- 
				 Gorący piesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor Gorący piesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Claire hot-dog.
Nie potrafiła zdecydować się na żadne przebranie. Ni to pielęgniarka, ni kobieta kot, a już na pewno nie żadna krew. Nienawidziła tego święta. Wszyscy potrafili doprowadzić ją do palpitacji serca. Raz zobaczyła zakonnicę z Obecności, to biedna prawie przeryczała pół nocy. Sprawa wydawała się o tyle specyficzna, że Price była niezwykłym tchórzem. Wystarczył większy hałas, a ona już podskakiwała. Choć zdawała sobie sprawę, że to były tylko przebrania, to kiedy ktoś cały zakrwawiony wychodził z ciemnego zaułka, musiała go pytać, czy wszystko w porządku.
Taka Claire była, więc wolała zostać hot-dogiem.
Każdy go lubi, wcina się je, kiedy nie ma się czasu. Może zamiast kawiorem byłaby gorącym psem? Kto tam wie.
Za to ona z twarzą pełną zażenowania stała przed drzwiami Lawa. Nie miała zielonego pojęcia, jakim cudem Lucas namówił ją na tę imprezę. Tak, Charlotte znowu nie było w mieście, a ona przeżywała gorączkę sobotniej nocy, myśląc o tym, że wchodzi do mieszkania licealnego crusha. Pamiętała jeszcze doskonale ciarki żenady, które ostatnio w nim wywołała. Nie ma to jak przewrócić się na prostej podłodze. Chociaż w torbie miała tę jego kolorową koszulę, którą jej pożyczył.
— Na słowo harcerki: obiecuję się dzisiaj nie napierdolić jak szpadel — powiedziała Claire prosto Lucasowi w oczy, nie krzyżowała rąk — i jak zaczniesz rzygać, będę trzymała twoje włosy — to się nazywa kumpela. Nie miałaby, co mu trzymać, ale kibicowałaby, kiedy usuwałby kolejne rzygi z siebie. Spojrzała nerwowo na drzwi. Co ona właściwie tu robiła?
— W ogóle... musieliśmy przyjść akurat do Lawa? — nie chwaliła się ze swoich nastoletnich snów nikomu. Lawrence miał blond czuprynę i te cholernie, piękne niebieskie oczy, w których mogłaby się zatopić.
- 
				 know you won't hurt me, i'm about to detonate know you won't hurt me, i'm about to detonate
 pull you close and then i'll be gone nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor
Indie sama chyba nie do końca potrafiłaby określić jakim sposobem znalazła się akurat tam, gdzie się znalazła, ale w niczym jej to nie przeszkodziło — może i nie miała zielonego pojęcia, komu właśnie wprosiła się na chatę, ale w ogóle nie miało to znaczenia, bo tak czy inaczej bawiła się doborowo. Halloween było wszystkim, co Caldwell kochała na tym świecie najbardziej: niezawodnym pretekstem do imprezowania kilka dni pod rząd, lęgowiskiem fenomenalnych absurdów (dosłownie przed chwilą widziała jak Kim Jong Un leci w ślinę z Hilary Clinton, tak na samym środku salonu) i szansą na to, żeby zupełnie bezkarnie błaznować do woli pod pretekstem wczuwania się w postać. No czego więcej chcieć od życia w piątkowy wieczór, co?
Przewietrzyć się zamierzała już od jakiegoś czasu, ale w międzyczasie rozproszyło ją dwóch typów przebranych za Myszkę Mickey i Goofy'ego — oprócz zbicia pion i wymienienia komplementów, obowiązkowo musieli narobić sobie przecież razem tysiąc wątpliwej jakości zdjęć, wymienić się instagramami i obiecać sobie nawzajem, że na pewno nie zapomną się pooznaczać (oczywiście, że zapomną), więc cała sprawa zajęła sporo dłużej niż kilka minut. Przerwa na fajkę była zatem szalenie wyczekana, więc po pożegnaniu się z nowopoznanymi ziomkami, Indie dziarskim krokiem przeprawiła się na drugi koniec domu, z papierosem w ustach przeciskając się przez stojącą w korytarzu grupkę i wreszcie wyślizgując się na zewnątrz. Tak się akurat zdarzyło, że ktoś sterczał na wycieraczce, więc Indigo poczuła się zobowiązana do tego, aby być dobrym gospodarzem i powitać gości w imieniu... no, nie wiedziała w czyim, ale w czyimś na pewno.
