we’re family, it’s my job to worry
: czw gru 04, 2025 9:11 pm
Zdaniem młodszej Miller, siostra oczekiwała od samej siebie zdecydowanie zbyt wiele. Była w pełni świadoma tego, że wypowiedzenie tych myśli na głos niczego nie zmieni na lepsze, a przeciwnie - mogło wyprowadzić Zee z równowagi. Raczej żadne z czwórki rodzeństwa nie przywykło do tego, by jakoś szczególnie się nad sobą i swoim losem roztkliwiać. W najcięższych dla siebie momentach, zaciskali zęby i po prostu ruszali naprzód, jednak każdy ma swoje granice - nawet Zaylee. Miała wymagający zawód, zdecydowała się też na bardzo szybki powrót do pracy po traumatycznym zdarzeniu, do tego dochodziła opieka nad Samem, a teraz jeszcze przygotowania do ślubu!
Ograniczenie obowiązków najwyraźniej nie wchodziło w grę, najprostszym rozwiązaniem było więc delegowanie niektórych zadań, jednak i to przychodziło jej z trudem. Bonnie nawet nie próbowała się już mądrzyć i jej tego tłumaczyć. Nie miało to większego sensu, zresztą i tak mogła się domyślać z jaką reakcją by się spotkała - jakiś grymas, machnięcie ręką i słowa “niepotrzebnie się martwisz” albo coś bardziej prosto z mostu jak “weź już daj spokój, bo zaczynasz mnie wkurwiać”.
Wiedziała, bo sama zrobiłaby coś podobnego.
— Nie, to mi akurat już chyba nie grozi. Dość mam życia w takiej depresji — przyznała, niezbyt pozytywnie wspominając czas, kiedy się totalnie poddała i zerwała na jakiś czas ze swoją największą, życiową pasją.
Słysząc sugestię siostry, podparła się pod boki i rozejrzała po ścianach kawiarni. Między jej brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka, jak zawsze gdy nad czymś intensywnie rozmyślała.
— Nooo, to wcale nie jest taki głupi pomysł — stwierdziła, powoli tworząc w myślach całą wizję tego co mogło na ścianach zawisnąć, choć nawet jeszcze przecież nie miała pewności czy Cole byłby zainteresowany jej bohomazami — Ale na pewno nie mops! On już przywykł do mieszkania u mnie… albo raczej to ja przyzwyczaiłam się do niego za bardzo. — zaśmiała się cicho. Nie miała w zwyczaju zatrzymywania sobie swoich prac, a właściwie to malowała zawsze z nadzieją na to, by się ich jak najszybciej pozbyć i to najlepiej za jakieś rozsądne pieniądze.
— A może spróbuję namalować coś prosto na ścianie? — zaczęła głośno myśleć, przyglądając się pustej powierzchni, ale zaraz wzruszyła ramionami i znowu skupiła wzrok na Zaylee — Muszę najpierw dowiedzieć się co na to Pan Maruda.
Być może to bardzo naiwne z jej strony, ale Bonnie, mimo licznych niepowodzeń na tym polu, nie przestawała wierzyć w miłość. Do tej pory nie miała szczęścia do partnerów i żaden z jej związków nie przetrwał chyba dłużej niż pół roku. Widok Zaylee trwającej z Eviną w stałej, szczęśliwej relacji, cieszył ją i równocześnie napawał nadzieją, że może i jej kiedyś przyjdzie doświadczyć czegoś podobnego - czegoś, co przede wszystkim przetrwa.
— No nie patrz tak na mnie! Serio, nie ma o czym mówić, to tylko przyjaźń. I nie, to nie taka przyjaźń, że ze sobą sypiamy — zaznaczyła od razu na wszelki wypadek, by uprzedzić pytanie siostry. Chociaż… ten komentarz na temat wrażeń, które mogłaby zapewnić jej przyjaciółka sprawił, że myślami odpłynęła na chwilę w kierunku, w którym zdecydowanie nie powinna. Dopiero kolejne pytanie Zaylee, brutalnie wyrwało ją z tej ekscytującej fantazji.
— Co? Ach… Mówię o April. Spotkałyście się już kilka razy. Stwierdziłaś chyba nawet, że jest „całkiem w porządku” — przypomniała jej, zginając przy tym palce w powietrzu, by zamknąć słowa starszej Miller w niewidzialny cudzysłów.
