-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
Imprezy Halloweenowe to było coś, co Camellia szczególnie uwielbiała — nawet nie przez sam fakt wyjścia z domu do klubu bądź na domówkę, a przez możliwość przebrania się w zwariowany strój. Lubiła wzorować się na postaciach z filmów i bajek, szukać odpowiednio pasujących rzeczy, które będą odwzorowywać jej strój jeden do jednego. To wieczorne wyjście miało być szczególne, ponieważ jej przebranie pasowało do innej osoby. Ciężko było jej określić, co cieszyło ją bardziej; czy wyjście samo w sobie, czy może fakt, że udało jej się zgrać termin z Connorem i wspólnie ruszyli na miasto. Chciałoby się powiedzieć, że jak starych dawnych lat, choć w zasadzie okres wspólnego imprezowania ominął ich; wręcz to był czas rozpadu ich znajomości. Los jednak chciał, że na starość mieli okazję nadrobić stracony okres.
Decyzja zapadła i postanowili przebierać się za Harley Quinn i Jokera. Po jej wakacyjnym rudym kolorze, stwierdziła, że jej włosy nie będą już w gorszej kondycji. Mimo że jej serce krzyczało, aby wróciła do ciemnych włosów i była jak prawdziwa jesieniara, to postanowiła wstrzymać się z tym do listopada, a jeszcze na październikowej imprezie zaskoczyć znajomych blondem na swojej głowie — to nie żadna peruka, a realnie farbowane włosy, jedynie kolorowe niebieskie i różowe końcówki włosów zrobiła szamponetkami, które po jednym myciu miały zejść. Co do stroju, przeglądała internet wzdłuż i wszerz, chodziła po second handach i vintage shopach, aż w końcu udało jej się znaleźć komponenty stroju, które finalnie tworzyły coś, czym chyba i prawdziwa Harley by nie pogardziła.
I jeśli myślała, że wyglądała dobrze, to po zobaczeniu jej dzisiejszego Jokera, nie miała żadnych wątpliwości, dlaczego Quinn przepadła w tę toksyczną relację, bo jeśli i jej chłopak tak wyglądał… znaczy, Connor nie był jej chłopakiem, choć przez ich ostatnie spotkania, Camellia zaczynała głupieć w sprawach związanych z jej uczuciami. Tłumiła je w sobie, bo nie do końca umiała odczytać intencje Walkera, choć miała wrażenie, że była dla niego tą starą koleżanką z dziecięcych lat. Może nawet i przyjaciółką, ale jeśli zdarzało jej się dostrzec jakikolwiek błysk w jego oku, to zrzucała winę na swoją nadinterpretację. Nie chciała robić sobie nadziei i psuć ich relacji, w końcu ledwo co udało im się ją odbudować. Starała się wyłączać myślenie i nie patrzeć na niego maślanymi oczami, o których już kiedyś mówili jej znajomi. Może aktorką nie była zbyt dobrą, ale w tej sytuacji udało jej się utrzymywać neutralną minę.
— Wow, chyba muszę cię dzisiaj pilnować, żeby żadna moja podróba cię nie ukradła — zaśmiała się, komplementując jego dzisiejsze przebranie. Dawała jednocześnie sygnał, że wyglądał dziś naprawdę dobrze, choć w jej mniemaniu to był dzień jak co dzień. Po niecałym pół roku ich relacji w dorosłym życiu, musiała przyznać chociaż przed sobą, że Walker jej się podobał; nawet jeśli ta myśl pozostawała jedynie w zakresie jej umysłu, to chociaż nie oszukiwała samej siebie.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Connor bardzo się cieszył, że koniec końców da radę uczestniczyć w imprezie z okazji Halloween. Dzień przed imprezą najbardziej obawiał się informacji o przymusie zostania dłużej, ale na szczęście, ze wszystkim się wyrobił a ani przełożony ani nikt inny, nie nakazała mu zostawać po godzinach. Kolejne co ucieszyło Walkera to to, że miał dogadane wszystko z Camellią - strój oraz miejsce gdzie się wybiorą. Co do stroju, wybrał opcję Jokera z Suicide Squad (choć zdawał sobie sprawę, że ludzie uważali wersję odegraną przez Jareda Lego za najgorszą). On ogólnie obejrzał i Suicide Squad i obie części Jokera i cóż… o ile jedynkę uważał za bardzo dobrze zrobioną, tak dwójką był bardzo zawiedziony. Miał wrażenie, jakby był na koncercie a nie na filmie Normalnie High School of Azyl Arkham. Nie rozumiał, jak można było zmarnować taki potencjał uniwersum.
Poza tym, w związku z rozpoczęciem sezonu jesiennego, Connor niejednokrotnie odwiedzał kawiarnie, by wybierać w nich pumpkin spice latte - miał już nawet stworzony ranking, gdzie podawano najlepszą, a gdzie najsłabszą. Planował jeszcze wybrać się na spróbowanie naleśników z dynią - on ogólnie lubił dynie, a szczególnie zupę krem z niej.
Widząc Camellię, oczy mu zaświeciły jak diamenty, bo naprawde wyglądała jakby:
- Czy uciekłaś z planu filmowego? - zapytał, mrugając szybko kilka razy, chcąc mieć pewność, że dobrze widzi i patrząc za nią by sprawdzić, czy nie biegnie kamerzysta z gościem operującym kamerę.
Zaraz parsknął śmiechem, bo nie spodziewał się takiego komplementu.
- Dzięki. Ja też muszę uważać na innych Jokerów, znaczy lepiej żeby oni uważali na mnie bo jak mnie wkurwią…. - nie dokończył, tylko uderzył pięścią w otwartą dłoń, co miało jasno dać do zrozumienia, że jeśli jakikolwiek inny Joker przyklei się do jego Harley, może zostać rozkwaszony.
Walker gestem wskazał Camellii by poszła pierwsza i gdy przekroczyli próg klubu, zauważył dość sporą frekwencję co oznaczało, że będzie ciężko z miejscem na parkiecie.
- Stawiam po drinku. - powiedział tak, by go Stones usłyszała i zaczął torować drogę do baru.
