You were supposed to take care of your heart
: śr paź 15, 2025 12:34 am
Niby mówił jej właśnie prosto w oczy, że przecież jej nie okłamał, a ona jakoś mu nie wierzyła. Bo taka już była kolej rzeczy, szczególnie u Pilar — wystarczyło raz złamać u niej zaufanie i potem b bardzo ciężko było je odbudować. Bo ceniła sobie lojalność i szczerość ponad wszystko inne. I on również o tym wiedział. Bo przecież o tym rozmawiali. Kurwa, nawet o tym rozmawiali. Dwa spotkania. Dwa. Bo przecież nikt normalny nie liczyłby tego w biurze. Tyle wystarczyło, żeby odbyli te wszystkie wartościowe rozmowy i poznali się lepiej niż ludzie, którym zajmowało to miesiące, a może nawet lata. Tylko co z tego, skoro teraz siedziała przed nim, z rękami wciśniętymi do kieszeni spodni i już sama nie wiedziała, w co mogła wierzyć, a w co nie.
— A skąd mam to wiedzieć? — spytała szczerze. Nie było w tym pytaniu ani grama złośliwości. Chciała wiedzieć, skąd jego zdaniem mogła mieć pewność, że mówił prawdę. Musiała mu uwierzyć na słowo? No to mogło być teraz trochę za mało. Potrzebowała argumentów. Prostych komunikatów, które sprawiłyby, żeby jej to wszystko już tak nie uwierało na sercu. Żeby nie żałowała, że jako naprawdę jeden z nielicznych znał jej historie. Bo Pilar na palcach jednej ręki mogłaby zliczyć o tym, komu powiedziała o tym wszystkim przez całe swoje życie.
I żeby było śmieszniej myślała, że on akurat ją rozumie. Chociaż chyba faktycznie rozumiał. A przynajmniej tak czuła wtedy, gdy dzielił się z nią i Marie swoją historią, a potem w Wendy’s. Bo czy dało się zmyślać na taki temat? Przyjrzała mu się dokładniej. Zajrzała głęboko w te niebieskie oczy, które już straciły gdzieś tą radość, która miały w sobie, gdy przyszła. I już miała nawiązać do tych małych dzieci skrzywdzonych przez życie, kiedy Galen ponownie się odezwał. A obok tego już nie potrafiła przejść obojętnie.
— Galen, ale co ty w ogóle wygadujesz? — pokręciła głową z niedowierzaniem. — Przecież my nie byliśmy. Nic nie było. Do niczego nie doszło — próbowała to jakoś sprostować, bo sposób w jaki mówił o ich relacji mógł sugerować, że między nimi zrodziło się coś dużego, większego niż człowiek mógłby pomysleć, uczucie silne romantyczne. Tak to brzmiało w jego ustach. A przecież to wcale nie musiało być właśnie to. Poza tym, Pilar powiedziała mu wtedy w Wendy’s, że nie bawiła się w miłość. Za bardzo szanowała swoje serce. I swoją drogą kurwa całe szczęście, bo skończyłoby złamane na milion kawałków.
— Jasne, był pociąg fizyczny. Tego nie można nawet podważyć. Ale nie mylmy tego z miłością — wbiła w niego ciemne spojrzenie. — A to co stało się w Quebec, a potem Wendy’s.. nie wiem, też nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale nazwałabym to bardziej wytworzeniem prawdziwej więzi. Trochę takie połączenie skrzywdzonych przez życie dusz. Ale to wcale nie musiało znaczyć, że było to zakochanie. Może po prostu.. przyjaźń? — sama przecież do końca nie wiedziała. Nie analizowała tego aż tak dogłębnie, ale słuchając go wcześniej i spoglądając w te niebieskie oczy, poczuła, że Galen chyba trochę się zagubił. We własnych uczuciach i przede wszystkim w poczuciu winy. Że nadinterpretował sytuacje. Może dlatego, że zazwyczaj kończył ze wszystkim swoimi towarzyszkami w łóżku na jedną noc? A może żadnej wcześniej nie chciał na tyle poznać? Może właśnie dlatego, że była to dla niego nowość, podszedł do tego od dupy strony i rozwiązał to tak jak rozwiązał? Westchnęła. Faktycznie miała na to kurwa za dobre serce. Bo zamiast się na niego wydzierać, to rozkładała go na czynniki pierwsze, faktycznie próbując zrozumieć. Zamiast oceniać. Chociaż rzucać pretensjami byłoby o wiele prościej.
