ODPOWIEDZ
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

7.
Niezwykle dziwnym musiało być uczucie powrotu z martwych do żywych. Albo z niebytu do powtórnego istnienia. Jedno z dwóch. Sylvie być może będzie mogła coś o tym powiedzieć. I tym krótkim wstępem można powitać ją wśród żywych. A raczej... wśród zmarłych?
Albowiem otaczająca ją w tym momencie sceneria prezentowała parę jednakowych lub pełnych podobieństw elementów - trawnik, parę drzewek, nagrobki, ciemne niebo oraz majaczący się w ciemności kościół. Niczym sceneria rodem z horroru. Hayward mogłaby przyrzec, że wcale nie bała się kluczyć między kamiennymi płytami, natomiast uczucie ściśniętego żołądka było idealnym zaprzeczeniem jej usilnych wierzeń. Rzadko kiedy bywała tutaj po zmroku, ale dzisiaj nie miała wyboru. Wolała zacisnąć zęby i odwiedzić zmarłego męża zgodnie z zaplanowanym grafikiem niż przewracać swoje plany do góry nogami przez późną porę. Nic jej raczej tutaj nie zagrażało... prawda?
Grób jej zmarłego ukochanego nie był położony daleko, a ona i tak znała już drogę na pamięć. Nie bywała tutaj tak często, jak na samym początku, ale starała zaglądać się tak często, jak tylko mogła. Przystanęła nad nagrobkiem, dzierżąc w jednej dłoni elegancki znicz do zapalenia, a w drugiej drobną wiązankę oraz dynię. Dziwna dekoracja, ale oboje przepadali za świętem Halloween, o czym Sylvie cały czas pamiętała. Mogli tym samym wspólnie świętować nawet i po śmierci, choć pewnie po jakimś czasie nawet z tego powinna była zdecydować. Na razie było za wcześnie - dała sobie więcej czasu, by pożegnać się nie tylko z nawykami ukochanego, ale również i z jego odejściem.
Ukucnęła, by odpalić wkład do znicza i ostrożnie włożyć go do środka. Gdy już to zrobiła, przestawiła obiekt w wypatrzone miejsce i zgarnęła dynię z wiązanką. Ją ułożyła na płycie - tak, by nie zasłonić przypadkiem nazwiska męża oraz innych członków jego rodziny, którzy byli tutaj pochowani. Dopiero wtedy mogła pogrążyć się w bezgłośnej rozmowie ze zmarłym. Nie umiałaby wydusić z siebie słowa na głos. Uważała to nie tylko za nieco dziwne, ale również i za niezręczne.
Poniekąd to mogło wpłynąć na narastające obawy i strach, a także poczucie, że ktoś mógł obserwować ją z rozlewających się po cmentarzu ciemności. Uparcie jednak ignorowała to uczucie, choć kątem oka zerkała od czasu do czasu za siebie. W pewnym momencie sięgnęła nawet do torebki po jakieś słodycze, bo zaczęły trząść się jej dłonie. I albo była to wina głodu, który też poniekąd odczuwała, albo coś faktycznie zaczynało jej wchodzić na głowę. Chciała jednak spędzić jeszcze moment przy grobie, dla zasady.
To był jednak błąd.
Przycupnęła na ławeczce, odwijając sobie karmelowego cukierka. Gdyby nie okoliczności, mogłaby nawet pomyśleć, że dzieliła sobie tą niewielką deserową chwilę ze zmarłym. Chwila słodkości i przyjemności miała jednak zmienić się w coś zupełnie odwrotnego wraz z momentem, w którym po cmentarzu zaczął biegać biały, uliczny piesek. A Sylvie, która kompletnie nie spodziewała się takiego random eventu, w pierwszej chwili uznała go za ducha.
JEZUS MARIA! — wydarła się chyba na całe gardło, co zaalarmowało pieska. Przez jego ujadanie też podskoczyła w miejscu, czując, jak serce podeszło jej do gardła. Aż dziwne, że nie pokusiła się o więcej epitetów, ale najwidoczniej jej kolejną reakcją było odebranie mowy. Potrzebowała chwili na ocknięcie się, choć wciąż miała się na baczności. Piesek był natomiast nieszkodliwy, bo po chwili oddalił się. Sylvie aż odetchnęła, opadając z powrotem na ławkę, z której nagle się zerwała.