- Chyba, że wolisz shoty? - zapytał, bo niektóre wydawały mu się być całkiem intrygujące i ciekawił go ich smak. Szczególnie tych tematycznych. W tle leciał jeden z kawałków znanych przez Walkera, dlatego z automatu zaczął poruszać głową do rytmu i śpiewać.
Camellia Stones
-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
— Ćsii, nie mów o tym tak głośno, bo jeszcze każą mi wrócić — powiedziała, przykładając palec do ust i zaraz uśmiechnęła się promiennie. Sama była zadowolona ze swojego stroju, sądziła że odwzorowała tę postać jak najlepiej się dało. Miała tylko nadzieję, że makijaż przetrwa z nią noc bez zarzutów i przypadkiem nie przetrze oczu, jednocześnie rozmazując całe cienie na powiekach. Nie była przyzwyczajona, skoro na co dzień malowała się zdecydowanie delikatniej.
— Joker jest tylko jeden, niezależnie od tego, ile ich w środku już się szwęda — zauważyła, bo przecież nie poszłaby w tango z innym. Co prawda, ich pomysł był dość powszechny, w gruncie rzeczy łatwy do zrealizowania i dużo osób wybierało go na swoje przebrania. Miała nadzieję, że jednak będą należeć do absolutnej mniejszości i oszczędzą sobie podbijania przez różnych typów i typiary. Kto wie, może i zdolności Camelli nabiorą w sile i inna Harley również nie będzie miło wspominać ich spotkania.
Weszli do klubu, w którym był ogrom ludzi. Stones chyba nie spodziewała się aż takiej ilości, przez co zaczęła się zastanawiać, czy jutro nie pożałuje swojej decyzji i nie będzie umierać na kanapie z migreną. Jeśli tak, to oby tylko z nią — bo migrena w połączeniu z kacem nie była niczym dobrym, jedynie dolewała oliwy do ognia. Kiwnęła głową i przyjrzała się propozycjom drinków na dzisiaj.
— Kurde, ciężki wybór — stwierdziła, dostając kolejną opcję. — Ale chyba shoty będą lepsze. Na raz i po sprawie — dodała po chwili, w momencie, kiedy jakaś laska wepchnęła się za jej plecami do baru, łokciem przepychając się, przez co mimowolnie Camellia przysunęła się bliżej Connora. — Jezu, ciekawe czy poza imprezami ten klub też cieszy się takim zainteresowaniem — rzuciła, w kierunku chłopaka; choć sądziła, że tak mogło być. — Byłeś tu już kiedyś? — zagadnęła. Ona raczej wolała imprezy, które urządzali jej znajomi w domu. Nawet jeśli było dużo ludzi, to zawsze był jakiś kąt, w którym można było na spokojnie pogadać. Teraz czuła, że nieco odzwyczaiła się od tego typu imprez; a może po prostu się zestarzała? — Które shoty bierzemy? — zapytała zaraz, zerkając na listę. — Bloody kiss wygląda w porządku, chyba że nie chcesz wódki — zasugerowała, spoglądając na połączenie tego alkoholu z likierem truskawkowym i sokiem żurawinowym.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- A sorry. Już zasłaniam kurtynę milczenia. - wyszeptał, przesuwając dłonią wzdłuż ust, jakby zasuwał je wyimaginowanym suwakiem. Oczywiście nie wytrzymał zbyt długo i po chwili parsknął śmiechem. Nie spodziewał się tak wiernego odzwierciedlenia i odtworzenia, dlatego jeszcze kilka minut stał i gapił się na Camellię jak na coś, co wywarło na nim duże wrażenie, a jednocześnie było... po prostu piękne.
Nim weszli do klubu, wyciągnął telefon i zrobił im kilka zdjęć, by mieć pamiątkę. Oczywiście co zdjęcie, to różna mina oraz poza. Po skończonej sesji zdjęciowej, schował telefon do kieszeni.
Uśmiechnął się słysząc słowa Camellii i jakoś tak... Zrobiło mi się cieplej, czy mi się tylko zdaje? Oprócz tego, jeszcze przez moment odbijały się w jego głowie, a on aż nie wiedział jak powinien odpowiedzieć.
- To samo tyczy się Harley. - odbił piłeczkę, patrząc Stones prosto w oczy. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że istniało dość spore prawdopodobieństwo wszelkich kopii, które mogły w rzeczywistosci okazać się o wiele lepszymi Jokerami, ale mimo wszystko, dla niego tego wieczoru liczyła się tylko Camellia i fakt, że mógł go z nią spędzić.
Skinął głową, zgadzając się, że jeżeli chodziło o trunki, wybór nie należał do najprostszych, szczególnie kiedy wprowadzono także special edition. Jakiś czas temu, Connor będąc w sklepie, widział likiery, które właśnie zostały wypuszczone specjalnie z okazji halloween (czy jedną butelkę nawet kupił? Owszem, bo był ciekaw smaku).
- Możemy zacząć od shotów a potem weźmiemy drinki. - zaproponował, bo jemu to nie robiło większej różnicy.
- Bardzo możliwe, że w piątki i soboty tak. Z tego co widziałem na Googlu, ma całkiem niezłe opinie. Czasami tylko ludzie się skarżą, że zbyt małe parkiety albo ochroniarze są niemili. - odparł, przypominając sobie, jak jakiś czas temu z czystej ciekawości czytał opinie o tym lokalu. Nigdy nie zapomni opinii o innym klubie, gdzie ktoś napisał, że tynk odpadał ze ściany a jeden z głośników spadł. Ciekawe, czy jeszcze go nie zamknęli.
Skinął głową, by tym samym odpowiedzieć twierdząco na zadane pytanie.
- Jak chodziłem do college'u, to ze znajomymi co jakiś czas odwiedzaliśmy to miejsce. - powiedział, oczami wyobraźni przypominając sobie tamte czasy, gdy po zajęciach przyjeżdżał tu (razem ze znajomymi) i wyginał śmiało ciało.
- A Ty jesteś tu po raz pierwszy? - spytał, będąc po prostu ciekaw.