— Kurwa, oczywiście, że umiałam cię docenić. Co to w ogóle za słowa? — przewróciła oczami i przelotnie spojrzała na maszynę do mierzenia uderzeń serca, tak już odruchowo. — Bo byłeś warty docenienia. I wcale zdania nie zmieniam. Nie będę tu teraz siedzieć i nagle mówić ci, że odwołuje wszystko, co ci powiedziałam wtedy w Wendy’s. I nawet to co powiedziałam po — zajrzała mu głęboko w oczy. — Tego też nie mam zamiaru odwoływać — dodała pewnym głosem, żeby kurwa wiedział. Bo mogła być na niego zła i czuć się oszukana. Ale wciąż nie miała go za złego człowieka. Może takiego pogubionego, co stracił na moment cel sprzed oczu, ale na pewno nie złego. Już wystarczyło, że wszyscy dookoła go za takiego mieli. A może była po prostu głupia. Ale to już jej problem.
Galen L. Wyatt
— A skąd mam to wiedzieć? — spytała szczerze. Nie było w tym pytaniu ani grama złośliwości. Chciała wiedzieć, skąd jego zdaniem mogła mieć pewność, że mówił prawdę. Musiała mu uwierzyć na słowo? No to mogło być teraz trochę za mało. Potrzebowała argumentów. Prostych komunikatów, które sprawiłyby, żeby jej to wszystko już tak nie uwierało na sercu. Żeby nie żałowała, że jako naprawdę jeden z nielicznych znał jej historie. Bo Pilar na palcach jednej ręki mogłaby zliczyć o tym, komu powiedziała o tym wszystkim przez całe swoje życie.
I żeby było śmieszniej myślała, że on akurat ją rozumie. Chociaż chyba faktycznie rozumiał. A przynajmniej tak czuła wtedy, gdy dzielił się z nią i Marie swoją historią, a potem w Wendy’s. Bo czy dało się zmyślać na taki temat? Przyjrzała mu się dokładniej. Zajrzała głęboko w te niebieskie oczy, które już straciły gdzieś tą radość, która miały w sobie, gdy przyszła. I już miała nawiązać do tych małych dzieci skrzywdzonych przez życie, kiedy Galen ponownie się odezwał. A obok tego już nie potrafiła przejść obojętnie.
— Galen, ale co ty w ogóle wygadujesz? — pokręciła głową z niedowierzaniem. — Przecież my nie byliśmy. Nic nie było. Do niczego nie doszło — próbowała to jakoś sprostować, bo sposób w jaki mówił o ich relacji mógł sugerować, że między nimi zrodziło się coś dużego, większego niż człowiek mógłby pomysleć, uczucie silne romantyczne. Tak to brzmiało w jego ustach. A przecież to wcale nie musiało być właśnie to. Poza tym, Pilar powiedziała mu wtedy w Wendy’s, że nie bawiła się w miłość. Za bardzo szanowała swoje serce. I swoją drogą kurwa całe szczęście, bo skończyłoby złamane na milion kawałków.
— Jasne, był pociąg fizyczny. Tego nie można nawet podważyć. Ale nie mylmy tego z miłością — wbiła w niego ciemne spojrzenie. — A to co stało się w Quebec, a potem Wendy’s.. nie wiem, też nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale nazwałabym to bardziej wytworzeniem prawdziwej więzi. Trochę takie połączenie skrzywdzonych przez życie dusz. Ale to wcale nie musiało znaczyć, że było to zakochanie. Może po prostu.. przyjaźń? — sama przecież do końca nie wiedziała. Nie analizowała tego aż tak dogłębnie, ale słuchając go wcześniej i spoglądając w te niebieskie oczy, poczuła, że Galen chyba trochę się zagubił. We własnych uczuciach i przede wszystkim w poczuciu winy. Że nadinterpretował sytuacje. Może dlatego, że zazwyczaj kończył ze wszystkim swoimi towarzyszkami w łóżku na jedną noc? A może żadnej wcześniej nie chciał na tyle poznać? Może właśnie dlatego, że była to dla niego nowość, podszedł do tego od dupy strony i rozwiązał to tak jak rozwiązał? Westchnęła. Faktycznie miała na to kurwa za dobre serce. Bo zamiast się na niego wydzierać, to rozkładała go na czynniki pierwsze, faktycznie próbując zrozumieć. Zamiast oceniać. Chociaż rzucać pretensjami byłoby o wiele prościej.
— Kurwa, oczywiście, że umiałam cię docenić. Co to w ogóle za słowa? — przewróciła oczami i przelotnie spojrzała na maszynę do mierzenia uderzeń serca, tak już odruchowo. — Bo byłeś warty docenienia. I wcale zdania nie zmieniam. Nie będę tu teraz siedzieć i nagle mówić ci, że odwołuje wszystko, co ci powiedziałam wtedy w Wendy’s. I nawet to co powiedziałam po — zajrzała mu głęboko w oczy. — Tego też nie mam zamiaru odwoływać — dodała pewnym głosem, żeby kurwa wiedział. Bo mogła być na niego zła i czuć się oszukana. Ale wciąż nie miała go za złego człowieka. Może takiego pogubionego, co stracił na moment cel sprzed oczu, ale na pewno nie złego. Już wystarczyło, że wszyscy dookoła go za takiego mieli. A może była po prostu głupia. Ale to już jej problem.
Galen L. Wyatt