Cathal Graves
37 y/o, 189 cm
Ochroniarz The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiCię/żarówka
postać
autor

Ciekawość była podobno pierwszym stopniem do piekła. Cathal jednak nic sobie z tego nie robił, stawiając często na zaspokojenie własnych potrzeb kosztem przesądów czy opinii innych, toteż gdy chciał coś zrobić - po prostu to robił. Rzadko kiedy spotykało się to z aprobatą i tym razem wcale nie było inaczej, bo mężczyzna postanowił odjebać coś, o co jeszcze kilka minut wcześniej sam by siebie nie podejrzewał. Stwierdził bowiem, że od czapy pojedzie sobie na cmentarz przy St. John's Anglican Church, by sobie pospacerować i zobaczyć, jak wygląda tutejsza mogiła.
Wsiadł więc na swój motocykl i udał się w drugą podróż po ulicach Toronto, zahaczając jeszcze po drodze o kilka innych punktów, w których musiał coś załatwić. Zaparkował nieopodal kościoła, niemal przy samym wejściu na cmentarz, który wydał mu się... zbyt prosty. Choć sam nie przepadał za przepychem, tak obiekty religijnego kultu postrzegał jako coś, co powinno prezentować pewien majestat. Tutaj tego nie odczuł, aczkolwiek sporą rolę mogło w tym odegrać to, że na nim po prostu ciężko było zrobić wrażenie.
Przeszedł się po pierwszych kilku rzędach grobów, rozglądając się wkoło, jakby faktycznie szukał jakiegoś znajomego nazwiska. Były na to jednak bardzo niewielkie szanse, bo chyba tylko jakaś bardzo daleka rodzina Gravesa zamieszkiwała Toronto i miała tu swój rodzinny grób. A, że kontaktów z nikim brunet nie utrzymywał, to i ciężko było ich namierzyć mimo tej wiedzy.
Wtem jego uszy zarejestrowały krzyk kobiety, który zaalarmował go od razu i siłą rzeczy ściągnął jego uwagę. Wspomniana wcześniej ciekawość zobaczenia tutejszego cmentarza zmieniła się w ciekawość dotyczącą zdarzenia i tym samym Cathal nie wahając się, spróbował namierzyć wzrokiem damę w opresji, a gdy tylko ją dostrzegł kilkadziesiąt metrów dalej, od razu też postanowił podejść.
Nim zaanonsował swoją obecność, rozejrzał się wkoło, chcąc zarejestrować coś, czego faktycznie można było się bać. Nie dostrzegł nic takiego i tym samym ściągnął brwi do siebie, a usta uformowały się w krzywy uśmiech. Wzrok powędrował w kierunku kobiety, która była sprawczynią całego tego zamieszania.
- W porządku, mała? - rzucił charakterystycznym dla siebie niskim i pewnym siebie, niemal zawadiackim tonem, którym nie raz nie dwa oczarował wiele klientek pubów od Toronto po Vancouver, z którego pochodził.
Kątem oka dostrzegł nagrobek, przy którym stała ławeczka, na której siedziała Sylvie. Uniósł lekko brew, dostrzegając znajome sobie nazwisko, które od razu połączył z kilkoma innymi faktami, w tym mafijnym pochodzeniem.
- Pierwszy raz zagadałem do kogoś obcego na cmentarzu - zachichotał lekko z niemałym rozbawieniem, by zaraz ponownie spojrzeć na nagrobek. Upewnił się tylko, że ów mężczyzna należał do ’Ndranghety i kiedy odnalazł w pamięci odpowiednie wspomnienie, od razu powrócił spojrzeniem do blondynki. - W barach jest o to łatwiej - dodał po chwili, chcąc tylko podtrzymać jakkolwiek rozmowę, na którą w tym momencie nie miał za bardzo pomysłu. Za to była coraz większa ciekawość, a to już wystarczyło, by patrzył na rozmówczynię inaczej, niż na zbędny element swojego życia.