Nie miał nic przeciwko BLoody Kiss, dlatego gdy tylko mógł, złapał okazję i złapał barmana.
- Dwa razy Bloody Kiss. - powiedział, wyciągając dwa palce tj. środkowy i wskazujący, a pozostałe zgiął.
- To wszystko? - zapytał barman.
- I dwa razy Vampire's Kiss. - powiedział, bo składał się on z czerwonych składników takich jak: wódka malinowa, sok żurawinowy oraz likier truskawkowy. Mam nadzieję, że Camellia lubiła maliny, żurawinę i truskawki.
- Jeśli nie będzie Ci smakował, to piję karniaka. - taką karę sobie wymyślił. - I to Ty wybierzesz co mam wypić. - dodał, bo co za frajda pić karniaka, którego samemu się wybierze? A tak, Camellia mogła wybrać coś albo bardzo mocnego, albo dziwnego.
Camellia Stones
-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
Uśmiechnęła się promiennie, gdy wyimaginowanym zamkiem zasunął swoje usta. Czy można było liczyć na większą lojalność? Nikt nie porwie biednej Harley z powrotem na plan filmowy. Stones nie wątpiła w swoje umiejętności aktorskie, jednak reżysera ciężko byłoby oszukać azjatycką urodą.
Nawet nie pomyślała o tym, żeby uwiecznić ich wspólne przebranie, więc ucieszyła się na ten pomysł. W końcu do takich zdjęć wraca się najchętniej, aby przypominać sobie sytuację. Camellia do dzisiaj z nostalgią przegląda albumy, będąc w rodzinnym domu i wspomina, jak beztroskie było kiedyś życie.
Sama czuła nieco mocniej bijące serce, zwłaszcza jeśli odpowiedział jej tym samym. Szczerze liczyła na to, bo gdzieś w głębi serca nie chciała, aby jakaś wymalowana lala podeszła do niego, kiedy na chwilę poszłaby chociażby do toalety. Musiałaby się powstrzymać, żeby nie zadziałać impulsywnie, choć czy jej zachowanie byłoby jakkolwiek usprawiedliwione? Tylko odkryłaby się przed Connorem ze swoimi uczuciami.
— Pasuje mi. — Pokiwała głową, bo brzmiało to rozsądnie. Choć musiała uważać, żeby wieczór nie skończył się tak, że Walker będzie trzymać jej włosy.
— W sumie nie ma tu jakoś dużo miejsca do tańczenia. Albo jest tak wielki ścisk ludzi, którzy po prostu stoją i zajmują miejsce — stwierdziła, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie każdy musiał lubić wygłupiać się na parkiecie, jednak dużo osób właśnie po to przychodziło do klubu. Sama to lubiła, mimo że umiejętności taneczne nie były godne podziwu. Najważniejsze, że znała podstawy, prawda?
Pokiwała głową na jego słowa, że znał już wcześniej tę miejscówkę, żeby zaraz przecząco pokręcić łepetyną.
— Tak — potwierdziła, po chwili decydując się rozwinąć odpowiedź. — Moim znajomi raczej są zwolennikami domówek, ewentualnie bary. Sama raczej nie jestem zwolenniczką klubów, więcej niemiłych niż miłych wspomnień — stwierdziła. Zazwyczaj była z koleżankami, a w oczach chłopaków, którzy byli “na polowaniu”, były łatwymi kąskami. Nie lubiła przypadkowego dotyku od nieznajomych osób, zwłaszcza jeśli skupiał się na okolicach jej bioder. — Ale cieszę się na dzisiejsze wyjście. Może mi odczarujesz to wyobrażenie — dodała szybko, nie chcąc, aby Connor pomyślał, że przyszła tu wbrew swojej woli. W końcu mieli dwie opcje, gdyby nie chciała tu przyjść, to poprosiłaby o zostanie w domu. Realnie była podekscytowana na dzisiejszy wieczór i mimo wszystko wiedziała, że z nim nie będzie tak skupiać się na tym, co negatywne.
— Cudowna kara — zaśmiała się, zerkając w sezonowe menu. Camellia lubiła słodkie alkohole, więc podejrzewała, że raczej jej zasmakuje… ale czy tragedią byłoby przyaktorzenie, że wcale tak nie było? — To zaczynamy najpierw od niespodzianki? — zapytała, gdy barman dał im shoty i tu o honor wampirzego pocałunku się rozchodziło. Stuknęła się z nim kieliszkiem, wypijając go i nie było problemu z lekkim skrzywieniem się, bo nawet jeśli było to dobre, to sama wódka była dość mocna. W każdym razie, zrobiła dobrą podstawę pod karniaka. — Oj niespodziankę to ty dopiero będziesz miał — zacmokała, kiwając głową na boki. Barman, który robił im te shoty ewidentnie był zaciekawiony, bo przystał przy nich na chwilę i zaraz kiwnęła ręką w jego stronę, żeby nieco pochylił się nad barem, co sama również uczyniła. Zasłoniła usta ręką od strony Connora, jakby przypadkiem umiał czytać z ruchu warg — niespodzianka to niespodzianka. — Ogólnie było dobre, ale niech pije. Coś ultra mocnego i zarazem dziwnego, może być kwaśnego — złożyła zamówienie, odsuwając się od baru i posyłając Walkerowi uśmiech na miarę prawdziwego aniołka. — Będzie pan zadowolony. Karniak, ale z pewnością lepszy niż ta… malinianka — powiedziała. Nienawidziła go okłamywać i czuła emocje podobne do tych, kiedy jeszcze w gimnazjum musiała mu coś naściemniać. Ściskało ją wtedy serce, ale teraz realnie chciała, żeby trochę go wykrzywiło. Poza tym, ona miała słabą głowę do alkoholu, więc jemu dodatkowa dawka nie zaszkodzi.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- To super. - powiedział z entuzjazmem, naprawdę ciesząc się z faktu, iż Camellia nie miała nic przeciwko temu, co zaproponował. Nie miał pojęcia ile tego wieczoru wypiją ale wiedział jedno - przyszli się tu dobrze bawić i wypije tyle, ile będzie miał zamiar. Teraz to nie wiadomo, kiedy znów będzie uczestniczył w jakiejś imprezie, szczególnie w towarzystwie Camellii.