— Zaaaaapraszam, zapraszam — uraczyła nieznajomych donośnym i jakże entuzjastycznym powitaniem, jednocześnie otwierając na oścież drzwi co najmniej tak, jakby sama tutaj mieszkała. Zza okularów przeciwsłonecznych o tej porze dnia guzik było widać, plus na koncie miała już drinka albo trzy, więc autentycznie nawet nie zorientowała się, że jedną z osób, którą właśnie próbowała przepuścić w drzwiach był Lucas.
Claire Price Lawrence B. Osbourne Lucas Miller
- 
				 it's complicated, dude. it's complicated, dude. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Pewnie dlatego kiedy kiedy miał do wyboru udać się na imprezę za Lawa, a wyjechać z Charlotte na domki z jej rodziną wybrał wikse przy Disctillery Disctrict. No bo wiadomo, priorytety. Matka zawsze mu mówiła, że w życiu trzeba się było kierowano odpowiednimi wartościami — no to on właśnie takie kalkulacje zrobił i z jego zajebistej matematyki wyszło, że domówka u Osourna była właściwym wyborem.
— No ja myśle, że się będziesz pilnować! — rzucił Claire przelotne spojrzenie, kiedy czołgali się po schodach na pierwsze piętro. — Bo ten strój jest wypożyczony i BARDZO bym nie chciał ubabrać go w rzygach — prychnął, bo może i wtedy pod klubem nie było za kolorowo, to całe szczęście Miller i Price sobie wszystko wyjaśnili i już mieli sztamę. A skoro mieli sztamę, to i można było sobie teraz z tego cisnąć bekę. No i fajnie.
— A musieliśmy przyjść akurat tutaj, bo nikt nie zrobi lepszej imprezy — chociaż prawda była taka, że ta wiksa była przynajmniej bez wpisowego za wejście o wartości dwudziestu dolców. A poza tym, Law był jego najlepszym kumplem. A kumpli trzeba było wspierać. W piciu na przykład, o.
Drzwi do mieszkania numer trzy były lekko uchylone, więc Lucas od razu chciał się wprosić do środka bez pukania, jak na dobrego ziomka przystało, jednak przez ten jego kostium MARIO nie mógł dobrze chwycić klamki. Całe szczęście ktoś był tak miły (i nie była to Claire, bo akurat ona stała obok się tylko gapiła), że otworzył przed nimi wrota. Miller już był gotowy podziękować, kiedy ten Goofy wydał mu się jakoś dziwnie znajomy.
— Indie? — no kurwa, no nie. Przywidzenia miał. A przecież nawet nie zaczął jeszcze nic pic. — Co ty tu, kurwa, robisz? — bo serio, to już podlegało pod prawdziwy stalking. Pierwsze nawiedziła go w robocie, zatrudniając się na kasie, a teraz tu. To dopiero było straszne halloween! — Gdzie jest Lawrence?
Lawrence B. Osbourne Claire Price Indie Caldwell
- 
				 najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Dwoma słowami, było wesoło.
Ale kiedy przez muzykę przedarł się dzwonek do drzwi, to Law postanowił sprawdzić kto to, miał nadzieję, że nie psy, chociaż jakby teraz przyszła do niego policja, to pewnie by ich zaprosił do środka, bo myślałby, że tak się poprzebierali, taki Lawrence był już pijaniutki.
Wyszedł do korytarza, a tam Goofy, albo jego syn, Mario i Hot-dog. Fajnie.
- Jaaa, co to za multiwersum tutaj sobie urządzacie? Mario bracie, dawaj gramy w grę - rzucił, ale że pierwszą po drodze miał Indie, to na chwilę oparł się na jej ramieniu, i sięgnął ręką, żeby zabujać jej uchem - fajne uszy - stwierdził, a później przedarł się do przodu, z Lucasem zbił od razu piąteczkę, a potem spojrzał na Claire - w środku jest już Twoja paczka, pizza i hamburger - uśmiechnął się, a potem zajrzał pod jej czapkę - Claire? Czekajcie. Przyszliście razem? A Twój chłopak i Twoja dziewczyna? - uniósł jedną brew, Claire mu ostatnio mówiła o jakimś swoim chłopaku, za to Lucas miał Charlotte, Lawrencowi nie chciało się jednak tego analizować, machnął ręką - a dobra, nieważne. Stary patrz na to - wyszczerzył się do kumpla pokazując zakrwawione wampirze zęby - jestem wampir Mario, bo ugryzła mnie Drakulina - i pokazał na szyi dwa takie punkty, jakby serio ugryzł go wampir - uważajcie dziewczyny, na wampira Mario - uśmiechnął się najpierw do jednej, potem do drugiej, a później machnął ręką - chodźcie, weźcie sobie drinki, trzymaj Claire - no i dał Claire tego swojego drinka, w którym pływały żelki oczy, liczył, że tym razem go na siebie nie wyleje. Był prawie pełny wypił z niego tylko dwa łyki.