Sylvie Hayward
Optimus Prime
Nie lubię tych, co nie lubią kebaba
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Dla Sylvie widok tego cmentarza nie był niczym nowym, a przy tym – niczym ciekawym. Po raz kolejny mijała te same groby, nawet jeden opatrzony jej własnym nazwiskiem. Na samym początku zastanawiała się, czy to faktycznie jakiś kanadyjski człon jej własnej rodziny. Niby pochodziła z samego Teksasu i to tam było największe skupisko „jej” Haywardów, ale kto ich tam wie. Rodzinne sekrety nie były niczym nowym, a w przypadku swojej własnej familii jeszcze nie odkryła niczego, co faktycznie ekscytowałoby lub mroziłoby jej krew w żyłach.
Jedyną ekscytacją, płynnie przemienioną w strach, były odwiedziny po zmroku w październiku. Niby nic takiego, a jednak pojawił się nieplanowany dreszczyk emocji, którego wstępnie nie chciała zaakceptować. Takie niespodzianki były nielubiane przez większość, jak nie przez wszystkich ludzi. O tyle dobrze, że to nie był faktyczny duch, a jedynie wyolbrzymienie. Ewentualnie jakiś błąd w matrixie, który naprawił się dosłownie w kilka sekund.
Nie spodziewała się, że na cmentarzu o tej porze będzie ktoś jeszcze. Zmarszczyła delikatnie brwi, widząc majaczącą się w ciemnościach sylwetkę postawnego mężczyzny. A co jeśli to jego powinna się obawiać, a nie psów-duchów? Może chciał ją porwać? Cóż… Sporo by tym ryzykował, to na pewno. Podjęła jednak ryzykowną decyzję o delikatnym zduszeniu kolejnej paranoi. Może był to po prostu pracownik cmentarza albo inny odwiedzający. Do cholery, przyszła na cmentarz do męża, a nie by podskakiwać przy każdym ruchu trawy czy na widok jakiejkolwiek sylwetki przypominającej ludzką. Odrobina ostrożności jednak nie zaszkodzi, o czym starała się pamiętać.
Mała? Jej brwi uniosły się delikatnie ku górze. Nie, żeby to była dla niej jakaś nowość, ale w tym momencie kompletnie nie spodziewała się nie tylko czyjejś obecności na cmentarzu, ale również i zainteresowania jej niespodziewanym atakiem paniki.
Wszystko w jak najlepszym porządku. — skłamała, a by zająć ręce otrzepała spodnie z nieistniejącego kurzu. Nawet jeśli w tej chwili nie czuła się okej, za parę minut jej przejdzie. Teoretycznie mogła nazwać to przewidywaniem przeszłości, a nie kłamstwem.
Nie uszło jej uwadze to, że nieznajomy mężczyzna przyglądał się uważnie nagrobkowi, przy którym obecnie stacjonowała. Ciekawości była normalna, a przynajmniej tak chciała myśleć. Nie sądziła, że stoi przed nią ktoś, kto miał więcej wspólnego z jej mężem niż mogłaby się spodziewać.
Kiedyś musi być ten pierwszy raz. — pokusiła się nawet o skromny żart i wygięła usta w uśmiechu. — Ja natomiast pierwszy raz zobaczyłam ducha na cmentarzu. To znaczy psa, który wyglądał jak prawdziwe ucieleśnienie ducha. — skoro czuła się nieco lepiej i zaczęła postrzegać całą sytuację jako bardziej śmieszną niż straszną, nie zaszkodziło podzielić się tą informacją z nieznajomym. Może to pomoże przekształcić wspomnienie w mniej straszne. Oby nie pogorszyło sytuacji. — Bar brzmi jak coś, co powinnam odwiedzić po nieplanowanej chwili grozy. — stwierdziła natychmiast. To brzmiało jak dobry pomysł. Będzie musiała to rozważyć, gdy już postanowi opuścić cmentarz. Zrobiłaby to od razu, ale nie chciała przerywać rozmowy z nieznajomym. To byłoby trochę niegrzeczne… Nawet mimo wstępnych przemyśleń. — Dlaczego zatem szuka pan osób do rozmowy na cmentarzu, gdzie straszą psy-duchy? — zagaiła, a jej głos oprócz lekkiego rozbawienia skrywał również nutkę ciekawości. A może obawy?