- Dzisiaj jest wyjątkowo spora frekwencja, ale nie martw się, posłużę za taran. Jako wprawiony i swego czasu regularny bywalec niejednokrotnie musiałem użyć łokci. - odpowiedział, unosząc ręce, by uderzyć lewą ręką w prawy łokieć i odwrotnie - jakby właśnie demonstrował coś niesamowitego. Faktem natomiast było, że w przeszłości kilka razy musiał się przebić przez dziki tłum, a nic nie działało lepiej niż łokcie - choć raz ktoś źle zrozumiał jego intencje i zamiast dać przejść, to zaczął się pultać i z pięściami skakał.
- Zrozumiałe. Ej wiesz co? Poszedłbym na domówkę... ciekawe, czy ktoś z naszej paczki będzie coś organizował niedługo. - powiedział, bo naprawdę miał wrażenie, że już dawno nie był na dobrej domówce.
- A tak w ogóle… - zaczął dość niepewnie, nerwowo kręcąc się na stołku barowym.
- Jeśli kiedyś wybierałabyś się do klubu, to pamiętaj, że możesz mi dać znać. - dodał choć tak naprawdę chciał nie dodawać tego całego możesz, a poza tym, powiedział to z czystej troski, bo doskonale wiedział, jak niektórzy potrafią się zachowywać wobec dziewczyn. Jasne, wiedział, że Camellia sama z siebie do klubu by się nie wybrała, ale mimo wszystko chciał, by o tym wiedziała, że może być jej osobą towarzyszącą albo będzie służył za ochroniarza, a potem szofera. Zresztą, podwozić ją mógł zawsze i wszędzie, nie tylko po skończonych imprezach.
- Postaram się. Zrobię co będę mógł. - rzucił z powagą na twarzy, starając się brzmieć dość przekonująco.
- I ja też się cieszę, że daliśmy radę gdzieś razem wyskoczyć. - dodał, posyłając Camellii ciepły uśmiech. Aż miał ochotę położyć dłoń na jej dłoni, ale ostatecznie jedynie podrapał swoją lewą rękę prawą.
Uniósł brew, z drugiej strony ciesząc się, uważała karę którą wymyślił za cudowną - a najlepsze, że nawet zbyt długo nad nią nie myślał.
Skinął głową, nie mając nic przeciwko, by zaczęli od niespodzianki, jednocześnie będąc nprawdę ciekawym, czy miał rękę co do shotów. Po chwili rozległ się dźwięk stukającego o siebie szkła, które było praktycznie niesłyszalne przez głośną muzykę, a następnie Connor przechylił kieliszek, opróżniając go do dna i odstawiając na blat. Oczywiście z wielkim zaciekawieniem obserwował Camellię jakby doszukiwał się oznak świadczących o tym, że jej smakowało - lub nie - ale skubana zasłoniła usta więc jego plan rozgryzienia panienki Stones legł w gruzach. Czyżby zamawiała drugi raz to samo bo jej smakowało? spytał samego siebie w myślach gdy Camellia składała zamówienie u barmana, który towarzyszył im przy kolejce jako widz. Walker zmrużył oczy, a zaraz potem dotarły do niego słowa Camellii. Zamrugał szybko kilka razy, czując, jakby miał zaraz spaść ze stołka. Nie mógł w to uwierzyć. Czy ja naprawdę…
- Dałem ciała… - westchnął teatralnie, patrząc na pusty kieliszek. Każdy miał swój gust. tłumaczył sobie, a zaraz otrzymał napełniony kieliszek. Popatrzył to na niego, to na Camellię.
- Kara to kara. - rzucił, podnosząc kieliszek i szybko go opróżniając, czując jakby właśnie wypił same kwaśne owoce, więc aż go skrzywiło - chociaż sam nie był pewien, czy to przez to, że shot był mega kwaśny i gorzki, czy bardzo mocny.
- Co to miało być?! - krzyknął, chociaż po chwili kwaśność została zastąpiona przyjemnym ciepłem rozlewającym się po gardle. Czuł, że jeszcze dwa takie shoty i będzie… w naprawdę dobrym stanie, aczkolwiek już mu zaczynało być dość gorąco.
- Pytam, bo było naprawdę pyszne. - powiedział, posyłając Camellii ironiczny uśmiech sięgając po stojącą przed nim Bloody kiss.
- To co, następne bierzemy Zombie brain? - spytał, będąc gotowym go zamówić a barman wciąż nie odstępował ich na krok - dobrze wybrał, bo nie zapowiadało się, by szybko mieli zrezygnować z zamawiania alkoholu… a przynajmniej Connor tak uważał chociaż… parkiet na nich czekał.
Camellia Stones
-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
— O nic już się nie martwię, brzmisz naprawdę profesjonalnie — parsknęła; o ile profesjonalnie można brzmieć w przepychaniu ludzi. Tak czy inaczej, z pewnością bardziej znał zasady szkoły przetrwania w takich miejscach i to nieco podnosiło ją na duchu. W końcu w razie co, nie odmówi jej schowania się za swoimi plecami, w razie sytuacji kryzysowej, prawda? Nie umiała stwierdzić, czy to był dzień, w którym miała siły stawić czoła światu.
— Też bym poszła. W ogóle dobrze byłoby częściej się spotykać, ostatnia impreza nad jeziorem była naprawdę super — stwierdziła zadowolona; bo w gruncie rzeczy, dla nich była to naprawdę dobra impreza. Był to zdecydowany kamień milowy w ich relacji. — Kiedyś mam wrażenie, że co rusz ktoś coś robił, a teraz? Człowiek poszedłby na domówkę, a tu nikt nie jest chętny, żeby ją zorganizować — zacmokała z dezaprobatą, a po chwili lekko się skrzywiła. — Rany, chyba się już zestarzeliśmy — westchnęła. Dwadzieścia pięć lat to nie były już żarty. Przeżyli ćwierć wieku, lata swojej młodości i teraz nim się obejrzą, dogoni ich trzydziestka i presja społeczeństwa, żeby być już ustatkowanym. Nic tylko dożyć końca swoich dni i umrzeć.