Indie Caldwell Claire Price Lucas Miller
- 
				 Gorący piesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor Gorący piesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
— LUUUUUCAS, DAJ SPOKÓJ — spojrzała pełna oburzenia Claire, podpierając się dłońmi o biodra. Klasyczna nauczycielka dającą opr uczniowi za jakąś błahostkę. Jeszcze ten wykład o kostiumie... od czegoś były pralnie, prawda? Price znała jedną chemiczną. Raz po rzyganiu idealnie wyczyściła jej białą kurteczkę — czy kończyłam się kiedyś dwa razy podrząd? Otóż nie — kończyła na pewno. Kiedyś była nazywana Królową Zgonu. Na każdej imprezie kończyła w toalecie, modląc się — naprawdę? Ostatnio się wygłupiłam przed Lawem — powiedziała odrobinę nieśmiałym wzrokiem, spuszczając wzrok ku dołowi. Mocniej ścisnęła pakunek. Ze wszystkich facetów na świecie, akurat ta dwójka musiała sie ze sobą przyjaźnić?
Ktoś im otworzył drzwi. Odetchnęła z ulgą.
— A dziękuuujemy — skinęła delikatnie głową, wchodząc do środka. Za to wtedy usłyszała Lucasa. Odwróciła się w jego stronę ze zmarszczonymi brwiami. Znał ją? Nie lubił? Czy musiała przybrać pozę wrednej przyjaciółki, by bronić kolegę? Chyba na to wychodziło.
— Znacie się? Kto to — spytała, patrząc na jedno to na drugie. Jej głowa obracała się, jak jakiegoś pieska, któremu ludzie przerzucali zabawkę. Próbowała zrozumieć, co tu się wydarzyło. Za to wtedy usłyszała Lawrenca. Ciarki żenady przeszły po jej ciele. Już chciała się odezwać, przekazać mu pakunek, ale zatrzymała się.
— Nie Law, to mój kumpel — wydukała z siebie lekko speszona. Znowu ON, jej licealnu crush. Kolana znowu się jej uginały... Potrzebowała alkoholu, bo nie przetrwa tej imprezy. Miller będzie musiał ją stąd wyprowadzać nogami do góry — zajebiście Law — mruknęła, obserwując jego strój. DLACZEGO ON WE WSZYSTKIM WYGLĄDAŁ TAK PIEKIELNIE DOBRZE? Już myślała, że będzie musiała to rozchodzić, a zamiast tego dostała drinka. Idealnie na czas — a dziękuję... — mruknęła Claire, upijając kilka większych łyków. Tego właśnie potrzebowała do osiągnięcia szczęścia — potrzebuję sporo alkoholu Lucas, naprawdę sporo — powiedziała, odwracając się w stronę Millera — są flanki, Law? — dopytała prawie że błagalnym tonem. Skoro miała z nimi spędzić imprezę, musiała się najebać.
I tyle ze słowa harcerza.
- 
				 know you won't hurt me, i'm about to detonate know you won't hurt me, i'm about to detonate
 pull you close and then i'll be gone nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor
Indie dosyć naprawdę miała tego ciągłego wpadania na Lucasa, więc z miejsca zaczynała brać ją porządna kurwica, ale wszechświat totalnie chronił ją przed aferą w ulubione święto, bo zesłał jej wybawcę w postaci lekko dziabniętego Mario-wampira. No i zajebiście, wreszcie ktoś, kto miał priorytety we właściwej kolejności i docenił jej kapitalne przebranie zamiast zadawać jej jakieś głupie pytania.
— A DZIĘKUJĘ SERDECZNIE, sama dziś rano montowałam, wykurwiste, nie? — podziękowała nieskromnie, bo kultura musiała się zgadzać, pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz przecież.
