All decisions have consequences
: ndz lis 16, 2025 1:21 am
Kiedy mówiła, Jake masochistycznie pozwalał, żeby każde słowo uderzało w ten sam punkt, w który wymarzał samokrytykę. Nie dlatego, że nie zasługiwał na złość - zasługiwał. Bardziej niż chciałby to świadomie przyznać. Ale to, jak bardzo Bronte wierzyła, że facet, którego znała, zrobiłby wszystko dla swojej rodziny… to bolało bardziej niż jej wyrzuty. Bo ona mówiła o nim sprzed wszystkiego. Sprzed problemów. Sprzed zeznań. Sprzed decyzji, których nie dało się cofnąć.
Zacisnął szczękę, aż niemal drżała. Bycie świadkiem koronnym wiązało się z wieloma bardzo restrykcyjnymi zasadami. Miał zakaz mówić. Zakaz zbliżać się do kogokolwiek, kto mógłby zostać jakkolwiek wplątany lub zagrozić całej sprawie. A jednak siedział tutaj - w miejscu, w którym absolutnie nie powinien być - bo kiedy zobaczył ją kilka dni temu na stacji benzynowej, prawie wszystko skopał, nieprzygotowany na taką sytuację. Instynkt nakazał uciekać, ale przecież nie mógł tego zrobić. I ten sam instynkt krzyczał teraz, że robi błąd.
- Bronte… - Zaczął ciszej, z wyraźnym napięciem w głosie, jakby każde słowo musiał przeciągnąć przez ponownie zaciskające się gardło. - Naprawdę myślisz, że nie chciałem wrócić? - Wybrzmiało niemal gorzko. - Że nie próbowałem? Że nie stałem na dworcu z biletem w dłoni, ale nie mogłem wsiąść do pociągu, bo otrzymałem telefon z przypomnieniem, że w ten sposób narażam nie tylko siebie? - To wspomnienie wciąż rozrywało go od środka. Obserwowano go, pilnowano, bo tak samo jak miało to zapewnić mu bezpieczeństwo, tak też było zabezpieczeniem, żeby nie zniknął. A przecież wczoraj było gorzej, prawie stanął ze śmiercią twarzą w twarz i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. I dziś rano opiekun rzucił sucho i bez emocji: „jeśli sytuacja się powtórzy, będziemy musieli cię przenieść”. To uświadomiło mu, że teraz ucieczka była na stałe wpisana w jego życie.
Rok temu, kiedy zgodził się na to wszystko, nie rozumiał pełni podejmowanego wyboru. Mimo to, teraz zrobiłby to samo, bo jeśli trafiłby za kratki, to nadal jego rodzina nie byłaby bezpieczna, nadal mógłby być zastraszany i nawet nie wiedziałby, czy na pewno nic im nie jest. W obecnej sytuacji przynajmniej raz na jakiś czas dostawał informację, że "wszystko idzie zgodnie z planem", co dla niego było równoznaczne z tym, że ani (już byłej) żonie, ani córce nie działa się krzywda.
- Nie zrozumiesz tego teraz. Nie możesz. Nawet nie mogę cię prosić, żebyś próbowała, bo jeszcze rok temu sam tego nie rozumiałem. - Odważył się złapać jej spojrzenie i wytrzymać jego ciężar. - Ale jeśli myślisz, że to wszystko dlatego, że mi nie zależało, to naprawdę nie wiesz, ile człowiek potrafi znieść, żeby ocalić ludzi, których kocha. - Nie prosił o współczucie, nie śmiałby. Prosił - choć nie powiedział tego wprost - żeby jej gniew nie odarł go z ostatniego kawałka godności, który mu został. Bo tylko kurczowe trzymanie się myśli, że zrobił to wszystko dla dobra rodziny, dawała mu nadzieję na to, że nie jest nic niewartym tchórzem i chujem.
Bronte Rosenthal-Murray
Zacisnął szczękę, aż niemal drżała. Bycie świadkiem koronnym wiązało się z wieloma bardzo restrykcyjnymi zasadami. Miał zakaz mówić. Zakaz zbliżać się do kogokolwiek, kto mógłby zostać jakkolwiek wplątany lub zagrozić całej sprawie. A jednak siedział tutaj - w miejscu, w którym absolutnie nie powinien być - bo kiedy zobaczył ją kilka dni temu na stacji benzynowej, prawie wszystko skopał, nieprzygotowany na taką sytuację. Instynkt nakazał uciekać, ale przecież nie mógł tego zrobić. I ten sam instynkt krzyczał teraz, że robi błąd.
- Bronte… - Zaczął ciszej, z wyraźnym napięciem w głosie, jakby każde słowo musiał przeciągnąć przez ponownie zaciskające się gardło. - Naprawdę myślisz, że nie chciałem wrócić? - Wybrzmiało niemal gorzko. - Że nie próbowałem? Że nie stałem na dworcu z biletem w dłoni, ale nie mogłem wsiąść do pociągu, bo otrzymałem telefon z przypomnieniem, że w ten sposób narażam nie tylko siebie? - To wspomnienie wciąż rozrywało go od środka. Obserwowano go, pilnowano, bo tak samo jak miało to zapewnić mu bezpieczeństwo, tak też było zabezpieczeniem, żeby nie zniknął. A przecież wczoraj było gorzej, prawie stanął ze śmiercią twarzą w twarz i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. I dziś rano opiekun rzucił sucho i bez emocji: „jeśli sytuacja się powtórzy, będziemy musieli cię przenieść”. To uświadomiło mu, że teraz ucieczka była na stałe wpisana w jego życie.
Rok temu, kiedy zgodził się na to wszystko, nie rozumiał pełni podejmowanego wyboru. Mimo to, teraz zrobiłby to samo, bo jeśli trafiłby za kratki, to nadal jego rodzina nie byłaby bezpieczna, nadal mógłby być zastraszany i nawet nie wiedziałby, czy na pewno nic im nie jest. W obecnej sytuacji przynajmniej raz na jakiś czas dostawał informację, że "wszystko idzie zgodnie z planem", co dla niego było równoznaczne z tym, że ani (już byłej) żonie, ani córce nie działa się krzywda.
- Nie zrozumiesz tego teraz. Nie możesz. Nawet nie mogę cię prosić, żebyś próbowała, bo jeszcze rok temu sam tego nie rozumiałem. - Odważył się złapać jej spojrzenie i wytrzymać jego ciężar. - Ale jeśli myślisz, że to wszystko dlatego, że mi nie zależało, to naprawdę nie wiesz, ile człowiek potrafi znieść, żeby ocalić ludzi, których kocha. - Nie prosił o współczucie, nie śmiałby. Prosił - choć nie powiedział tego wprost - żeby jej gniew nie odarł go z ostatniego kawałka godności, który mu został. Bo tylko kurczowe trzymanie się myśli, że zrobił to wszystko dla dobra rodziny, dawała mu nadzieję na to, że nie jest nic niewartym tchórzem i chujem.
Bronte Rosenthal-Murray