łoś superktoś i (nie)przyjaciele
: pn lis 17, 2025 3:30 pm
— Bardzo źle? Nie no, nie bardzo źle — odpowiedziała na jego pytanie, kręcąc przecząco głową. Wcale nie wyglądało źle, to znaczy już nie, szkła i krwi było stanowczo mniej niż te kilka minut temu i widok ran wcale nie budził aż tak wielkiej grozy. — Ale wykurwiście też raczej nie, tak szczerze mówiąc.
Natychmiastowy protest Lucasa był odrobinę zaskakujący, więc pierwszą reakcją Indie na jego stanowcze "nie" były ściągnięte brwi i skonfundowana mina. Niby potrafiła zrozumieć jego logikę oraz fakt, że zaangażowanie Zaylee, Charlotte albo jakiejkolwiek osoby trzeciej siłą rzeczy wiązało się z dodatkowym zamieszaniem, na które może nie mieli tutaj teraz specjalnie przestrzeni, ale to zamieszanie wydawało jej się przecież zupełnie nieuchronne, więc równie dobrze mógłby to już mieć z głowy.
— No ale i tak będziesz im musiał przecież powiedzieć, nie? To już mógłbyś od razu — spytała szczerze skonsternowana, ale na tym poprzestała. Nie zamierzała się z nim przecież o to kłócić ani na cokolwiek naciskać, tym bardziej, że to wszystko nie miało na nią najmniejszego wpływu, więc finalnie tylko wzruszyła ramionami i pozwoliła mu zrobić tak, jak uważał.
Czas, który Miller spędził na rozmowie z mechanikiem, Indie poświęciła na znalezienie własnego telefonu i skontaktowanie się z Panią Strickland po tym, jak dotarło do niej, że ta przecież zeszłaby na zawał gdyby wróciła do domu przed nimi i nie zastała na miejscu uradowanego jej widokiem Drania. Tylko Caldwell nie za bardzo miała ochotę przyznawać się do realnego powodu, dla którego mieli być leciutko spóźnieni, więc wysmarowała jakiegoś ogólnikowego smsa w którym nigdy nie nazwała bezpośrednio przyczyny tej całej obsuwy oraz obiecała, że wszystko było okej i że w ciągu najbliższej godziny powinni już być w domu. Chwilę jej to wszystko zajęło, głównie z racji na to, że bardzo starała się nie brzmieć w tej wiadomości na nerwową albo jakkolwiek roztrzęsioną, więc Lucas wrócił do niej akurat krótko po tym, jak wreszcie kliknęła "wyślij".
Pół godziny. Kiwnęła głową krótko ze zrozumieniem, zaraz jednak obracając ją w stronę bagażnika, z którego zaniosło się kilka piskliwych szczeknięć. Już miała obrócić się na pięcie żeby się tym zająć, ale potrzebowała najpierw ustosunkować się do słów Millera i jego uprzejmej propozycji.
— Co? Chyba żeś się z chujem na głowy pozamieniał — tak skwitowała tę jego sugestię, bo to nie tak, że nie doceniała tej oferty, doceniała i to bardzo, ale nie było po prostu takiej możliwości. No po prostu nie. Żadnej siły na tym świecie, która mogłaby sprawić, że Indie zgodziłaby się zostawić go z tym wszystkim samego. — Nie zostawię Cię tu tak przecież samego — wyjaśniła już łagodniejszym tonem, chcąc ocieplić trochę przekaz po tym jak zorientowała się, że może zabrzmiało to napastliwie, choć napastliwe w najmniejszym stopniu być nie miało. — Nie zostawimy, znaczy się — poprawiła się zaraz, gdy Drań zaczął stanowczo domagać się uwagi i dobiegający z bagażnika dźwięk szczekania przybrał na sile, a skoro ręce miała już znów wolne, to Indie absolutnie nie zamierzała mu tej uwagi odmawiać i ruszyła mu z odsieczą.
W ciągu kilkunastu sekund była już z powrotem obok Lucasa, znów z psem na rękach; wciąż nie puścił jej tamten strach o życie Drania, więc wolała trzymać go na rękach, blisko, prawie tak, jakby ktoś zaraz miał spróbować go z tych jej objęć wyrwać.
— Zresztą, może jak tu z Tobą zostanę to wyrówna mi się trochę karma. Za tamtą imprezę, tak na przykład — dodała żartobliwie i nawet uśmiechnęła się lekko, chociaż było w tym uśmiechu coś z zażenowania, bo nic z tego, że od tamtej pory minęło już trochę czasu, skoro było jej na ten cały temat równie wstyd co w dzień, w którym obudziła się na jego kanapie. — Może jak będziemy kwita to W KOŃCU będę w stanie o niej zapomnieć i przestanie mi się tamten jebany trawnik śnić po nocach? Kurwa, fajnie by było. Iiiii w sumie to nie wiem na chuj o tym wspominał- no, kurwa, nieważne przecież, nieważne. Masz dla mnie peta?
