Lost in the woods, but I've got snacks.
: ndz lis 09, 2025 10:55 am
Nie byli najbardziej zgranym duetem. W zasadzie, w ogóle nie byli zgrani. Jak jeszcze przy szukaniu tych nieszczęsnych patyków sobie radzili, bo każdy robił co do niego należało i niespecjalnie się do siebie odzywali, tak teraz… no było podobnie, tylko byli w większej dupie niż wcześniej. Nie mogli zrobić zbyt wiele poza tym, aby siedzieć w swoim cudownym towarzystwie i liczyć na to, aby ktoś ich znalazł. Jeszcze zanim zabije ich przeraźliwe zimno, albo nie zrobią tego sami.
Była chodzącą logiką. Opierała się na nauce, na dowodach i zwykle podchodziła racjonalnie do problemów, ale kiedy siedziało się samemu w ciemnym lesie, pośrodku niczego, to głowa potrafiła czasami podpowiadać nieprzyjemne scenariusze. I chociaż większość dźwięków sama próbowała sobie wytłumaczyć, tak w pewnym momencie nie było to takie łatwe, zwłaszcza jeśli stały się one powtarzalne i na tyle charakterystyczne, aby zacząć coś przypominać.
I nawet jeśli skakali sobie do gardeł, Evander był jej jedynym sojusznikiem.
Nie odrywała spojrzenia od miejsca w którym wydawało jej się, że coś lub ktoś było. Poczuła jak serce nieprzyjemnie zaczęło bić szybciej w przestrachu, gdy jej nie-kolega się podnosił, aby zaświecić zegarkiem w las. I szczerze mówiąc, miała ogromną nadzieję, że zaraz ją zjebie za to, że po prostu podnosi alarm, a to jakaś wiewiórka czy zwykły dzik (chociaż te też potrafią być cholernie niebezpieczne). Wolałaby to, niż zwierzę, którego oczy zaczęły świecić odbijając światło z latarki.
Zamarła, wpatrując się w wielkiego niedźwiedzia, którego kontury rysowały się pomiędzy drzewami. Niemalże czuła, jak rośnie w niej zwyczajny, ludzki strach. Teraz wszystko to, co wiedziała na temat fauny Kanady wyparowało. Nie pamiętała już, że według specjalistów, nie powinieneś się ruszać. Oni uważali, że zostanie w miejscu i podniesienie rąk, aby wyglądać na większego, miało sprawić, że dzikie zwierzę zrezygnuje z ludzi jako z posiłku.
A pierwsza zasada? Nie uciekać.
Ciekawe czy ktokolwiek z nich był faktycznie z głodnym miśkiem samemu w lesie.
Podźwignęła się na nogi, gdy poczuła chwyt kolegi na ramieniu. Wciąż nie odrywała wzroku od zwierzaka, nawet jak ją pchnął z krótkim hasłem. Jej nogi jednak zadziałały szybciej. Zaczęła biec przed siebie, całkowicie na oślep, używając sto dziesięć procent swoich sił. Może nie była to topowa prędkość, a ona co chwila się potykała przez jakieś niewidoczne w nocy kamienie czy korzenie, to i tak odzyskiwała równowagę, aby pędzić dalej. Prowadziła ją w tej chwili tylko i wyłącznie adrenalina. Chyba jeszcze nigdy nie biegła tak szybko.
I teraz naprawdę spodziewała się, że Evander ją wyprzedzi, aby zostawić na pożarcie niedźwiedzia. To na pewno kupiłoby mu wiele czasu, bo przecież był o wiele szybszy i zwinniejszy niż ona, człowiek, który żył w książkach i wodzie. Ląd nie był jej sprzymierzeńcem.
Nasłuchiwała czy niedźwiedź za nimi biegnie, ale w tym momencie jedyne co słyszała to ich zadyszane oddechy i dźwięki na prędze stawianych stóp. Nie miała czasu na to, aby się odwrócić. Po prostu skupiała się na tym, aby biec i się nie wywrócić, bo wtedy na pewno zostanie pożarta.
Biegła ile sił w nogach i powietrza w płucach. Nie wiedząc jak daleko, jak długo. Żadne z nich się jednak nie zatrzymywało, tak na wszelki wypadek. Nie miała jednak takiej wytrzymałości jak sportowiec. Powietrze paliło jej organy, gdy próbowała złapać kolejny, łapczywy oddech. Miała wrażenie, że mięśnie także już błagają o odpoczynek. To właśnie wtedy zaczęła popełniać błędy.
Potknęła się o wystający, niewidoczny korzeń i upadła, niefortunnie uderzając o coś kolanem. Ból rozlał się po jej ciele, ale przyćmiony był adrenaliną. Odwróciła się na tyłek, aby obejrzeć się za siebie, w obawie, że zaraz zostanie zjedzona i automatycznie się wycofała po ziemi, ale… za nimi niczego nie było widać. Ani słychać.