Cathal Graves
37 y/o, 189 cm
Ochroniarz The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiCię/żarówka
postać
autor

Na jej miejscu Cathal zapewne też byłby zdziwiony, że ktoś o tej porze pałęta się po cmentarzu, a w dodatku jeszcze do niej zagaduje. Graves jednak należał do osób, które niezbyt czymkolwiek się zaskakiwały, także biorąc pod uwagę jego różne doświadczenia życiowe, nie uznał swoich gestów za akt czegoś nienormalnego. A może powinien?
Schował obie ręce do kieszeni i zlustrował wzrokiem kobietę, która najwidoczniej zrozumiała, że padła ofiarą własnej wyobraźni i dodała sobie kilka rzeczy. Wolał jednak takie rozwiązanie tej krzykowej sprawy, niż gdyby faktycznie miało się jej coś stać.
- Widać - odparł nieco kąśliwie, patrząc chłodnym wzrokiem na strzepującą z siebie niewidzialne odłamki wstydu i afery kobietę.
Jego pozycja szybko zmieniła się na inną - wyciągnął ręce z kieszeni i skrzyżował je na klatce piersiowej, patrząc z pewnego rodzaju niedowierzaniem na blondynkę. On nie wierzył w żadne siły nadprzyrodzone, w tym duchy, toteż oczywistym dla niego było, że jeśli to nie była jej wyobraźnia, to na pewno w jakiś sensowny sposób dało się wytłumaczyć obecność domniemanego psiego ducha.
- Z psami i duchami, to mi się tylko ta bajka kojarzy... - rzucił w ramach żartu, jednak średnio mu to wyszło, gdyż zapomniał, jak nazywała się ta kreskówka, w której grupa znajomych wspólnie z psem demaskowała różne potwory, zjawy, duchy i inne frankensteiny za każdym razem wskazując, że to tylko ludzie w odpowiednich kostiumach i scenografii.
Skinął głową, zgadzając się z jej tezą.
- Brzmi jak dobry plan - uniósł lekko brew, nie zakładając w pierwszej chwili, że mogłaby to być jakaś sugestia w jego kierunku. Nie spodziewał się zaproszenia na drinka, toteż odebrał to wyłącznie jako informację ze strony nieznajomej.
Cathal zastanowił się chwilę, po czym pokiwał przecząco głową.
- Nikogo nie szukałem - wyjaśnił. - Byłem ciekaw jedynie tego, jak wygląda tutejszy cmentarz - dodał zgodnie z prawdą. - Nie żebym był jakimś fanem takich miejsc, ale ktoś mi powiedział, że podobno całkiem klimatyczne miejsce... no i poleciał w chuja - zakończył, prezentując swój stosunek do tego miejsca. Cmentarz nie różnił się niczym od tych, które widział na terenie całego kraju, więc naprawdę nie rozumiał, jak można było się nim zachwycać lub sugerować, że jest on czymś wyjątkowym na tle pozostałych.
- Teraz natomiast ciekawi mnie co innego - spojrzał z zainteresowaniem na Sylvie. - Znajomy? - skinął głową w kierunku nagrobka, przy którym właśnie stali.

