa. No I chuj.
Troche poobserwował jak Law ustawia kostka zamiast puchy, a potem przygotowuje przekąski do rzucania. I dopiero wtedy Lucas zrozumiał, że zaczynają grać. Sami.
— A to gramy tylko w czwórkę? — zdziwił się trochę chłopak, bo przecież dookoła było tyle ludzi, możnaby z tego robić prawdziwy trounrnament flankowy z wielkimi emocjami, a tu proszę. No ale trudno się mówi.
Pokiwał głową z niemałym wrażeniem, gdy Claire faktycznie trafiła tym pożal się boże żelkiem w kostka i go strąciła. Całe szczęście Indie była zajebiście szybka i w ułamku sekundy podniosła co trzeba, stopując to picie po drugiej stronie. A przynajmniej w teorii.
— EJ EJ EJ, STOP BYŁ!!!! — krzyknął w stronę Price, bo jeszcze coś tam sobie spuszczała piwa po brodzie myśląc, że nikt tego nie zauważy. A Lucas miał wzrok jak jebany sokół. Wszystko by wyłapał. Kiwnął tylko Indie głową, że zrobiła dobrą robotę, a potem sam wylosował przyrząd do rzucania. I aż sobie przeklnął pod nosem, kiedy zobaczył, że to taki leciutki opłatek w kształcie dyni. No kurwa świetnie. Ale chuj, działamy.
— Zrób mi miejsce — pchnął Caldwell za uszy i ugiął lekko kolana. Przymierzał się przez kilka sekund z wyjebanym językiem, a następnie z wykręconego nadgarstka wystrzelił dynię w kostka. I nawet kurwa trafił. Tylko co z tego jak opłatek po prostu pierdolnął na pół i spadł na ziemie. Było to tak smutne, że Miller aż musiał się napić. Za trzeźwy na to był. Złapał jakaś otwartą flaszkę (bo wiadomo nie piwo!) I upił kilka solidnych łyków. — No i chuj. Odkujemy się — rzucił jeszcze do Indie, podczas gdy Law losował swoją broń.
Lawrence B. Osbourne Claire Price Indie Caldwell