— Co ty, chcesz iść na babskie wypady? Nie poznam cię ze swoimi koleżankami — zapytała, szturchając go ramieniem. Rzuciła też bez pomyślenia, ale prawda była taka, że nie chciałaby tego. Jeszcze w którejś by się zakochał, a ona wtedy znowu rozpłynęłaby się w powietrzu, bo byłoby to dla niej za dużo. Tak czy inaczej, potrzebowała szybko zmienić temat i nie dać mu czasu na namysł, więc zaraz uśmiechnęła się lekko i mimo wszystko kiwnęła głową. — Mimo wszystko doceniam, dziękuję. Chociaż myślę, że nie musisz się tym martwić, w najbliższym czasie starczy mi clubbingu. — Głośna muzyka, jaskrawe światła, najebani ludzie; im człowiek starszy, tym dostrzega bardziej negatywne aspekty tego typu wydarzeń. Czasami jednak warto się odchamić, nawet jeśli ma się do czynienia z najgorszym typem człowieka — bo w gruncie rzeczy, nie wszyscy potrafią dobrze zachowywać się po alkoholu.
— Oby więcej takich okazji. Albo alternatywnie, jak nie wyjścia to maratony filmowe — stwierdziła, bo w końcu zostanie w domu i obejrzenie kilku horrorów miało być ich planem B, który jednak nie został zrealizowany. Może to i dobrze? Tutaj będzie na pewno bardziej żywsza, bo przy oglądaniu na kanapie istniało osiemdziesiąt procent szans, że zasnęłaby podczas pierwszych pół godziny.
Miała tylko nadzieję, że nie będzie na nią zły za użycie tak podstępnej sztuczki bądź nie będzie musiała, o zgrozo, pić karniaka za swoje zachowanie. I to nie byle jakiego karniaka, bo równie dobrze mógł zamówić jej tę samą bombę, którą go uraczyła. Liczyła na zrozumienie i jego łaskę, bo z dodatkowym kieliszkiem to może skończyć wieczór w sposób rzygający.
— Raz nie zawsze — pocieszyła go, klepiąc po ramieniu. O gustach się nie decyduje, ale Camelli ten shot naprawdę smakował. Był słodki, a zarazem nieco cierpki przez żurawinę; wszystko dobrze się ze sobą komponowało. — Pyszne? Specjał szefa baru — stwierdziła z rozbawieniem, a samemu barmanowi puściła oczko za dobrze wykonaną robotę. W końcu był jej partnerem w tej intrydze, zrozumiał jej oczekiwania w stu procentach. — Jak takie dobre to może chcesz jeszcze jednego takie wypić? — zażartowała, czekając na jego mało zadowolone spojrzenie.
— Nie mam zbytnio mocnej głowy, chyba o tym wspominałam? — zaśmiała się, ale pokiwała głową. — Zombie brain i wtedy możemy trochę potańczyć, to nie sieknie nas aż tak bardzo. — Odezwała się w niej resztka rozsądku, bo nie chciałaby czegoś palnąć i później tego żałować albo co gorsza, nie pamiętać tego. Liczyła, że przez taniec nieco alkoholu z nich wyparuje i będą mogli dalej wrócić do baru, kosztować pysznych shotów. — Za tego trzeba wznieść jakiś toast — stwierdziła, wznosząc do góry Bloody kiss. — Za tradycję, żeby co roku Halloween było właśnie takie jak dziś — dodała po chwili. Stuknięcie się kieliszkiem było jak składanie obietnicy na mały palec; a nawet jeśli to nie wystarczało, to mogła złożyć z nim tę pinky promise, aby robić coraz większe fundamenty do ich stałego kontaktu.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Bardzo mnie cieszy, że tak uważasz. - powiedział szczerze, czując, że jeszcze jedno mile słowo a zacznie się rumienić - choć skoro byli w klubie, gdzie światła było tyle co nic... to Melcia by nawet tego (prawdopodobnie) nie zauważyła.
Słysząc, że Stones także wybrałaby się na domówkę, wyciągnął wyprostowaną dłoń aby przybić z nią piąteczkę.
- Zgadzam się. Ja nie wiem, czemu nikt nic nie organizuje teraz... znaczy domyślam się, że może chodzić o przygotowanie domu... ale przecież każdy by coś przyniósł. - odparł, ba! Jakby było trzeba, to nawet by pomógł przy sprzątaniu - dlaczego więc sam nie zorganizuje? Cóż, jak zostanie postawiony pod ścianę, to zorganizuje. Tylko chyba najgorsze co mogło być i stwarzać najwięcej problemu, to dogadanie terminu.
- W sumie tak myślę... może zaproponować wspólną imprezę ale podkreślić by odbyła się po nowym roku? Zawsze to dłuższy deadline i można sobie zarezerwować czas. - stwierdził, wpadając na kolejny pomysł - mianowicie, zakręcenie wirtualnym kołem, na którym byłyby wypisane imiona i na tego na kogo by padło, musiałby zorganizować domóweczkę. Był to jakiś plan, tylko pytanie, czy spotkałby się on z aprobatą, czy wręcz przeciwnie.
Parsknął śmiechem, gdy usłyszał, że chyba się zestarzeli ale cóż...
- Chyba masz rację. - odparł, skinąwszy głową. Za rogiem czaiła się trzydziestka, a potem czterdziestka.... Connor nawet nie chciał o tym myśleć, bo go to zwyczajnie przerażało. Szczególnie, że w głowie wciąż pamiętał pytania o to, kiedy wreszcie przyprowadzi jakąś swoją dziewczynę do domu - ostatnio nawet dowiedział się od siostry, że ich mama to już by mogła być babcią...
- Co...? Znaczy no mógłbym... czekaj.. Czemu? - zrobił wielkie oczy, bo zaskoczyła go tą wypowiedzią, chociaż... czy on chciał, by poznała jego kumpli? Cóż... pewnie któregoś pięknego dnia i tak ich pozna, a on wtedy prawdopodobnie spali się ze wstydu, bo na bank któryś palnie coś okropnie głupiego, przez co będzie miał ochotę zapaść się pod ziemię. Może Camellia miała podobnie ze swoimi koleżankami, dlatego nie chciała bym je poznał? tak sobie to tłumaczył.