Sylvie Hayward
Optimus Prime
Nie lubię tych, co nie lubią kebaba
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Z grzeczności nie zdecydowała się na pokazanie ani krzty emocji na swojej twarzy, a żadne słowa w ramach komentarza do tej reakcji również nie padły. Teoretycznie nie skłamała, bo rytm jej serca już powoli się uspokajał, a realistyczne spojrzenie na całe zajście pomogło jej przegonić większą panikę, zanim ta przejęła jej ciało.
Dla pewności nie spuszczała jednak sylwetki nieznajomego z oczu, choć jednocześnie miała też nadzieję, że jedynie przez okoliczności czuła swego rodzaju niepokój. Nie tylko zwidy, ale i sama sceneria cmentarza po zmroku raczej nie napawały radością. Chyba, że chodziło o kogoś o wątpliwym zdrowiu psychicznym, chociaż z takim problemem Hayward jeszcze nie miała okazji się zmierzyć. I oby nie miała z tym nigdy do czynienia.
Chojrak? Scooby Doo? — nie pamiętała, czy u tego pierwszego strachliwego psa były akurat duchy, ale tak coś jej się kojarzyło. Scooby był zaś oczywisty. Chyba mało kto nie znał tej postaci. Ba, była przekonana, że chyba każdy coś o tym psie słyszał lub coś widział.
Na kolejne słowa mężczyzny wzruszyła ramionami, ale nic więcej nie powiedziała. Możliwe, że to był dobry plan. Musiałaby jednak wrócić pieszo, gdyby pozwoliła sobie na procenty, a przyjechała swoim samochodem. O towarzystwie i ewentualnej pomocy jeszcze w tym momencie nie pomyślała. Kto wie, może po jakiejś chwili ją natchnie.
Och, rozumiem. — niby pokiwała głową, ale taka decyzja była dla niej niezrozumiała. Całość rozjaśniła się jednak przy dalszej części wypowiedzi. Sylvie wydała z siebie bezgłośne aha, będące jednocześnie znakiem, że finalnie ogarnęła, o co mu chodziło. Pod koniec parsknęła nawet śmiechem, krótkim ale dźwięcznym. — Dla mnie było w pewnym sensie klimatyczne… Ale ja akurat nie po to tutaj przyszłam. Przykro mi natomiast, że Twoje wrażenia niekoniecznie należały do zadowalających. — choć uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem, mówiła trochę na serio. Szkoda, że ktoś po coś przyszedł, ale tego nie doświadczył. Z chęcią by się zamieniła czy coś.
Mąż. — odpowiedziała na pytanie mężczyzny od razu, choć jej głos nieco przycichł. Może powinna była powiedzieć były mąż? Zawsze miała ten problem jak go określić, skoro był zmarły. Dopóki jednak nie wyszła powtórnie za mąż, mogła chyba darować sobie dodatkowe słowo.

Cathal Graves
37 y/o, 189 cm
Ochroniarz The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiCię/żarówka
postać
autor

