I swear I don't love the drama, it loves me
: pt lis 21, 2025 11:27 pm
Kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu, gdy tak beztrosko stwierdził, że zdrowa konkurencja była zdrowa. Cóż… z jednej strony tak właśnie było, a jednocześnie wiedziała, że to wcale tak nie działa. Zabawne, bo wcale ale to wcale nie chciałaby słuchać o tym, że właściwie to przerwała mu swoim telefonem randkę albo musi kończyć, bo spóźni się na spotkanie z dziewczyną. Nie była zazdrosna, bo przecież nic ich nie łączyło, ale… ale jednak ego to dziwna sprawa! Z tego samego powodu też ne do końca mu uwierzyła, że ani trochę go to nie obeszło.
- Myślę, że ty akurat powinieneś być najrozsądniejszy i wiedzieć, że takich kobiet jak ja w ogóle nie warto zdobywać. – dodała jednak dość gorzko, bo co jak co… wiedziała, że nie jest dobrą partią. Zdecydowanie nie była materiałem na dziewczynę albo żonę, a akurat on doskonale powinien o tym wiedzieć. Czuć! I trzymać się od niej z daleka. Ale cóż… ewidentnie oboje lubili komplikować sobie życie. Sobie i sobie nawzajem.
Bo tak, ten pocałunek potraktowała jako obietnicę. Zapowiedź. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie chciała więcej, że jej wyobraźnia a przede wszystkim wspomnienia nie zaczęły działać na wyższych obrotach, zabawny dreszcz nie przemknął wzdłuż jej kręgosłupa i nie uśmiechnęła się na to pod nosem. Jednak po prostu wycieczka do niego byłaby… zbyt prosta. Czy to oczekiwanie nie sprawiało właśnie, że apetyt rósł? Chciała więcej, ale wcale nie chciała tego podanego na złotej tacy, jednocześnie wcale nie chciała jemu podawać się na złotej tacy. Nie to, że nie była tak łatwa – bo oczywiście, że była. Po prostu lubiła też od czasu do czasu się zabawić.
- Co stoi na przeszkodzie, że będzie to bar w Vancouver? Oprócz tego, że to oznaczałoby, że skończylibyśmy w podmiejskim motelu, a ja miałabym ograniczony wybór jeśli chodzi o twoje koszule. – zaśmiała się – Dlatego znajdziemy coś na miejscu. Mam nawet pomysł. – bo faktycznie przeszło jej na myśl miejsce pod miastem. Niezbyt daleko, ale na tyle na uboczu i na tyle niezaangażowane, że faktycznie mogliby tam być anonimowi. A już na pewno nie mogli wpaść tam na kogoś, kto mógłby sprawiać kłopoty – takich nie potrzebowali – Zobaczymy. – uśmiechnęła się pod nosem i nawet zamknęła drzwi, chociaż jednocześnie czuła, że to zupełnie bez sensu. Zamek w jej domu, a nawet nowoczesny system alarmowy i kamery nic nie dały. Niepokojące.
Kiedy jednak znaleźli się w aucie pokierowała go do odpowiedniego miejsca. Dość… ustronny bar, niewielka ilość światła, muzyka, bilard i dobry alkohol. No i brak tłumów! Zajęli jeden ze stołów bilardowych, a Darcy właśnie wróciła z baru z kilkoma kieliszkami tequili.
- Pij, pij… będziesz łatwiejszy! W pokonaniu cię oczywiście. – wskazała na bile i podniosła dwa kieliszki, jednej podając Arvelowi i śmiejąc się pod nosem – Tak sobie myślę, gdybym nie zadzwoniła z domu, nie chciała się spotkać z tobą na miejscu zbrodni… też byś przyjechał?
Arvel Cadwalader
- Myślę, że ty akurat powinieneś być najrozsądniejszy i wiedzieć, że takich kobiet jak ja w ogóle nie warto zdobywać. – dodała jednak dość gorzko, bo co jak co… wiedziała, że nie jest dobrą partią. Zdecydowanie nie była materiałem na dziewczynę albo żonę, a akurat on doskonale powinien o tym wiedzieć. Czuć! I trzymać się od niej z daleka. Ale cóż… ewidentnie oboje lubili komplikować sobie życie. Sobie i sobie nawzajem.
Bo tak, ten pocałunek potraktowała jako obietnicę. Zapowiedź. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie chciała więcej, że jej wyobraźnia a przede wszystkim wspomnienia nie zaczęły działać na wyższych obrotach, zabawny dreszcz nie przemknął wzdłuż jej kręgosłupa i nie uśmiechnęła się na to pod nosem. Jednak po prostu wycieczka do niego byłaby… zbyt prosta. Czy to oczekiwanie nie sprawiało właśnie, że apetyt rósł? Chciała więcej, ale wcale nie chciała tego podanego na złotej tacy, jednocześnie wcale nie chciała jemu podawać się na złotej tacy. Nie to, że nie była tak łatwa – bo oczywiście, że była. Po prostu lubiła też od czasu do czasu się zabawić.
- Co stoi na przeszkodzie, że będzie to bar w Vancouver? Oprócz tego, że to oznaczałoby, że skończylibyśmy w podmiejskim motelu, a ja miałabym ograniczony wybór jeśli chodzi o twoje koszule. – zaśmiała się – Dlatego znajdziemy coś na miejscu. Mam nawet pomysł. – bo faktycznie przeszło jej na myśl miejsce pod miastem. Niezbyt daleko, ale na tyle na uboczu i na tyle niezaangażowane, że faktycznie mogliby tam być anonimowi. A już na pewno nie mogli wpaść tam na kogoś, kto mógłby sprawiać kłopoty – takich nie potrzebowali – Zobaczymy. – uśmiechnęła się pod nosem i nawet zamknęła drzwi, chociaż jednocześnie czuła, że to zupełnie bez sensu. Zamek w jej domu, a nawet nowoczesny system alarmowy i kamery nic nie dały. Niepokojące.
Kiedy jednak znaleźli się w aucie pokierowała go do odpowiedniego miejsca. Dość… ustronny bar, niewielka ilość światła, muzyka, bilard i dobry alkohol. No i brak tłumów! Zajęli jeden ze stołów bilardowych, a Darcy właśnie wróciła z baru z kilkoma kieliszkami tequili.
- Pij, pij… będziesz łatwiejszy! W pokonaniu cię oczywiście. – wskazała na bile i podniosła dwa kieliszki, jednej podając Arvelowi i śmiejąc się pod nosem – Tak sobie myślę, gdybym nie zadzwoniła z domu, nie chciała się spotkać z tobą na miejscu zbrodni… też byś przyjechał?
Arvel Cadwalader