Skinął głową,, przyjmując odpowiedź Camellii do wiadomości.
- Skoro tak mówisz. - dodał tylko od siebie, chociaż zastanawiało go, po jakim czasie, będzie u Camellii kolejny clubbing. Oczywiście nie zamierzał się martwić zbyt długo, bo nie po to przyszli do klubu, by się teraz zamartwiać. Mieli się dobrze bawić, pić i tańczyć.
- Jestem za. - w sensie za tym, by za alternatywę służyły maratony filmowe, bo najważniejszym było, by mogli jakoś wspólnie spędzić czas - dla niego mogli nawet bez celu jeździć albo łazić po mieście, szczególnie latem, bo jak teraz robiło się chłodno, to nie chciał narazić Camellii na chorowanie, a wystarczył mocniejszy podmuch wiatru, odsłonięte zatoki i gardło i można było powiedzieć hello przeziębienie - aczkolwiek za rozprzestrzenianie chorób, odpowiedzialni byli także ci, co nie potrafili zasłonić buzi i nosa przy kichaniu lub kaszleniu.
Westchnął głośno, udając, że przeciera niewidzialną łzę z policzka.
- Dzięki za pocieszenie. - powiedział, posyłając Camellii ciepły uśmiech. Miał ochotę położyć swoją dłoń na dłoni, którą klepała go po ramieniu, lecz ostatecznie tylko na słowach i uśmiechu się skończyło.
- Następną kolejkę piję za szefa baru zatem. - powiedział i naprawdę następny kieliszek, planował wypić za tego, do którego należał ten klub. Oczywiście wierzył Camellii.
- Mogę.. jeśli wypijesz ze mną. - odpowiedział, posyłając Stones coś w rodzaju łobuzerskiego uśmieszku.
- Myślę, że również powinnaś tego specjału spróbować. - dodał, będąc ciekawym, czy Melcia się zdecyduje, czy jednak nie. Oczywiście, mógł się zgodzić na kolejny kieliszek z tym samym, co otrzymał przed chwilą, lecz po prostu tak jakoś pomyślał też o Camellii - poza tym, był również bardzo ciekaw, jaka byłaby jej reakcja.
- Coś tam chyba wspominałaś. - odpowiedział drocząc się, choć oczywiście pamiętał o słabej głowie dziewczyny. Bardzo go ciekawiło, czy słaba głowa była równoznaczna z upiciem się po dwóch kieliszkach, czy raczej po dziesięciu.
- Dobry plan. - odrzekł, bo przecież na kolejne rundki na pewno przyjdzie jeszcze czas. Teraz nadeszła pora na
- Za tradycję i szefa tej miejscówki. - dodał od siebie, by nie było, że rzuca słowa na wiatru. Po chwili można było usłyszeć stuknięcie kieliszków, a potem Connor w kilka sekund opróżnił swój kieliszek, który odstawił na bar - niezbyt mocno by przypadkiem nie stłuc Oczywiście toast wymyślony przez Camellię uważał za lepszy i miał ogromną nadzieję, że będzie właśnie tak, jak powiedziała. Że co rok Halloween będzie identyczne lub bardzo podobne do tego, który oni teraz spędzali w swoim towarzystwie.
Zsunął się z krzesła i gdy Camellia także już nie siedziała, zaczął iść w stronę parkietu, wyciągając rękę, by ona go za nią złapała. Znalazł im jakieś wolne miejsce i zaczął tańczyć do obecnie lecącej piosenki (której nie znał). Oczywiście wzrok miał praktycznie ciągle utkwiony w Stones. Rzecz jasna po dotarciu (znalezieniu kawałka wolnego parkietu), puścił jej rękę.
Camellia Stones
-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
— Dokładnie. Gdyby to się odpowiednio zorganizowało, to nawet każdy mógłby przyjść wcześniej, pomóc coś ogarnąć… — Wiadomo, że problemem było miejsce i ewentualne sprzątanie, jednak w kupie siła. Też nie byli już zgrają nierozsądnych licealistów czy nawet studentów, bardzo możliwe, że nauczeni doświadczeniem, mieli nieco więcej oleju w głowie niż kilka lat temu. Idealnym przykładem była letnia impreza nad jeziorem, która poszła po myśli każdego. Nikt się nie utopił, nikt nie zniszczył żyrandola — kultura została zachowana od początku do końca.
— Nikt nie będzie marudzić, że przed świętami nie znajdzie czasu — stwierdziła, kiwając głową. W końcu listopad szybko zleci, a później będą wymówki wymóweczki na to, żeby spotkać się większą grupą. — Trzeba będzie im to jutro zaproponować. Wrzucić jakąś ankietę, niech się określą i wtedy zobaczymy. Może nawet jeśli nie przyjdą wszyscy, to jednak chociaż połowa powinna znaleźć czas — spojrzała na to rozsądnie. Poza tym, grono ich znajomych z czasem nieco się rozszerza, bo i partnerzy ich przyjaciół zaczynają uczęszczać z nimi na te imprezy. Nim się zorientują, to utworzy się tu całkiem spora grupa.
Camellia zaczęła ignorować te pytania, bo wiedziała, że żaden w stu procentach nie przypasuje wymaganiom jej matki. Naprawdę nie wiedziała, kogo musiałaby przyprowadzić, żeby nie padło żadne ale. Temat o dzieciach również obijał się o jej uszy, za każdym razem z dość wymownym spojrzeniem w jej kierunku, bo w końcu była najstarsza. Nie spieszyło się jej do posiadania dzieci, w końcu nadal obawiała się nastoletniej ciąży, mimo tej czyhającej za rogiem trzydziestki.