Podążyła wzrokiem za wampirem i wychodziło na to, musiał znać się z Lucasem i jego towarzyszką. No właśnie. Dopiero teraz miała czas trochę więcej uwagi poświęcić Claire i zauważyć, że to wcale nie była dziewczyna z monopolowego. Aż musiała ściągnąć z nosa swoje szybkie okulary, żeby porządnie przyjrzeć się ich dwójce.
— Te, no właśnie, gdzie pannę zgubiłeś? — wtrąciła się, bo z całą tą frustracją i pierwszymi procentami w krwiobiegu drastycznie skoczyły jej poziomy bezczelności.
A zaraz potem stwierdziła, że wampir (Law? zgadywała, że ten słynny Lawrence?) w sumie miał rację, że dobra, nieważne, więc kiedy dostała od niego zaproszenie z powrotem do środka, bez zastanowienia obróciła się na pięcie, bardzo zadowolona, że oficjalnie miała czyjąś zgodę na to, żeby sobie tutaj zostać. Czy się to Lucasowi podobało, czy nie. I zajebiście, niczego więcej do szczęścia teraz nie potrzebowała. Chyba, że tego skręta którego kitrała pomiędzy swoimi fajkami we wciśniętej w kieszeń paczce, ale przed wyjściem obiecała sobie zostawić go na trochę później, więc...
— O, no i to jest pomysł, flanki albo inny chuj — zawtórowała Claire, bo tak się składało, że Indie znalazła się w podobnej sytuacji do niej — jeśli miała na tej imprezie wytrzymać, to nie na trzeźwo. Na pewno nie na trzeźwo.
Claire Price Lawrence B. Osbourne Lucas Miller
- 
				 it's complicated, dude. it's complicated, dude. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Już miał jej zripostować te durne pytania, gdy jakiś lepiej wyglądający od niego Mario pojawił się w przejściu. I zajęło mu dobre czterdzieści sekund, żeby zrozumieć, kto to był.
— No właśnie to jest Lawrence — wkazał na niego palcem, wciąż poirytowany na Indie, chociaż jak tak patrzył na kumpla, to nie wiedział, czy jego też zaraz nie ukatrupi. — Bro, co ty masz na sobie?! — tym razem zwrócił się do Mario-wampira. — Miałeś być przecież LUIDŻIM — i capnął go w głowie z tej swojej wielkiej, białej rękawicy, które miał na dłoniach. Przecież rozmawiali o tym chyba z całe dwa razy, że przebiorą się za najbardziej iconic duo na tej planecie ziemia, a tutaj wyszły z tego jakieś bliźniaki jednojajowe, tylko jeden zamienił się w wampira. W dodatku Law wyglądał na tego lepszego brata. A to akurat zaimponowało Millerowi. Bo jego prawdziwy był zjebany.
— Charlotte jest na wyjeździe z rodziną. Jakieś tam domki nad jeziorem i łowienie ryb — wyjaśnił pokrótce, bo tam więcej było do tej historii jakieś tam ważne wydarzenia, ale kogo by to obchodziło. — Miałem jechać, ale Claire mnie błagała, żeby tu do ciebie przyjść, więc jesteśmy — rzucił takim ŚWIETNYM, ŚMIESZNYM żarcikiem, sprzedając jeszcze Price kuksańca w bok. I nawet gdy ta spiorunowała go wzrokiem, Miller jakoś nie załapał, że zrobił coś głupiego i tylko wzruszył ramionami.
— A co ty chcecie grać w flanki w mieszkaniu? — zaśmiał się pod nosem i popatrzył na Claire i Indie jak na wariatki. Przecież to kurwa był tak durny pomysł, że nawet on sam by tego nie wymyślił. — Zalejemy Lawowi całe mieszkanie — bo przecież LEGENDA głosi, że nikomu się kurwa nigdy nie ulało, jak wciskał sobie puchę do ryjca. Poza tym każdy szanujący się i praktykujący flankowicz dobrze wiedział, że najlepiej było sobie wylać trochę piwa po brodzie do kołnierza. — Ale z drugiej strony mieszka na pierwszym, więc chuj. ZAGRAJMY — wzruszył ramionami, no bo co to za zalanie, jak nie miało się kogo zalać?