Nie dziwiło go wcale to, że kobieta podchodziła do niego z pewnym dystansem. Rzadko kiedy zagadywało się do osób na cmentarzach, zwłaszcza w takich okolicznościach. Wyjątkiem były spędy rodzinne, które odbywały się w jakieś święta typu Dia De Los Muertos, gdy to grupa latynosów biesiadowała sobie tego dnia i podpytywała, co tam u wujka Alonso się dzieje, choć tak naprawdę ani ich nie znasz, ani tym bardziej nie masz żadnego wujka Alonso w rodzinie.
- Scooby Doo - przytaknął, bo to właśnie o tego kundla-łasucha mu chodziło.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przypatrywał się z uwagą blondynce, która miała znacznie lepszy powód do tego, by zjawić się dziś na cmentarzu. Cały czas zastanawiało go to, co łączy ją z mężczyzną znanym w jego kręgach, ale na razie nie zdradzała zbyt wiele, bo póki co oboje zdawali się próbować przetrawić te niespodziewane spotkanie.
- Nie musi. Nawet gdyby był klimatyczny, nie wiem, czy bym to dostrzegł - odparł zgodnie z prawdą, bo akurat on jedyne piękno dostrzegał w kobietach, które go interesowały. Nie należał do ludzi ckliwych, sentymentalnych czy nad wyraz pochłoniętych wewnętrznym artyzmem, by zachwycać się czymkolwiek innym poza fajnymi cyckami.
Brew drgnęła mu niemal niezauważalnie, jednak bardzo zainteresowało go to, że znajdował się przy nagrobku męża nowo poznanej kobiety. Nie silił się jednak na żadne fałszywe wyrazy współczucia, bo nie współczuł nikomu, toteż i Sylvie nie będzie od tego wyjątkiem. Teraz interesowało go jedynie to, by wybadać, czy ślicznotka wiedziała, z kim przez lata żyła pod jednym dachem, czy nieświadoma jego przestępczej działalności, uważała go za porządnego faceta. A może sama była wewnątrz tego układu i koniec końców była to tylko gra pozorów?
Graves przysiadł na ławce obok i rozluźnił się, spoglądając z typowym dla siebie, nieco bezczelnym wzrokiem najpierw na nagrobek, a później na Hayward.
- Grabarz powiedział mi, że leży tu zakapior z 'Ndranghety - rzucił otwarcie, nie bawiąc się w żadne konwenanse. - To prawda? - spytał, nie chcąc zdradzać na razie swoich powiązań z mafią, ale też wybadać, czy Sylvie w ogóle o tym wiedziała i czy w to wierzyła. A, że nie należał do najsubtelniejszych mieszkańców Toronto, toteż nie uznawał żadnych półśrodków i od razu rzucał konkretami.

Sylvie Hayward
Optimus Prime
Nie lubię tych, co nie lubią kebaba
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Dystans i ostrożność były niezbędne, zwłaszcza dla kobiety. W dodatku samotnej. Minął już ten czas, gdzie wspólnie z rodziną męża próbowali zwalczyć smutki związane z jego śmiercią. Ci ludzie dryfowali, odpływali powoli w siną dal. Tak, jak i jej mąż. Pewnie dojdzie do momentu, w którym cała ta grupka osób będzie jedynie przeszłością, a ona w końcu zacznie przyjeżdżać na cmentarz na rocznicę, a nie co tydzień czy dwa. I z pewnością nie po zmroku.
Pokiwała głową, ciesząc się, że udało jej się trafić. Nie było to natomiast trudne do odgadnięcia – gorzej miałaby, gdyby rozmawiała obecnie z koneserem bajek telewizyjnych lub filmowych. Po krótkiej chwili zaczęła się zastanawiać, co właściwie myśleć o mężczyźnie, któremu przyglądała się od czasu do czasu. Niby dalej miała obawy, ale gdyby miał jej coś zrobić, chyba nie bawiłby się z nią w gadki o bajkach czy klimatyczności cmentarza. To powodowało u niej lekkie zdezorientowanie.
Rozumiem. — powiedziała, kiwając głową. Nie wiedziała, co jeszcze dodać, więc skróciła swoją wypowiedź do granic możliwości. Też pewnie im szybciej skończą rozmowę, tym szybciej pożegna się z nieproszonym stresem i wróci do domu. Bar mógł być dobrym przystankiem, ale chyba nie było jej tam śpieszno.
Wyrazy współczucia niewiele by zmieniły. Od śmierci minęło już sporo czasu, zresztą na samym początku te wszystkie kondolencje tylko ją irytowały. Mąż ci umarł, przykro mi, no ale taka jest kolej rzeczy. Zwłaszcza, gdy twój partner przynależał do mafii. Życie też lubiło pisać różne, wręcz brutalne i tragiczne scenariusze.
Słysząc słowa mężczyzny, twarz Hayward momentalnie przybrała tęgi wyraz. Takiego pytania akurat nie spodziewała się usłyszeć tu i teraz. Obawy, które powoli starała się pożegnać, tylko się spotęgowały.
Zależy kto pyta. — nawet jeśli chwilę wcześniej przejawiała chociażby drobne oznaki sympatyczności, w tym momencie nie było już po nich śladu. Wzmianka o mafii za każdym razem prowokowała u niej wyuczoną ostrożność, zwłaszcza przy nieznanych ludziach. Nie była swoim mężem, ale nie była również kompletnie nieświadomym cywilem. Coś wiedziała, coś robiła, ale nie siedziała w tym aż tak głęboko.