Najwidoczniej trzeba było go upić, bo jeszcze reagował na jej słowa, mimo szybkiej zmiany tematu. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, chociaż nie miała przygotowanej żadnej odpowiedzi. W końcu nie powie mu, że nie pozna go ze swoimi koleżankami, bo było to bardziej niż pewne, że zaczną go podrywać. — Czy ja wiem, czy są warte poznania — zaczęła w końcu, wzruszając ramionami. — Gadają głupoty, strasznie się narzucają, jeszcze ci złamią serce i kto będzie za to odpowiadać — powiedziała na jednym wdechu i aż jej się nieco w głowie zakręciło od tej presji wymyślenia czegoś sensownego. Naczytała się, że migreny mogą mieć powiązanie z sercem i teraz wkręcała sobie wszystkie choroby, włącznie z nieistniejącymi obawami.
Dla niego nawet byłaby w stanie pójść spać w środku nocy, jeśli po późnej zmianie chciałby się z nią spotkać. Oglądanie filmów to jedno, chodzenie na imprezy to drugie, ale jaki klimat miały spotkania na spontanie i właśnie takie jeżdżenie po mieście, bądź nocna wycieczka do maka; w końcu bywały i takie nocne zachcianki.
— Nie no, chyba naprawdę ci smakowało — zaśmiała się, słysząc że chce pić następny kieliszek za szefa baru. Zaraz mina jej zrzedła, bo propozycja wypicia tej cytrynowej śmierci nie była jej planem. Spojrzała na niego i na uśmiech, który działał na nią zbyt magnetyzująco. Parsknęła, wywracając oczami i stwierdziła, że w zasadzie miała pretekst, dla którego mogłaby to wypić; w końcu okłamała go co do tego, że jej nie smakowało. — Oszalałam — stwierdziła, patrząc na Connora, po czym przeniosła wzrok na barmana. — Oszalałam, prawda? — zapytała, na co pokiwał głową, więc machnęła ręką. — Weź no wykręć jeszcze te dwa specjały — powiedziała, kiwając głową z niedowierzaniem, na co się zgodziła. — Zbierasz mnie z podłogi albo trzymasz mi włosy, jasne? — rzuciła w kierunku Walkera, choć miała nadzieję, że nie zobaczy jej w takim stanie. Po prostu nieco obawiała się, co to była za mieszanka i czy przypadkiem jej to nie poskłada. Jej słaba głowa była naprawdę słaba, choć może dwa kieliszki jej nie poskładają, to już pięć i to mocnych może być jej granicą, w której stwierdzi, że potrzebuje przerwy.
— Coś tam ten… — wymamrotała, w końcu wzruszając ramionami. Co będzie to będzie. Wypili cytrynowego wykrętasa i tylko silna wola powstrzymała ją przed tym, żeby tego nie wypluć. Ciepło w przełyku było mocno odczuwalne i była przekonana, że poczuła, jak ten szocik osiadł na jej żołądku. — Jakby jezusek deptał swoimi stópkami — stwierdziła z lekkim grymasem. — Istnieje tylko jeden powód, dla którego zdecydowałam się to zrobić i skoro już wypiłeś drugiego tego killera, to mogę o nim opowiedzieć — zaczęła tytułem wstępu, jakby właśnie miała opowiedzieć bardzo długą opowieść. Machnęła dłonią, aby nieco się do niej zniżył i dopiero mając jego ucho na zasięgu swojego wzrostu, mogła zdradzić mu tę tajemnicę. — Kłamałam, to był najlepszy pocałunek wampira w moim życiu — rzuciła z małym uśmiechem. Nie kłamała, bo to połączenie było najlepsze, słodkie, ale z tym przyjemnym ciepłem na przełyku. Teraz pozostało jej obserwować jego reakcję, mając nadzieję, że jej nie ukatrupi na miejscu.
Kolejny shot wleciał już gładko. Chwyciła go za rękę, żeby nie zgubić się w tłumie i przez chwilę spojrzała na ich dłonie. Musiała jednak patrzeć przed siebie, żeby nie dostać od kogoś z łokcia, więc na miejscu już tym bardziej była gotowa do tańca, bo obecną piosenkę ona akurat znała, choć nawet i nieznajomość kolejnych dwóch nie przeszkodziło jej w tym, żeby dobrze bawić się na parkiecie z Connorem. Po jeszcze jednej piosence rozejrzała się wokół w poszukiwaniu łazienki i widziała, że była niedaleko nich. Położyła mu rękę na ramieniu, stając na palcach, żeby nie krzyczeć na pół klubu, że idzie sikać. — Idę do łazienki, jest tu obok. Dwie minuty — pokazała palcem i poszła na jednej nóżce. W końcu nie chciała go zostawiać długo samego, bez znaczenia co postanowił w tym czasie robić. Na wyjściu z łazienki na korytarzu złapał ją jakiś chłopak — dosłownie złapał i musiała się nieco odsunąć, dając sygnał, aby puścił jej rękę. Swoją drogą był to inny Joker, ale ona chciała już pędzić tylko do tego swojego. Coś tam do niej powiedział, ona się uprzejmie zaśmiała, następnie na jego komplement miło pokiwała głową z uśmiechem. Dla niej to była forma na przetrwanie, jednak od boku mogło to nieco wyglądać jak flirt. Tym bardziej, jeśli ciężko było dojrzeć, że ona chciała już iść, a on zagrodził jej drogę, podając telefon. Nie dała swojego numeru — nie była głupia. Odmówiła grzecznie, ale nalegał, aż w końcu dała namówić się na Instagrama, którego i tak nie miała prywatnego. Może to był błąd? Tak czy inaczej, w jej spostrzeżeniu była to grzeczna rozmowa i nic więcej, dlatego wróciła do Connora z lekkim uśmiechem na ustach i satysfakcją, że tak zwinnie udało jej się wyrwać, nie mając świadomości, że cała sytuacja mogła zostać zinterpretowana inaczej. I byłaby głupia i ślepa, gdyby nie zobaczyła zmiany w jego mimice, więc zmarszczyła lekko brwi. — Co jest? — zapytała głośno, patrząc na niego niezrozumiale i nieświadomie; pytanie, na ile to mogło dolać oliwy do ognia.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Co nie? Wszystko kwestia chęci i organizacji. Po imprezce każdy by pomógł sprzątać i byłoby tak, że gdyby później przyszedł ktoś z zewnątrz, to by nie podejrzewał, że wcześniej była jakaś impreza. - powiedział, wyobrażając sobie, jak całą paczką sprzątają tak, że wieczorem przychodzi ktoś, a chałupa lśni i błyszczy jak błyszczyk. Choć pewnie do tego sprzątania wcale tak ochoczo by się nie zabrali, bo najpierw każdy by czekał, aż przejdzie kac... a na pewno Connor by czekał.