— Ale za dużo sobie nie dopowiadaj, nic takiego mnie z nią nie łączy. Co prawda April gustuje tylko w kobietach, więc teoretycznie-… — urwała i szybko przyłożyła kubek do ust, by już nie paplać. Niby nic nie stało im na przeszkodzie, a równocześnie miała wrażenie, że przeszkód jest niezliczenie wiele.
Największą z nich było jej własne tchórzostwo.
zaylee miller
Ograniczenie obowiązków najwyraźniej nie wchodziło w grę, najprostszym rozwiązaniem było więc delegowanie niektórych zadań, jednak i to przychodziło jej z trudem. Bonnie nawet nie próbowała się już mądrzyć i jej tego tłumaczyć. Nie miało to większego sensu, zresztą i tak mogła się domyślać z jaką reakcją by się spotkała - jakiś grymas, machnięcie ręką i słowa “niepotrzebnie się martwisz” albo coś bardziej prosto z mostu jak “weź już daj spokój, bo zaczynasz mnie wkurwiać”.
Wiedziała, bo sama zrobiłaby coś podobnego.
— Nie, to mi akurat już chyba nie grozi. Dość mam życia w takiej depresji — przyznała, niezbyt pozytywnie wspominając czas, kiedy się totalnie poddała i zerwała na jakiś czas ze swoją największą, życiową pasją.
Słysząc sugestię siostry, podparła się pod boki i rozejrzała po ścianach kawiarni. Między jej brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka, jak zawsze gdy nad czymś intensywnie rozmyślała.
— Nooo, to wcale nie jest taki głupi pomysł — stwierdziła, powoli tworząc w myślach całą wizję tego co mogło na ścianach zawisnąć, choć nawet jeszcze przecież nie miała pewności czy Cole byłby zainteresowany jej bohomazami — Ale na pewno nie mops! On już przywykł do mieszkania u mnie… albo raczej to ja przyzwyczaiłam się do niego za bardzo. — zaśmiała się cicho. Nie miała w zwyczaju zatrzymywania sobie swoich prac, a właściwie to malowała zawsze z nadzieją na to, by się ich jak najszybciej pozbyć i to najlepiej za jakieś rozsądne pieniądze.
— A może spróbuję namalować coś prosto na ścianie? — zaczęła głośno myśleć, przyglądając się pustej powierzchni, ale zaraz wzruszyła ramionami i znowu skupiła wzrok na Zaylee — Muszę najpierw dowiedzieć się co na to Pan Maruda.
Być może to bardzo naiwne z jej strony, ale Bonnie, mimo licznych niepowodzeń na tym polu, nie przestawała wierzyć w miłość. Do tej pory nie miała szczęścia do partnerów i żaden z jej związków nie przetrwał chyba dłużej niż pół roku. Widok Zaylee trwającej z Eviną w stałej, szczęśliwej relacji, cieszył ją i równocześnie napawał nadzieją, że może i jej kiedyś przyjdzie doświadczyć czegoś podobnego - czegoś, co przede wszystkim przetrwa.
— No nie patrz tak na mnie! Serio, nie ma o czym mówić, to tylko przyjaźń. I nie, to nie taka przyjaźń, że ze sobą sypiamy — zaznaczyła od razu na wszelki wypadek, by uprzedzić pytanie siostry. Chociaż… ten komentarz na temat wrażeń, które mogłaby zapewnić jej przyjaciółka sprawił, że myślami odpłynęła na chwilę w kierunku, w którym zdecydowanie nie powinna. Dopiero kolejne pytanie Zaylee, brutalnie wyrwało ją z tej ekscytującej fantazji.
— Co? Ach… Mówię o April. Spotkałyście się już kilka razy. Stwierdziłaś chyba nawet, że jest „całkiem w porządku” — przypomniała jej, zginając przy tym palce w powietrzu, by zamknąć słowa starszej Miller w niewidzialny cudzysłów.
— Ale za dużo sobie nie dopowiadaj, nic takiego mnie z nią nie łączy. Co prawda April gustuje tylko w kobietach, więc teoretycznie-… — urwała i szybko przyłożyła kubek do ust, by już nie paplać. Niby nic nie stało im na przeszkodzie, a równocześnie miała wrażenie, że przeszkód jest niezliczenie wiele.
Największą z nich było jej własne tchórzostwo.
zaylee miller