Lawrence B. Osbourne Claire Price Indie Caldwell
- 
				 najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
- A kto to jest Luidżi? - zapytał z dość poważną miną - jak mi powiedziałeś, że brat Mario... No to Mario? Brat Mario, to Mario. Mario brothers, jak Olsenki, czy coś - wzruszył ramionami, bo może i Lawrence studiował medycynę i wiedział jak powiedzieć po łacinie ból w okolicy kości ogonowej, to nie ogarnął tego, że brat Mario, to nie Mario, a Luidżi, ok?
- No i chuj, niech żałuje, domki nad jeziorem i łowienie ryb brzmi jak totalne nudziartstwo - rzucił, a potem przysunął się do Calire, żeby spojrzeć na nią z góry, z takim ładnym uśmiechem - fajnie, że chciałaś przyjść Price - i nawet puścił jej oczko, ale wtedy oni zaczęli o tym flanki, a Lawrence pokręcił głową tak energicznie, że czapka Mario mu spadła i musiał ją zbierać z podłogi. Zresztą on już zgubił też gdzieś wąs i był takim zbrakowanym Mario wampirem.
- Nie kurwa, jakie flanki, w pytania i wyzwania gramy - powiedział i podrapał się po głowie - chociaż... No już chuj, zagramy we flanki, ale jak się ktoś porzyga, to będzie tu jutro rano sprzątał w samej bieliźnie - jakoś tak zerknął na dziewczyny. Pewnie Lawrence będzie to jutro rano robił, sprzątał i płakał w samych gatkach od Calvina Kleina, ale cóż.
- To jak się dzielimy na drużyny? - zapytał i oczywiście chciał być z Lucasem, jak to Mario Bros, ale Osbourne to jednak był zbyt sprawiedliwy i wydawało mu się, że jednak dziewczyny z nimi nie będą miały szans. Popatrzył najpierw na Indie, a później na Claire.
- Dobra, to ja z Claire - w końcu zadecydował, żeby już nie zastanawiali się nad tym pół dnia. Zresztą nawet na pierwszy rzut oka pijanego Lawrenca to było widać, że Lucas ma jakieś dziwne wibracje i z jedną i z drugą, więc Law jak na dobrego kumpla przystało, jedną mógł od niego zabrać. A że Claire trochę znał, to padło na nią.
- Zniszczymy was - powiedział i kopnął jakieś kubki, które już walały się po podłodze, żeby zrobić im trochę miejsca, a potem rzucił Lucasowi dwie puszki z piwem, jedna za drugą, niech się chłopak orientuje. Dwie też wziął dla siebie, jedną dał Claire.
- Drink na Ciebie patrzy Price, wypij go szybko - rzucił zaglądając jej do kubka, gdzie pływała żelka oko. Na środku ustawił jakiegoś kościotrupa, zamiast tej puszki.
- Tego gościa zbijamy, żeby było kli-ma-ty-cznie - zasugerował, tylko pozostało pytanie czym będą rzucać, ale Law zaraz sięgnął po miskę z cukierkami i żelkami w kształcie wampirzych zębów, oczów i glizd. Będą losować naboje, żeby było ŚMIESZNIEJ.
- A rzucamy tym - stwierdził.
Claire Price Indie Caldwell Lucas Miller
- 
				 Gorący piesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor Gorący piesnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
— Podejrzane... — mruknęła Price, mrużąc oczy. Patrzyła badawczo to na jednego, to na drugiego. Coś się tutaj święciło, tylko nie wiedziała, co dokładnie. Zmarszczyła nosek, zastanawiając się, o czym dokładnie nie wiedziała. COŚ musiało być na rzeczy, czuła to w swoich lędźwiach. Kręciło się coś w jej brzuchu, jakby grał prawdziwy marsz żałobny. Tylko to nie widok ich dwojga, a blondyna. Dalej działał na nią jak benzyna na iskrę. Aż cała zaczęła płonąć, byle nie zrobiła tego w takim stylu jak ostatnio.
— WCALE CIĘ NIE BŁAGAŁAM — spiorunowała go wzrokiem, sprzedając dużo mocniejszego kuksańca. Czuła się zażenowana. Dobrze, że na twarzy miała makijaż, inaczej spaliłaby totalnego buraka. Mogła być hot-dogiem, ale musiała być pięknym, dziewczęcym hot-dogiem.