- Ej... to dobry pomysł z tą ankietą. - odparł, skinąwszy głową doskonale wiedząc, że zaraz każdy zostanie wchłonięty przez świąteczny wir.
- A propos świąt... miałem Ci przekazać, że jakbyś miała ochotę, to możesz przyjść do nas nawet na chwilę. Mama bardzo się ucieszy. - oczywiście domyślał się, że Camellia będzie je chciała spędzić w gronie swoich najbliższych ale no nie jego wina, że pani Walker bardzo lubiła panienkę Stones.
- Ale spokojnie, jak nie dasz rady, to Cię wybronię. - dla niego to nie był żaden problem. Znaczy jasne, on też by się ucieszył, gdyby udało jej się przyjść, lecz do niczego nie chciał zmuszać.
Słysząc opis koleżanek Camellii, Connor pokręcił głową.
- O nie, nie! To ja nie chcę ich poznawać. Aż mi się przypomniała jedna... koleżanka, która swoją drogą już nie jest koleżanką mojej siostry. - powiedział, wzdrygając się na samą myśl i przypominając sobie ten creepy wzrok wraz z dziwnymi pytaniami wspomnianej dziewczyny, z którą siostra Connora pokłóciła się tak, że aktualnie nie utrzymywały już kontaktu. Nie wiedział o co dokładnie poszło, ale raz zapytana, aż warknęła, więc domyślał się, że albo coś zostało wygadane, albo zaszło okłamanie
Connor wybuchnął śmiechem, kiedy usłyszał, że przygotowany specjalnie dla niego drink, musiał mu naprawdę smakować.
- Totalnie oszalałaś, ale to nic... mamy Halloween. Szaleństwo jest nawet wskazane. - odparł, posyłając Camellii oczko oraz posyłając jej zwycięski uśmiech gdyż nie sądził, że naprawdę uda mu się ją przekonać, by także spróbowała tego, co sam przed chwilą wypił.
- Aj aj Pani Kapitan. - zasalutował, jednocześnie nie mogąc się doczekać reakcji na tego jakże pysznego drineczka.
- Najwyżej sami będziemy częścią dekoracji na podłodze. - dodał jeszcze od siebie, parskając śmiechem, chociaż gdy wyobraził sobie, jak inni po nim chodzą, już mniej mu się to podobało.
- Tak, ten tamten i w ogóle. - nie wiedział po co to powiedział, ale no... krążył już w nim alkohol, więc szanse na powiedzenie czegoś bez sensu były dość... wysokie. Szczególnie, że zaraz wlał w siebie to samo i aż zmrużył oczy a usta wykrzywił w grymasie.
- Mniam, mniam. - powiedział, odkładając szkło na blat i czując, jak zaczyna mu się robić coraz cieplej, a przed oczami widzi podwójnie.
Przymrużone oczy trzymał przez dłuższą chwilę, ponieważ nie spodziewał się, że Camellia wyzna mu prawdę.
- Cooo?! - zapytał przeciągle, patrząc na Stones i drapiąc się po policzku.
- Jak to... kłamałaś.... Ty kłamczuszku.... to nieładnie tak.... - wybełkotał, kręcąc zarówno palcem, jak i głową, chociaż słysząc jak Camellia wypowiada słowo pocałunek sam nie wiedział, czy to to spowodowało odczuwanie jeszcze większego ciepła niż dotychczas, czy była to wina procentów. Niby powinien się cieszyć, że jej smakowało, ale bardziej go zabolało okłamanie, dlatego też aż teatralnie głośno westchnął - choć raczej nikt tego nie usłyszał, bo muzyka leciała dość głośno.
- Tylko się nie zgub. Odmierzam czas.- krzyknął za nią, stukając palcem o zegarek i zakładając, że jeśli nie wróci w ciągu kilku minut to po prostu wstanie by pójść w stronę toalet. Siedział sobie i czekał, zerkając co jakiś czas na zegarek i gdy miał wrażenie, że czekał całkiem długo - a dwie minuty już dawno minęły - spojrzał w kierunku łazienek. Czy ja dobrze...
- Widzę? - spytał samego siebie. To chyba żart.... dokończył w myślach, krzyżując ręce na wysokości piersi i akurat gdy miał się zsuwać ze stołka, Camellia zaczęła iść. Siedział przygarbiony ze zmrużonymi oczami, bawiąc się kieliszkiem.
- Znasz go? - spytał, wskazując palcem miejsce, gdzie niedawno stała Camellia. Barman choć obsługiwał ludzi obok, co jakiś czas zerkał w kierunku Connora i Camelli - pewnie przy okazji też podsłuchiwał, lecz Walker aktualnie miał to gdzieś. Jemu zależało na tym, by dowiedzieć się, z kim Stones rozmawiała... i dlaczego tak długo?
- Jego kostium bardziej Ci się podobał od mojego? - rzucił nagle, uważając tamtego typka za marną podróbkę i kopię. Prychnął, przewracając oczami i mając ochotę urządzić sobie pogawędkę z tamtym jegomościem... nieważne, że przecież oficjalnie, Connor i Camellia odbudowywali swoją przyjaźń. Nieważne, ważne, że tamten gość wyglądał jakoś tak.. szemranie. nieważne, że nie widział go dokładnie. Teorie oczywiście zaczął snuć. Goguś pierdolony. tak go pięknie nazwał, a gdyby wzrok mógł zabijać... to Walker właśnie miałby na swoim koncie zabójstwo. Albo kilka. Jeszcze trafiłby do więzienia i byłoby niefajnie.
Camellia Stones