midnight confession
: śr lis 12, 2025 12:05 am
— Trzeba dobrze zareklamować tę propozycję, to być może zgodzą się na to. — Pokiwała głową na jego słowa, przyznając tym samym rację. Nastoletnie czasy już przeminęły, teraz imprezy mogły wyglądać o wiele bardziej kulturalnie, tylko wcześniej trzeba było wszystko dogadać. Gdyby gospodarz wymagał, to i na kacu musieliby szorować blaty, w myśl zasady, że trzeba było pić z głową, a nie na umór.
— Prawda? W dorosłym życiu już tak trzeba się umawiać — zaśmiała się. Każdy miał swoje sprawy do ogarnięcia, terminy goniły, a codzienność pochłaniała. Jeśli każdy zaznaczy dzień, który mu pasuje, to z pewnością coś się w końcu znajdzie; a przynajmniej musi być jakiś dzień, w którym przynajmniej większość będzie mogła się spotkać.
— Pewnie, bardzo chętnie. Może uda się wyrwać albo jak nasze matki się umówią, to przyjdę razem z nią — pomyślała na głos. W końcu byli dla siebie jak rodzina, a ich matki nie odpuściłby, aby nie spotkać się w jakiś już bardziej poświąteczny wieczór na winko i odsapnąć od gorączki przygotowań. Zwłaszcza skoro u nich święta celebrowało się według litewskich tradycji, a to nieco różniło się od kanadyjskiego i nieco bardziej świeckiego podejścia do spędzania bożego narodzenia.
— Nie no, myślę że uda mi się wyrwać. Zresztą, nie wiem na ile wytrzymam towarzystwo swoich braci, co za dużo to niezdrowo — żartowała oczywiście, bo lubiła spędzać czas z tymi gnomami ogrodowymi, zwłaszcza jeśli wiązało się to ze zdrową kłótnią nad planszówkami.
— No i dobrze! Nie ma co, baby są okropne — powiedziała z pełnym przekonaniem, jakby sama nie była babą i właśnie w tym momencie skrytykowała samą siebie — ale dobrze wiedziała, że i ona miała swoje odpały, ideałem nie była i też do tego nie dążyła. Nie zmienia to jednak faktu, że widok innych dziewczyn w jego towarzystwie, jeszcze bardziej odpaliłby tę jej “złą” stronę, a wtedy już całkiem wydałaby się ze swoimi uczuciami. A w końcu nie chciała niszczyć ich znajomości, zwłaszcza jeśli dopiero co ją odbudowywali.
— Już nie wiem, czy to szaleństwo z okazji Halloween czy mi odwala na starość — parsknęła. Zaraz będzie wstawanie o świecie, joga i pilates; wszystko zmierzało właśnie w tę stronę. Póki co, skłaniała się do picia niedobrego alkoholu i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Jakby brakowało jej emocji w życiu.
— Nie no, wtedy to trzeba będzie się stąd wyczołgać i zachować resztki godności. — Nie mogli się obydwoje skończyć, ktoś musiał trzymać względny poziom, nawet jeśli chwiejny. Taniec miał unormować tę ilość procentów w ich krwii, a przynajmniej Camellia miała taką nadzieję, bo niejednokrotnie tak to właśnie u niej działało.
— Jakbym wlała sobie kwasek cytrynowy do buzi — stwierdziła po chwili, tuż po tej fali nieszczerego zachwytu nad tym shotem. Oczywiście, żadne jezusek nie tuptał jej po przełyku, a pierwszy odruch to był ten wymiotny. Była jednak dzielna, nazwisko zobowiązywało.
— To było dla dobra sprawy, okej? — szturchnęła go łokciem w bok. Takie kłamstwo to nie kłamstwo — a przynajmniej ona tak myślała. Bardziej było to dla niej w kategorii psikusa, więc nie przejęła się tym bardzo, a jedynie cieszyła, że i wcześniej mogła wypić coś dobrego, a teraz… mogła odpokutować pijąc tę ohydną cytrynę.
Uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową, a potem zniknęła w łazienkach. Naprawdę nie miała zamiaru przedłużać i to spotkanie z nieznajomym nie było dla niej komfortowe. Próbowała wyrwać się jak najszybciej, lecz jednocześnie wiedziała, że wypada być miłym i kulturalnym, bo mogła trafić tak naprawdę na każdego — włącznie z tym, że ten mężczyzna mógł być potencjalnie niebezpieczny i zagrozić jej, a nawet Connorowi, gdyby jakoś zdecydował się ingerować w tę sprawę. Chciała oszczędzić niepotrzebnej dramy, a najwidoczniej tym bardziej do niej doprowadziła.
— Kogo? — zapytała, podążając wzrokiem do miejsca, które wskazywał i ogarnęła, że chodziło jej o tego nieznajomego. — Nie, przyczepił się jak wychodziłam z łazienki — odpowiedziała zgodnie z prawdą. To ona była tu ofiarą, spełnił się wtedy jej najgorszy lęk, choć na całe szczęście, chłopak nie miał zamiaru jej obmacywać — przynajmniej na razie, chyba że wyczuł spojrzenie Walkera i postanowił odpuścić.
— Co ty gadasz? — zmarszczyła brwi i spojrzała na niego niezrozumiale. — To on mnie zaczepił i zaczął coś gadać, a nie ja do niego — dodała zaraz, ale wywracanie oczami dolało oliwy do ognia, przez co Harley zaplotła ręce na wysokości klatki piersiowej i spojrzała na niego niedowierzająco. — Zachowujesz się teraz jak duży dzieciak. Nie, nie podobał mi się bardziej, serce na miejscu? Po co miałabym zagadywać do jakiegoś obcego typa i komplementować jego strój, skoro interesuje mnie tylko mój joker — wyrzuciła z siebie, choć w pewnym momencie jej monolog przybrał nieco mnie oczekiwany rezultat. Nie zwróciła na to uwagi, bo była wkurzona jego zachowaniem, ale też Camellia nie miała świadomości, że nie tylko ona darzyła Connora większymi uczuciami niż tylko przyjaźń z dawnych lat. W jej mniemaniu, Walker teraz zbyt bardzo brał do siebie stroje innych i to, jak wygląda; a to, że nawet w sali wypełnionej jokerami i tak interesowałby ją najbardziej, to inna kwestia.
Connor Walker
— Prawda? W dorosłym życiu już tak trzeba się umawiać — zaśmiała się. Każdy miał swoje sprawy do ogarnięcia, terminy goniły, a codzienność pochłaniała. Jeśli każdy zaznaczy dzień, który mu pasuje, to z pewnością coś się w końcu znajdzie; a przynajmniej musi być jakiś dzień, w którym przynajmniej większość będzie mogła się spotkać.
— Pewnie, bardzo chętnie. Może uda się wyrwać albo jak nasze matki się umówią, to przyjdę razem z nią — pomyślała na głos. W końcu byli dla siebie jak rodzina, a ich matki nie odpuściłby, aby nie spotkać się w jakiś już bardziej poświąteczny wieczór na winko i odsapnąć od gorączki przygotowań. Zwłaszcza skoro u nich święta celebrowało się według litewskich tradycji, a to nieco różniło się od kanadyjskiego i nieco bardziej świeckiego podejścia do spędzania bożego narodzenia.
— Nie no, myślę że uda mi się wyrwać. Zresztą, nie wiem na ile wytrzymam towarzystwo swoich braci, co za dużo to niezdrowo — żartowała oczywiście, bo lubiła spędzać czas z tymi gnomami ogrodowymi, zwłaszcza jeśli wiązało się to ze zdrową kłótnią nad planszówkami.
— No i dobrze! Nie ma co, baby są okropne — powiedziała z pełnym przekonaniem, jakby sama nie była babą i właśnie w tym momencie skrytykowała samą siebie — ale dobrze wiedziała, że i ona miała swoje odpały, ideałem nie była i też do tego nie dążyła. Nie zmienia to jednak faktu, że widok innych dziewczyn w jego towarzystwie, jeszcze bardziej odpaliłby tę jej “złą” stronę, a wtedy już całkiem wydałaby się ze swoimi uczuciami. A w końcu nie chciała niszczyć ich znajomości, zwłaszcza jeśli dopiero co ją odbudowywali.