— A ty co taka wściekła? — słyszała jej frustrację w głosie. Dlatego spojrzała się na nią jak na UFO — zjedz snickersa, bo gwiazdorzysz — prychnęła Claire, kręcąc głową. Po co ona w ogóle się do nich przypałętała? Zmierzyła Indie chłodnym wzrokiem. I niby co? Z takim nastawieniem to żadna impreza, a przykleiła się jak rzep do psiego ogona.
— Owszem, mamy halloween. Strach będzie rano zobaczyć mieszkanie — odpowiedziała z anielskim wyrazem twarzy. Jakby zamiast hotdoga na głowie pojawiła się właśnie aureola — ... nie? — odpowiedziała speszona, wpatrując się w niezrozumieniem w Osbourne. W takich momentach właśnie mierzysz się z najgorszymi myślami z własnej głowy. Wzięła głęboki oddech, bo czuła zażenowanie wymieszane z nastawieniem — na pewno, Law? — spytała błagalnym tonem, wracając wzrokiem do Millera. Dlaczego jej to robił? Mógł wzniecić bunt. Bała się być z Lawem w grupie.
— Aye, sir! — spojrzała na Lucasa spojrzeniem pt. przepraszam ale muszę. Wzięła tego drinka i wypiła na raz, aż... nie beknęła głośno. Takie plusiki posiadania zerowej kultury osobistej — a damy radę tym strącić? — spytała lekko zakłopotana, ale finalnie kiwnęła głową. Jako gospodarze mieli pierwszeństwo. Wpierw otworzyła swoją puszkę i wzięła jakiegoś tam żelka.
— A jebać to — mruknęła i rzuciła... Nie wierzyła w to, bo TRAFIŁA. Aż szybko przysunęła puszkę do rąk i zaczęła ja pić.
- 
				 know you won't hurt me, i'm about to detonate know you won't hurt me, i'm about to detonate
 pull you close and then i'll be gone nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/on, i don't mindpostaćautor
No i Indie mogłaby się po tym wszystkim odpierdolić, skoro swoje pięć groszy już wtrąciła, ale teraz miała w tym radosnym gronie już nie jedną, a dwie osoby, którym trochę chciała zrobić na przekór, więc odpierdolić się nie zamierzała. Zresztą, jak mieli grać w te flanki, to musiała zostać — nie było przecież takiej opcji, żeby nie wziąć udziału w rozgrywce, tym bardziej, że czuła się w temacie zbyt wykwalifikowaną, żeby pozwolić tym latom treningów i poświęceń się zmarnować.
Bycie w drużynie z Millerem nie było scenariuszem idealnym, ale przegrana wydawała się znacznie gorsza niż bliska współpraca z Lucasem, więc Indie postanowiła na moment zapomnieć o pozaimprezowej rzeczywistości i zaraz obróciła się w jego kierunku ze zdeterminowaną miną.
— Zdejmuj te łapska i podciągaj ogrodniczki, wygrywamy to — poleciła energicznie, ale stanowczo, bo sprawa była śmiertelnie poważna. — Tylko się nie wyjeb w tych kapciach, dobra?
W gotowości bojowej godnej Olimpijczyka czekała na pierwszy rzut, który przypadł akurat Claire; nie miała jeszcze okazji wybadać jakie były możliwości konkurencji, więc musiała zachować czujność. I całe szczęście, że tak właśnie zrobiła, bo Price trafiła za pierwszym razem, na co Indie momentalnie wyrwała do przodu na ratunek zbitemu kościotrupowi. Parkiet był trochę śliski i cały manewr skończyła lekkim driftem w ścianę, ale dzięki temu udało jej się podnieść go w miarę szybko (a było to dużo trudniejsze niż podniesienie pustej puszki, umówmy się), więc BYŁO WARTO.
— Kurwa, jakbym wiedziała, że takie wypolerowane będziesz mieć te parkiety, to bym wpierw ogumienie zmieniła na zimowe — rzuciła radośnie w kierunku Lawa, wracając na swoje miejsce i zaraz odwracając się w stronę Lucasa. Ostatni raz grali razem we flanki pewnie jakieś dobre dwa lata temu, ale kiedyś byli w tym wykurwiści i strategia zawsze była taka, żeby rzucał pierwszy, bo robił to lepiej. Nie zamierzała tego zmieniać. — No, Miller, to pokaż im, jak to robią zawodowcy.
Claire Price Lawrence B. Osbourne Lucas Miller

 
				 
				