Cathal Graves
37 y/o, 189 cm
Ochroniarz The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiCię/żarówka
postać
autor

Biorąc pod uwagę sytuację polityczną Kanady oraz fakt, że przestępcy mieli coraz więcej praw, wcale nie dziwiło go to, iż ludzie zachowywali więcej ostrożności niż jeszcze lata temu. Pamiętał czasy, gdy to mówiło się o Kanadzie jako o azylu, niemal raju na ziemi, który przyciągał swoim bezpieczeństwem i gościnnością. Niegdyś normą było zostawianie otwartych drzwi do domu czy samochodu, bo przecież istniało bardzo niewielkie ryzyko włamania czy jakiejś innej formy zakłócania spokoju. Teraz działo się to nagminnie.
Ton ich rozmowy zmienił się od razu, gdy tylko Graves przywołał temat 'Ndranghety. I choć spojrzenie Sylvie nie mówiło zbyt wiele, tak jej ton już wręcz przeciwnie. Trafił w czuły punkt, więc nie było to obojętne dla blondynki i tym samym postanowił pociągnąć temat dalej, oszczędzając sobie i jej zabawy w podchody.
- Nie zaprzeczyłaś - odparł, łapiąc ją poniekąd za słówka.
Znów spojrzał na nią, tym razem z pewną szyderą w oczach, jak gdyby właśnie rozpracował kogoś, kto chciał utrzymać pozory bycia kimś innym. I choć rozmawiali wyłącznie o jej mężu, tak siłą rzeczy, jeśli Hayward miała jakieś powiązania z mafią, to było jej bliżej do Cathala, niż mogłaby zakładać.
- Jestem jednym z nich - rzucił łamanym włoskim, chcąc podkreślić swoją przynależność do mafii. Może i było to lekkomyślne z jego strony i narażał się na pewne konsekwencje, tak w tym momencie się tym nie przejmował. Ani też tym, czy Sylvie w ogóle go zrozumiała, wszak nie było pewności czy powiedział to dobrze po włosku i czy ona w ogóle włoski rozumiała. Korzenie były, ale to już była bardziej kanadyjska organizacja, przynajmniej w tym mieście.
Cathal siedząc na ławce schował znów ręce do kieszeni i przyjrzał się nieco uważniej nagrobkowi.
- Świat jest naprawdę mały - wrócił do języka angielskiego, który był znacznie bardziej zrozumiały. - Myślisz, że ratujesz damę z opresji, a ona okazuje się żoną mafiozy - zakpił trochę z niej, delikatnie podśmiechując nawet. - Teraz wiadomo, dlaczego jest na cmentarzu - wzruszył ramionami, bo choć nie znał życiorysu partnera Sylvie, tak w ciemno założył, że umarł nie z przyczyn naturalnych. Hayward nie należała bowiem do starych osób, więc można było domniemywać, że i jej mąż nie był dziadem. Chociaż z drugiej strony... stary cap mógł sobie przygruchać młodą laseczkę, obiecując jej złote góry. Wielu kryminalistów tak działało, najczęściej ci z wielkich korpo i w rządzie.
- Jak szukasz towarzystwa, to się zgłaszam. Napiłbym się piwa - wypalił, jak gdyby była to rozmowa dwójki dobrych znajomych, a nie stresujące spotkanie z obcym typem, który po dobrym pierwszym wrażeniu przyniósł beznadziejne drugie.