Może chwilowo, a może faktycznie byli bezpieczni.
Może niedźwiedź znalazł lepszy posiłek niż ta dwójka.
Evander Kross
Była chodzącą logiką. Opierała się na nauce, na dowodach i zwykle podchodziła racjonalnie do problemów, ale kiedy siedziało się samemu w ciemnym lesie, pośrodku niczego, to głowa potrafiła czasami podpowiadać nieprzyjemne scenariusze. I chociaż większość dźwięków sama próbowała sobie wytłumaczyć, tak w pewnym momencie nie było to takie łatwe, zwłaszcza jeśli stały się one powtarzalne i na tyle charakterystyczne, aby zacząć coś przypominać.
I nawet jeśli skakali sobie do gardeł, Evander był jej jedynym sojusznikiem.
Nie odrywała spojrzenia od miejsca w którym wydawało jej się, że coś lub ktoś było. Poczuła jak serce nieprzyjemnie zaczęło bić szybciej w przestrachu, gdy jej nie-kolega się podnosił, aby zaświecić zegarkiem w las. I szczerze mówiąc, miała ogromną nadzieję, że zaraz ją zjebie za to, że po prostu podnosi alarm, a to jakaś wiewiórka czy zwykły dzik (chociaż te też potrafią być cholernie niebezpieczne). Wolałaby to, niż zwierzę, którego oczy zaczęły świecić odbijając światło z latarki.
Zamarła, wpatrując się w wielkiego niedźwiedzia, którego kontury rysowały się pomiędzy drzewami. Niemalże czuła, jak rośnie w niej zwyczajny, ludzki strach. Teraz wszystko to, co wiedziała na temat fauny Kanady wyparowało. Nie pamiętała już, że według specjalistów, nie powinieneś się ruszać. Oni uważali, że zostanie w miejscu i podniesienie rąk, aby wyglądać na większego, miało sprawić, że dzikie zwierzę zrezygnuje z ludzi jako z posiłku.
A pierwsza zasada? Nie uciekać.
Ciekawe czy ktokolwiek z nich był faktycznie z głodnym miśkiem samemu w lesie.
Podźwignęła się na nogi, gdy poczuła chwyt kolegi na ramieniu. Wciąż nie odrywała wzroku od zwierzaka, nawet jak ją pchnął z krótkim hasłem. Jej nogi jednak zadziałały szybciej. Zaczęła biec przed siebie, całkowicie na oślep, używając sto dziesięć procent swoich sił. Może nie była to topowa prędkość, a ona co chwila się potykała przez jakieś niewidoczne w nocy kamienie czy korzenie, to i tak odzyskiwała równowagę, aby pędzić dalej. Prowadziła ją w tej chwili tylko i wyłącznie adrenalina. Chyba jeszcze nigdy nie biegła tak szybko.
I teraz naprawdę spodziewała się, że Evander ją wyprzedzi, aby zostawić na pożarcie niedźwiedzia. To na pewno kupiłoby mu wiele czasu, bo przecież był o wiele szybszy i zwinniejszy niż ona, człowiek, który żył w książkach i wodzie. Ląd nie był jej sprzymierzeńcem.
Nasłuchiwała czy niedźwiedź za nimi biegnie, ale w tym momencie jedyne co słyszała to ich zadyszane oddechy i dźwięki na prędze stawianych stóp. Nie miała czasu na to, aby się odwrócić. Po prostu skupiała się na tym, aby biec i się nie wywrócić, bo wtedy na pewno zostanie pożarta.
Biegła ile sił w nogach i powietrza w płucach. Nie wiedząc jak daleko, jak długo. Żadne z nich się jednak nie zatrzymywało, tak na wszelki wypadek. Nie miała jednak takiej wytrzymałości jak sportowiec. Powietrze paliło jej organy, gdy próbowała złapać kolejny, łapczywy oddech. Miała wrażenie, że mięśnie także już błagają o odpoczynek. To właśnie wtedy zaczęła popełniać błędy.
Potknęła się o wystający, niewidoczny korzeń i upadła, niefortunnie uderzając o coś kolanem. Ból rozlał się po jej ciele, ale przyćmiony był adrenaliną. Odwróciła się na tyłek, aby obejrzeć się za siebie, w obawie, że zaraz zostanie zjedzona i automatycznie się wycofała po ziemi, ale… za nimi niczego nie było widać. Ani słychać.
Może chwilowo, a może faktycznie byli bezpieczni.
Może niedźwiedź znalazł lepszy posiłek niż ta dwójka.
Evander Kross