Scary monsters and nice sprites
: pn lis 03, 2025 6:44 pm
Szczerze to nie spodziewała się niczego, co różniłoby się od typowej wizyty na grobie męża. Tu wydarzyła się cała seria – pies-duch, cmentarz po zmroku no i nieznajomy, który twierdził o przynależeniu do tej samej mafii co ona i jej zmarły ukochany. Ciężko było myśleć racjonalnie pod natłokiem tylu sprzecznych myśli, ale robiła co mogła, byleby nie wdepnąć głębiej w bagno prowadzące do naprawdę przykrych konsekwencji.
Potwierdzenie słów było dla niej ciosem, który jednak przyjęła już równie łatwo, co pozostałe. Uodporniła się już w większej mierze na takie rzeczy, bo co one zmieniały? Nie dało się uczynić zmarłego bardziej zmarłym. Jemu było już obojętne czy ktoś myślał, czy należała mu się ta śmierć czy nie. Hayward starała się o tym pamiętać, ale relacja, która ich łączyła, nie pozwalała jej całkowicie dać temu spokój. Stąd też jej chłodne spojrzenie, skierowane prosto w jej rozmówcę oraz usta zaciśnięte w cienką linię. Bo mimo wszystko miał rację, a że prawda była bolesna przekonała się już nie raz. Wiedziała dobrze, na co się pisze.
— Rozumiem, ale mimo wszystko… Czasami ciężko jest odejść od nawyków, nawet tych lekko… paranoicznych. — przyznała na głos, również stawiając na całkowitą szczerość. Od śmierci męża było tylko gorzej. Nie raz i nie dwa myślała, że być może ją też ktoś będzie chciał ukatrupić. Ale skoro żyła aż do dnia dzisiejszego, może to tylko jej luby był faktycznym celem rywali. Przynajmniej nieoficjalnie.
— Również. A mając do czynienia z ludźmi naszego pokroju to naprawdę dość rzadkie zjawisko. — poczuła się trochę pewniej po kilku minutach, przez co pozwoliła sobie na zawtórowanie mu cichym śmiechem, ale z tyłu głowy cały czas miała tę myśl, by nie pozwalać sobie na stuprocentową beztroskę. Nie tylko ze względu na obawę o samą siebie, ale by nie skoczyć dalej niż przewidywała, dokonując tym samym spektakularnego upadku. Każdy jej ruch był uważnie przemyślany, zwłaszcza po śmierci męża. Ciężko było jej ot tak odejść od wyuczonego już trybu życia.
— Jasne, ale jedyny ratunek jaki teraz jest w stanie zadziałać to opuszczenie murów cmentarza. Dziwnie się tutaj czuję. — przyznała szczerze, rozglądając się wokół. Nie był to strach, bardziej klasyczny niepokój, ale wciąż wliczał się do tych emocji, których raczej nie chciało się czuć bez końca. Chcąc czy nie, spotkanie nieznajomego z mafii dokładało cegiełkę do tego wszystkiego. — Jeśli dalej masz chęć na piwo to możemy pójść do tego baru. Myślę, że będzie raźniej niż tutaj. — co prawda sama zamierzała ostrożnie obejść się z alkoholem i ewentualnie być pod telefonem tak absolutnie w razie czego, ale chęć opuszczenia cmentarza okazała się być nieco silniejsza niż jej obawy co do motywów mężczyzny.
Cathal Graves
Potwierdzenie słów było dla niej ciosem, który jednak przyjęła już równie łatwo, co pozostałe. Uodporniła się już w większej mierze na takie rzeczy, bo co one zmieniały? Nie dało się uczynić zmarłego bardziej zmarłym. Jemu było już obojętne czy ktoś myślał, czy należała mu się ta śmierć czy nie. Hayward starała się o tym pamiętać, ale relacja, która ich łączyła, nie pozwalała jej całkowicie dać temu spokój. Stąd też jej chłodne spojrzenie, skierowane prosto w jej rozmówcę oraz usta zaciśnięte w cienką linię. Bo mimo wszystko miał rację, a że prawda była bolesna przekonała się już nie raz. Wiedziała dobrze, na co się pisze.
— Rozumiem, ale mimo wszystko… Czasami ciężko jest odejść od nawyków, nawet tych lekko… paranoicznych. — przyznała na głos, również stawiając na całkowitą szczerość. Od śmierci męża było tylko gorzej. Nie raz i nie dwa myślała, że być może ją też ktoś będzie chciał ukatrupić. Ale skoro żyła aż do dnia dzisiejszego, może to tylko jej luby był faktycznym celem rywali. Przynajmniej nieoficjalnie.
— Również. A mając do czynienia z ludźmi naszego pokroju to naprawdę dość rzadkie zjawisko. — poczuła się trochę pewniej po kilku minutach, przez co pozwoliła sobie na zawtórowanie mu cichym śmiechem, ale z tyłu głowy cały czas miała tę myśl, by nie pozwalać sobie na stuprocentową beztroskę. Nie tylko ze względu na obawę o samą siebie, ale by nie skoczyć dalej niż przewidywała, dokonując tym samym spektakularnego upadku. Każdy jej ruch był uważnie przemyślany, zwłaszcza po śmierci męża. Ciężko było jej ot tak odejść od wyuczonego już trybu życia.
— Jasne, ale jedyny ratunek jaki teraz jest w stanie zadziałać to opuszczenie murów cmentarza. Dziwnie się tutaj czuję. — przyznała szczerze, rozglądając się wokół. Nie był to strach, bardziej klasyczny niepokój, ale wciąż wliczał się do tych emocji, których raczej nie chciało się czuć bez końca. Chcąc czy nie, spotkanie nieznajomego z mafii dokładało cegiełkę do tego wszystkiego. — Jeśli dalej masz chęć na piwo to możemy pójść do tego baru. Myślę, że będzie raźniej niż tutaj. — co prawda sama zamierzała ostrożnie obejść się z alkoholem i ewentualnie być pod telefonem tak absolutnie w razie czego, ale chęć opuszczenia cmentarza okazała się być nieco silniejsza niż jej obawy co do motywów mężczyzny.
Cathal Graves