Sylvie Hayward
Optimus Prime
Nie lubię tych, co nie lubią kebaba
30 y/o, 162 cm
księgowa, prawnik ds. podatków w Hayward & Co. Legal Advisory
Awatar użytkownika
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Niby przynależność do takiej jednostki jaką była mafia zwykło dodawać nieco więcej pewności siebie, ale wciąż istniało zagrożenie z każdej innej strony. Innej mafii, innych, niezrzeszonych przestępców. Ba, nawet było gorzej, bo ta właściwa i prawa strona mocy mogła w każdej chwili uznać cię za zło do wyplenienia. Dlatego nigdy nie zaszkodziło mieć nieco więcej ostrożności czy oleju w głowie. Z drugiej strony, przesada i efekt w postaci paranoi również nie wróżyły niczego dobrego. Z dwojga złego lepiej jednak było przesadzać z ostrożnością niż naiwnie dać się wykorzystać.
Owszem, nie zaprzeczyła. Ale też nie potwierdziła jego słów. Teraz również zdecydowała się wybrać milczenie zamiast przyznania mu racji. Brzmiało to rozsądniej niż jakiekolwiek słowa, przynajmniej na tym etapie. Przymrużyła nieco powieki, wpatrując się w swojego rozmówcę bez cienia reakcji na jego zagrywki. W tym samym czasie, w samej głębi jej umysłu, tylko czekała na każdy kolejny ruch, kalkulując dokładnie jego potencjalne skutki.
Uniosła jednak brwi, słysząc słowa po włosku. Jej własne umiejętności w posługiwaniu się tym językiem nie były na mistrzowskim poziomie, ale potrafiła biegle nim władać. Zrozumiała zatem mężczyznę, natomiast w jej głowie narodziło się kolejne pytanie. Czy nie blefował? Każdy mógł sobie ot tak powiedzieć po włosku, że należał do mafii. To nie bardzo jej pomogło.
Czyżby? — również posłużyła się tutaj włoską mową, choć akcent zdradzał, że raczej nie używała tego języka na co dzień. Szczególnie teraz, gdy sprawy rodzinne i mafijne nie były już aż takie częste. Z mężem często rozmawiała po włosku. Twierdził, że jej głos tworzył ciekawy kontrast z językiem. Ale teraz to nie miało nawet najmniejszego znaczenia.
To akurat prawda. — przyznała mu rację, już w języku angielskim. Świat naprawdę był mały. Westchnęła ciężko, przysłuchując się dalszej wypowiedzi mężczyzny. Gdy jednak padły kolejne słowa, posłała mu wręcz taksujące spojrzenie spod ściągniętych brwi. — Proszę mi wybaczyć, ale to zabrzmiało tak, jakby miał się tutaj znaleźć prędzej czy później. — nie jej wina, że wciąż reagowała dość nerwowo na takie rewelacje. W dodatku jej mąż był martwy, więc nie mógł sam odbić takiej zaczepki. Która pewnie zaczepką nie była, ale no właśnie. Trzeba było wybaczyć jej drażliwość w tym temacie.
Nie wiem… Chyba powinnam wrócić do domu. — wymiana ostatnich słów ostudziła nieco jej zapał do odwiedzenia baru. Wstała z miejsca, ale nie ruszyła się ani o krok. Wpatrując się w nagrobek, zastanawiała się, co jej mąż zrobiłby w tej sytuacji. Pewnie zgodziłby się na towarzystwo, ale facet z facetem a baba z facetem to jednak dwie różne rzeczy. Wyjątkowo nie była pewna, który ruch byłby z jej strony najlepszy.

Cathal Graves
ODPOWIEDZ

Wróć do „St. John's Anglican Church”