— Już nie wiem, czy to szaleństwo z okazji Halloween czy mi odwala na starość — parsknęła. Zaraz będzie wstawanie o świecie, joga i pilates; wszystko zmierzało właśnie w tę stronę. Póki co, skłaniała się do picia niedobrego alkoholu i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Jakby brakowało jej emocji w życiu.
— Nie no, wtedy to trzeba będzie się stąd wyczołgać i zachować resztki godności. — Nie mogli się obydwoje skończyć, ktoś musiał trzymać względny poziom, nawet jeśli chwiejny. Taniec miał unormować tę ilość procentów w ich krwii, a przynajmniej Camellia miała taką nadzieję, bo niejednokrotnie tak to właśnie u niej działało.
— Jakbym wlała sobie kwasek cytrynowy do buzi — stwierdziła po chwili, tuż po tej fali nieszczerego zachwytu nad tym shotem. Oczywiście, żadne jezusek nie tuptał jej po przełyku, a pierwszy odruch to był ten wymiotny. Była jednak dzielna, nazwisko zobowiązywało.
— To było dla dobra sprawy, okej? — szturchnęła go łokciem w bok. Takie kłamstwo to nie kłamstwo — a przynajmniej ona tak myślała. Bardziej było to dla niej w kategorii psikusa, więc nie przejęła się tym bardzo, a jedynie cieszyła, że i wcześniej mogła wypić coś dobrego, a teraz… mogła odpokutować pijąc tę ohydną cytrynę.
Uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową, a potem zniknęła w łazienkach. Naprawdę nie miała zamiaru przedłużać i to spotkanie z nieznajomym nie było dla niej komfortowe. Próbowała wyrwać się jak najszybciej, lecz jednocześnie wiedziała, że wypada być miłym i kulturalnym, bo mogła trafić tak naprawdę na każdego — włącznie z tym, że ten mężczyzna mógł być potencjalnie niebezpieczny i zagrozić jej, a nawet Connorowi, gdyby jakoś zdecydował się ingerować w tę sprawę. Chciała oszczędzić niepotrzebnej dramy, a najwidoczniej tym bardziej do niej doprowadziła.
— Kogo? — zapytała, podążając wzrokiem do miejsca, które wskazywał i ogarnęła, że chodziło jej o tego nieznajomego. — Nie, przyczepił się jak wychodziłam z łazienki — odpowiedziała zgodnie z prawdą. To ona była tu ofiarą, spełnił się wtedy jej najgorszy lęk, choć na całe szczęście, chłopak nie miał zamiaru jej obmacywać — przynajmniej na razie, chyba że wyczuł spojrzenie Walkera i postanowił odpuścić.
— Co ty gadasz? — zmarszczyła brwi i spojrzała na niego niezrozumiale. — To on mnie zaczepił i zaczął coś gadać, a nie ja do niego — dodała zaraz, ale wywracanie oczami dolało oliwy do ognia, przez co Harley zaplotła ręce na wysokości klatki piersiowej i spojrzała na niego niedowierzająco. — Zachowujesz się teraz jak duży dzieciak. Nie, nie podobał mi się bardziej, serce na miejscu? Po co miałabym zagadywać do jakiegoś obcego typa i komplementować jego strój, skoro interesuje mnie tylko mój joker — wyrzuciła z siebie, choć w pewnym momencie jej monolog przybrał nieco mnie oczekiwany rezultat. Nie zwróciła na to uwagi, bo była wkurzona jego zachowaniem, ale też Camellia nie miała świadomości, że nie tylko ona darzyła Connora większymi uczuciami niż tylko przyjaźń z dawnych lat. W jej mniemaniu, Walker teraz zbyt bardzo brał do siebie stroje innych i to, jak wygląda; a to, że nawet w sali wypełnionej jokerami i tak interesowałby ją najbardziej, to inna kwestia.
Connor Walker