Lucas Miller
Natychmiastowy protest Lucasa był odrobinę zaskakujący, więc pierwszą reakcją Indie na jego stanowcze "nie" były ściągnięte brwi i skonfundowana mina. Niby potrafiła zrozumieć jego logikę oraz fakt, że zaangażowanie Zaylee, Charlotte albo jakiejkolwiek osoby trzeciej siłą rzeczy wiązało się z dodatkowym zamieszaniem, na które może nie mieli tutaj teraz specjalnie przestrzeni, ale to zamieszanie wydawało jej się przecież zupełnie nieuchronne, więc równie dobrze mógłby to już mieć z głowy.
— No ale i tak będziesz im musiał przecież powiedzieć, nie? To już mógłbyś od razu — spytała szczerze skonsternowana, ale na tym poprzestała. Nie zamierzała się z nim przecież o to kłócić ani na cokolwiek naciskać, tym bardziej, że to wszystko nie miało na nią najmniejszego wpływu, więc finalnie tylko wzruszyła ramionami i pozwoliła mu zrobić tak, jak uważał.
Czas, który Miller spędził na rozmowie z mechanikiem, Indie poświęciła na znalezienie własnego telefonu i skontaktowanie się z Panią Strickland po tym, jak dotarło do niej, że ta przecież zeszłaby na zawał gdyby wróciła do domu przed nimi i nie zastała na miejscu uradowanego jej widokiem Drania. Tylko Caldwell nie za bardzo miała ochotę przyznawać się do realnego powodu, dla którego mieli być leciutko spóźnieni, więc wysmarowała jakiegoś ogólnikowego smsa w którym nigdy nie nazwała bezpośrednio przyczyny tej całej obsuwy oraz obiecała, że wszystko było okej i że w ciągu najbliższej godziny powinni już być w domu. Chwilę jej to wszystko zajęło, głównie z racji na to, że bardzo starała się nie brzmieć w tej wiadomości na nerwową albo jakkolwiek roztrzęsioną, więc Lucas wrócił do niej akurat krótko po tym, jak wreszcie kliknęła "wyślij".
Pół godziny. Kiwnęła głową krótko ze zrozumieniem, zaraz jednak obracając ją w stronę bagażnika, z którego zaniosło się kilka piskliwych szczeknięć. Już miała obrócić się na pięcie żeby się tym zająć, ale potrzebowała najpierw ustosunkować się do słów Millera i jego uprzejmej propozycji.
— Co? Chyba żeś się z chujem na głowy pozamieniał — tak skwitowała tę jego sugestię, bo to nie tak, że nie doceniała tej oferty, doceniała i to bardzo, ale nie było po prostu takiej możliwości. No po prostu nie. Żadnej siły na tym świecie, która mogłaby sprawić, że Indie zgodziłaby się zostawić go z tym wszystkim samego. — Nie zostawię Cię tu tak przecież samego — wyjaśniła już łagodniejszym tonem, chcąc ocieplić trochę przekaz po tym jak zorientowała się, że może zabrzmiało to napastliwie, choć napastliwe w najmniejszym stopniu być nie miało. — Nie zostawimy, znaczy się — poprawiła się zaraz, gdy Drań zaczął stanowczo domagać się uwagi i dobiegający z bagażnika dźwięk szczekania przybrał na sile, a skoro ręce miała już znów wolne, to Indie absolutnie nie zamierzała mu tej uwagi odmawiać i ruszyła mu z odsieczą.
W ciągu kilkunastu sekund była już z powrotem obok Lucasa, znów z psem na rękach; wciąż nie puścił jej tamten strach o życie Drania, więc wolała trzymać go na rękach, blisko, prawie tak, jakby ktoś zaraz miał spróbować go z tych jej objęć wyrwać.
— Zresztą, może jak tu z Tobą zostanę to wyrówna mi się trochę karma. Za tamtą imprezę, tak na przykład — dodała żartobliwie i nawet uśmiechnęła się lekko, chociaż było w tym uśmiechu coś z zażenowania, bo nic z tego, że od tamtej pory minęło już trochę czasu, skoro było jej na ten cały temat równie wstyd co w dzień, w którym obudziła się na jego kanapie. — Może jak będziemy kwita to W KOŃCU będę w stanie o niej zapomnieć i przestanie mi się tamten jebany trawnik śnić po nocach? Kurwa, fajnie by było. Iiiii w sumie to nie wiem na chuj o tym wspominał- no, kurwa, nieważne przecież, nieważne. Masz dla mnie peta?
Lucas Miller